Wojsko, bezpieczeństwo, geopolityka, wojna na Ukrainie
Rosjanie odzyskali czołg T-34-76 zatopiony w Donie [WIDEO]
Zgodnie z planem Rosjanie wydobyli z dna rzeki Don wrak czołgu T-34-76 z początku 1942 r. Już teraz planuje się, że po jego renowacji będzie on zaprezentowany w parku wojskowo-patriotycznym „Patriot” w Kubince.
Operacja podniesieniu czołgu T-34-76 została przeprowadzona w pobliżu wioski Ukrainskaja Bujłowka w rejonie Podgoreńskim Obwodu Woroneskiego. Wzięło w niej udział siedemnastu specjalistów oraz dwa remontowo – ewakuacyjne pojazdy BRME-1 jednej z jednostek inżynieryjnych Zachodniego Okręgu Wojskowego. Wybierani byli przy tym żołnierze z największym doświadczeniem, po kursach nurkowania, ponieważ zadanie było traktowane jako priorytetowe i interesowały się nim władze w Moskwie.
Czołg leżał na głębokości około 7 metrów. Operacja przebiegła bez problemów, pomimo że brzeg Donu był w stosunkowo wysoki. Jedynym problemem była duża liczba "gapiów", którzy niebezpiecznie zbliżali się do strefy, gdzie pracowały naciągnięte liny. Dla zmniejszenia ciężaru, jeszcze przed wyciągnięciem na suchy brzeg, czołg po wynurzeniu był opłukiwany strumieniami wody z piasku i mułu. Do wydobycia pojazdu wystarczyło tylko podczepienie się do dwóch tylnych zaczepów holowniczych.
Wieża, zgodnie z przewidywaniami, miała zamknięty właz, który udało się otworzyć po wyciągnięciu czołgu na brzeg. Otwarty był natomiast właz kierowcy, tak więc załoga prawdopodobnie opuściła pojazd przed zatonięciem. Nie znaleziono więc w środku ciał czołgistów. Sprawdziły się natomiast informacje z rekonesansu i rzeczywiście z pojazdu nie zdjęto uzbrojenia strzeleckiego.
Jak na razie nie potwierdzono, czy rzeczywiście jest to jedyny w świecie zachowany egzemplarz czołgu T-34-76, który został przekazany walczącym pododdziałom bezpośrednio z linii produkcyjnej zakładów - ze Stalingradzkiej Fabryki Traktorów. Czołgów takich wyprodukowano około 1000 sztuk i żaden z nich nie doczekał końca wojny.
Jak dotąd istnieją dwie wersje wyjaśnień, dlaczego nieuszkodzony czołg w ogóle znalazł się na dnie Donu. Część ekspertów przypuszcza, że specjalnie go zatopiono, by nie dostał się w ręce wroga. Istnieje również przypuszczenie, że pojazd spadł do wody z mostu pontonowego latem 1942 roku.
Należy przypomnieć, że nie jest to pierwsza operacja wyciągnięcia wraku czołgu z Donu w Obwodzie Woroneskim. Dwa lata wcześniej – 8 czerwca 2014 r. Rosjanie wydobyli z dna rzeki wrak ciężkiego czołgu KW-1 („Klim Woroszyłow”) o wadze 42,5 tony i armatą 76,2 mm. Pojazd został przekazany do podmoskiewskiego muzeum broni pancernej w Kubince, gdzie nie było maszyny tej wersji. Czołg miał jednak zerwaną wieżę i jedną z gąsienic (trzeba je było wydobyć oddzielnie).
Wiadomo już, że pobliżu ostatnio wyciągniętego czołgu T-34-76 na dnie Donu znajduje się dużo sprzętu przeprawowego, a wiec na pewno również uzbrojenie przenoszone przez żołnierzy.
