- Analiza
- Wiadomości
"Repatriacja, drenaż zasobów, czystki etniczne". Jak Europa nie poradzi sobie z kryzysem migracyjnym [OPINIA]
Przenoszenie uchodźców z terenów znajdujących się w pobliżu ich miejsca pochodzenia do Europy, a także zachęcanie ich do migracji przynosi szkodę krajom, z których pochodzą. Utrudnia to odbudowę powojenną i zmienia miejscową demografię. W dyskusji o pomocy uchodźcom temat ich repatriacji jest również całkowicie nieobecny - pisze Witold Repetowicz.

Negatywne skutki migracji i relokacji uchodźców, odnoszące się do ich rodaków oraz krajów pochodzenia, są całkowicie pomijane w debacie na temat pomocy dla nich. Przeciwnicy przyjmowania migrantów i uchodźców do Europy koncentrują się na negatywnych aspektach związanych z tym, ale odnoszących się do bezpieczeństwa krajów przyjmujących. Chodzi w szczególności o zagrożenie terrorystyczne oraz bezpieczeństwo kulturowe. Zwolennicy ich przyjmowania narzucili natomiast bardzo niebezpieczną narrację, szkodliwą dla uchodźców, a także ludności nie opuszczającej terenów ogarniętych wojną, lecz potrzebującej pomocy humanitarnej. Według tej narracji „pomoc dla uchodźców” sprowadza się do ich przyjmowania w Europie, a różnica między pojęciem uchodźca i migrantem zostaje zatarta.
W publicznej debacie pojęcie „przyjmowanie uchodźców” stało się synonimem przyjmowania (bezpośredniego lub w ramach relokacji) osób, które nielegalnie przybyły do Europy. Chodzi w szczególności o osoby, które dotarły do Unii Europejskiej jako „syryjscy uchodźcy” od lata 2015 r. gdy zaczął się kryzys migracyjny. Abstrahując od przyczyn tego nagłego przypływu ludzi na bezprecedensową skalę, warto zwrócić uwagę, że według oficjalnych statystyk w 2015 r. granice Unii Europejskiej przekroczył nielegalnie ponad 1 mln osób, podczas gdy w tym czasie zostało złożonych tylko 400 tys. wniosków azylowych od obywateli Syrii. Nie przeszkodziło to jednak uporczywemu stosowaniu w różnego rodzaju przemówieniach, reportażach, programach publicystycznych i sondażach zbitki słownej „przyjmowanie uchodźców” w odniesieniu do całości tych migrantów.
Takie podejście, być może wbrew intencjom osób je promujących (choć można mieć co do tego wątpliwości), było bardzo szkodliwe dla uchodźców, gdyż poprzez odniesienie go również do nielegalnych imigrantów utrwalało u przeciwników otwarcia granic dla osób (różnej narodowości), które od 2015 r. docierały łódkami do wysp greckich lub włoskiej Lampeduzy, niechęć do przyjmowania uchodźców w ogóle. W Polsce większość polityków i mediów sprowadziło pojęcie „przyjmowanie uchodźców” do problemu relokacji do naszego kraju części osób, które przybyły tu w czasie kryzysu migracyjnego. Ponieważ większość Polaków była oczywiście przeciw tej relokacji, więc poprzez tak zadawane pytania prowadziło to do wprowadzania ich w błąd i skłaniało do deklaracji, że są przeciwnikami przyjmowania uchodźców.
By zobrazować tę manipulację wystarczy skoncentrować się na kilku wypowiedziach polityków z ostatnich dni. Przewodniczący Platformy Obywatelskiej Grzegorz Schetyna deklarował na przykład niedawno, że jego partia jest przeciw przyjmowaniu uchodźców, a eurodeputowana Róża Grafin von Thun und Hohenstein w programie „Bez Retuszu” oświadczyła, że Polska nie przyjmuje uchodźców. Tymczasem nie jest to prawdą, gdyż rząd Beaty Szydło oczywiście przyjmuje uchodźców, natomiast odmawia przyjmowania migrantów w ramach relokacji.
