Reklama

Siły zbrojne

"Ranny" i porażony środkiem chemicznym żołnierz zaraz po przewiezieniu do punktu dekontaminacji. Ćwiczenie Anakonda 2018. Fot. Rafał Lesiecki / Defence24.pl

Anakonda 2018. Jak ewakuować rannych i skażonych żołnierzy [FOTO]

Przećwiczenie pełnego procesu ewakuacji medycznej pacjentów – i to tych najtrudniejszych: jednocześnie rannych i porażonych środkami chemicznymi – z pola walki aż do specjalistycznego szpitala – takie było zadanie, jakie postawili sobie żołnierze biorący w jednym z epizodów ćwiczenia Anakonda 2018. Miał to być pierwszy taki sprawdzian od kilku lat. Niestety, plany pokrzyżowała pogoda.

Anakonda 2018 to największe w tym roku ćwiczenia wojskowe. Na terytorium Polski bierze w nich udział ok. 12,5 tys. żołnierzy, dodatkowo na Bałtyku i – po raz pierwszy – w Estonii, na Litwie i Łotwie kolejne 5 tys. Manewry na poligonach oficjalnie rozpoczęły się 7 listopada i potrwają do 16 listopada. Na przełomie listopada i grudnia zostanie rozegrana jeszcze część dowódczo-sztabowa wspomagana komputerowo.

W piątek Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych, które co dwa lata organizuje kolejne edycje Anakondy, zaprosiło dziennikarzy na epizod obejmujący likwidację skażeń i ewakuację rannych. Rozegrano go na poligonie koło Drawska Pomorskiego.

Żołnierze z Centrum Reagowania Epidemiologicznego Sił Zbrojnych w oczekiwaniu na
Żołnierze z Centrum Reagowania Epidemiologicznego Sił Zbrojnych w oczekiwaniu na "rannych". Ćwiczenie Anakonda 2018. Fot. Rafał Lesiecki / Defence24.pl

Żołnierze ćwiczyli reagowanie w okolicznościach określanych w wojskowym żargonie jako MASCAL (od ang. Massive Casualties). To taka sytuacja, gdy wielkość strat przewyższa możliwości udzielenia pomocy na danym szczeblu. Nie chodzi więc o konkretną liczbę rannych. Raczej o fakt, że zdolności do udzielania pomocy, jakie są w danym oddziale, nie wystarczają. Dowódca musi więc poprosić przełożonych o wsparcie.

W epizodzie chodziło o przećwiczenie systemu ewakuacji medycznej żołnierzy, którzy zostali porażeni w wyniku ataku chemicznego. Droga wiodła z pola walki (czyli poligonu drawskiego), gdzie urządzono szpitale polowe na dwóch szczeblach, przez punkt pomocy medycznej (utworzony w bazie lotniczej w Mirosławcu, kilkadziesiąt kilometrów od Drawska) aż do szpitala specjalistycznego najwyższego poziomu – w tym wypadku był to 10. Wojskowy Szpital Kliniczny z Polikliniką w Bydgoszczy.

Gęsta mgła uniemożliwiła użycie lotnictwa podczas ćwiczenia. Fot. Rafał Lesiecki / Defence24.pl
Gęsta mgła uniemożliwiła użycie lotnictwa podczas ćwiczenia. Fot. Rafał Lesiecki / Defence24.pl

Na poszczególnych etapach transport miał się odbywać drogą powietrzną – z Drawska do Mirosławca rannych miały przewozić śmigłowce z 25. Brygady Kawalerii Powietrznej, a dalej do Bydgoszczy – samolot C-295M z 8. Bazy Lotnictwa Transportowego.

Nic z tego nie wyszło, bo nad poligonem drawskim od czwartku wisi gęsta mgła. Uniemożliwia ona nie tylko loty, ale i strzelania artyleryjskie, których efekty – w warunkach ćwiczebnych – muszą być widoczne dla obserwatorów. Z tego powodu najciężej ranni z poligonu do Mirosławca zostali przewiezieni karetką, a nie śmigłowcem.

Mimo tych trudności rozegrany na poligonie drawskim epizod zasługuje na uwagę, bo był próbą wyjątkową. Sprawdzano bowiem pełen proces ewakuacji medycznej, o czym w rozmowie z Defence24.pl mówił ppłk Norbert Hołysz z zarządu obrony przed bronią masowego rażenia Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych.

Cały proces ewakuacji medycznej pacjenta – i to tego najtrudniejszego z punktu widzenia udzielania pomocy medycznej, czyli rannego i skażonego – od miejsca uderzenia aż do udzielenia pomocy w szpitalu stacjonarnym po raz ostatni przećwiczyliśmy w 2015 r. i to na ćwiczeniach stricte medycznych. Teraz dokładamy do tego elementy ogólnowojskowe, które umożliwiają dowódcy batalionu i dowódcy brygady sprawdzenie wewnętrznych procedur.

ppłk Norbert Hołysz z DGRSZ

W przeprowadzonym w piątek ćwiczeniu rolę porażonych odgrywali żołnierze jednego z plutonów 1. batalionu piechoty zmotoryzowanej z 12. Brygady Zmechanizowanej. W scenariuszu założono, że zostali oni zaatakowani trującym środkiem chemicznym i całkowicie wyłączeni z walki. Oznaczało to, że równolegle pododdziały chemiczne musiały się zająć usuwaniem skażenia, a medycy – udzielaniem pomocy i ewakuacją rannych.

Fot. Rafał Lesiecki / Defence24.pl
Fot. Rafał Lesiecki / Defence24.pl

Rolę zaatakowanych trucizną odgrywało podczas ćwiczenia ok. 30 żołnierzy, wyposażonych w cztery Rosomaki. Nie była to więc w rzeczywistości duża liczba i – jak wyjaśnia ppłk Hołysz – w realnych warunkach do udzielenia im pomocy wystarczyłyby siły, którymi dysponuje brygada. Jednak by przećwiczyć procedury na wszystkich szczeblach, na Anakondzie 2018 sięgnięto po kompanię chemiczną, która na czas manewrów jest podporządkowana dowódcy 12. Dywizji Zmechanizowanej (głównej jednostki Wojsk Lądowych biorącej udział w ćwiczeniu), a na co dzień wchodzi w skład 4. Pułku Chemicznego w Brodnicy. Ćwiczyli też żołnierze z Centrum Reagowania Epidemiologicznego Sił Zbrojnych.

Po dekontaminacji
Po dekontaminacji "ranni" byli przejmowani przez sanitariuszy i przewożeni do szpitala polowego pierwszego poziomu. Fot. Rafał Lesiecki / Defence24.pl

W scenariuszu Anakondy 2018 "chemiczny" epizod na poligonie drawskim został umieszczony nie w czasie działań wojennych, lecz w fazie kryzysu. Dlatego przyjęto, że atak nastąpił nie ze strony sił zbrojnych przeciwnika (które dysponują np. gazami bojowymi), lecz ze strony grupy terrorystów, dysponujących fosforoorganicznymi środkami owadobójczymi, które po odpowiednim zagęszczeniu mogą szkodzić także ludziom. – Jest to zagrożenie, które na wielu ćwiczeniach, głównie reagowania kryzysowego, jest rozpatrywane jako możliwe do zaistnienia w codziennej sytuacji. Grupa terrorystyczna lub szaleniec jest w stanie rozpylić taką substancję – tłumaczy ppłk Hołysz.

"Lżej ranni" w oczekiwaniu przed polowym szpitalem. Fot. Rafał Lesiecki / Defence24.pl

Żeby usunąć groźną substancję, żołnierze używają rozpuszczonych w wodzie odkażalników. Powodują one reakcję chemiczną, prowadzącą do tego, że użyty preparat przestaje być trujący.

Ponowna segregacja
Ponowna segregacja "rannych" przed przyjęciem do szpitala drugiego poziomu. Jest to konieczne, ponieważ podczas transportu stan poszkodowanych może się pogorszyć. Fot. Rafał Lesiecki / Defence24.pl

W ramach dekontaminacji, czyli (w uproszczeniu) odkażania, porażeni środkiem chemicznym muszą pozbyć się ubrania i poddać się zabiegowi usunięcia i dezaktywacji substancji szkodliwej. W przypadku rannych czynności te wykonują medycy, którzy m.in. rozcinają mundury nożyczkami i "myją" ofiary roztworami z odkażalnikami. Na poligonie drawskim można było zobaczyć namiot, w którym umieszczono kilka połączonych stołów z rolkami, na których przesuwały się nosze. W ten sposób ranni byli poddawani dekontaminacji.

Dekontaminacja
Dekontaminacja "rannych" w specjalnym namiocie. Fot. Rafał Lesiecki / Defence24.pl

Rozegrany w piątek epizod był wyzwaniem dla pozorantów. Temperatura powietrza sięgała bowiem kilku stopni poniżej zera. Mimo że każdy "ciężko ranny" dostał koc, to widać było, że wielu z nich było po prostu zimno.

Fot. Rafał Lesiecki / Defence24.pl
"Ranni" po dowiezieniu do szpitala drugiego poziomu. Fot. Rafał Lesiecki / Defence24.pl

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (2)

  1. Ziom

    "Rozegrany w piątek epizod był wyzwaniem dla pozorantów. Temperatura powietrza sięgała bowiem kilku stopni poniżej zera. Mimo że każdy "ciężko ranny" dostał koc, to widać było, że wielu z nich było po prostu zimno." Jeśli pozorantom było zimno to znaczy, że służby nie zadbały o zwalczenie hipotermii. W przypadku prawdziwych rannych byłaby "lipa". Słabo.

  2. Rzyt

    Takich skazonych żołnierzy to trza ściągnąć wem a potem załadować na szybkie śmigłowce medyczne, o ile w rzeczywistości będzie co zbierać z takich ludzi...czyli wniosek taki... Kupić ze 16 jeszcze helikopterów medycznych i zainwestować 2mld w obronę NBC a nie w usmc

Reklama