Reklama

Geopolityka

Rosyjska ofensywa w Afryce i na Bliskim Wschodzie [PODSUMOWANIE 2020 ROKU]

Fot. mil.ru.
Fot. mil.ru.

W 2020 roku Rosja kontynuowała swoją ekspansje w Afryce subsaharyjskiej oraz utrzymała swoją pozycję w regionie MENA. W dużym stopniu Moskwa swoje sukcesy zawdzięcza nieaktywności amerykańskiej w tej przestrzeni, a także znacznie większej elastyczności w porównaniu do państw europejskich. Istotne znaczenie ma również to, że błędy Zachodu doprowadziły do tego, że Rosja może prezentować się jako skuteczna siła walki z dżihadystami.

Rosja od kilku lat stara się zwiększyć swą obecność w Afryce, w tym w szczególności w Afryce subsaharyjskiej, zarówno w wymiarze ekonomicznym, politycznym jak i militarnym. W końcu 2019 r. w Soczi zorganizowane zostało pierwszy szczyt rosyjsko-afrykański, po którym Rosja podpisała z różnymi państwami afrykańskimi 92 kontrakty o łącznej wartości 14 mld usd.. Choć niewątpliwie był to dyplomatyczny sukces Moskwy to weryfikację jego realnych efektów utrudniła pandemia koronawirusa. Udział Rosji w wymianie handlowej z Afryką wprawdzie systematycznie rośnie ale wciąż jest niewielki w porównaniu z innymi globalnymi graczami tj. Chinami, USA czy Europą, w tym w szczególności Francją, Niemcami czy Wielką Brytanią. Władimir Putin w końcu 2019 r. informował, że od 2010 r. wartość ta wzrosła trzykrotnie z poziomu 6,5 mld USD do niemal 20 mld USD i zapowiadał podwojenie tej wartości w ciągu kilku lat.

Ale większość tej wartości dotyczy handlu z krajami północnoafrykańskimi, podczas gdy wartość handlu z krajami Afryki subsaharyjskiej wynosi tylko ok. 4-5 mld USD. To zatem wciąż duże wyzwanie dla Rosji, która udział w rywalizacji o rynki czarnej Afryki rozpoczęła później niż jej główni konkurenci tj. Chiny, USA oraz byłe potęgi kolonialne. Znacznie lepiej wychodzi natomiast Rosji ekspansja polityczno-militarna, wyrażająca się podpisywaniem umów o współpracy wojskowej, sprzedażą broni, wsparciem dla niektórych afrykańskich liderów, wysyłaniem najemników i doradców wojskowych oraz zakładaniem baz. Według niektórych doniesień Rosja od 2015 r. podpisała umowy o współpracy wojskowej z 21 krajami afrykańskimi. W Afryce Subsaharyjskiej pod względem militarno-politycznym najbardziej aktywnie obecna jest ona w Sudanie, Republice Środkowoafrykańskiej, Erytrei, Madagaskarze oraz Mozambiku.

Podpisanie 1 grudnia przez Rosję z Sudanem umowy na mocy której w Porcie Sudan powstanie rosyjska baza marynarki wojennej to zarówno duży sukces Kremla jak i pewne zaskoczenie, gdyż Rosja była sojusznikiem obalonego w kwietniu 2019 r. Omara al-Baszira i to jeszcze z nim w 2017 r. rozpoczęła negocjacje w sprawie bazy wojskowej. To pokazuje elastyczność Rosji, choć znamienne było, że Moskwa dogadała się w tej sprawie z wojskiem sudańskim niejako „za plecami” cywilnej, wywodzącej się z opozycji, części tymczasowych władz tego kraju. Zgodnie z umową Rosjanie będą mogli mieć 4 jednostki swojej floty wojennej, w tym o napędzie atomowym, a także do 300 członków personelu wojskowego, w dającym dostęp do Morza Czerwonego Porcie Sudan. Ponadto będą mieli dostęp do wszystkich sudańskich portów oraz lotnisk w celach logistycznych. Umowa jest zawarta na 25 lat z możliwością przedłużenia na kolejne okresy dziesięcioletnie. Ponadto jeszcze w 2019 r. Rosja podpisała z Sudanem umowę o współpracy wojskowej obejmującej m.in. szkolenia oraz dostawę broni. Sudan jest przy tym jednym z kluczowych odbiorców rosyjskiej broni w Afryce, przy czym według Stockholm International Peace Research Institute Rosja jest odpowiedzialna za 49 % afrykańskiego importu broni.