Jak na razie wydobytą „trzydziestką czwórką” zajęli się specjaliści oddziału poszukiwania, remontów i restaurowania eksponatów „wojenno-patriotycznego” parku „Patriot” w Kubince. Według szefa tego oddziału Anatolija Kalimberga, samo zabezpieczenie czołgu, ze względu na jego bardzo dobry stan, mogłoby potrwać jedynie kilka miesięcy. Jeżeli jednak zapadnie decyzja o jego uruchomieniu to czas ten może się znacznie wydłużyć. Ale już pojawił się pomysł, by wydobyty w tym roku czołg wziął udział w przyszłorocznej paradzie zwycięstwa na Placu Czerwonym w Moskwie.
Czołg ten na pewno będzie wystawiony na forum „Armia 2016”, które organizowane we wrześniu br.
tak tylko...
Trochę mnie dziwi opieszałość Rosjan w poszukiwaniu pamiątek militarnych, powodem jest chyba skala zjawiska i ogrom strat idących w miliony. Życie ludzkie w historii Rosji nigdy nie miało większego znaczenia, bo i nikt na świecie nie szafował tak życiem swych żołnierzy jak rosyjscy generałowie, więc i nic dziwnego, że jeszcze mniej uwagi poświęca się zalegającym w ziemi pamiątkom. Rosjanie często podziwiają naszych poszukiwaczy za ich pietyzm i szacunek dla własnej historii. Dla nas każdy znaleziony żołnierski guzik, czy blaszka z wrześniowego samolotu to niemal relikwia...
sdf
Bo u nas nie zachowało się NIC, ze sprzętu II RP(no może poza ORP "Błyskawica", ale za to ORP „Burza” pocięto na żyletki, po tym jak zastąpiła go Błyskawica). To co zachowało się po wojnie, było celowo niszczone przez radziecki system. Dopiero po latach odnajdywane są jakieś zachowane cudem/przypadkiem pojazdy, i to tylko dlatego, że zostały wywiezione poza granice Polski, gdzie komunistyczne władze chętnie by to przetopiły. Rosjanie nie mają takiego problemu ze znalezieniem swojego sprzętu z II wojny.
Igor
Obszar Polski po aneksji Zaolzie w październiku 1938 roku - 389 720 km². Powierzchnia europejskiej części Rosji, około 3.960.000 kilometrów kwadratowych (23% rosyjskiego i 40% z całej Europy).
bam
Jest taki jedyny ?. A czolg z Gdanska al.Zwyciestwa To T-34 /76 czy nie ?.
Davien
Inna wersja T-34/76 z póżną wieżą, ta wydobyta ma początkową wieżę.
Lis
nie ocalał Żaden z 1000 ze Stalingradzkiej Fabryki Traktorów - czytanie ze zrozumieniem to chyba poziom szkoły podstawawej
45
Myśmy te stare wersje uratowali.Oni nie.My mamy Oni szukają i znajdą.Wbrew obiegowej opinii ta wersja walczyła do końca wojny.Znane są zdjęcia tych teciakow z Operacji Berlińskiej.Wersji tej używali też Niemcy na terenie Jugosławii jeszcze w maju 45./są zdjęcia/
Marek1
W maju 1942r 2 grupy uderzeniowe(10 dywizji strzeleckich i 3 kawaleryjskie, 11 brygad pancernych i 2 zmotoryzowane) po początkowych sukcesach ofensywy na kierunku charkowskim na skutek kardynalnych błędów Stalina i sztabowców A.Cz(tzw. Stawka) zostały odcięte od sił głównych Armii Czerwonej. W kotle zginęło/zaginęło/zostało rannych/wziętych do niewoli ok 270 tys żołnierzy i oficerów(straty niemieckie ok 20 tys ludzi).Ten T-34/76 wz. 1942 prawdopodobnie stracono(utopiono) w czasie rozpaczliwych prób przedarcia się okrążonych jednostek grup uderzeniowych do własnych sił w dniach 24-29 maja 1942r.
