Do 2024 r. roku Niemcy mają osiągnąć poziom 2 proc. wydatków na armię, wymagany przez NATO - takie są założenia ministerstwa obrony. Na przeszkodzie realizacji tego planu może stanąć nie brak środków, ale uciążliwe procedury przetargowe i ryzyko rezygnacji w przypadku powyborczych zmian. Z powolnego tempa modernizacji w armii niezadowoleni są Amerykanie, którzy niejednokrotnie przestrzegali, że ich zaangażowanie w obronę Europy nie jest bezwarunkowe.
W czasie zakończonej w niedzielę Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium minister Ursula von der Leyen podkreśliła, że budżet wojskowy Niemiec wzrósł o 8 proc. w porównaniu z rokiem ubiegłym i przypomniała o istnieniu długoterminowego pakietu inwestycyjnego dla armii w wysokości 130 mld euro. Co bardzo istotne, zwiększeniu dofinansowania Bundeswehry nie sprzeciwia się minister finansów Wolfgang Schäuble.
Okazuje się zatem, że to nie pieniądze są największym hamulcem procesu modernizacyjnego Bundeswehry. Problem stanowi procedura zamówień publicznych, co doskonale ilustruje przykład zamówienia na czołgi Leopard 2. W 2015 r. minister obrony ogłosiła, że Niemcy chcą odkupić Leopardy i poddać je modernizacji, co pozwoliłoby na zwiększenie ich liczby z 225 do 320. Prawie dwa lata później odpowiednia umowa wciąż nie została podpisana, a zgodę na nią Bundestag ma wyrazić dopiero wiosną. Biorąc pod uwagę tempo procedowania, a także sam proces modernizacji można spodziewać się, że czołgi będą na wyposażeniu armii dopiero za kilka lat.
Podobnie prezentuje się kwestia pozyskania "pomostowej" zdolności dronów klasy MALE ze zdolnością przenoszenia uzbrojenia, do czasu budowy docelowego, europejskiego systemu tego typu. Jak pisze Die Zeit, obecnie przed sądem w Düsseldorfie toczy się proces z powództwa amerykańskiej firmy General Atomics (producenta m.in. BSL Reaper), która złożyła wniosek w związku z niejasnymi procedurami przetargowymi na wydzierżawienie dronów. Niemcy wybrali ofertę Israel Aerospace Industries (systemu Heron), jednak skarga złożona przez amerykańskiego oferenta opóźni oddanie maszyn do użytku Bundeswehrze.
Cechą niemieckiego systemu zakupów są przewlekłość procedur, skomplikowanie regulacji, a - jak zauważa Der Spiegel - służby odpowiedzialne za zakupy borykają się z brakami kadrowymi w wyniku cięć z lat ubiegłych. W przypadku zakupów dla wojska każdy wydatek przekraczający 25 mln euro musi uzyskać aprobatę Komitetu Budżetowego Bundestagu. Der Spiegel pisze, że próg powinien być kilkukrotnie wyższy i nie był aktualizowany od 1981 roku - pomimo zmian wartości pieniądza w czasie. Obecna sytuacja powoduje bowiem - kolejne - "wąskie gardło" w systemie zakupów uzbrojenia dla Niemiec. Konieczność aprobowania przez Bundestag nawet drobnych kontraktów (a nie tylko tych największych, wyznaczających na lata przebieg procesu modernizacji w danym obszarze) komplikuje w jeszcze większym stopniu zakupy dla armii.
Niemiecki dziennik pisze także o tym, że po raz pierwszy od lat udało się wykorzystać budżet obronny (bez zwracania jego znacznej części do resortu finansów). Podobna sytuacja (zwrot istotnej części pierwotnie zaplanowanego budżetu obronnego) miała miejsce w Polsce w latach 2008-2013, a także w "wyborczym" roku 2015, co według nowego kierownictwa MON było spowodowane złym przygotowaniem programów modernizacyjnych. Również polskie służby odpowiedzialne za zakupy borykają się z długotrwałymi procedurami (w Polsce częściowo spowodowanymi brakiem wyznaczenia instytucjonalno-prawnego "środka ciężkości" procesu modernizacji) czy problemami kadrowymi. Nie jest wykluczone, że strukturalne zmiany w tym zakresie zostaną wprowadzone w ramach Strategicznego Przeglądu Obronnego.
Czytaj więcej: Jach: Strategiczny Przegląd Obronny bazą dla zmian w polskiej armii.