Reklama
Reklama

Morze Czerwone odgrywa kluczową rolę w systemie morskich szlaków handlowych i dlatego już wcześniej w tym basenie swoje bazy założyły m.in. USA, Chiny, Francja i Włochy. Swoją bazę, również w Sudanie, chciała też założyć Turcja. Ankara, podobnie jak Moskwa, negocjowała to z Omarem al-Baszirem ale w tym wypadku upadek dyktatora przekreślił tureckie plany, przy czym Turcy chcieli wykorzystać swoją planowaną obecność wojskową w Sudanie również do oddziaływania na sytuację w Sahelu (co stanowi zagrożenie dla interesów francuskich) jak i w Libii (co wzmocniłoby jej pozycję w odniesieniu do Rosji). Tyle, że Turcja skonfliktowana jest również z innymi graczami regionalnymi tj. w szczególności Arabią Saudyjską i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, które mają duży wpływ na obecne władze w Chartumie. Rosja natomiast jest przez państwa skonfliktowane z Turcją postrzegana jako potencjalne wsparcie dla neutralizowania neoottomańskich zapędów Ankary, zwłaszcza w sytuacji bierności USA.

Rosjanie systematycznie umacniają się również w sąsiadującej z Sudanem i od 2012 r. ogarniętej wojną domową i chaosem Republice Środkowoafrykańskiej. Warto przy tym przypomnieć, że w 2013 r. Francja odmówiła udzielenia pomocy ówczesnemu prezydentowi tego kraju Francois Bozize mimo, że w RŚA przebywał liczący 400 żołnierzy francuski kontyngent wojskowy. W rezultacie władzę przejęła muzułmańska koalicja Seleka, wspierana przez Sudan oraz Czad, postrzegany wówczas przez Francję jako kluczowy sojusznik w innym konflikcie tj. Mali. Po niespełna roku Seleka została przepędzona z środkowoafrykańskiej stolicy Bangui ale wkrótce potem proklamowała powstanie separatystycznej Republiki Logone w północnej części tego państwa. Rosja skorzystała z okazji i w 2018 r. wysłała kilkusetosobowy kontyngent swoich najemników (wagnerowców) w celu wsparcia rządzącego od 2016 r. prezydenta Faustina-Archange Touadery, a także stałą się głównym dostawcą broni do tego kraju dzięki uzyskaniu w grudniu 2017 r. wyłączenia z nałożonego na RŚA embarga na handel bronią.

Kluczowym doradcą środkowoafrykańskiego przywódcy został natomiast b. oficer GRU Walerij Zacharow. W połowie grudnia Rosjanie wysłali dodatkowo 300-osobowy kontyngent swojego wojska w związku z zaplanowanymi na 27 grudnia wyborami oraz sukcesami rebeliantów. Krytycy ubiegającego się o reelekcję Touadery oraz jego rosyjskich sojuszników twierdzą przy tym, że chce on utrzymać się u władzy z pomocą Rosji bez względu na wyborczy wynik. Nie byłoby to przy tym nic nowego, gdyż Francja też wielokrotnie udzielała takiego wsparcia, niemniej wycofała się z tego typu polityki w 2012 r. Rosja postanowiła więc wypełnić powstałą próżnię i tym samym dać sygnał również innym afrykańskim przywódcom, że jest w stanie zaoferować swoje usługi w zakresie pomocy w utrzymaniu się u władzy.

image
Fot. mil.ru.

 

Rosja planuje również założenie swoich baz wojskowych w trzech innych krajach subsaharyjskich tj. Erytrei, Mozambiku oraz na Madagaskarze. W styczniu 2020 r. podpisany został pierwszy kontrakt militarny między Erytreą a Rosją dotyczący m.in. dostawy do tego kraju dwóch helikopterów wielozadaniowych. Rosja już w 2018 r. wyrażała zainteresowanie „wojskowym centrum logistycznym” w Erytrei, która dysponuje dwoma strategicznymi portami na Morzu Czerwonym. Z kolei do Mozambiku w 2019 r. zostali wysłani rosyjscy najemnicy (wagnerowcy) w związku z sytuacją w prowincji Cabo Delgado tj. obecnością terrorystów Państwa Islamskiego. Wprawdzie nie poradzili sobie oni z miejscowymi dżihadystami jednak nie wyklucza to pogłębienia współpracy miedzy Mozambikiem a Rosją, zwłaszcza, że w oczach wielu krajów zyskała ona opinię bardziej wiarygodnego sojusznika w walce z dżihadystami.