Częścią manipulacji lobby promigracyjnego jest stwierdzenie, że osoby, które przybyły do Europy w czasie kryzysu migracyjnego uciekły z obszarów objętych wojną, ratując w ten sposób swoje życie. Jest to oczywiście nieprawda, gdyż jak już wspomniałem 60 proc. tych osób w ogóle nie pochodziło z Syrii, a przytłaczająca większość spośród tych którzy są Syryjczykami przybyła z obozów dla uchodźców z krajów sąsiadujących z Syrią, a nie „spod bomb i kul”. W dodatku, co jest niezwykle istotne, wielu z nich pochodzi z terenów Syrii które nie były lub nie są już objęte działaniami wojennymi. Z drugiej strony lobby promigracyjne zarzucało wielokrotnie obecnym władzom Polski rzekome nierozumienie pojęcia uchodźca w związku z argumentem rządu Beaty Szydło, że Polska przyjęła milion Ukraińców. Nie ulega tymczasem wątpliwości, że przytłaczająca większość osób które przybyły do Europy nielegalnie szlakiem środkowośródziemnomorskim oraz wschodniośródziemnomorskim/bałkańskim miała taką samą tj. ekonomiczną motywację jak Ukraińcy, którzy przybyli do Polski, a fakt, że Polska umożliwiła Ukraińcom legalny wjazd powinien raczej skłaniać do uznania, że humanitaryzm polskiej polityki migracyjnej jest większy niż ten który charakteryzuje na przykład Niemców.
Jednak ta kwestia nie wyczerpuje problemu manipulacji. Polska bowiem cały czas przyjmuje również uchodźców, czyli osoby, które uciekają przed prześladowaniami z powodów politycznych, religijnych, etnicznych itp. Wbrew propagandzie lobby promigracyjnego o tym kto jest uchodźcą a kto nie wcale nie decyduje to o jaki status ta osoba występuje i jaki status jest jej przyznany, lecz to jaka była motywacja wyjazdu takiej osoby i czy zamierza ona zostać w kraju przyjmującym na stałe, czy tylko do czasu gdy ustanie zagrożenie dla niej. Każda osoba, która nie chce wrócić do swego kraju pochodzenia, nawet jeśli zagrożenie ustanie, staje się automatycznie migrantem a nie uchodźcą. Nie musi to być oczywiście powód do negatywnej oceny takiej osoby, jeśli na przykład przebywa ona w kraju przyjmującym 10-20 lat i założyła w nim rodzinę etc.
Taki proces przekształcania się uchodźców w migrantów dotyczył po II Wojnie Światowej wielu Polaków, jednak przytłaczająca większość z nich opuściła Polskę z zamiarem powrotu do niej. Tymczasem w przypadku niemal wszystkich osób, spośród tych, które przybyły do Europy w czasie kryzysu migracyjnego nie było już żadnej woli powrotu i lobby promigracyjne miało tego pełną świadomość. Świadczy o tym przede wszystkim to, że argumenty tego lobby koncentrowały się na takich kwestiach jak wzbogacenie przez przybyszów europejskiej gospodarki czy kultury oraz kwestia ich integracji a więc problemy charakterystyczne dla migracji. Nie było natomiast mowy o repatriacji, co jest kluczową kwestią w przypadku uchodźców. Absurdem jest też rozpatrywanie kwestii integracji w odniesieniu do uchodźców, gdyż z definicji uchodźstwa wynika to, że miejsce ich azylu jest tymczasowe. Wiadomo też, że poszerza się terytorium w Syrii i Iraku, na którym można bezpiecznie mieszkać (a więc również wrócić).
To jednak również nie wyczerpuje problemu ignorancji lub celowej manipulacji zakresie informacji na temat uchodźców. W tej debacie mieszającej pojęcia nie ma bowiem miejsca na fakty, które można za to poznać z danych prezentowanych przez Urząd ds. Cudzoziemców. Wynika z nich, że w 2015 r. Polska przyznała status uchodźcy 348 osobom, a wobec kolejnych 289 osób wydała decyzję o ochronie uzupełniającej lub pobycie tolerowanym. Oznacza to, że 637 (w tym 206 obywateli Syrii, 216 obywateli Federacji Rosyjskiej i 48 obywateli Iraku) osób znalazło w Polsce schronienie. W pierwszym półroczu 2016 r. ochronę w Polsce przyznano niemal 150 osobom. W końcu 2015 r. i w 2016 r. do Polski zaczęli przybywać również uchodźcy z Turcji (obywatele tureccy). Od 2014 r. 83 obywateli tureckich (głównie Kurdów) złożyło w Polsce wnioski azylowe i osoby te wciąż przebywają w Polsce. W drugiej połowie 2016 r. Polska udzieliła schronienia (udzielając zgody na pobyt czasowy) ok. 200 Turkom związanym z Fethullahem Gulenem, którym w Turcji groziło więzienie. Fakt, że legalizacja ich pobytu w Polsce dokonana została w innej formie nie zmienia tego, że są uchodźcami. Świadczy o tym bowiem ich motyw wyjazdu oraz chęć powrotu po ustaniu przyczyny wyjazdu.
Motyw wyjazdu i przyjmowania/relokacji migrantów/uchodźców ma znaczenie fundamentalne. Posługiwanie się przez zwolenników ich przyjmowania do Europy argumentami ekonomicznymi tj. przede wszystkim podnoszenie iż potrzebuje ich europejski rynek pracy obnaża tą motywację. Problem w tym, że jest ona całkowicie sprzeczna z ideą „pomocy dla uchodźców” czy też szerzej – polityką humanitarną wobec osób z terenów dotkniętych wojną. Przyczynia się ona bowiem do pogarszania się sytuacji tych, którzy na miejscu zostają. Problem ten najlepiej zobrazować na przykładzie Syrii. Według narracji lobby promigracyjnego z 2015 r. w całej Syrii trwać miała jakoby wojna, więc każdy Syryjczyk automatycznie stawał się uchodźcą. Tymczasem całkowita populacja obywateli Syrii to ok. 23 mln osób, czyli, zgodnie z tą logiką, im wszystkim należałoby przyznać status uchodźcy i rozlokować wg systemu kwotowego w Europie.
Ten absurdalny wniosek jest logiczną konsekwencja fałszywego założenia, o którym wspomniałem, tj. iż jakoby w całej Syrii trwa wojna. Co więcej, trudno zrozumieć dlaczego 400 tys. Syryjczyków które dopłynęło w 2015 r. do greckich wysp miało znaleźć się w uprzywilejowanej pozycji w stosunku do tych którzy zostali w krajach ościennych Syrii. Ta druga liczba to wg oficjalnych statystyk UNHCR aż 5 mln osób w takich krajach jak Turcja, Liban, Jordania i Egipt. Wiadomo jednak, że liczba ta jest zawyżona, głównie ze względu na to, iż statystyki uchodźców syryjskich w Turcji są całkowicie niewiarygodne. Nie uwzględniają one również osób wracających do Syrii. To że nie tylko nie ma żadnych statystyk dot. powrotów uchodźców syryjskich do Syrii ale sam fakt jest konsekwentnie przemilczany jest symptomatyczny. Dzieje się tak nie tylko dlatego że nie pasuje to do teorii, iż w „całej Syrii jest wojna” ale również dlatego, że jest sprzeczne z interesem lobby promigracyjnego, którego motywacja wcale nie jest humanitarna.
W 2015 r. na zamkniętej debacie dot. kryzysu migracyjnego zorganizowanej przez Centrum Badań nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego wszyscy jej uczestnicy zgodzili się, że plan pozyskania przez Niemcy wykwalifikowanej siły roboczej z ogarniętej wojną Syrii ma charakter wysoce niehumanitarny. Wojna stanowiła jedynie pretekst do realizacji projektu wysysania z tych terenów takich osób jak inżynierowie czy lekarze i miało to więcej wspólnego z jakimś koszmarnym neokolonialnym drenażem tych terenów ze specyficznego rodzaju zasobów naturalnych tj. ludzi, aniżeli z jakąkolwiek pomocą. Warto bowiem sobie uświadomić, że wartość wzbogacająca europejski rynek pracy jest równa wartości zubażającej rynek pracy w Syrii czy Iraku. Ci którzy migrowali do Europy nie byli bowiem najbardziej potrzebującymi, najuboższymi, lecz w dużej mierze najbardziej potrzebnymi na miejscu. Przykładem tego jest historia z Serekanie (płn. Syria), miasta od pocz. 2015 r. nie objętego działaniami wojennymi. W tymże roku z miejscowego szpitala do Niemiec wyjechał jeden z dwóch chirurgów. Gdyby wyjechał również drugi to byłby to wyrok śmierci lub kalectwa dla wielu innych, którzy byli za biedni i zbyt niepotrzebni z punktu widzenia niemieckiego rynku pracy, by dostać się do Europy. Niemcy przewidzieli też, że część osób które zostaną przez nich zaimportowane będzie zbędnym ciężarem (nie spełniając założeń ekonomicznej wartości) i dlatego skłoniły inne państwa do złożenia deklaracji relokacyjnych. To również nie miało nic wspólnego z pomocą humanitarną, gdyż oznaczało traktowanie tych ludzi jako odpad (potencjalnie niebezpieczny), za którego składowanie można nawet zapłacić innemu państwu, takiemu jak np. Polska.
Jest rzeczą oczywistą, że drenowanie terenów zniszczonych przez wojnę z wykwalifikowanych lub najbardziej aktywnych zawodowo osób prowadzi do pogrążania się tych terenów w biedzie i braku perspektyw, utrudnia odbudowę i w konsekwencji prowadzi do wznowienia konfliktu zbrojnego, walk, prześladowań, a w rezultacie kolejnych migracji. Ostatecznym efektem takiej „polityki humanitarnej” byłaby depopulacja tych terenów, na których zostałyby tylko jednostki najsłabsze i najbiedniejsze. Europa stanęłaby przed dylematem: przyjmować kolejne miliony mieszkańców z tych terenów, które wcześniej zostały wydrenowane z wykwalifikowanych kadr lub skazać tych ludzi na wegetację lub nawet śmierć (nie tyle z powodu wojny co chorób, braku opieki lekarskiej itp.). Znów można zobrazować to na przykładzie Serekanie. Skoro Europa zabrała temu miastu chirurga to jej moralnym obowiązkiem powinno być również zabranie jego pacjentów. Skoro jednak chirurg jest w Niemczech to ubogich pacjentów relokuje się do innych krajów w ramach „europejskiej solidarności”. Niemcy miałyby zatem chirurga a Polska radykalizujących się, bezrobotnych, de facto więźniów obozów dla uchodźców lub mieszkańców gett.
Innym negatywnym efektem takiej „polityki humanitarnej” jest dokonywanie zmian w kompozycji demograficznej regionu, co również prowadzić może do nowych konfliktów. Chodzi tu o czystki etniczne i religijne. Nawet jeśli nie są one dokonywane celowe, lecz są skutkiem ubocznym polityki imigracyjnej to nie zmienia to zbrodniczego charakteru takiej polityki. Można to zobrazować na dwóch przykładach: Kurdów z Syrii i chrześcijan z Iraku. Przyjmowanie uchodźców chrześcijańskich stało się w pewnym momencie dość popularnym hasłem, stanowiącym przeciwwagę do hasła przyjmowania uchodźców muzułmańskich. Abstrahując od faktu, że rzeczywiście chrześcijanie na wielu terenach Bliskiego Wschodu stali się w ostatnich latach celem prześladowań, to również rozwiązanie tego problemu możliwe jest na miejscu, zwłaszcza w Iraku. Rozwiązanie polegające natomiast na całkowitej dechrystianizacji Bliskiego Wschodu poprzez przeniesienie wszystkich chrześcijan do Europy to rozwiązanie tragicznie złe ale znacznie łatwiejsze i bardziej medialne niż próby umożliwienia im powrotu do domu i zapewnienie bezpieczeństwa w Iraku.
W 2015 r. co najmniej 0,7 mln Kurdów syryjskich czyli ponad 1/3 całej populacji kurdyjskiej w Syrii znalazła się poza granicami Syrii, głównie w Iraku i Turcji. Prawie pół miliona spośród nich uciekła przed atakiem Państwa Islamskiego na Kobane jesienią 2014 r. Niemniej latem 2015 r. Kobane było już oczyszczone z Państwa Islamskiego, które ostatni atak w tym rejonie (mający zresztą charakter terrorystyczny) przypuściło w czerwcu 2015 r. Wiadomo jednak, że Kurdowie stanowili znaczący odsetek spośród tych 400 tys. Syryjczyków którzy w 2015 r. postanowili emigrować do Europy. Lobby promigracyjne ignorowało wówczas alarmistyczne głosy przedstawicieli Kurdów syryjskich, którzy ostrzegali że taki exodus będzie tragedią dla narodu kurdyjskiego w Syrii a jeśli ktoś chce pomóc syryjskim Kurdom to powinien wesprzeć odbudowę zniszczonych miast. To właśnie brak dachu nad głową a nie „bomby i kule” skłaniały wiele osób do migracji. Jednak do końca 2015 r. nie przeznaczono na odbudowę Kobane ani jednego euro. Żadne z ugrupowań w europarlamencie nie zainicjowało również żadnej dyskusji na temat odbudowy miast zniszczonych w wyniku wojny w Syrii i Iraku. Całe szczęście, mimo wysiłków lobby promigracyjnego, z jednej strony zachęcających Kurdów syryjskich do migracji mirażem korzyści ekonomicznych, a z drugiej strony zniechęcających ich do powrotu ignorowaniem potrzeb humanitarnych czy rozwojowych na miejscu, od drugiej połowy 2015 r. zaczęli oni wracać do domu.
Największym problemem dot. uchodźców jest brak jakiejkolwiek dyskusji o ich repatriacji. Co więcej, sugestia, że można by ich odsyłać do domu (np. do Syrii) wywołuje oburzenie, oparte na oskarżeniu, że chce się ich skazać na śmierć „pod kulami i bombami”, co znów jest przejawem ignorancji lub manipulacji. Prawda jest natomiast taka, że działania armii irackiej doprowadziły już do wyzwolenia ponad 95 proc. terytorium Iraku i tylko 6 spośród 19 prowincji tego kraju objęta jest większą lub mniejszą niestabilnością w zakresie bezpieczeństwa. W Syrii tereny wyzwolone przez Syryjskie Siły Demokratyczne (SDF) są poza niewielkimi wyjątkami (w pobliżu linii frontu) całkowicie bezpieczne i nieogarnięte działaniami wojennymi ani aktywnością terrorystyczną. Również znaczna część terenów pozostających pod kontrolą rządową w Syrii jest bezpieczna. Dotyczy to nadmorskich prowincji Latakii i Tartus oraz znacznej części Damaszku, a także miasta Aleppo. Oczywiście nie ma mowy o tym by repatriować osoby, którym rzeczywiście grozi prześladowanie polityczne ze strony Assada, jednak nie dotyczy to wszystkich osób które uciekły np. z Aleppo. Faktem, starannie ignorowanym przez lobby promigracyjne, jest też to, że część uchodźców z Aleppo zaczęła wracać do tego miasta po wyparciu z niego dżihadystów przez siły Assada w grudniu ub. r. Kilkaset tysięcy uchodźców wróciło też z Turcji do północnej Syrii choć nie zostało to zarejestrowane przez rząd turecki, gdyż nie sprzyja to wyłudzaniu od Unii Europejskiej funduszy, które rzekomo maja być przeznaczane na uchodźców syryjskich w Turcji. Dane te są jednak potwierdzone przez władze Federacji Północnej Syrii (tereny pod kontrolą SDF).
Niestety Unia Europejska nie wspiera repatriacji nawet w stosunku do tych osób, które z własnej woli chcą wrócić. Dotyczy to w szczególności Irakijczyków, którzy zachęceni przez lobby promigracyjne dołączyli do tej fali w 2015 r. i przybyli do Europy. Wielu z nich zawiodło się, gdyż ich warunki życia w Iraku były znacznie lepsze niż te które zostały im zaoferowane w Europie. Skoro w Bagdadzie najniższy stopniem funkcjonariusz drogówki zarabia równowartość około 3 tys. zł, a sprzątaniem ulic i wyładowywaniem towaru w marketach zajmują się gastarbeiterzy z np. Bangladeszu, to trudno się spodziewać, że zaakceptuje on relokacje do Polski czy innego kraju Europy Środkowej. Unia Europejska cały swój dyskurs skoncentrowała na relokacjach i karach za odmowę przyjęcia i brak jest jakichkolwiek debat czy działań dotyczących odbudowy miast zniszczonych przez wojnę, w których nie toczy się już żadna wojna. To m.in. Faludża, Ramadi, Szengal, Mosul etc. w Iraku, a także Kobane, Aleppo itp. w Syrii. Przed wojną mieszkało tam kilka milionów osób.
Powroty zawiedzionych migrantów z Syrii i Iraku są faktem. Niemniej należałoby opracować mechanizm repatriacyjny odnoszący się również do tych osób, które znajdują się w obozach we Włoszech czy Grecji. Ci spośród nich, którzy pochodzą z terenów nie objętych już wojną i nie byli zaangażowani w działalność polityczną narażającą ich na prześladowania, powinni zostać repatriowani. Fakt, iż nie bierze się w ogóle tej opcji pod uwagę skłania do wniosku, że przynajmniej część lobby promigracyjnego kieruje się zupełnie innymi motywami. Chodzi im nie o pomoc lecz stworzenie nowego, postnarodowego, kosmopolitycznego społeczeństwa i dla realizacji tego eksperymentu gotowi są poświęcać ludzkie życie, wspierać czystki etniczne i drenaż zasobów ludzkich, a także manipulować opinią publiczną.
Witold Repetowicz
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]