W ramach Strategicznego Przeglądu Obronnego cały pion zajmuje się systemem pozyskiwania uzbrojenia. Jest to dowodem, że Ministerstwo Obrony Narodowej widzi strukturalne problemy w tym zakresie. Moim zdaniem bez stworzenia nowego systemu pozyskiwania sprzętu, ale też usług (w tym remontów i modyfikacji) na potrzeby Sił Zbrojnych nie poradzimy sobie z zadaniami, jakie stawia przed nami konieczność przeprowadzenia szeroko zakrojonego procesu modernizacji sił zbrojnych.
Czytaj więcej: Izraelskie drony dla Bundeswehry opóźnione. Protest USA.
Pozostaje również pytanie, czy w przypadku powyborczych zmian na szczytach władzy zmiany rozpoczęte przez rząd wielkiej koalicji będą kontynuowane. Wątpliwości co do tego budzą wypowiedzi nowego ministra spraw zagranicznych i dotychczasowego lidera socjaldemokratów Sigmara Gabriela, który twierdzi, że "rozpatrywanie budżetów na obronę w oderwaniu (od innych dziedzin) nie ma sensu. Niemcy angażują się znacznie bardziej w pomoc dla państw rozwijających się niż inne kraje NATO" - powiedział niemiecki szef dyplomacji w czasie spoktania grupy G-20 w Bonn.
Wypowiedź Gabriela to kolejna, po słowach Hilde Mattheis i Reinera Arnolda, opinia kwestionująca potrzebę zwiększania budżetu obronnego oraz istnienie samego NATO. Mattheis, przewodnicząca frakcji Demokratycznej Lewicy działającej w ramach SPD, stwierdziła, że "długoterminowo dążymy do integracyjnej struktury bezpieczeństwa dla całej Europy, co perspektywicznie czyni NATO zbędnym".
Czytaj więcej: Monachium areną sporu z USA? Juncker i Gabriel przeciwko zobowiązaniom NATO.
Oficjalnie SPD nie widzi natomiast przeszkód w przypadku zwiększania liczebności wojsk, której zdaniem posłów zajmujących się w partii obronnością powinny towarzyszyć szeroko zakrojone projekty modernizacji infrastruktury. Chodzi przede wszystkim o podniesienie standardów mieszkaniowych i pracy żołnierzy. Co ciekawe, jednym z autorów dokumentu, w którym wyrażane jest poparcie dla zwiększania liczebności armii jest deputowany Arnold, który zasiada w komisji obrony Bundestagu z ramienia SPD, a niedawno nazwał zwiększenie budżetu obronnego do 2 proc. "utopijnym", "niewłaściwym" i "niepotrzebnym".
Stanowisko partii socjaldemokratycznej wobec rozbudowy Bundeswehry nie jest do końca wewnętrznie spójne. O ile można się spodziewać, że SPD będzie, przynajmniej w pewnym stopniu popierać modernizację armii w koalicji z CDU/CSU, to w wypadku porozumienia politycznego z Die Linke czy Zielonymi i wzrostu znaczenia lewego skrzydła SPD proces modernizacji, przebiegający i tak za wolno, może jeszcze zostać zahamowany.
W ostatnim czasie przedstawiciele popierających zmiany chadeków Henning Otte i Juergen Hardt, wypowiadający się z ramienia parlamentarnej frakcji CDU/CSU odpowiednio w sprawach bezpieczeństwa i polityki zagranicznej, wyrazili obawy o upolitycznienie kwestii zwiększania budżetu wojskowego przez SPD w czasie kampanii wyborczej. W komentarzu dla agencji Reuters Otte powiedział, że zwiększanie wyposażenia Bundeswehry jest "konieczne", aby "zmodernizować siły zbrojne i przygotować je do nowych wyzwań bezpieczeństwa, zwłaszcza w cyberprzestrzeni". Sama kanclerz Merkel już wcześniej zastrzegła jednak, że potrzeba będzie czasu, aby osiągnąć wymagany poziom 2 proc.
Presja w sprawie zwiększenia budżetu wojskowego Niemiec przez USA wzrosła od czasu zmiany w amerykańskiej administracji. Podczas spotkania niemieckiej szefowej resortu obrony z gen. Jamesem Mattisem w Waszyngtonie dało się odczuć rosnące zniecierpliwienie w związku z powolnym tempem zwiększania nakładów na Bundeswehrę. Przedstawiciele władz USA niejednokrotnie podkreślali, że ich zaangażowanie w NATO jest silne, ale nie bezwarunkowe i w zamian za środki przeznaczane w ramach tej struktury oczekują partycypacji pozostałych sojuszników na poziomie uzgodnionym jeszcze podczas szczytu w Newport w 2014 r.
W stosunku do Niemiec jako gospodarczego lidera Europy Amerykanie jeszcze w czasie prezydentury Baracka Obamy zgłaszali potrzebę większej partycypacji w zapewnieniu bezpieczeństwa w strefie euroatlantyckiej. Po serii kryzysów, którym musiała stawić czoła Europa oraz niestabilnej sytuacji w jej sąsiedztwie, niemieccy przywódcy zdecydowali się na przyjęcie aktywniejszej roli w kształtowaniu globalnego bezpieczeństwa, o czym świadczy choćby obecność Bundeswehry w Mali. Dla USA niemniej jednak nie jest ona wystarczająca, a przedstawiciele nowej administracji otwarcie artykułują swoje żądania względem Niemiec oraz pozostałych europejskich członków Sojuszu.
Warto przypomnieć, że w 2015 r. Niemcy zajmowały czwarte miejsce na świecie pod względem wielkości PKB, natomiast z budżetem obronnym na poziomie 1,19 proc. PKB (2017 - około 1,22 proc.) zajmowały - pod kątem udziału wydatków obronnych w PKB - szesnaste miejsce wśród państw NATO w 2016 r. Dysponujący nadwyżką budżetową Berlin posiada więc potencjał gospodarczy i przemysłowy do wzięcia większego udziału w systemie kolektywnej obrony, ale mogą temu stanąć na przeszkodzie względy polityczne i przewlekłe procedury. Należy też zauważyć, że pomimo bardzo znacznych różnic pomiędzy Niemcami i Polską, pewne negatywne procesy widziane w Niemczech zachodziły również w Polsce. Analiza doświadczeń obu krajów powinna posłużyć do wyciągnięcia wniosków, uniknięcia błędów, i likwidacji "wąskich gardeł" w procesie modernizacji.
Lidia Gibadło, Jakub Palowski
Jan
Opisane 2 przypadki nie są reprezentatywne do oceny niemieckiego systemu pozyskania. Dotyczą bowiem konfliktu pomiędzy sferą wojskową i gospodarczą (przemysłową). Na uzbrojenie Niemcy wydają ok. 8 mld Euro i to są efektywnie wydatkowane środki, nieporównywalnie lepiej jak my kupujemy uzbrojenie w USA. Trzeba wiedzieć, że Niemcy aktualnie realizują ponad 70 programów, z czego 8 dużych: Eurofighter – 143 szt, A400M – 40 szt, Tiger-46, NH 90 - 82 szt., Puma -342 szt, Fregata typ 125 - 4 szt, OP 212A- 6 szt., Fregata rakietowa typ K 130 – 5 szt. Aby osiągnąć taki poziom musielibyśmy zwiększyć budżet do 4 % PKB
Moldke
Mi pasuje
Pio_64
....O.K., ale konkretnie ?...Mi-2,Mi-8,Mi-17 czy Mi-28...A może pojechałeś i Mi-38...Ha,ha,ha ... :-)
niki
To to samo co u nas. Procedury i MONowska biurokracja paralizują pozyskiwanie uzbrojenia dla armii. Pierwsze co powinni zrobić to wstrzymać wszelkie premie dla osób pracujących przy przetargach i wypłacać dopiero po jego podpisaniu - zaraz by się wzieli do solidnej pracy. Druga sprawa to uprościć te procedury. Obrona przeciwlotnicza naszej armii już dawno miała być unowocześniona, przetargi na systemy średniego zasięgu oraz krótkiego (Wisła i Narew) trwają już jakies 3 lata i nie widać końca. To żenada.
kol
To wina polityków. Co jeden przychodzi i zmienia plan modernizacji mimo, że jest termin obowiązywania kształtuje się w okresie ok. 10 lat.
Sceptyk
Gdyby znali funkcjonowanie procedur w RP. W stosunku do zakupów zagranicznych nie obowiązują żadne. Decyduje przypadek lub skuteczność lobbystów. Zakupy krajowe to droga przez mękę. Procedury to nie zamawiający (klient) nasz pan a producent niewolnik urzędników i ich mrzonek opartych o wybór najwyższych parametrów z zagranicznych prospektów. Podwójne bariery, wynikające z procedur i z woluntaryzmu urzędników z powiększającej się liczby angażowanych instytucji.
Ślązak
Powolne procedury to nie tylko nasza specjalność, dlatego tak ważne jest porozumienie w zasadniczych kwestiach kontynuacja prac porzedników pan Tomasz z PO i pan Antoni z PIS na potrzeby PR mogą być wrogami, ale jeżeli nie są wstanie ze sobą rozmawiać to MON powonni zamienić na piaskownicę
olo
100%. Reformą armii i zakupami powinna zając się komisja składająca się ze wszystkich ugrupowań. Powinna zostać napisana mapa drogowa i punk po punkcie każdy minister musi nią iść niezależnie ile będzie na stanowisku. Nie może być tak że każdy sobie własną drogą idzie.