Bez względu na to czy ta percepcja jest słuszna czy też wręcz przeciwnie to jest to rezultat fatalnych błędów popełnionych przez Zachód na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej np. wspierania dżihadystycznych ugrupowań w Syrii. Podobna sytuacja może mieć miejsce w Mali, które jest jeszcze bardziej strategiczne z punktu widzenia interesów Francji. Po puczu, który miał miejsce w tym kraju 18 sierpnia, pojawiły się spekulacje, że stała za nim Rosja, gdyż niektórzy liderzy spisku tuż przed zamachem stanu byli na szkoleniu w Moskwie. Choć brak na to jednoznacznych dowodów to Rosja niewątpliwie skorzystała na przewrocie. Obalony prezydent Ibrahim Boubacar Keita był bowiem protegowanym Paryża, a tymczasem Moskwa zaczęła zacieśniać swoje relacje z malijską armią już w 2019 r. gdy podpisano rosyjsko-malijskie porozumienie o współpracy wojskowej. Warto przy tym zwrócić uwagę na to, że malijski pucz w 2020 r. nie przypominał kabaretowego wręcz pod względem nieudacznictwa przewrotu jaki miał miejsce w tym kraju w 2012 r. Rosja skorzystała też z tego, ze Francja i wiele innych państw nie jest w stanie elastycznie podejść do takich sytuacji i od razu zapowiadano izolację międzynarodową puczystów podczas gdy Rosja nie ma takich problemów i wyciągnęła do nich swoją dłoń.

Rosyjska ofensywa w Afryce ma służyć podkreśleniu roli tego państwa jako globalnego mocarstwa. Póki co nie przełożyła się ona natomiast na znaczący wzrost rosyjskich obrotów handlowych z Czarnym Lądem. Niemniej rosyjskie działania w Afryce subsaharyjskiej mają oczywiście również motywację ekonomiczną, zwłaszcza w odniesieniu do licznych afrykańskich bogactw naturalnych. Dotyczy to m.in. Gwinei (boksyt), Angoli (diamenty), Zimbabwe (platyna), Sudan (złoto), czy Mozambiku (gaz) oraz RŚA (uran). Z kolei Lukoil prowadzi interesy w takich krajach jak Kamerun, Ghana, Nigeria czy Kongo. Ponadto Afryka jest atrakcyjnym rynkiem dla rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego.

Z drugiej strony Rosja jest atrakcyjnym partnerem dla wielu afrykańskich rządów gdyż nie uzależnia współpracy od warunków politycznych, zwłaszcza w odniesieniu do demokracji i praw człowieka. Stanowi też alternatywę dla Chin prowadzących politykę zadłużania kontrahentów, z czego co raz więcej partnerów Pekinu zdaje sobie sprawę. Rosja ma też w Afryce kapitał ludzki to jest elity wykształcone w ZSRR oraz nie ma obciążenia kolonialnego. Rosyjskiej ofensywie towarzyszy też wojna informacyjna i w tym zakresie Moskwa osiągnęła również niespodziewany sukces, gdy Facebook w połowie grudnia skasował 6800 kont (przeważnie francuskich) pod zarzutem siania dezinformacji w odniesieniu do rosyjskiej polityki w Mali i RŚA.

Rosyjscy przeciwlotnicy w Egipcie. Fot. mil.ru.
Rosyjscy przeciwlotnicy w Egipcie. Fot. mil.ru.

Wpływy w Afryce subsaharyjskiej są rozwinięciem dotychczasowej aktywności rosyjskiej w Afryce Płn. i szerzej w regionie MENA (Afryka Płn. i Bliski Wschód). Moskwa również i tutaj wykazuje się zdecydowanie większą elastycznością niż jej konkurenci. Na przykład 85 proc. importu broni w Algierii pochodzi z Rosji, a w listopadzie pojawiła się informacja, iż kraj ten zawarł kontrakt na zakup 14 Su-57 o wartości 2 mld USD. Nie przeszkadza to jednak Rosjanom równolegle intensyfikować swoje relacje z skonfliktowanym z Algierią Marokiem i to mimo, że niedawno Moskwa skrytykowała decyzję Waszyngtonu o uznaniu praw Maroka do Sahary Zachodniej. W październiku 2019 r. Rosja zawarła z Marokiem kontrakt na budowę wartej 2 mld USD rafinerii w tym północnoafrykańskim kraju.

