Reklama
  • Analiza
  • Polecane
  • W centrum uwagi

Amerykanie odbudowują mobilną obronę przeciwlotniczą. A Polska?

US Army traktuje rozbudowę zdolności bezpośredniej obrony przeciwlotniczej wojsk lądowych jako jeden z najważniejszych priorytetów. Równolegle z wprowadzaniem nowych systemów, modernizowane będą istniejące, aby utrzymać ich przydatność na polu walki.

Fot. Letterkenny Army Depot.
Fot. Letterkenny Army Depot.

Armia amerykańska od zakończenia Zimnej Wojny stopniowo redukowała swoje zdolności obrony przeciwlotniczej wojsk. Po wybuchu wojen w Iraku i Afganistanie rozformowano dywizyjne bataliony obrony przeciwlotniczej, zakładając że lotnictwo USA jest w stanie zapewnić panowanie w powietrzu.

Po rosyjskiej agresji na Ukrainę, a także obserwując przebieg konfliktów na Bliskim Wschodzie, gdzie coraz szerzej stosowane są bezzałogowce (w tym uderzeniowe), Amerykanie doszli jednak do wniosku, że dywizje potrzebują obrony powietrznej. Odbudowa zdolności musi jednak następować „od zera”, i z wykorzystaniem systemów, które same USA uznają za częściowo przestarzałe.

W obszernej informacji prasowej armia amerykańska przyznała, że w 2017 roku żadna z 10 czynnych dywizji US Army nie miała batalionu przeciwlotniczego. Kilka takich jednostek było (i jest) w Gwardii Narodowej. Od tego czasu zdołano już sformować jedną taką jednostkę – 5 batalion 4 pułku artylerii przeciwlotniczej, stacjonujący w Niemczech. Jego wyposażenie stanowią zestawy przeciwlotnicze Avenger, na podwoziu Humvee, uzbrojone w dwie poczwórne wyrzutnie rakiet Stinger i karabin maszynowy 12,7 mm, dysponujące elektrooptycznymi systemami wykrywania i śledzenia celów.

Amerykanie zdecydowali niedawno o przywróceniu do służby 72 wycofanych wcześniej Avengerów. Część z nich została zmodernizowana. Dodano im funkcję pozwalającą namierzyć cel w trybie automatycznym z wykorzystaniem informacji ze źródła zewnętrznego, jakim zwykle jest radar Sentinel (slew-to-cue).

Do września 2020 roku w ten system zostaną wyposażone wszystkie zestawy Avenger. W kolejnym etapie modernizacji, planowanym do 2023 roku Avengery otrzymają m.in. nowe systemy łączności. To pozwoli utrzymać je w służbie do roku 2031, kiedy będą mogły w pełni zostać zastąpione przez nowe systemy.

Władze US Army mają jednak pełną świadomość, że system Avenger, nawet po modernizacji, włącznie z zaopatrzeniem pocisków Stinger w zapalniki zbliżeniowe, nie spełnia wymogów współczesnego pola walki. W dokumencie „Army Air and Missile Defense 2028”, określającym plan rozwoju obrony powietrznej wojsk lądowych USA na najbliższą dekadę wprost napisano, że jednostki Avenger nie mają wystarczającej mobilności, zasięgu, siły ognia i zdolności przetrwania, aby zapewnić odpowiedni stopień osłony współczesnym jednostkom wojsk lądowych. Dlatego planuje się wprowadzenie na wyposażenie zupełnie nowego systemu.

Wizja pojazdu Stryker z radarem MHR. Fot. RADA
Wizja pojazdu Stryker z radarem MHR. Fot. RADA

Mowa o zestawach Maneuver-SHORAD (M-SHORAD). Zostaną one oparte na podwoziu transporterów Stryker. Pierwsza wersja, tzw. IM-SHORAD, będzie uzbrojona w dwie wyrzutnie rakiet Hellfire Longbow, cztery Stingery, armaty 30 mm i karabiny maszynowe 7,62 mm, prawdopodobnie uzupełnione przez system niekinetycznego obezwładniania BSP. Takie pojazdy, w liczbie 144 trafią do czterech batalionów obrony przeciwlotniczej, do roku fiskalnego 2024.

