Reklama
  • Komentarz
  • Wiadomości

Rakietowa współpraca USA i Polski wejdzie na nowy poziom? „HIMARS, Javelin i nie tylko” [KOMENTARZ]

Minister obrony Mariusz Błaszczak poinformował, że pierwsze wyrzutnie HIMARS trafią do Polski już w maju. W tle jego wizyty w USA jest jednak współpraca przemysłów obu państw, w zakresie systemów rakietowych na dużo większą skalę.

Autor. MON
Reklama

Podczas wizyty w USA minister obrony Mariusz Błaszczak rozmawiał z przedstawicielami Lockheed Martin o współpracy w zakresie systemu artylerii rakietowej HIMARS. Wyrzutnie, jakie były pokazane w zakładach w Camden pochodzą z pierwszego zamówienia na 20 HIMARSów, jeszcze z 2019 roku. Te wyrzutnie trafią do Polski w tym roku, a pierwsze z nich – już w maju.

Reklama
Autor. MON
Reklama

Realizacja tego zamówienia nie była jednak bynajmniej głównym tematem rozmów ministra Błaszczaka w USA. Polska w maju ubiegłego roku złożyła wniosek o zakup kolejnej partii aż 486 wyrzutni HIMARS. Zgodę na ich dostawę, wraz z pakietem ponad 9 tys. kierowanych pocisków rakietowych wyraziły niedawno Kongres i Departament Stanu. Obok znanych już GMLRS (w zmodyfikowanej wersji, wykorzystującej materiały mało wrażliwe) oraz cięższych taktycznych ATACMS o donośności ponad 300 km, zgoda objęła też nowe pociski GMLRS-ER o donośności ponad 150 km. HIMARS-y z drugiej partii mają być – podobnie jak wszystkie koreańskie wyrzutnie Chunmoo – integrowane z polskim systemem kierowania ogniem i zarządzania walką Topaz oraz osadzane na pojazdach Jelcz. W praktyce jednak współpraca przemysłowa w zakresie artylerii rakietowej może być dużo szersza.

Autor. MON

Minister Błaszczak mówił o utworzeniu w Polsce „centrum HIMARS", które byłoby "hubem do serwisu i produkcji HIMARS-ów nie tylko na potrzeby Polski, ale także państw europejskich". Tematem rozmów była więc między innymi kooperacja przy produkcji wyrzutni.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Ale czy tylko wyrzutni? Wiele wskazuje na to, że w grę wchodzą również pociski rakietowe. 9 tys. rakiet dla pięciuset wyrzutni to po prostu za mało, biorąc pod uwagę, że jedna salwa artylerii rakietowej to sześć pocisków GMLRS. Potrzeby są co najmniej kilkukrotnie większe. Armia amerykańska, która docelowo ma eksploatować 385 wyrzutni M270A1/A2 MLRS (każda mieści po 2 zasobniki z rakietami) oraz ponad 519 HIMARS, planuje zakup łącznie aż 140 tys. tych pocisków (w tym ponad 80 tys.w roku bieżącym i w nadchodzących latach, do tej pory zamówiono ponad 50 tys.).

Zobacz też

Paradoksalnie Amerykanie mogą więc być otwarci na udostępnienie technologii, bo... sami potrzebują mocy produkcyjnych, jeśli uwzględnić zamówienia krajowe w tym te związane z dostawami dla Ukrainy oraz uzupełnieniem stanów rakiet, ale i eksportowe. Zdolności produkcyjne zakładów Lockheed Martina są zwiększane do 14 tys. rocznie, jednak biorąc pod uwagę użytkowników zagranicznych, to dalej może nie być wystarczające. Większość z tych mocy pochłania bowiem właśnie eksport. Dodatkowo przemysł amerykański może chcieć skupić się w większym stopniu na rakietach o powiększonym zasięgu (GMLRS-ER), podczas gdy standardowe – o donośności około 85 km – mogłyby być współprodukowane przez partnerów.

Reklama

Można więc sobie wyobrazić taką produkcyjną współpracę, a drogę do niej mogłoby utorować porozumienie, jakie ma dziś podpisać minister Błaszczak w zakresie rozszerzonej współpracy obronnej z sekretarzem obrony USA Lloydem Austinem.

