Reklama

Geopolityka

Morski wyścig zbrojeń na Dalekim Wschodzie. Chińczycy prześcigną US Navy? [ANALIZA]

Fot. GG001213, Wikipedia, CC
Fot. GG001213, Wikipedia, CC

Amerykanie alarmują, że w Chinach gwałtownie przyśpiesza się programy budowy okrętów. Dotychczas Chińczycy prześcignęli amerykańską marynarkę wojenną w liczbie fregat i niszczycieli. Jednak prace nad nowymi technologiami okrętowymi wyraźnie wskazują, że morski wyścig zbrojeń się na tym nie zakończy, a jego efekty będą odczuwalne na całym świecie.

Według Amerykanów jednym z dowodów na przyśpieszenie programów okrętowych w Chinach ma być modernizacja i rozbudowa chińskich zakładów przemysłu stoczniowego. Amerykański think-tank CSIS (Center for Strategic and International Studies) wskazuje przy tym konkretnie na stocznię Jiangnan Shipyard, przeniesioną w 2008 roku z centrum Szanghaju na jego obrzeża. Pierwsze zdjęcia satelitarne wskazywały bowiem, że stocznia ta jest mieści się na terenie wielkości około 7 kilometrów kwadratowych. Ze zdjęć z 2018 r. wynika natomiast, że obszar ten zwiększył się aż o 64% - do 11,5 kilometrów kwadratowych (z budową nowego basenu stoczniowego oraz dwóch płaszczyzn produkcyjnych). Co ważne, ta tendencja wzrostowa dotyczy tylko części wojskowej stoczni Jiangnan, ponieważ jej część komercyjna pozostała praktycznie niezmieniona.

image
Mapa Google nie pokazuje aktualnej sytuacji w stoczni Jiangnan Shipyard, która obecnie zbudowała nową - stałą infrastrukturę (w miejscu obramowanym na czerwono) i wykopała basen portowy (w miejscu obramowanym na niebiesko). Fot. Google/M.Dura

Sytuacja jest o tyle alarmująca, że to właśnie te zakłady stoczniowe są odpowiedzialne za budowę najbardziej nowoczesnych i skomplikowanych chińskich okrętów nawodnych, np. niszczycieli przeciwlotniczych typu 052D (według NATO typu Luyang III) oraz najnowszych niszczycieli rakietowych typu 055 (według NATO typu Renhai), które ze względu na wyporność (około 12000 ton) powinny być klasyfikowane bardziej jako krążowniki.

Potwierdziła to organizacja CSIS, odnotowując na terenie stoczni Jiangnan znaczącą aktywność w zakresie budowy i wyposażenia okrętów, w tym pięciu niszczycieli typu 052D (które mają być odpowiednikami amerykańskich okrętów klasy AEGIS) i co najmniej dwóch niszczycieli/krążowników typu 055. Wynika z tego, że to właśnie w tym miejscu tworzone są główne narzędzia przyszłej ekspansji chińskiej marynarki wojennej na oceanach. Chińczycy się z tymi planami zresztą nie kryją, o czym mogą świadczyć niektóre wystąpienia chińskiego prezydenta Xi Jinpinga.

W czasie jednego ze swoich przemówień (w kwietniu 2018 r., na pokładzie zbudowanego w Jiangnan niszczyciela „Changsha” typu 052D) zaznaczył on wyraźnie, że zbudowanie silnej marynarki wojennej nigdy nie było tak pilne dla Chin. Prezydent Xi Jinping postawił jednocześnie admiralicji zadanie, aby chińska flota przekształciła się w siłę rangi światowej. Efektem takiej polityki było np. wprowadzenie w 2016 roku w Chinach osiemnastu okrętów, a w 2017 roku czternastu kolejnych jednostek pływających. W tym samym okresie Amerykanie wzbogacili swoją flotę „tylko” o 13 okrętów.

Ostatecznie w 2018 roku chińska marynarka wojenna posiadała już ponad 300 jednostek pływających. Co więcej, ta liczba w ciągu najbliższych piętnastu lat ma się zwiększyć do aż 430 okrętów nawodnych i 100 okrętów podwodnych. Dla porównania, U.S. Navy miała w 2018 roku 287 okrętów, Royal Navy – 75 okrętów, a australijska marynarka wojenna tylko 48.

image
Anteny radarów wkomponowane w nadbudówki chińskich okrętów to znak, że Chiny mają już swój odpowiednik amerykańskiego systemu walki AEGIS. Fot. M.Dura

Amerykańskie zaplecze stoczniowe – słabość U.S. Navy

Jak na razie Amerykanie uważają, że nawet jeżeli pod względem liczby niszczycieli i fregat Chiny przeganiają Stany Zjednoczone, to i tak Stany Zjednoczone jeszcze długo będą dysponować wyraźną przewagą jakościową i wypornościową (przewaga wypornościowa wynika z wykorzystywania przez U.S. Navy lotniskowców o wyporności około 100 000 ton). Z drugiej jednak strony, w USA wskazywane są te dziedziny, gdzie ta przewaga nie jest aż tak widoczna i może zostać szybko zniwelowana. Jedną z nich ma być przemysł stoczniowy, który według analityków jest w Stanach Zjednoczonych bardzo mocno niedoinwestowany.

I nie chodzi tu o zdolność do budowy nowych jednostek pływających, ale o remonty (w tym doraźne) tych, które już wprowadzono do służby. Amerykanie bez litości przypominają np., jak długo ciągnęły się naprawy dwóch niszczycieli typu Arleigh Burke, które doznały uszkodzeń w czasie kolizji na Pacyfiku 17 czerwca 2017 r. oraz 21 sierpnia 2017 r. Obecnie ocenia się że tylko 30% okrętowych zadań remontowych i modernizacyjnych jest zrealizowanych w terminie. Naprawa tej sytuacji może według analityków trwać w Stanach Zjednoczonych nawet 19 lat – oczywiście, jeśli podejmie się w tym celu odpowiednie kroki. A muszą one zostać podjęte, ponieważ plany rozbudowy floty zakładają zwiększenie liczby jednostek pływających w U.S. Navy do 2048 r. z obecnych 285 okrętów do 355.

Tymczasem Amerykanie pamiętają raport kongresowego biura budżetowego (CBO) z października 2018 r. oceniający, że dla osiągnięcia tego celu, marynarka wojenna Stanów Zjednoczonych musiałaby mieć budżet na budowę okrętów o 80% większy niż średnia takich budżetów przydzielanych przez ostatnie 30 lat. Przy obecnej polityce cięcia kosztów bardziej prawdopodobne jest więc kolejne przedłużanie życia swoim niszczycielom, krążownikom i okrętom podwodnym. Wymaga to jednak posiadania odpowiedniego, stoczniowego zaplecza remontowego i modernizacyjnego.

Sytuację pogarsza fakt, że Chińczycy powoli doganiają Amerykanów również jeżeli chodzi o jakość rozwiązań zastosowanych na pokładach ich okrętów. Jeżeli więc w 2010 roku tylko 50% chińskich jednostek pływających było ocenianych jako nowoczesne, to siedem lat później było to już 70%. W takim skoku technologicznym pomaga prowadzona przez Chińczyków ciągła analiza nowych rozwiązań wprowadzanych m.in. w amerykańskiej marynarce wojennej. To właśnie prawdopodobnie dlatego chińska flota nie skopiowała niszczycieli typu Zumwalt, które uznano w Pekinie za nieudany eksperyment, ale zainwestowała w budowę bardziej klasycznego „krążownika” typu 055. Gdyby Chińczycy posiadali takie same rakiety, jakie mają Amerykanie, to być może powstałby w ten sposób okręt o możliwościach większych, niż starzejące się amerykańskie krążowniki typu Ticonderoga.

image
Niszczyciele typu Zumwalt nie znalazły uznania u Chińczyków i nie zostały skopiowane. Fot. US Navy

Dużym utrudnieniem dla Amerykanów jest umiejętność kamuflowania przez Chiny swoich działań. To właśnie m.in. z tego powodu Chińczycy przenieśli stocznię Jiangnan z centrum Szngahaju na jedną z bardziej odseparowanych wysp na peryferiach tego miasta. O ile więc cywilnym, amerykańskim obserwatorom udało się wykryć budowę dużego, oceanicznego lodołamacza „Xue Long 2” (co miało być dowodem na „arktyczne” ambicje chińskich władz), o tyle jednocześnie „stracili z oczu” drugi i trzeci lotniskowiec (typu 002, prawdopodobnie wyposażany w katapulty elektromagnetyczne). A ten miał być samodzielnie budowany przez Chińczyków właśnie w stoczni Jiangnan.

