Reklama

Przemysł Zbrojeniowy

Okręt desantowy typu San Antonio Fot. Andrzej Nitka

Chrzest transportowca desantowego US Navy

W należącej do koncernu Huntington Ingalls Industries (HII) stoczni w Pascagoula (stan Mississippi) odbył się chrzest transportowca desantowego-doku „Portland” (LPD 27), jedenastego już okrętu typu „San Antonio” przeznaczonego dla US Navy. Stępkę pod budowę tej jednostki położono 2 sierpnia 2013 r., zwodowano 13 lutego br., zaś do służby ma ona wejść w 2017 r.

Transportowce desantowe-doki (Landing Platform Dock - LPD) łączą w sobie możliwości transportu żołnierzy i szybkiego desantowania ich drogą powietrzną, ze zdolnością do transportowania i przerzutu ciężkiego sprzętu na brzeg przy pomocy poduszkowców i barek desantowych. Dzieje powstania „San Antonio” i jego bliźniaków sięgają połowy lat 90. ubiegłego wieku, kiedy to US Navy stanęła przed problemem znalezienia następców dla kilku typów dużych okrętów desantowych. W związku z ograniczeniami budżetowymi niemożliwa była budowa nowych jednostek w liczbie zbliżonej do wycofywanych. Zdecydowano się więc na budowę ograniczonej liczby okrętów nowego typu, charakteryzujących się jednak znaczną uniwersalnością rekompensującą mniejszą ich liczebność.

Architektura zewnętrzna tych okrętów została w całości podporządkowana zmniejszeniu ich sygnatury radarowej, która ma stanowić tylko 1 proc. posiadanej przez jednostki typu „Austin” czy „Whidbey Island”. W tym celu sięgnięto też po pionierskie w tym czasie rozwiązanie, czyli zastąpienie klasycznych masztów, które dawały duże echo radarowe, przez dwie kompozytowe ośmioboczne struktury AEM/S (Advanced Enclosed Mast/Sensor), mieszczące w sobie najważniejsze anteny radiolokacyjne i komunikacyjne.

Czytaj też: Futurystyczny niszczyciel USS „Zumwalt” wprowadzony do służby

Łącznie powstać ma 12 takich transportowców, których budowę rozpoczęto w 2000 r. Zakończy się ona ok. roku 2020, jako że kontrakt na budowę ostatniej jednostki, która będzie nosić nazwę Fort Lauderdale (LPD 28), został zawarty dopiero 4 grudnia 2015 r. Za kwotę 200 mln USD koncern HII zakupi elementy wyposażenia przyszłego desantowca, m. in. silniki napędowe, generatory spalinowe, wały napędowe i śruby okrętowe.

(AN)

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (1)

  1. Patcolo

    Ale to tak można. Tak szybko zaprojektować i zbudować okręty z prawdziwego zdarzenia w liczbie 12 sztuk. Po naszych brutalnych doświadczeniach z Gawronem Ślązakiem myślałem że to niemożliwe.

    1. XYZ

      Mógłbym Ci podać wiele przykładów z USA, że u nich też się trafiaja patologie w stylu Gawrona. Nawet w przypadku jednostek, które ostatecznie wchodza do słuzby i mają duże możłiwości bojowe jak na czasy w jakich powstawały. Sprawdź co się działo z programem Seawolfa choćby. Niestety jesli idzie o państwowe pieniądze wszędzie pojawiają się mniejsze lub większe problemy, korupcja, przekręty. Gawron nie dorasta nawet do "sredniego" poziomu bo wybrałeś przykład niekompetencji polityków, podejmowania złych decyzji, nadmiernego "apetytu" oraz słabości wybranego wykonawcy (którego wybór w znacznej mierze był spowodowany właśnie polityką). To naprawdę może być bulwersujące na skalę Polski ale w porównaniu do wielu innych programów na świecie nie jest nawet wartą wzmianki ciekawostką. Niemniej trzeba pilnowac aby programów o przevbiegu "gawronowatym" było u nas w kraju jak najmniej. I tu się kłania choćby sprawa często wyśmiewanych "dialogów technicznych" - one mają rolę w unikaniu głupich sytuacji jeśli przebiegają prawidłowo i są konsekwentnie kontynuowane. Dialog techniczny nie jest zły sam w sobie. Problemy zaczynają się jak dochodzą do gry rózne dziwne polityczne gierki, konflikty interesów róznych grup, brak kontynuacji prac przez nowe rządy, itp. Jeśli specjaliści ustalą co jest nam potrzebne i w jakiej formie, jeśli odpowiednie procedury będą przestrzegane i programy będa się toczyły w normalnym tempie to "patologii" będzie mniej. Niestety nie bardzo licze na takie coś bo ciągle będą dziwne zagrywki jak choćby "polski przemysł lotniczy" w Mielcu i Świdniku czy uparte brnięcie w własne podwozie w "Krabie" (przynajmniej to się skońćzyło) bo lokalne interesy/lobbing/związki zawodowe, itp. Widzisz w czym jest problem? I mam nadzieję, że ludzie nabijający się z "dialogów technicznych" a przynajmniej niektózy z nich też to zauważą.

Reklama