Podpułkownik Wareda
Marek1! "W maju 1942 roku, 2 Grupy Uderzeniowe (...) po początkowych sukcesach ofensywy na kierunku charkowskim, na skutek kardynalnych błędów Stalina i sztabowców (tzw. Stawki), zostały odcięte od głównych sił Armii Czerwonej". (...). Przede wszystkim, ówczesny dyktator Związku Radzieckiego Józef Stalin, szczególnie na początku wojny niemiecko-radzieckiej, był kompletnym laikiem w sprawach dot. wojskowego planowania strategicznego, a także organizowania, przygotowywania i dowodzenia wielkimi operacjami militarnymi. Dlatego też, nie można powiedzieć, że Stalin podczas operacji charkowskiej w maju 1942 roku popełnił kardynalne błędy. Nie mógł popełnić kardynalnych błędów w sprawach, o których nie miał zielonego pojęcia. Oczywiście nie ulega wątpliwości, że Stalin - jako Naczelny Dowódca Armii Czerwonej - ponosi generalną odpowiedzialność za całość działań radzieckich sił zbrojnych podczas wojny i w czasie pokoju. Na zasadzie, że szef odpowiada za wszystko. Ale tylko na tej zasadzie! Natomiast, całą rzeczywistą i faktyczną winę należy przypisać sztabowcom ze Sztabu Generalnego Armii Czerwonej oraz dowodzącemu operacją charkowską, marszałkowi Siemionowi Timoszence. Ale tutaj mała uwaga: Sztab Generalny Armii Czerwonej dysponował liczną grupą dobrych i zdolnych oficerów. Ale ci sztabowcy byli tak sparaliżowani strachem - po czystkach personalnych wśród radzieckiej kadry oficerskiej i dowódczej w drugiej połowie lat 30-tych XX wieku, że autentycznie bali się wychodzić z własną inicjatywą na zasadzie: "nie wychylaj się i nie wychodź przed szereg". Zdecydowanie łatwiej - często dla tzw.: "świętego spokoju" - było realizować, niedorzeczne pomysły i zachcianki laika Stalina. Jak nietrudno się domyśleć, taka atmosfera wśród kadry oficerskiej, a także wiele innych przyczyn - doprowadziły do straszliwych klęsk Armii Czerwonej, szczególnie w początkowym okresie wojny niemiecko-radzieckiej. Przy okazji, jednym z bardzo nielicznych wyższych oficerów Armii Czerwonej, którzy mieli odwagę i śmiałość bronić swojego zdania i niemal polemizować z samym Stalinem na posiedzeniach STAWKI, był późniejszy marszałek Gieorgij Żukow. Pozostali, albo "nie wychylali się", albo bez zgody Stalina - nawet w najdrobniejszych sprawach dot. dowodzenia wojskami i przeprowadzania operacji wojskowych na froncie wschodnim - nie byli w stanie samodzielnie kiwnąć palcem w bucie. Tak - w wielkim skrócie i uproszczeniu - funkcjonował system stalinowski w Armii Czerwonej podczas II wojny światowej. Stąd nie dziwmy się, że w maju 1942 roku, dowodzący wojskami radzieckimi podczas operacji charkowskiej marszałek Siemion Timoszenko otrzymał tęgie lanie od niemieckiego feldmarszałka Fedora von Bocka. PS. Podzielam zdanie tych wszystkich, którzy twierdzą, że Rosjanie podjęli właściwą decyzję dot. wydobycia z dna rzeki Don czołgu T-34/76. Tym bardziej, że po tylu latach od zakończenia II wojny światowej, niezmiernie rzadko zdarzają się tego rodzaju okazje.
Davien
No i fajnie ,będzie w końcu wersja T-34/76 w muzeum do ogladania, bo jak piszą to do tej pory żadnego nie było.
King
Czytaj ze zrozumieniem... A taki t34 możesz sobie zobaczyć na cokole pod Studziankami.
tankcom
czysz nie takie lufki mamy na naszych bwp-1?