Ukrywanie swoich zasobów wojskowych jest zresztą od dawna cechą chińskiej polityki informacyjnej. Chińczycy wprowadzają więc w błąd obserwatorów nie tylko wyolbrzymiając swoje osiągnięcia, ale również je ukrywając. Zdarzały się więc przypadki, gdy prototypy samolotów były fotografowane w kamuflażu jednostek bojowych za każdym razem z różnymi numerami. W ten sposób bardzo trudno było stwierdzić, czy te nowe samoloty zostały oddane do użytku, czy też nie.

Jak przebiega przemiana chińskiej floty przybrzeżnej w oceaniczne siły morskie?

Rozbudowa sił okrętowych jest związana całkowitą zmianą chińskiej strategii militarnej. Wcześniej Wojenno-Morskie Siły Narodowo-Wyzwoleńczej Armii Chin były traktowane o wiele gorzej niż lotnictwo i wojska lądowe. Dlatego chińska marynarka wojenna, pomimo stosunkowo dużej liczby okrętów, była zdolna jedynie do działania na morzach przybrzeżnych – i to dosłownie. Nie zakładano natomiast tworzenia typowych sił oceanicznych, mogących „rywalizować” z flotą amerykańską i radziecką - a nawet japońską. Nie sprzyjał temu również fakt, że początkowo większość chińskich okrętów była pozyskiwana w ramach współpracy ze Związku Radzieckiego (a więc z zasady była co najmniej jedną generację „do tyłu”).

Wraz z ochłodzeniem się stosunków z władzami komunistycznymi w Moskwie w połowie lat pięćdziesiątych Chińczycy zostali zmuszeni do samodzielnego projektowania i budowania jednostek pływających. Początkowo robiono to w oparciu o radzieckie konstrukcje, ale już w połowie lat osiemdziesiątych pojawiły się pierwsze, chińskie projekty – nawet w tak trudnych dziedzinach, jak budowa okrętów podwodnych.

image
Chińczycy przez lata do perfekcji opanowali umiejętność kopiowania zachodnich systemów uzbrojenia i montowania ich na swoich okrętach. Na zdjęciu wielolufowy zestaw artyleryjski Type 730 kalibru 30 mm - odpowiednik holenderskiego systemu Goalkeeper. Fot. M.Dura

Chińczycy umiejętnie korzystali przy tym z wiedzy innych krajów, kupując lub wykradając potrzebne technologie zarówno jeżeli chodzi o same jednostki pływające, jak i ich wyposażenie. Przy okazji budowano własne zdolności, które dawały chińskim politykom coraz więcej nadziei na wyjście poza wody przybrzeżne i rywalizowanie z takimi, niedoścignionymi wcześniej potęgami morskimi jak marynarka wojenna Japonii.

Ostateczny kierunek rozwoju chińskich sił morskich został wyznaczony na 18. kongresie partii komunistycznej w 2012 r. To właśnie wtedy ówczesny prezydent Hu Jintao wezwał, by Chiny stały się „potęgą morską zdolną do samodzielnej ochrony swoich morskich praw i interesów”. Stanowisko to zostało uwzględnione w ogłoszonym w 2015 roku dokumencie „Chińska Strategia Wojskowa”. Wskazano tam, m.in. na wielkie znaczenie jakie musi być przywiązane do „zarządzania morzami i oceanami oraz do ochrony praw i interesów morskich”.

Na efekty takich działań nie trzeba było długo czekać. Wystarczy tylko przypomnieć, że zgodnie z opracowaniem amerykańskiego think tanku Rand Corporation „The US-China military scorecard” w 1996 roku chińska marynarka wojenna składała się z 57 niszczycieli i fregat, z których tylko trzy miały pociski „ziemia-powietrze” - zdolne teoretycznie do zwalczania niskolecących (sea-skimmer) rakiet przeciwokrętowych. Nie lepiej było w przypadku sił podwodnych, w których trze czwarte okrętów należało do opracowanego w latach pięćdziesiątych projektu 633 (wg. NATO typ Romeo). Obecnie Chiny pod względem liczebności mają flotę większą niż Amerykanie – bo liczącą ponad 300 jednostek pływających.

image
Lotniskowiec USS “Ronald Reagan” na Morzu Wschodniochińskim 10 października 2018 roku.. Fot. S.Myers/US Navy

Jak Chińczycy budują nową flotę?

Z tą „nową” marynarką wojenną Chińczycy chcą działać etapami. Zaczęło się w 1997 roku, gdy Chiny poinformowały o odejściu od starej  doktryny „obrony wybrzeża” i przejściu do nowej strategii „aktywna obrona sąsiednich mórz”. Było to związane m.in. z ograniczaniem swoich sił w Azji przez Amerykanów (opuszczenie Filipin i zmniejszenie kontyngentów wojskowych w Japonii oraz Korei Południowej) oraz Rosjan (którzy wycofali się z Wietnamu i Laosu).

Chińczycy zaczęli więc wzmacniać swoje możliwości bojowe, jeżeli chodzi o działania przybrzeżne - przygotowując się do przejęcia pełnej kontroli na Morzu Południowochińskim i Morzu Wschodniochińskim. Głównym narzędziem mają być w tym przypadku korwety typu 056 (według NATO typu Jiangdao) o wyporności 1500 ton, których już wprowadzono 41, a których ma powstać w sumie 60.

Równolegle, choć wolniej, Chińczycy szykują flotę większych jednostek pływających z krążownikami typu 055, które są już wyraźnie nastawione na działania oceaniczne. Wszystkie takie okręty mają być z zasady zdolne do prowadzenia samodzielnie skutecznej obrony przeciwlotniczej, przeciwrakietowej i przeciwtorpedowej. Na ich pokładzie wdrażane są więc technologie dostępne tylko dla najnowocześniejszych sił morskich świata – w tym dwupasmowe radary z antenami ścianowymi zabudowanymi na stałe w nadbudówkach i ścianach masztów oraz rakietowe wyrzutnie pionowego startu.

Niejako przy okazji Chińczycy zaczynają również dominować na cywilnym rynku stoczniowym. Odnotowano ogromny skok w tej dziedzinie o czym świadczy prawie czterdziestokrotny wzrost tonażu zbudowanych statków handlowych od 1996 roku (1 milion ton) do 2011 roku (39 milionów ton). Pomimo kryzysu na rynku Chiny stały się obecnie największym producentem statków na świecie opanowując ponad 36% światowego rynku (z tonażem zbudowanych jednostek pływających większym niż 23,7 miliona ton). Dla porównania według danych z 2017 roku wcześniejszy lider w tej dziedzinie – Korea Południowa to obecnie „tylko” 34,4% (22 miliony ton) a Japonia to 20% (13,1 miliona ton).

Mając takie zaplecze stoczniowe Chińczycy mogą rzeczywiście zacząć myśleć o uzyskaniu dominacji na oceanach. Pomóc w tym może m.in. zbudowanie w 2018 r. największego na świecie tankowca „Navigator-Aurora” i w 2018 r. wielkiego lodołamacza „Xue Long 2”. Co ciekawe Chiny przyjęły zupełnie inną niż Amerykanie strategię działania i nie rozdzielają produkcji wojskowej od cywilnej. Stocznia Jiangnan produkuje więc zarówno okręty, jak i różnego rodzaju statki. W ten sposób z rynku cywilnego zdobywane są środki finansowe na badania i konstruowanie zupełne nowych okrętów.

Tymczasem tak potężne zakłady stoczniowe w Stanach Zjednoczonych jak Huntington Ingalls Industries specjalizują się głównie w budowie lotniskowców (obecnie typu Gerald R. Ford) i okrętów podwodnych z napędem atomowym. Podobnie wąską specjalność ma stocznia General Dynamics Electric Boat, dostarczająca dla US Navy atomowe okręty podwodne. Ograniczenie wojskowych zamówień rządowych automatycznie powoduje więc problemy finansowe, których Chińczycy przy swoim sposobie działania nie mają.