Kolejne jednostki będą wyposażane w system o większych możliwościach bojowych. Zostanie on zaopatrzony między innymi w laserowy system rażenia, prawdopodobnie również w generacyjnie nowe pociski rakietowe, charakteryzujące się na przykład większym zasięgiem.

Przewiduje się, że docelowo bataliony przeciwlotnicze amerykańskich dywizji będą uzbrojone zarówno w system Maneuver-SHORAD, służący do bezpośredniej osłony wojsk, jak i w system IFPC Inc-2I. Ten drugi ma składać się z wyrzutni rakiet (uzupełnionych w perspektywie o systemy laserowe), radarów Sentinel i systemu zarządzania obroną powietrzną IBCS, będzie osadzony na ciężarówkach. W przyszłym roku zostanie podjęta decyzja o wyborze pocisku rakietowego, pod uwagę brane są system Iron Dome w wariancie „skomponentyzowanym”, czyli zintegrowanym z IBCS (dwie baterie, w istniejącej konfiguracji), kupiono w ramach pilnej potrzeby operacyjnej, oraz inne pociski.

IFPC, oprócz obrony samolotów i śmigłowców czy dronów, będzie też zdolny do zwalczania pocisków manewrujących oraz obiektów C-RAM (pocisków rakietowych, artyleryjskich i moździerzowych). Będzie służył do osłony miejsc koncentracji wojsk, czy punktów dowodzenia. Według upublicznionych przez US Army założeń, ma też zastąpić istniejący system C-RAM, wykorzystujący lądową wersję zestawu Vulcan-Phalanx.

System jest charakteryzowany jako mniej mobilny od M-SHORAD, ale za to dysponujący większą siłą ognia. W pewien sposób jest więc zbliżony koncepcyjnie do polskiego zestawu Narew. Przewiduje się, że baterie IFPC zostaną włączone również w dywizjony Patriot. Dzięki temu będą mogły tworzyć warstwową osłonę.

Zestaw Iron Dome na ciężarówce prezentowany na Eurosatory. Fot. J.Graf/Defence24.pl
Zestaw Iron Dome na ciężarówce prezentowany na Eurosatory. Fot. J.Graf/Defence24.pl

Oprócz tego, amerykańskie wojska lądowe prowadzą szereg prac nad systemami niekinetycznymi. To nie tylko laserowe systemy rażenia, jakie mają być włączone zarówno w M-SHORAD jak i w IFPC (ten drugi otrzyma laser o większej mocy), ale też środki zakłócające czy broń mikrofalowa.

Innym uzupełnieniem obrony są przenośne wyrzutnie Stinger, które są już wdrażane do niektórych brygad. Dowództwo US Army doszło do wniosku, że równolegle z wprowadzeniem zestawów samobieżnych, wojska powinny mieć do dyspozycji również systemy przenośne, bo w określonych sytuacjach to one mogą się okazać najefektywniejsze – m.in. dlatego, że obsługi wyrzutni Stingerów (i innych podobnych zestawów) mogą zostać „rozproszone” wśród jednostek lądowych i współdziałać z nimi.

Amerykanie modernizują też system dowodzenia mobilną obroną wojsk. Od lat 90. jest tam wykorzystywany system FAAD C2 (Forward Area Air Defense Command and Control – system dowodzenia i kontroli dla obrony powietrznej wysuniętych obszarów). Jedną z jego funkcji, oprócz zarządzania „klasyczną” obroną powietrzną jest koordynacja obrony C-RAM i detekcji źródeł ognia (w tym w celu niszczenia ich przez własną artylerię). Wspiera on też zwalczanie bezzałogowców (C-UAS). FAAD może tworzyć rozpoznany obraz sytuacji powietrznej, z uwzględnieniem sensorów zarówno bezpośrednio z nim współdziałających.