Kluczowe znaczenie ma aktywność Rosji w Libii, choć w tym zakresie rok 2020 nie był szczególnie udany. Rosjanie teoretycznie wspierają tam oddziały marszałka Khalify Haftara (LNA) ale w rzeczywistości prowadzą znacznie bardziej wyrafinowaną grę robiąc interesy również z rządem w Trypolisie. Po stronie LNA od 2019 r. walczą oddziały rosyjskich najemników tj. wagnerowców (opłacanych w dodatku przez Zjednoczone Emiraty Arabskie). Jednak celem Rosji nigdy nie było umożliwienie Haftarowi przejęcia pełnej władzy lecz doprowadzenie do korzystnego dla siebie podziału wpływów w tym kraju między siebie i Turcję przy jednoczesnej marginalizacji innych graczy. Moskwie zależy na jak największym dostępie do surowców libijskich oraz wspólnej z Turcją kontroli szlaków migracyjnych, co pozwalałoby na szantażowanie Europy napływem migrantów z Afryki subsaharyjskiej.

Nie jest to zresztą jedyny wspólny interes tych dwóch państw w odniesieniu do Libii oraz wschodniej części basenu Morza Śródziemnego, gdyż podobnie zarówno Ankara jak i Moskwa nie są zainteresowane budową gazociągu East Med (byłby konkurencją dla Turk Streamu). Dla Rosji nie byłoby zatem problemem założenie przez Turcję swojej bazy w Misracie o ile jednocześnie Rosja założyłaby swoją w Syrcie. Do takiego podziału Libii miał doprowadzić układ przedstawiony w styczniu w Moskwie. Jednak Haftar w ostatniej chwili odmówił jego podpisania za co następnie Rosja ukarała go wycofaniem wagnerowców spod Trypolisu co pozwoliło rządowi trypolitańskiemu na przeprowadzenie skutecznej kontrofensywy przy wsparciu Turcji. Rosjanie rozważali też odsunięcie Haftara i postawienie na kogoś innego w Libii ale ostatecznie do tego nie doszło ze względu na wsparcie państw arabskich dla libijskiego marszałka. Rosja daleka jest jednak od utraty swoich wpływów w tym kraju i można się spodziewać, że 2021 r. przyniesie nowe rozstrzygnięcia, zwłaszcza że Haftar już zapowiada nową antyturecką ofensywę.

Jeżeli Rosja zrealizuje swoje plany założenia bazy morskiej w Syrcie i lotniczej w Dżufrze to będzie to już drugi kraj śródziemnomorski obok Syrii, w którym Rosja ma swoją militarną obecność. W 2020 r. Rosjanie zdecydowali przy tym rozbudować swoje syryjskie bazy w Latakii i Tartus, a także zainwestować 500 mln usd na rozbudowę portu w Tartus. Jednocześnie w lutym 2020 r., po nieudanej próbie przeprowadzenia przez wspierane przez Turcję oddziały dżihadystów kontrofensywy przeciwko siłom rządowym Turcja musiała uznać wyznaczone przez Rosję warunki równowagi, których elementem są wspólne rosyjsko-tureckie patrole w Idlibie.

Pod koniec 2019 r. Rosja uzyskała też znaczący wpływ (wraz ze swoją obecnością militarną) na sytuację w kontrolowanej przez Kurdów Syrii Północno-Wschodniej. Błąd Donalda Trumpa polegający na zapaleniu „zielonego światła” dla tureckiej inwazji umożliwił taki rozwój sytuacji i spowodował, że Rosjanie, bez jednego wystrzału, przejęli kilka baz USA w tym regionie. Bierność USA spowodowała zresztą również intensyfikację relacji egipsko-rosyjskich, co związane jest w dużym stopniu z tym, że Kair zainteresowany jest powstrzymaniem tureckich ambicji w Libii (i szerzej w Afryce Płn.). Rosja jest obecnie drugim największym dostawcą broni do Egiptu (34 proc.), a w końcu listopada odbyły się pierwsze w historii wspólne egipsko-rosyjskie manewry marynarki wojennej.

Rosjanie umacniają również swoją pozycję w relacjach z innymi krajami arabskimi. Na przykład udział Rosji w dostawach broni do Iraku wynosi obecnie 34 proc. Rośnie też zaangażowanie Rosji we współpracę energetyczną z Irakiem. Zakres zaangażowania Rosji w Afryce subsaharyjskiej oraz MENA, połączony z ostatnimi sukcesami tego kraju w innych regionach np. na Kaukazie, pokazuje, że traktowanie tego kraju jako słabego, nie zdolnego do projekcji swoich wpływów na szeroką skalę, jest błędem i przejawem myślenia życzeniowego, od którego Rosja z całą pewnością nie osłabnie, lecz wręcz przeciwnie. Prowadzi to bowiem do ignorowania przyczyn skuteczności (nawet jeśli jest ona niepełna) tej rosyjskiej ekspansji, a to jest warunkiem skutecznej rywalizacji.

Reklama
Reklama

Komentarze