To myślenie ekonomiczne jest widoczne w przypadku chińskiej marynarki wojennej również w klasach wprowadzanych okrętów. O ile więc Amerykanie w pewnym momencie zrezygnowali z fregat (próbując je później zastąpić okrętami do działań przybrzeżnych typu LCS), o tyle Chińczycy nigdy nie popełnili takiego błędu. Dzięki temu nie muszą oni wykorzystywać do działań przybrzeżnych i operacji pokojowych (np. zwalczania piractwa) kosztownych w budowie i eksploatacji niszczycieli np. typu 052D o wyporności 7000 ton, ale mogą stosować tańsze fregaty typu 054A (według NATO typu Jiangkai II) o wyporności 4100 ton (których jest w tej chwili ponad 20 sztuk).

image
Chińczycy już pobili Amerykanów w liczbie fregat i niszczycieli. Na zdjęciu fregata typu 054A „Yiyang”. Fot. M.Dura

O chińskich planach działania w oddaleniu od własnych baz mogą świadczyć również realizowane obecnie projekty budowy dużych okrętów desantowych i lotniskowców. Szczegóły dotyczące tych jednostek pływających nie są niestety znane, ale wiadomo, że w obu przypadkach chodzi o zupełnie nowe okręty, które mają posiadać najnowocześniejsze rozwiązania techniczne (jak chociażby katapulty elektromagnetyczne w przypadku lotniskowców).

image
Jak na razie Chiny nie posiadają jeszcze odpowiedniej floty desantowej by zaatakować Tajwan. Jak na razie. Fot. mil.ru

Podobnie jest w przypadku desantowców, które mają w pierwszej kolejności pomóc Chińczykom w rozwiązaniu siłowym sporów o wyspy. Chiny planują oprzeć swoje okrętowe zespoły ekspedycyjne na dwóch typach takich jednostek pływających. Pierwszy z tych okrętów typu 071 (według NATO typu Yuzhao) to klasyczna jednostka amfibijna o wyporności około 20000 ton, która może transportować do czterech śmigłowców oraz nawet ośmiuset żołnierzy. Chińczycy mają w tej chwili cztery takie okręty gotowe do działań, a co najmniej jeden dodatkowy już został zwodowany.

Zupełnie nową konstrukcją maja być śmigłowcowce-doki typu 075, które będą miały wyporność dwukrotnie większą niż typ 071. Jednostki te będą prawdopodobnie przypominały amerykańskie śmigłowcowce typu America i Wasp. Chińczycy poinformowali, że okręty typu 075 będą mogły transportować nawet do 30 helikopterów bojowych. Przypuszcza się jednak, że będą to również pierwsze chińskie jednostki zdolne do przyjmowania i startu samolotów wielozadaniowych pionowego startu i lądowania.

Z czego wynika nowa strategia morska Chin?

By zrozumieć z czego wynika tak usilne parcie Chińczyków do zbudowania oceanicznej marynarki wojennej należy wziąć pod uwagę kilka czynników, a w tym uwarunkowania geograficzne, historyczne, kulturowe oraz teorię pięciu kręgów. Geograficzne „poczucie ważności” Pekinu wynika z faktu, że Chińska Republika Ludowa zajmuje powierzchnię 9,597 kilometrów kwadratowych – jest więc trzecim na świecie krajem pod względem wielkości. Wiąże się to również z posiadaniem: bardzo długiej linii brzegowej stykającej się z Morzem Żółtym, Wschodniochińskimi i Południowochińskim i aż 6000 wysp rozproszonych na chińskim obszarze morskim.

I to właśnie od wysp zacznie się najprawdopodobniej chińska ekspansja na morzach. Już w tej chwili trwa spór o wyspy Spratly (Nansha) na Morzu Południowochińskim, do których przyznają się Chiny, Malezja, Filipiny, Wietnam oraz Brunei. Chińska Republika Ludowa działa również metodą faktów dokonanych w odniesieniu do Wysp Paracelskich na Morzu Południowochińskim, przeciwko czemu protestuje Wietnam. Spór japońsko-chińsko-tajwański toczy się także w odniesieniu do zajętych w tej chwili przez Japonię wysp Senkaku (Diaoyu) na Morzu Wschodniochińskim.

image
Już niedługo chińska flota wojenna może być zdolna do działań oceanicznych. Fot. mil.ru

We wszystkich tych konfliktach chodzi przede wszystkim o prawo do eksploatacji bogactw naturalnych na wodach otaczających poszczególne archipelagi. Złoża ropy naftowej są np. w okolicach wysp Senkaku. Ale równie ważny jest prestiż, ponieważ przejęcie spornych wysp przez Chiny oznaczałoby, że morza Wschodniochińskie i Południowochińskie stałyby się chińskimi morzami wewnętrznymi.

Ten prestiż to - wbrew pozorom - bardzo ważny czynnik wpływający na politykę Pekinu, wynikający zresztą z charakteru Chińczyków, ich kultury oraz historii. Trzeba bowiem pamiętać, że przez stulecia Chińczycy byli i czuli się mieszkańcami najważniejszego i jednego z najstarszych państw na Ziemi, traktując resztę ludzi jak barbarzyńców. Nieprzypadkowo Chiny w języku chińskim określa się terminem „Zhongguo” (Środkowe Królestwo - centrum świata) lub terminem „Tianxia” (świat, wszechświat).

To poczucie „cywilizacyjnej wyższości” jest widoczne w postępowaniu chińskich przywódców i w psychice Chińczyków. Nadal nie mogą oni zapomnieć, że w 88 roku naszej ery Chiny kontrolowały jedno z największych imperiów, jakie kiedykolwiek znał świat. Późniejsi przywódcy wielokrotnie wyrażali swoje aspiracje odzyskania „utraconych terytoriów” (do których zalicza się Tajwan, Peskadory, Birmę, Annam, Borneo, Wyspy Sulu, Jawę, Cejlon i Nepal) i mają głęboko zakorzenioną w podświadomości niechęć do akceptacji granic zewnętrznych.

W dobie globalizacji bardzo trudno jest jednak rozszerzać swoje terytorium lądowe kosztem sąsiadów. W tej sytuacji akweny morskie i oceaniczne mogą stać się nowym i mniej „niebezpiecznym politycznie” polem ekspansji dla Chin. Być może dlatego koniec XX i początek XXI wieku był bardziej morski niż kiedykolwiek w przeszłości. Sprawa jest jednak niebezpieczna, ponieważ chińscy przywódcy wciąż wierzą w skuteczność użycia siły. Doskonale pamiętają, że ten rodzaj reakcji na problemy dał np. „właściwy” efekt na Placu Tiananmen w 1989 roku.

Atak wojska na demonstrantów nie tylko bowiem przestraszył na długo siły opozycyjne, ale również przyczynił się w jakiś sposób do wzrostu gospodarczego i stabilności finansowej. Armia stała się bowiem najważniejszą instytucją w Chinach, kierującą tysiącami zakładów przemysłowych oraz mającą wielki wpływ polityczny i ekonomiczny. Ta armia wraz z reklamowanym wszędzie kultem kraju, w którym pojedyncza osoba musi się poświęcić dla ojczyzny, stwarza zagrożenie, że Chiny będą w stanie przekształcić się w coś, co będzie bardziej niebezpieczne niż obecnie.

Władzom w Pekinie pomoże niewątpliwie fakt, że dla Chińczyków brutalna przemoc wobec własnych obywateli w celach politycznych nie jest tym samym problemem co np. w krajach zachodnich. W ChRL obywatele nie są po prostu tak ważni jak w państwach europejskich. Jest to zresztą tradycyjne podejście, o czym świadczy nie używanie w stosunku do nich pojęcia „mieszkańcy”, ale terminu „ren-kou” (usta do nakarmienia).

Widać to było nie tylko w czasie krwawego rozpędzenia demonstrantów na placu Tiananmen, ale również wcześniej, np. podczas wojny granicznej z Wietnamem w 1979 r. Chiny wykazały wtedy szokującą obojętność na życie swoich obywateli tracąc 70 tysięcy zabitych żołnierzy w ciągu trzydziestu dni walk. Chińscy generałowie zupełnie się tym nie przejmowali, uznając te straty za dopuszczalne. Tak samo może być w przypadku ewentualnych konfliktów o wyspy, w tym o Tajwan. Dodatkowo nie ma powodu, by sądzić, że Chiny będą bardziej zainteresowane życiem swoich wrogów niż swoich własnych żołnierzy. Dlatego ChRL może być bardziej podatna na lokalne użycie broni masowego rażenia niż kraje zachodnie.

Agresja w obronie własnych obywateli

Myślenie o pozyskaniu nowych terytoriów wynika również ze zbliżających się problemów z wyżywieniem ludności. Pamiętajmy, że posiadając 7% światowych powierzchni uprawnych gruntów Chiny muszą obecnie wyżywić ponad 22% światowej populacji. Dodatkowo, o ile liczba Chińczyków jest z roku na rok coraz większa, o tyle powierzchnia upraw rolnych systematycznie maleje (nie tylko przez urbanizację i industrializację, ale także przez zanieczyszczenie przemysłowe i rolnicze).