FAAD ma być ciągle modernizowany, między innymi w kierunku integracji z systemem zarządzania obroną powietrzną IBCS. To ostatnie może być o tyle łatwe, że producentem obu jest Northrop Grumman. Niedawno US Army opublikowała zapytanie ofertowe dotyczące nowego oprogramowania FAAD.

Zadaniem tego oprogramowania będzie utrzymanie zdolności systemów obrony krótkiego zasięgu (SHORAD), ale też zdolności IM-SHORAD (pierwsze transze „przeciwlotniczych Strykerów” będą integrowane z właśnie z FAAD), C-RAM, zwalczania bezzałogowców (C-UAS), oraz – co bardzo ważne – naziemnej obrony powietrznej piechoty morskiej i „misji energii skierowanej laboratorium badawczego Sił Powietrznych”. Widać więc, że FAAD jest systemem służącym do działań połączonych.

W zapytaniu opublikowano m.in. listę systemów, z jakimi to oprogramowanie powinno współdziałać. Znajdują się na niej:

  • Zestaw Avenger;
  • Laserowy system rażenia Compact Laser Weapon System;
  • Reconfigurable Integrated Weapons Platform (zdalnie sterowany system uzbrojenia, jaki może być używany w systemach mobilnej obrony wojsk);
  • Coyote (system C-UAS produkcji Raytheon, wykorzystujący własne bezzałogowce do fizycznego zwalczania dronów);
  • Tactical High-Power Microvawe (system rażący wiązką mikrofaową, służący m.in. do przeciwdziałania BSP);
  • Lądowy system Phalanx;
  • Pocisk Stinger;
  • Pocisk Hellfire;
  • System zarządzania obroną powietrzną IBCS;
  • Radar Improved Sentinel;
  • Radar artyleryjski Firefinder (Q-36 i Q-37);
  • Radar Q-53 (który zastępuje Q-36 i Q-37);
  • Zestaw Multi-Functional Radio Frequency System (prawdopodobnie chodzi o lekki radar firmy Raytheon);
  • Radary RPS-42 i RPS-62 Multi­Mission Hemispherical Radar, mogące wspierać m.in. systemy antydronowe, ale przydatne też do innych zastosowań;
  • System rozpoznania optoelektronicznego NightHawk;
  • System walki elektronicznej Duke;
  • System przeciwdziałania bezzałogowym statkom powietrznym Corian.

Amerykanie wymagają też, by nowe oprogramowanie zachowywało wsteczną kompatybilność ze starszymi systemami FAAD, wspierało możliwość jednoczesnej realizacji misji obrony powietrznej oraz C-RAM itd. Warto jednak zwrócić uwagę na bardzo szeroki zakres elementów integrowanych z systemem.

image
Fot. C. Todd Lopez/Army News Service. 

Na liście znajduje się zarówno sprzęt który spokojnie można określić jako „schodzący” (np. radary Q-36 i Q-37), zestawy Avenger które sami Amerykanie oceniają jako nieperspektywiczne, wraz z nowymi środkami rażenia wykorzystującymi lasery i broń mikrofalową. To pokazuje konieczność ewolucyjnego podejścia i dbania o istniejące systemy nawet w sytuacji gdy do służby wprowadzane są nowe.

Najlepszym tego przykładem jest modernizacja Avengerów, realizowana równolegle z wprowadzaniem do służby zestawów, które mają je zastąpić (IFPC, M-SHORAD). Dlaczego US Army decyduje się na taki krok? Po prostu uznano, że do czasu pełnego wprowadzenia generacyjnie nowego sprzętu, istniejący musi być utrzymywany w gotowości bojowej do wykonywania zadań. W momencie decyzji o liczebnej rozbudowie wcześniej jednostek okazało się że nie da się w momencie wprowadzić nowego sprzętu wszędzie i „stary” będzie musiał służyć przez pewien czas. To dobra nauka dla innych armii, szczególnie tych które borykają się z problemem wieloletnich zaniedbań – i równolegle potrzebują liczebnej rozbudowy.... To też pokazuje, jak istotnym i ważnym obszarem staje się obrona powietrzna i przeciwrakietowa krótkiego zasięgu.