"Ta umowa stworzy podstawę do tego, by polski przemysł zbrojeniowy mógł bardziej efektywnie zaangażować się we współpracę z przemysłem zbrojeniowym Stanów Zjednoczonych"

Reklama

Polska ma też się czym „odwdzięczyć" za technologie, bo poza gigantycznym zamówieniem, na którym skorzysta amerykańska zbrojeniówka, mogłaby udostępnić Amerykanom technologie Przenośnych Zestawów Przeciwlotniczych Piorun, które sprawdzają się na Ukrainie. Jest to o tyle istotne, że w USA długo przenośnych zestawów klasy MANPADS (Stingerów) nie produkowano na większą skalę, a ich rozwój odbywał się w ograniczonym stopniu. Powoduje to, że w Polsce zestawy MANPADS produkowane są szybciej (w większej skali) niż w USA.

Teraz natomiast popyt na nie jest ogromny. Wynika zarówno z przywrócenia zdolności wykorzystania w szerokim zakresie przenośnych systemów OPL w U.S. Army, konieczności uzupełnienia zapasów po przekazaniu Ukrainie co najmniej 1,6 tys. Stingerów, ale i... zamówień eksportowych. Choćby ze strony Tajwanu, który obawia się agresji Chin i potrzebuje lekkiego uzbrojenia do prowadzenia rozproszonej obrony. Dlatego, choć zabrzmi to paradoksalnie, transfer technologii rakietowych może odbywać się w obie strony, wraz z wiedzą o przygotowaniu linii produkcyjnych.

Reklama

"Po rozmowie z zarządem Lockheed Martin usłyszałem zapewnienie o gotowości do współpracy z polskim przemysłem zbrojeniowym, o gotowości do tego, żeby wzmacniać polski przemysł zbrojeniowy, co jest korzystne również dla Stanów Zjednoczonych, bo umożliwi zwiększenie skali produkcji, jeśli chodzi o HIMARSy. (...) Javeliny świetnie sprawdziły się na Ukrainie i choć są już w wyposażeniu armii w Polsce, to potrzeby są znacznie większe, podobnie jak zainteresowanie państw w Europie"

Kolejnym obszarem współpracy, o którym mówił już sam minister Błaszczak, jest możliwe ustanowienie w Polsce produkcji przeciwpancernych pocisków kierowanych Javelin. O popycie na ten system, również wśród użytkowników eksportowych, świadczy fakt, że zdolności jego produkcji są stopniowo zwiększane z 2,1 do prawie 4 tys. rakiet rocznie. Na początku maja zawarto też wielki kontrakt o wartości 1,02 mld USD (i aż 7 mld przy wykorzystaniu opcji) na dostawy i zwiększenie zdolności produkcji Javelinów oraz szeroko rozumianych elementów systemu. Umowa może być finansowana w latach 2023-2026, więc de facto obejmuje okres dostaw niemal do końca dekady, zapewne również dla użytkowników zagranicznych.

Reklama

Javeliny przechodzą też cały czas proces modernizacji. W wypadku Polski nie jest chyba żadną tajemnicą, że MON rozważa szersze zastosowanie tego systemu, niż tylko w Wojskach Obrony Terytorialnej, jak ma to miejsce obecnie. I abstrahując od dyskusji o wadach i zaletach tego rozwiązania, to komunikaty w sprawie możliwej produkcji Javelinów w Polsce wpisują się w te rozważania.

Czy wizyta ministra Błaszczaka w USA przyniesie przełom w sprawie „rakietowej" współpracy przemysłowej? Trudno przesądzać, ale Polska ma kilka atutów, jeśli chodzi o uzyskiwanie transferów technologii. Pierwszym jest sama skala zamówień. Można podać tu przykład z przeszłości, samolotu F-16. Polski offset za te maszyny był krytykowany jako nieadekwatny do wartości zamówienia, porównywano go z tureckim. Tyle, że Turcja nie zamówiła 48 F-16 a łącznie ponad 200, pierwsze z nich jeszcze w latach 80. XX wieku, a realizacja tych zamówień – które dały „bazę" rozwoju technologii wykorzystywanych dziś – była zapewne szansą ale i dużym obciążeniem dla tureckiej gospodarki.

Reklama

Drugim atutem strony polskiej jest fakt, że USA poszukują partnerów, by sprostać popytowi na sprzęt. Skala zamówień po wybuchu pełnoskalowej wojny na Ukrainie jest tak duża, że „oddanie" części produkcji nie tylko nie odbywa się ze szkodą dla przemysłu amerykańskiego, ale wręcz ułatwia mu elastyczne wykorzystanie własnego potencjału. Trzecim elementem są polskie technologie, sprawdzone bojowo, tak jak Piorun, które mogą być przydatne dla samych Amerykanów i ich sojuszników. Ale do wdrożenia współpracy droga jest jeszcze daleka.

Reklama
WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu
Reklama
Reklama