Powodem do zmartwienia dla krajów sąsiadujących z Chinami mogą być również Chińczycy mieszkający poza chińskim terytorium, szczególnie w Azji Południowo-Wschodniej i Oceanii. Te związki z rodakami nie powinny oczywiście dziwić, ale mogą martwić. Chińczycy przez swoją pracowitość i zorganizowanie tworzą bowiem w wielu krajach najbogatszą część ludności, która bardzo często prowokuje agresję pierwotnej populacji. Przykładem może być Indonezja, gdzie mniejszość chińska jest ofiarą regularnych prześladowań. Istnieje wiec możliwość, że pod pretekstem obrony swoich rodaków Chińczycy mogą zająć jakieś terytoria. Jest to tym bardziej prawdopodobne, że od 1982 r. chińska konstytucja obiecuje „chronić prawa i interesy obywateli chińskich za granicą”.

W Chinach powstała nawet tzw. „teoria pięciu kręgów”. Dwa pierwsze mają się znajdować na terytorium Chińskiej Republiki Ludowej. Najważniejszy z nich leży na wschodzie kraju z jedną trzecią terytorium i 1,1 miliarda mieszkańców (95% chińskiej populacji). Drugi krąg to przedmieścia Chin z około 120 milionami mieszkańców.

image
Bardzo ważną rolę w polityce Chin ogrywa silna, chińska diaspora w takich krajach jak np. Singapur. Fot. M.Dura

Trzy ostatnie kręgi to terytoria leżące poza Chinami. Najbliższe są regiony, w których istnieje silna, chińska diaspora. Jest wśród nich Tajwan (z 21 milionami Chińczyków), półwysep Indochiński z Singapurem (75% ludności to Chińczycy) i Filipiny, gdzie żyje ponad 30 milionów Chińczyków. Należy podkreślić, że mniejszości te są bardzo zjednoczone kulturowo oraz wyróżniają się ekonomicznie i technologicznie.

Czwarty krąg to kraje z niewątpliwie wielkim wpływem cywilizacji chińskiej (np. Japonia, Korea Północna i Południowa oraz Wietnam), a piąty to cała Azja i Pacyfik z chińską diasporą. Zjednoczenie tych pięciu kręgów jest marzeniem coraz większej liczby Chińczyków. I jeżeli takiego połączenia nie można zrobić militarnie, to można je powoli realizować ekonomicznie. Chińska armia będzie natomiast gwarantem, że to co już się zdobędzie nikt już nie będzie mógł odebrać.

Co dalej z chińską marynarką wojenną?

Zmiany wprowadzane od 30 lat w wojskowej strategii Chin zostały zapoczątkowane przede wszystkim wnioskami z wojny w Iraku w 1991 roku. Chińczycy byli zaszokowani skutecznością ataków lotniczych i możliwościami rakiet manewrujących oraz samolotów stealth. To właśnie wtedy w Pekinie zrozumiano, że wielka armia ze starymi czołgami jest całkowicie bezużyteczna w stosunku do nowoczesnej technologii.

Ruszyła więc modernizacja chińskich sił zbrojnych, której zakres jest cały czas utajniony, m.in. przez ukrywanie rzeczywistego budżetu wojskowego. Efekty tego już są, o czym świadczy opinia niektórych specjalistów, że Chiny są coraz bliżej zakończenia przygotowań do zbrojnego przejęcia Tajwanu. Gotowe do tego jest już chińskie lotnictwo zdolne do uzyskania przewagi w powietrzu oraz siły powietrzno-desantowe. Swoje plany realizuje również chińska marynarka wojenna – szczególnie jeżeli chodzi o okręty desantowe.

Z deklaracji polityków w Pekinie wynika jednak, że Tajwan wcale nie jest jedynym celem ich działań. Widać to m.in. w ujawnionej przez byłego szefa sztabu chińskiej marynarki wojennej, admirała Liu Huaginga tzw. strategii dwóch łańcuchów wysp. Pierwszy etap już jest realizowany i ma się zakończyć przejęciem kontroli nad wyspami Senakaku, Spratly i Paracelskimi. Drugi etap jest bardziej ambitny, ponieważ zakłada uzyskanie zdolności do działania na Pacyfiku w odległości ponad 10 000 km wybrzeża Chin (a więc na obszarze, w którego wnętrzu jest Japonia i Filipiny).

image
Jak na razie obecność amerykańskich zespołów okrętowych ma Morzu Wschodniochińskim wystarcza do uspokojenia sytuacji. Fot. US Navy

Potrzebne są do tego lotniskowce i nowoczesne samoloty pokładowe, ale w tych dziedzinach Chińczycy robią coraz większe postępy. Wzbudza to niepokój wśród państw wyspiarskich (głównie Japonii), które są całkowicie uzależnione od handlu drogą morską. Może się bowiem zdarzyć, że statki handlowe będą zmuszone płynąć przez akweny całkowicie kontrolowane przez flotę chińską. Jakie to może przynieść problemy w małej skali przekonali się Ukraińcy, którym Rosjanie zablokowali dostęp na Morze Azowskie.

Przygotowania do chińskiej ekspansji są widoczne nie tylko w planach rozwojowych chińskiej armii ale również w dwóch innych obszarach:

  • przygotowaniu terenu;
  • tworzenie nowego wizerunku Chin.

O działaniach Chin w tym pierwszym obszarze jako pierwsi głośno zaczęli mówić Japończycy. Od kilkunastu lat wskazują oni, że od jakiegoś czasu chińskie statki oceanograficzne prowadzą badania na japońskich akwenach morskich, daleko od własnego terytorium. W Tokio potraktowano to jako zagrożenie, uważając, że może to być przygotowanie do przyszłych działań chińskiej marynarki wojennej, zwłaszcza okrętów podwodnych.

Zaniepokojenie wzbudziły również plany budowy przez Chińczyków satelitarnego systemu oceanicznego, który oficjalnie miał służyć do badań cywilnych, w tym do kontroli środowiska morskiego. Wszyscy jednak zdają sobie sprawę, że wysłanie na oceany okrętów podwodnych, a także większych okrętów nawodnych, wymaga systemu łączności satelitarnej.

Jako przygotowanie do przyszłych działań można również potraktować przejęcie przez Chińczyków (konsorcjum Hutchison Whampoa) kontroli nad Kanałem Panamskim. Dopiero wtedy przypomniano sobie w Stanach Zjednoczonych, że w czasie wojny w Wietnamie to właśnie tą drogą przeszło 75% zaopatrzenia dla amerykańskich wojsk.

Chińska Republika Ludowa w ogóle bardzo dobrze wykorzystuje strategiczną koniunkturę globalną, aby zabezpieczyć i wzmocnić swoje interesy oraz pozycję. Władze w Pekinie próbują kontrolować sytuację także w pojedynczych krajach, reagując i zmieniając ją za pomocą różnych metod. Jest to zresztą proces, który trwa nieprzerwanie od 1949 roku. Szacuje się, że od tego czasu Chiny dostarczyły różnego rodzaju pomoc wojskową (szkolenia, doradców, wojskowe projekty budowlane, lotniska, fabryki, arsenały marynarki wojennej, broń osobistą, licencjonowane umowy produkcyjne i ciężki sprzęt) dla ponad 40 krajów i 29 ruchów rewolucyjnych oraz walczących mniejszości narodowych.

image
Wizyty chińskich okrętów w takich krajach jak Polska mają ocieplić wizerunek tego państwa, a jednocześnie pokazać go, jako rzeczywistą potęgę militarną. Fot. M.Dura

Ponad 23 państwa otrzymały chińskie okręty wojenne. Od czasu trzech konfliktów, w których Chiny były głównym dostawcą broni (konflikt w Kambodży, rywalizacja między Indiami i Pakistanem oraz wojna w Iraku i Iranie) niektórzy badacze szukali i analizowali powiązania między eksportowaną bronią a regionalną przemocą. Stwierdzono, że Chiny eksportując broń do obszarów konfliktowych (np. Kambodży, Laosu lub Birmy) mogą przedłużyć te konflikty i skorzystać z nich (na przykład wysyłając tam okręty, by oficjalnie uspokoić sytuację).

W tych działaniach pomaga nowy obraz Chińskiej Republiki Ludowej, który jest rozpowszechniany przez różnego rodzaju stowarzyszenia i organizacje przyjazne władzom w Pekinie. Wskazują one w pierwszej kolejności, że kontakty z Chinami dają wymierne korzyści ekonomiczne, a reformy społeczne prowadzone w tym kraju coraz bardziej zbliżają go do tego, co można napotkać w państwach zachodnich.

Osiągnięto już w tych działaniach dwa sukcesy. Po pierwsze, Chiny nie zostały zaliczone do tzw. „krajów bandyckich” (rogue states) pomimo łamanie praw człowieka, agresywnych kroków czynionych wobec sąsiednich krajów oraz prowadzenia „niejasnej” działalności gospodarczej (związanej np. ze szpiegostwem i kradzieżą własności intelektualnej). Po drugie, lobby chińskie już doprowadziło do zmniejszenia się zaangażowania Amerykanów wobec Tajwanu.

Jest prawie pewne, że w XXI wieku Chiny będą oficjalnie stosować niezależną i stabilną politykę dyplomatyczną wskazując, że jej celem jest przede wszystkim pokój i rozwój swojego kraju. Dopóki Chińczycy będą działali zgodnie z zasadą Sun Tzu „Wygraj bez walki” nie będzie problemu. Sytuacja zmieni się niebezpiecznie, gdy w tym trzywyrazowym powiedzeniu zmienione zostanie drugie słowo.

Reklama

Rok dronów, po co Apache, Ukraina i Syria - Defence24Week 104

Komentarze (87)

  1. anda

    Stary Grzyb bajeczek nie opowiadaj, USA to wiesz na co mogą Chińczykom naskoczyć? Jak zaczęli wprowadzać cła to okazało się, że pół USA może stanąć a produkty mogą znacząco podrożeć, w tym newralgiczne dziedziny wojskowe bo okazuje się że bez chińskich części ani rusz, i dlatego już po cichu wycofują się z ceł bo na nich się na nich mocno odbija. Bo kto kupi drogie amerykańskie produkty? Kapitał chiński wycofuje się z USA a czy amerykański z Chin się wycofuje? Jakoś ostatnio Tesla wchodzi do Chin. Jakakolwiek konfiskata majątku chińskiego w USA spotkałoby się z retorsją. A jaki kapitał Chin jest zaangażowany w USA a jaki USA w Chinach - jak myślisz kto byłby najbardziej poszkodowany. Zasoby Chin to ponad 3 biliony dolarów które inwestują w Afryce, Ameryce Południowej w Azji wygryzając amerykanów za ich pieniądze. Jakiekolwiek niewypłacenie przez USA zobowiązań wiąże się z natychmiastowym upadkiem ameryki. USA tracą wiarygodność i dolar staje się zwykłym papierkiem bez wartości.

    1. Parodia

      W większości komend jest zakaz nadgodzin. Naczelnicy i kierownicy odpowiadają za to głowami.

  2. komentator

    Panie Davien, ja wiem że wszystko co amerykańskie jest naj, tylko rzeczywistość skrzeczy. A więc, dzisiaj o możliwościach bojowych okrętów, w pierwszym rzędzie decyduje elektronika której możliwości determinują parametry systemów walki takich jednostek. A o możliwości tejże elektroniki decydują baza elementowa oraz programy które tą bazą elementową zarządzają. Panie Davien, czy Pan naprawdę sądzi, że amerykańska baza elementowa sprzed trzech dekad przewyższa tą dostępną obecnie w Chinach? Naprawdę? Panie Davien mój służbowy laptop (a jakże chiński) na którym pracuję ma o wiele większe możliwości obliczeniowe niż to co stało w klimatyzowanych pomieszczeniach pentagonu trzy dekady temu. O obecnych możliwościach chińskiego przemysłu i chińskich programistów najlepiej świadczy fakt, że Amerykanie, aby powstrzymać chińską ekspansję na własne podwórko, musieli się posłużyć decyzjami administracyjnymi i oskarżeniami o szpiegostwo, w rynkowej rywalizacji nie mieli żadnych szans, a Pan coś bredzi o tym, że amerykańskie systemy sprzed trzech dekad są lepsze od obecnie produkowanych w Chinach. Czy Pan naprawdę sądzi, że najlepsi chińscy spece od hard i software`u pracują dla Huaweya, a sprzęt dla marynarki wojennej produkują bosi kulisi pieczołowicie lutujący stopki tranzystorów lutkolbami? Panie Stary Grzybie, Pan to już zupełnie popłynął w swoich rozważaniach. Przecież to USA wycofuje się rakiem z tej wojny, nie Chiny. Wystarczyło wstrzymanie importu amerykańskiej soi, (to taki bardzo technologicznie rozwinięty produkt) by amerykański prezydent dojrzał do rozmów, w przeciwnym razie amerykańscy farmerzy z Kentucky roznieśliby jego administrację. I skoro wprowadzenie 50% ceł na chińskie towary miałyby rzucić Chiny na kolana, to dlaczego nie wprowadzić 100%? To gwarantowałoby natychmiastowe zwycięstwo, tylko jak zareagowaliby amerykańscy wyborcy gdyby na gwiazdkę nie mogli kupić swoim dzieciom nowego Iphone`a czy xboxa? Przecież to co działo się w Los Angeles po brutalnym pobiciu przez policjantów Rodneya Kinga, to byłby pryszcz w porównaniu z tym co czekałoby Amerykę gdyby Iphony i xboxy zdrożały o 100%. I nie tylko telefony i konsole, również samochody, AGD, sprzęt medyczny i wszystko inne co nie może się obyć bez produkowanych w Chinach komponentów. Czy Pan naprawdę myśli że w USA rządzą ludzie niespełna rozumu i nie widzą kto jest ich głównym przeciwnikiem w walce o światowy prymat? Gdyby Amerykanie mogli rzucić Chiny na kolana, to już dawno by to uczynili. Cała sytuacja żywcem przypomina tą sprzed kilkudziesięciu lat, kiedy to jadące na długach "mocarstwo" rzuciło wyzwanie swojemu wierzycielowi i "fabryce świata". Przecież Pan, powołujący się w co drugim poście na ten przykład, doskonale powinien pamiętać jak to się skończyło. Czy naprawdę myśli Pan, że tym razem będzie inaczej? Podsumowując, Ameryce pozostał już tylko bieg w stronę przepaści, a później już tylko efektowny skok do przodu. I na koniec, odnoszę wrażenie że obaj Panowie mają problem z czytaniem ze zrozumieniem postów na które odpowiadają. Przecież wyraźnie napisałem (a może to potwierdzić każdy prawdziwy analityk, nie taki wzięty w cudzysłów) że nie liczy się wczoraj i dzisiaj, powtórzę raz jeszcze, ważny jest TREND. Jeżeli moi szanowni adwersarze mają ochotę na dyskusję w której posłużą się argumentami które potwierdzałyby możliwość dalszej dominacji Ameryki w najbliższych dekadach w dziedzinie wielkości produkcji przemysłowej, możliwości finansowych państwa, wielkości zadłużenia i tym podobnych wskaźnikach które będą decydujące w najbliższych dekadach, chętnie wymienię się poglądami. Dyskusję o wczorajszych przewagach sobie daruję, gdyż szkoda po prostu na nią czasu.

    1. Olo

      Argumenty potwierdzające możliwość dalszej dominacji Ameryki w wielkości zadłużenia na pewno się znajdą. A i polecam info o skrytym wycofywaniu sankcji w stosunku do Chin jako cenie za milczenie w kontrowersyjnych tematach.

  3. Gulden

    Nie wiem,może się mylę.Ale tak na logikę biorąc.ILE kosztowałaby budzet RP,budowa nie wiem,fregaty,korwety,czy co tam na chwilę obecną potrzebujemy dla MW.A budowanej w Chinach.Nie mówię tu o w PEŁNI wyposażonej jednostce,począwszy od radarów,skończywszy na uzbrojeniu.Po prostu.Kadłub,siłownia,elektronika,by to umiało się w miarę się poruszać po morzu.Kwestia dozbrojenia,wyposażenia w odpowiednie systemy(swoje,lub kupione z zachodu)byłaby of course naszą domeną.Patrząc na to jak "budujemy"u siebie okręty,warte to chyba do zastanowienia.Jeśli okręt,idący na złom,z Australii,PRZEWYŻSZA wszystko co mamy na stanie w MW,to w sumie o czym tu gadać?A kangury dawały KOMPLETNY okręt do sprzedaży.Z uzbrojeniem.Może naiwny jestem.Zamówić i chińczyków dany typ okrętów,które potrzebujemy.Zrobią raz-dwa.Dozbroić,doposażyć we wszystko co potrzebne u siebie.Marynarzy mamy.I niech pilnują Polski,Ojczyzny Naszej,wspólnej.Pytanie konkretne.SKĄD kasa na to?A skąd niby kasa na budowę przez 20 lat Gawrona/Ślązaka?

    1. Olo

      Kadłub bez siłowni.

  4. Tim

    Jeden z Panów przytoczył prezydenta Hardinga jako jednego z wielu nieistotnych prezydentów. Chciałby w takim razie Pana uświadomić, że swoimi dokonaniami ekonomicznymi przewyższył znacznie przytaczanego przez Pana prezydenta Ronalda Regana. Żaden inny prezydent USA nigdy wcześniej jak i później nie zbliżył się do takich osiągnięć. Objął urząd o ile pamiętam w 1921 roku w trakcje największego kryzysu gospodarczego (kryzys 1920r) jaki dotknął USA kiedykolwiek. Znacznie głębszego niż ten z 1929r i 2008r po dwóch latach jego rządów gospodarka była w stanie lepszym niż przed kryzysem!!! Ten człowiek był geniuszem ekonomi i polityki. Powinno się na uczelniach wykładać jak prowadzić gospodarczo państwo aby likwidować kryzysy ekonomiczne a przede wszystkim do nich nie dopuszczać. Tak więc zachęcam do czytania o prezydencie Hardingu bo jest o kim. Najlepiej jego przemówienia bo to doskonałe darmowe wykłady o tym jak powinno działać doskonale kierowane państwo... Mam nadzieję, że kiedyś polska doczeka się takiego męża narodu jak prezydent Harding. Pozdrawiam.

    1. Olo

      Nie ma geniuszy ekonomii. Co najwyżej są współbieżne interesy z tymi co wywołali kryzys.

  5. Olo

    Podejście Chin do swoich obywateli niczym się nie różni od podejścia np. Francji.

  6. Hagen

    Czy Chińczyka z Singapuru można uznać za część chińskiej diaspory ? Jest to bardzo wątpliwe, bo ich punktem odniesienia jest przede wszystkim własny kraj i oni nie czują związku z Chinami tak jak diaspora w krajach Zachodnich.

  7. easyrider

    Czy tu jest coś zaskakującego? Ktoś naprawdę wierzy, że nasza cywilizacja "bezstresowych dzieci", bio-eco-bezglutenowych "wojowników" będzie w stanie prowadzić równorzędną rywalizację z Chinami, przyszłym światowym liderem?

  8. Napoleon

    @KCh, nie ma pewności, że któraś strona zdecyduje się na wojnę. To nie te czasy. Wystarczy popatrzeć ile USA kosztowały małe wojenki i wszystko będzie jasne. USA z pewnością chętnie pchnęłyby Tajwan czy kogoś innego na wojenke, by chwilowo osłabić Chiny, ale same na otwartą konfrontacje nie są gotowe. W drugą stronę Chiny też nie. Handel światowy dla Chin to Malakka, Suez, Gibraltar itd. Nie mają floty ekspedycyjnej i sojuszników w tych miejscach by móc kontrolować handel morski. Problem jest raczej w tym, że co się stanie z regionem morza Południowo Chińskiego. Tam już kraje mają więcej interesów wspólnych z Chinami niż USA. Łącznie z Japonią i Australią. USA boji się, że stracą wpływy na decyzje tych krajów. Jeśli dodatkowo Chiny przebiją się lądem do Europy i opanują Malakke to mamy koniec zabawy w hegemona światowego, bo będą mieli drogę po surowce z zatoki Perskiej i Afryki, a NATO wiele im nie podskoczy. Gra jest poważna, ale jeśli Chiny zdobędą wpływy i dominacje w Azji to będzie po zabawie w wójka Sama.

  9. KCh

    Jest coś nie pojętego w tym, że Chiny startując z tak niskiego pułapu w okresie 30-40 lat dogoniły świat. Sprowadzanie tego tylko do taniej siły roboczej i resentymentu mocarstwowego to zbyt duże uproszczenie. Przywódcy Chin mają wizję i krok po kroku, systematycznie ją realizują. Patrząc na Europę, faktycznie jest coś dysfunkcyjnego w naszym systemie i przyjętym modelu rozwoju jaki sobie narzuciliśmy po 1945r. W mniejszym stopniu problem dotyczy USA, choć ostatnio przybiera na sile wraz z upodabnianiem się USA do Europy - szczególnie po wprowadzeniu obowiązkowej służby zdrowia co w bardzo szybkim tempie pogarsza kondycję gospodarki amerykańskiej potwornie ją zadłużając i zwiększając presję na redukcję budżetu wojskowego, co tylko przyspieszy erozję potęgi tego kraju likwidując status supermocarstwa. Dlaczego 'kraje cywilizacji zachodniej' nie mogą startując z obecnego miejsca wykonać skoku technologicznego na miarę Chin? Przecież startujemy z o wiele wyższego poziomu, jesteśmy w sojuszach, itd. Odpowiedź jest jedna, przejadamy pieniądze zamiast je inwestować. System socjalny, opieka zdrowotna pochłania ogromne środki, przy okazji wpędzając nas w coraz większe zadłużenie. Ten system to utopia analogiczna do komunizmu. Marnujemy pieniądze które Chińczycy inwestują. Taka jest brutalna prawda. Tam nikt się ludźmi nie przejmuje, a mimo to mają dodatni przyrost populacji. W Europie pomimo przeróżnych form wsparcia dla rodzin, populacja maleje, jest również powoli zastępowana arabskimi imigrantami. Oba kontynenty - Europa i Ameryka Północna są w ogromnej defensywie. Europejczyków zalewają muzułmanie, Amerykanów zalewają meksykanie, nikt nie zalewa Chińczyków bo to oni zalewają innych. Jeśłi nie zmienią się aktualne trendy, czyli jeśli nie pojawią się politycy z jajami i nie porwą za sobą społeczeństw to tylko duża wojna może odwrócić ten trend który wiedzie nas do zwasalizowania względem Chin. Najbliższe 20-30 lat dadzą odpowiedź i ustanowią świat na najbliższe 100-200 lat.

  10. KCh

    Po prostu nieuchronnie zbliżamy się do kolejnej wojny, tym razem na Pacyfiku. Od rozstrzygnięcia której będzie zależał dalszy los świata. Nie musi to być wcale Wojna Światowa, ale krótka i szalenie intensywna wojna na wyniszczenie floty pomiędzy USA a Chinami. Kto uzyska wyraźną przewagę wygra konflikt i ustanowi swoje zwierzchnictwo na lata a może całe dziesięciolecia na Pacyfiku w rejonie Azji. Jeśli wygrają Chiny, uzyskają wolną rękę w rozszerzaniu swojej hegemoni na Azję. Kraje takie jak Japonia, Korea i Australia będą musiały się przeorientować geopolitycznie, a USA stracą pozycję supermocarstwa. Podobnie jak po I Wojnie Światowej tak i w tym wypadku już na drugi dzień po rozstrzygnięciu konfliktu zacznie się prawdziwy wyścig zbrojeń, który zakończy się najpewniej III Wojną Światową, w której może w ogóle nie być zwycięzców... Jeśli jednak jakimś cudem w pierwszej, ograniczonej fazie konfliktu zwyciężą USA. Nastąpi nałożeni ograniczeń na gospodarkę z zwłaszcza armię chińską, sankcje, cła, itd. Nastąpi zduszenie i wpędzenie w recesję gospodarki chińskiej, prawdopodobnie z próbą podziału Chin na mniejsze państewka. Po rozstrzygnięciu konfrontacji amerykańsko-chińskiej nikt przez następne stulecia nie będzie w stanie zagrozić pozycji nowego a być może nowego-starego hegemona...

  11. Igor

    Chiny to kolos na glinianych nogach. Za szybko chca dogonic zachod. Niemozna tak szybko sie rozwijac na wszystkich plaszczyznach. To jest rozwoj czyimś kosztem później sie to zemsci na nich. Jezeli maja cos osiagnac musza szybko dzialac dopóki maja na to srodki i zasoby ludzkie. Dla nich to wyscig z czasem na ktory niesa gotowi.

  12. LNG second

    Mocarstwo morskie (a takim jest dzisiaj USA, kiedyś GB) zawsze dąży do utrzymania równowagi na kontynencie euroazjatyckim. Potencjalnych balansujących jest kilku: Indie, Japonia, Rosja, a nawet Indonezja. Na razie trwa gospodarcza próba sił zapoczątkowana rok temu przez prezydenta Trumpa. Dopiero za rok będzie można powiedzieć w którą stronę to wszystko pójdzie, bo gospodarcze procesy przebiegają dość wolno. Moim zdaniem USA będą próbowały marginalizować Chiny w systemie gospodarczym, a Chiny będą parły do rozwoju technologicznego łożąc ogromne środki na rozwój nauk podstawowych i "okołotechnologicznych". Wielu komentatorów słusznie zauważa, że Zachód ma poważny problem ze swoją opieką zdrowotną (OZ). Chińczycy tysiące lat temu postawili na holistyczne podejście i leczą prostymi ziółkami całego człowieka z większości chorób, a Zachód podzielił medycynę i farmację na 120 lub więcej specjalności i leczy każdą chorobę z osobna. Pomijając, że takie podejście nie zawsze się sprawdza to jest ono po prostu bajecznie drogie, gdyż leki trzeba wymyślić, przeprowadzić badania, opatentować (kasa misiu kasa) i następnie leczyć każde z 120 schorzeń z osobna. Chiny inwestują w technologie typowo techniczne myśląc o następnych pokoleniach, a tymczasem Zachód większość pieniędzy łoży na badania biotechnologiczne czyli wymyślanie kolejnych chemicznych leków, na schorzenia które Chińczycy załatwiają ziołami za góra 100-200pln miesięcznie. To jest potencjalnie bardzo groźna sytuacja, bo na Zachodzie inwestuje się w to co się opłaca w przewidywalnym okresie czasu (komercja w OZ), a w Chinach mają program Made in China 2025, który ma za zadanie zapewnić techniczny skok cywilizacyjny.

  13. LNG second

    Trwa wojna gospodarcza na wielką skalę. Od początku 2018 r. USA przenoszą łańcuchy dostaw poza Chiny i zmniejszają zakupy w Chinach. To USA jak na razie kontrolują światowy ocean i kontrolują światową walutę. Ponieważ kontrolują te dwie rzeczy mogą w dużej mierze narzucać reguły handlu międzynarodowego czyli np. wyłączyć jakąś gospodarkę ze światowego obiegu gospodarczego. Do tego nadal kontrolują znaczną część nowoczesnych technologii w tym wojskowych. Każdy kto ma pojęcie o ekonomii wie, jak trudno jest awansować w łańcuchu dostaw z pozycji poddostawcy na pozycję "organizuję cały biznes, a poddostawcy pracują za małe pieniądze".

  14. Davien

    Panie komentator, o mozliwościach chińskiej elektroniki pokładwej najlepie swiadczy fakt ze ich najnowsze niszczyciele nie maja nawet odpowiednika AEGIS sprzed 30 lat a ich odstawowym ubrojeniem jest chińska kopia S-300F czyli HHQ-9 Elektronika wojskowa to cos zupełnie innego od pańskiego laptopa i nie jest produkowana w Chinach na licencji USA czy europejskich . Huawey leci z USA nie przez zaawansowanie techniczne, ale za powiazania z chińskim wojskiem i wywiadem, wiec nprawde nie wciskaj kitu.

  15. PimPim

    Chińska technologia, nauka i wywiad umożliwia im: samodzielną budowę stacji kosmicznej, wysyłanie robotów na księżyc, posiadanie najwiekszych na świecie centrów sekwencjonowanie i modyfikacji genomów, produkcji nowoczesnych superszybkich pociągów, samodzielnej budowy największych w historii projektów infrastrukturalnych, wykradanie najnowocześniejszych technologi oraz ich wdrażanie etc. etc. Ich możliwości rosną z roku na rok. Wzrost Chin przez ostanie 30 lat nie ma odpowiednika w historii świata. Nie dziwi więc, że Europejczykom i Amerykanom wydaje się, że Chiny są zacofane, po porostu nikt nie jest w stanie uwierzyć w to co Chiny osiągnęły w tak krótkim czasie. Jeszcze im troche brakuje do USA, ale tempo w jakim zamykają tą różnice jest przerażające. To tłumaczy politykę piwotu Obamy i agresywną politykę Trumpa.

  16. Logik

    Oczywiście, że Chiny się już zaczynają wyludniać - 50 lat polityki 1 dziecka musiało się tak skończyć, teraz z nia zerwali ale trend się juz ustalił, Chińczycy są zamożniejsi i nie chca miec więcej dzieci po prostu. Społeczenstwo się tam starzeje w tempie zbliżonym do Japonii a dodatkowo nie mają już nawet kogo do armii rekrutować, bo ci młodzi się po prostu ani nie garną ani nawet nie nadają do niczego oprócz grania w LOLa. Ekonomicznei Chiny tez słabną, raz właśnie ze względu na wyczerpanie się zasobów taniej siły roboczej, a pozatym osiągnęli już na tyle wysokie PKB że dalsze wzrosty bez hi-tech są trudne. Faktem jest, ze Huaweri i inni tego typu producenci trochę podgonili zachód ale to są wciąż niedochodowe firmy sponsorowane przez rząd. Chiny mają też ogromny problem z bańka na rynku nieruchomosci, ze złymi kredytami, korupcją itp. A i sam wzrost gospodarczy był przez lata zawyżany i fałszowany. Zrobili ogromny skok przez 50 lat, ale ich paliwo napędowe już się kończy i zaczynają przypominać Japonię z lat 80tych tuż przed upadkiem i latami stagnacji. Indie wciąż mają potencjał ale Chiny już coraz mniejszy zarówno kapitąłu ludzkiego jak i wzrostu gospodarczego. Ich flota będzie może wystarczająca żeby rzucić wyzwanie Japonii na Morzu Południowochińskim za kilka lat, ale USA i tak pozostanie hegemonem na światowych szlakach handlowych. Kolejna sprawa, to to że Chiny nigdy nie brały udziału w prawdziwej wojnie, mają zerowe doświadczenie, marne szkolenia i kadry więc nawet bez przewagi technologicznej Amerykanie mają 100 lat doświadczenia po swojej stronie. Chiny nigdy nie będą globalną potęgą militarną i nawet nie mają takich ambicji, jedyne na czym im zależy to żeby powstrzymać ewentualną blokadę handlową swoich szlaków, ale i na to mają małe szanse obecnie, bo Amerykanie już od dawna ich okrażyli mając sojusze z Filipinami, Japonią, Koreą, Tajwanem, Wietnamem itp. Chiny mają w rejonie samych wrogów i nie bardzo mają jak się przebić w razie odcięcia ich od światowego handlu, co Amerykanie mogliby bardzo łątwo zrobić mając na miejscu sojuszników i swoją 5 flotę.

  17. zarro

    W całej układance, najważniejszą rolę odegra nie Rosja, czy UE, tylko Indie w koalicji z USA i Japonią. To Indie przesądzą o kształcie światowego ładu w najbliższych dekadach tzn. Chiny nie mogą zdominować świata, musi nastąpić balans jak za czasów zimnej wojny ZSRR USA.

  18. ChinaTown

    Widzę, że część z osób komentujących wyraźnie nie docenia Chińskiego przemysłu obronnego, mówiąc że chińska elektronika to badziew, że przestarzałe okręty itp. Odpowiem Wam krótko. Żaden z Was (nawet Davien) nie ma bladego pojęcia jaka tak naprawdę elektronika, optyka, mechanika i sterowanie znajduje się w tych rakietach, albo okrętach. Nikt z Was tego nie widział ani nie budował, dlatego lepiej zamilczcie. Jedyne co możecie mówić to swoje wyobrażenia na ten temat, ale i one nie mają potwierdzenia w rzeczywistości. Dlaczego? Sprawdźcie sobie w domu ile z tej elektroniki (badziewnej oczywiście) pochodzi z Chin. Zdziwieni? Tak, co najmniej 90%. Zalecałbym więc z większą pokorą odnosić się do możliwości państwa, bez którego produktów krzesalibyście dzisiaj ogień krzemieniem (bo zapalniczka też Chińska). Tak Chiny to potężny kraj o potężnych możliwościach, ale przeciętniacki Europejczyk tego nie dostrzega bo od najmłodszych lat było mu wpajane jakim to jest pępkiem świata. A tu szok, jednak nie jest. USA czekają ciężkie czasy, kiedy niestety przekonają się na własnej skórze jakiego giganta sobie wychodowali. Dla USA jest już za późno, trend jest nieubłagany i dominacja USA na tym świecie się kończy. Nie żebym się z tego cieszył, ale niestety taka jest prawda, kolejne mocarstwo zmierza do nieubłaganego końca swojej świetności. A dla nas będzie najlepiej jeśli weźmiemy Chiny na poważnie i wreszcie zaczniemy się uczyć na ich sukcesach.

  19. anda

    Oj Panowie macie blade pojęcie o elektronice i jej wykorzystaniu na DW, proponuję taki rajd : Seul i 100 km na wieś od niego, Tokio i tak samo 100 km na wieś, Tajwan i wschodnie Chiny od południa do Harbinu a potem można do Władywostoku i koleją do Moskwy koszt ok 15 000 zł. To się dowiecie jak jest wykorzystywana elektronika w życiu codziennym. Te 4 kraje to ścisły top , Europa to era wojen napoleońskich, USA to koniec średniowiecza a Polska to związek plemienny. Proponuję a potem wypisujcie dyrdymały. Stary Grzyb a czy ta elektronika do modernizacji nie pochodzi przynajmniej w części z Chin? I jak zwykle piszesz głupoty jak to cła amerykańskie dotknęły Chiny. Tak USA pacnęło Chiny że dostali od tego czkawki i już po cichu wycofują się z wojny. Już ci napisałem na co może USA naskoczyć Chińczykom. Zwrost gospodarki Chin to 6,6 % a ile wzrosła USA? A ile z tych okrętów amerykańskich jest na chodzie? poczytaj prasę amerykańską to się dowiesz. A jak amerykanie płaczą, że praktycznie w każdym produkcie dla wojska jest elektronika chińska. Myślisz, że to się da zastąpić. Rząd USA wydrukował dolary i wpompował je w co? w gospodarkę czy banki a co przynosi dochód banki czy gospodarka. W USA praktycznie zanikła klasa średnia a to ona stanowiła podstawę gospodarki. Chiny mają możliwość manewru / konsumpcja wewnętrzna / a USA jaki manewr mogą wykonać jak doprowadzili do zubożenia społeczeństwa?

  20. Zbig gniew

    Po roku 1945 wojny w Azji poszły Amerykanom kiepsko - delikatnie mówiąc. Wojna koreańska - co najwyżej remis, chociaż mogło być pełne zwycięstwo. Ale zostało ono skradzione przez Chińczyków. Przypominam że taki twór jak Korea Północna mógłby już od dawna nie istnieć, gdyby ofensywa chińskich "ochotników" nie przegnała wojsk USA znad granicznej rzeki Jalu. Było to nawiasem mówiąc jedyne po 45 roku bezpośrednie starcie wojsk amerykańskich z siłami zbrojnymi innego mocarstwa. Bo jakoś tak się dziwnie składa, że po II w ś duzi przestali z sobą walczyć bezpośrednio. I poszli w jakieś wojny zastępcze toczone w krajach 3 świata przeważnie. Sprawił to oczywiście ątom. Został on użyty tylko raz, gdy USA miały na niego monopol. W Korei McArthur też miał wielką ochotę poczęstować nim Chińczyków, ale wujek Józio posiadał już tę zabawkę i Truman nie miał innego wyjścia jak poczęsować McArthura dymisją. A przecież chińska armia z początku lat 50 XX w, w porównaniu z US Army to był prymityw. Ale dali radę pogonić Jankesów z Północy. Wietnam - 60 tyś amerykańskich chłopaków wróciło z tej rozróby w czarnych workach. Kalek i rannych nie ma nawet co liczyć. Efekt wojny - no cóż wiadomo. Azja kontynentalna ( a nie jakieś tam wyspy japońskie) to fatalny teren dla US Army i ona dobrze o tym wie. Uspokoję więc wszystkich zatrwożonych - nie będzie żadej wielkiej ani małej, bezpośredniej wojny amerykańsko - chińskiej. Po prostu USA posuną się trochę i dadzą więcej miejsca Chinom. Ten proces przecież już od lat trwa. Oczywiście dla pozorów i fasonu wyrażą trochę werbalnego oburzenia, kilka delikatnych, pozorowanych ruchów typu"sankcje and cła" i tyle. Bo tak naprawdę niewiele więcej mogą, z czego elity amerykańskie, w przeciwieństwie do co niektórych forumowych ekspertów, świetnie zdają sobie sprawę. Chiny ze swoim potencjałem i zapleczem surowcowym Rosji i Azji Centralnej są po prostu nie do zatrzymania. Jak nie można przeciwnika pokonać, to się trzeba z nim zaprzyjażnić - stare chińskie przysłowie. A Amerykanie są do bólu pragmatyczni.

  21. Zbig gniew

    "Sprawa jest jednak niebezpieczna, ponieważ chińscy przywódcy wciąż wierzą w skuteczność użycia siły"- a amerykańscy przywódcy nie wierzą? Rozumiem że największy budżet militarny świata przeznaczany jest na wolontariuszy, kaznodziei i misjonarzy którzy jedynie dobrym słowem przekonują opornych do uwzględniania interesów i celów polityki USA.

  22. Davien

    Panie komentator obecnie najnowsze , dopiero budowane chińskie niszczyciele typu 055 pod wzgledem wyposażenia i uzbrojenia to takie Ticonderogi z okresu jak dostały VLS i z których zdemontowano AEGIS-a. Istotnie panie komentator jak ich nanowsze jednostki sa gorsze od Tico sprzed 30 lat to naprawde "gonia" USA:) W kwestii uzbrojenia stoja jeszcze gorzej, podstawowym pociskiem plot ma byc HQ-9 w wersji pokładowej i chińska kopia Buk-a

  23. Stary Grzyb

    Do "Logik". Masz rację, z jedną "drobną" poprawką - dużych okrętów oceanicznych USA mają nie 2 razy więcej, niż Chiny, ale prawie 7 razy więcej, o przygniatającej różnicy jakościowej na korzyść USA nie mówiąc. Pozdrawiam.

  24. Stary Grzyb

    Do "Komentator". Chińska elektronika montowana na chińskich okrętach dzisiaj ma się do podlegającej stałej modernizacji elektroniki systemu AEGIS na "Ticonderogach" mniej więcej tak, jak chińskie rakiety JL-2 do amerykańskich rakiet Trident II - to jest przepaść na korzyść USA. Co do "skrajnie niekorzystnych dla USA trendów", to wystarczy spojrzeć na przebieg ostatniej "wojny handlowej" - USA delikatnie pacnęły Chiny (mogły przecież zamiast takich sobie sobie ceł na część chińskiego eksportu do USA wprowadzić 50% cła na całość tego eksportu), czego skutkiem chińska gospodarka natychmiast się zacięła, natomiast skutki chińskich retorsji są dla USA są żadne. Problem owszem jest, ale zupełnie gdzie indziej - w tym mianowicie, że USA, i cały Zachód, drąży lewacka gangrena, która jeśli nie zostanie zlikwidowana, to faktycznie cywilizacja Zachodu ulegnie rozpadowi wśród postępackich bredni o globalizacji, multikulti, globalnym ocipieniu, "partnerstwie dla dobrobytu", itd., itp.

  25. PimPim

    @Logik. Chińska polityka regionalna jest oparta o historię starszą niż Europa. To USA i jej sojusznicy są zagrożeniem dla Chin w tej chwili. W przyszłości to Japońska flota może być największym problemem na Pacyfiku. Japończycy są ksenofobicznym narodem, i nie rozwiązali żadnych ze społecznych realiów które kształtowały ich politykę i aktywność przed wybuchem jak i w trakcie II wojny światowej. Polityka Abe dąży do zniwelowania 'Pacyfistycznego' ustroju narzuconego prze Amerykańską generalicje po II wojnie światowej, w celu zapewnienia bezpieczeństwa szlaków handlowych. A jeżeli chodzi o historię konfliktów to do tej pory to UK, USA, Francja, Rosja i Japonia, w sumie dokonały niezliczonych aktów barbarzyństwa wobec Chin przez ostatnie 200 lat. Komunistyczna polityka przez ostanie 70 lat jest próbą zmiany Chińskiego społeczeństwa tak aby być w stanie odpowiedzieć na zagrożenia przez które są dosłownie otoczeni. Co do ekonomii to zobaczymy. Nikt do tej pory nie był w stanie nic przewidzieć rozsądnego i nikt raczej nie będzie w stanie. Ekonomia światowa jest zdecentralizowana i kształtowana w równej mierze przez korporacje, przestępczość zorganizowaną, jak i służby wywiadowcze i politykę największych krajów. Wszystko jest powiązane i nikt nie może przewidzieć konsekwencji różnorakich polityk jaki i eksperymentów ekonomicznych, ponieważ wiele z tych aktywności jest ukryte.

Reklama