Warto na moment odnieść się do sytuacji Polski. W WP są dość rozbudowane – przynajmniej jak na standardy zachodnie – struktury obrony powietrznej bardzo krótkiego zasięgu. Po 1989 roku w zasadzie w całości udało się wymienić przestarzałe posowieckie systemy przeciwlotnicze Strzała-2M, na nowy system Grom, uznawany za jeden z najskuteczniejszych w swojej klasie i opracowany w kraju. Od niedawna do armii trafiają systemy Piorun, o dużo większych możliwościach – i dalszych perspektywach rozwoju (o czym za chwilę).

Gorzej wygląda sytuacja, jeśli chodzi o systemy samobieżne. WP otrzymuje od niedawna zestawy Poprad, które mogą być uzbrojone w Gromy i Pioruny, jednak na dziś dużą część wyposażenia stanowią zestawy Hibneryt, czyli armaty 23 mm na ciężarówkach. Poprady mogą jednak wspierać jednostki zmotoryzowane, osłaniać miejsca koncentracji wojsk, ale nie mogą podążać za jednostkami pancernymi. Te mają do dyspozycji nieliczne systemy Biała (zmodernizowane Szyłki). Jednocześnie zakres zagrożeń się zwiększa – do dysponujących coraz większymi zdolnościami śmigłowców dołączają systemy bezzałogowe.

W MON zidentyfikowano program SONA, systemu służącego do obrony mobilnych Wojsk Pancernych, między innymi przed zagrożeniami C-RAM. Na początku tego roku resort informował, że projekt jest „perspektywiczny”, ale nie wiadomo czy będą na niego pieniądze. Polski przemysł może wyprodukować wszystkie elementy takiego zestawu: od podwozia, poprzez armaty, sensory, rakiety, system dowodzenia, a nawet system walki z BSP. Potrzeba jednak decyzji, aby ustalić konfigurację tego systemu. Trudno oczekiwać, że integracja całego systemu, badania prototypów, opracowanie dokumentacji do produkcji seryjnej, zajęłyby mniej niż 5 lat. Dlatego nawet jeśli nowy system ma wejść do służby np. w 2025 roku, to decyzje dotyczące jego konfiguracji powinny być podejmowane już dziś.

Warto też zatrzymać się na chwilę przy jednym z elementów – pociskach rakietowych. Polski przemysł ma możliwość opracowania rakiety o zasięgu 12-14 km, która mogłaby być podstawowym uzbrojeniem systemu SONA, pociskiem uzupełniającym w Narwi, ale też wejść na uzbrojenie Popradów i Os – zapewniając tym systemom skokowy wzrost możliwości bojowych, bez zmian w systemie dowodzenia. Podstawą do budowy takiego pocisku są doświadczenia z programu Piorun. System naprowadzania tego zestawu już dziś znajduje się w światowej czołówce, i w pewnych warunkach może namierzać cele na dystansie ponad 10 km („granicą” są nie możliwości układu naprowadzania, a konstrukcji rakiety i jej silnika). Prace nad nową, wielospektralną głowicą naprowadzającą, która może być stosowana zarówno w Piorunach, jak i w nowym pocisku, już są prowadzone.

W kontekście Polski amerykański przykład pokazuje dwie rzeczy. Pierwszą jest to, jak ważna jest „bliska” obrona przeciwlotnicza (skoro po latach zaniedbań, odbudowywana jest w pilnej potrzebie operacyjnej). Drugą jest to, że budowa nowych systemów (w wypadku USA często opartych o działa laserowe, armaty z amunicją programowalną, nowe systemy rakietowe) odbywa się równolegle z doskonaleniem istniejących (wyciąganych z magazynu Avengerów i Stingerów, które posłużą jeszcze ponad dekadę). W Polsce mamy możliwości, by podobną modernizację przeprowadzić siłami własnego przemysłu. To szansa, której nie wolno zaprzepaścić.

WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama