Siły zbrojne
„Potomek F-16”. Rywal czy wsparcie dla F-35? [ANALIZA]
Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych rozważają uruchomienie nowego programu samolotu bojowego. Nie chodzi przy tym o program samolotu dominacji powietrznej, którym jest prowadzony od kilku lat NGAD (Next Generation Air Dominance), a o zupełnie nową maszynę, która nie byłaby następcą F-15 czy F-22, a… F-16, a zatem konstrukcją równoległą do F-35A.
O rozważaniach na temat stworzenia nowej maszyny, która spełniłaby rolę następcy Fighting Falcona poinformował generał Charles Q. Brown Jr., szef sztabu generalnego US Air Force. Informacja jest bardzo zastanawiająca, biorąc pod uwagę, że jako następca F-16 konstruowany był myśliwiec F-35A Lightning II, a zatem maszyna, która z pewnością spełnia standardy przyszłego pola walki i obecnie jest produkowana w dużych ilościach dla klientów na całym świecie.
Dla samych tylko sił powietrznych USA F-35A miały zostać zakupione w liczbie 1763 egzemplarzy, chociaż faktycznie pojawią się obecnie wątpliwości co do tego czy Pentagon będzie stać na taką flotę. Nie chodzi przy tym nawet o koszt zakupu tych samolotów, ten bowiem udało się sprowadzić do rozsądnego poziomu, porównywalnego z współcześnie projektowanymi myśliwcami generacji 4+. Wątpliwości budzą koszty ich utrzymania. Szacuje się, że eksploatowanie zakładanej floty w służbie do 2070 roku, wraz z samolotami US Navy i US Marine Corps, miałoby kosztować amerykańskiego podatnika łącznie niemal 1,2 biliona dolarów.
Chodzi przy tym nie tyle o krytykę F-35A, ale o to że zrobiono go jako maszynę o wielkich możliwościach, które wiążą się z wyższymi kosztami eksploatacji. Innymi słowy nie jest to ekonomiczny myśliwiec masowy średniej wielkości, taki jakim był przez lata i jest F-16, a platforma bardziej zbliżona w stronę elitarnego F-22.
Tymczasem to, że Lightning II oferuje wysokie możliwości na polu bitwy czasami po prostu nie ma znaczenia. Stany Zjednoczone prowadzą bowiem wiele operacji na świecie, podczas których wiele z jego zdolności i tak nie jest wykorzystywanych. Chodzi tu głównie o misje prowadzone w ramach wojen asymetrycznych, przeciwko źle uzbrojonemu, czasem nie dysponującemu środkami walki elektronicznej, obroną przeciwlotniczą czy lotnictwem przeciwnikowi. Takiemu nieprzyjacielowi jest wszystko jedno czy bombę zrzuci na niego wyrafinowany samolot 5. generacji, którego godzina lotu będzie kosztowała 40 tys. dolarów, czy relatywnie prosty i tani myśliwiec.
Nie chodzi zresztą tylko o prowadzenie walki, ale także o loty treningowe czy starty związane z działaniami typu air policing czy dozorowymi. Wszystkie one będą generowały wysokie koszty. Problem ten nie dotyczy jednak wyłącznie F-35. Nad tanim samolotem do podtrzymywania nawyków pilotów i prowadzenia zań air policing i dozorowych myślą także inne kraje. Np. Francja, która rozważała zakup w tej roli pewnej liczby M-346 Master w wersji bojowej.
F-35A i "TacAir" mogłyby więc dysponować mieszanką możliwości, także jeżeli chodzi o efektywność kosztową. Dzięki nowym "synom F-16" F-35 mogłyby np. rzadziej startować i wypełniać misje, co z kolei przełożyłoby się na ich mniejsze zużycie. W ostatnim czasie pojawiła się ta kwestia, w tym problem zużywania się silników.
Dlatego teraz gen. Brown zapowiedział przeprowadzenie studium myśliwca taktycznego TacAir, który miałby zaowocować powstaniem zupełnie nowej, efektywnej kosztowo platformy. Wcześniej asystent sekretarza agencji USAF ds. zakupów, technologii i logistyki Will Roper rozpostarł wręcz wizję tworzenia krótkich serii maszyn, które produkowano by szybko pod konkretne pojawiające się wyzwania i zagrożenia. Porównał to do amerykańskich myśliwców z lat 50., numerowanych od F-100 w górę. Wpisywałoby się to w wymaganie co do dużej elastyczności nowego samolotu.
Niektórzy komentatorzy wskazują, iż byłby to samolot generacji 4+, albo "5-" co mogłoby sugerować np. odejście od stosowania fizycznego stealth w aż tak szerokim zakresie w jakim zastosowano go w F-22 i F-35. Powszechnie wiadomo bowiem, że właśnie ta cecha w dużej mierze przekłada się na koszty eksploatacji maszyn 5. generacji. Samolot ten cechowałby się mniejsza masą i dysponowałby skromniejszymi sensorami, bo albo pobierałby dane od idącego z nim w formacji F-35, albo mógłby mieć opcjonalnie podwieszane zasobniki rozpoznawcze. Tak samo jak F-16. A nie jak F-35, który wszystkie tego rodzaju urządzenia ma wkomponowane w bryłę samolotu na stałe.
Przykładem podobnego podejścia jest południowokoreański myśliwiec KF-X Boramae, którego twórcy zrezygnowali m.in. z wewnętrznej komory uzbrojenia, a więc ze znacznej części fizycznego stealth. Podobnie wyglądają też wizualizacje tureckiego TF-X. Obydwa te państwa planowały, że F-35 będzie w przyszłości pełnił u nich rolę najbardziej zaawansowanego myśliwca a dopełniać będą je liczniejsze i tańsze maszyny produkcji krajowej. Warto dodać, że koszt pojedynczego seryjnego Boramae jest zakładany na 50-60 mln USD i to pomimo, że ten samolot będzie dwusilnikowy. Koreańczycy liczą też, że niższy niż w przypadku Lightningów II będzie koszt ich eksploatacji.
Skuteczność TacAir w prowadzeniu działań nie wynikałaby więc wyłącznie z jego możliwości, ale także ze zdolności do pobierania informacji od innych statków powietrznych. Stąd trudno nazwać ten ewentualny program konkurencją dla F-35. Byłoby to raczej jego uzupełnienie. Według niektórych dostępnych informacji wcale nie przekładające się nawet na redukcję przewidywanej liczby F-35A, ponieważ istnieją plany zwiększenia liczby eskadr USAF do 2030 z obecnych 312 do nawet… 386.
Szef sztabu USAF zaprzeczył, aby pod uwagę był brany jakiś najnowszy wariant F-16. Jak powiedział ta platforma, nawet po wszystkich ulepszeniach nie może być wyposażona w systemy o wystarczająco otwartej architekturze i nie będzie można wprowadzać zmian w jej oprogramowaniu tak szybko ani w tak elastyczny sposób jak wymagane jest to obecnie. A Amerykanie zakładają wprowadzanie do systemów zmian być może nawet w trakcie przeprowadzania misji. Zupełnie nowy „następca F-16” miałby być także zdolny do „szybszego działania”, co może oznaczać zapowiedź zdolności supercruise. Takiej, której akurat nie ma w F-35A. Szybkość ma zwiększyć liczbę samolotów które mogą dotrzeć na czas w miejsce prowadzonej walki a także przełożyć się na przeżywalność platform. Czyżby miała ona zastąpić w pewnej mierze fizyczne właściwości stealth?
To wszystko nie wydaje się jednak próbą zbudowania maszyny, która zastąpiłaby F-35A, a jej logicznego dopełnienia. Wydaje się, że w najgorszym razie doszłoby co najwyżej do ograniczenia ich floty, np. do 1050 egzemplarzy. Studium na ten temat USAF przeprowadziła jeszcze w 2018 roku.
Czytaj też: Trzy demonstratory Skyborga polecą już wiosną
W tej chwili nie wiadomo jeszcze nawet czy nowy następca F-16 w ogóle powstanie. Obecnie USAF płaci bowiem ogromne pieniądze za kupowane obecnie co roku F-35A, F-15EX oraz programy NGAD i B-21 Raider. TacAir byłby więc już piątym programem i to nie licząc przedsięwzięć związanych z bezzałogowcami w tym Skyborga. Bezzałogowe programy i "inteligentni skrzydłowi" dla F-35A mogą zresztą okazać się lepszą odpowiedzią na obecny problem. Niewykluczone, że takie maszyny będą kosztowały zaledwie po kilka - kilkanaście milionów dolarów za egzemplarz - znacznie taniej niż nawet najbardziej ekonomiczny myśliwiec załogowy.
Studium TacAir ma potrwać mniej więcej półtora roku, tak aby na jego podstawie USAF mogła podjąć kierunkowe decyzje w tej sprawie, tj. zawnioskować o pierwsze pieniądze na program, na rok fiskalny 2023. Równolegle ma być prowadzona ocena kosztów prowadzona przez Pentagon – CAPE (Cost Assessment and Program Evaluation) a także analiza przyszłych potrzeb i wyzwań stojących przez siłami zbrojnymi USA. W tej sytuacji wątpliwe jest, żeby efekt programu TacAir pojawił się w seryjnej produkcji przed rokiem 2030. Mimo, że Amerykanie się chwalą się obecnie nowymi umiejętnościami cyfrowego projektowania statków powietrznych o otwartej architekturze, które mogą powstawać bardzo szybko. Pierwszą tak stworzoną maszyną jest samolot szkolny T-7 Red Hawk.
Czytaj też: Red Hawki coraz bliżej seryjnej produkcji
Wnioski dla Polski
Podsumując, być może w Stanach Zjednoczonych powstanie samolot tańszy w zakupie i eksploatacji F-35A, który zastąpi go w niektórych rolach jakie do dziś wypełnia w USAF F-16C. Czy to oznacza, że zagraniczni klienci, w tym Polska wybrali źle i przepłacili? Wydaje się, że jednak nie. Państwa, które zdecydowały się na zastąpienie za pomocą F-35A całej floty swoich samolotów bojowych (Norwegia, Dania, Holandia, Belgia, Australia) czy po prostu duzi klienci jak Izrael czy Japonia już dokupują kolejne eskadry tych maszyn. Pozyskanie kilkudziesięciu czy nawet ponad stu samolotów nie jest bowiem aż tak dużym obciążeniem dla budżetów jak zakup ponad 1700 maszyn. W dodatku państwa które oparły docelowo o Lightninga II całą swoją flotę samolotów bojowych nie prowadzą „na co dzień” zadań bojowych w wojnach asymetrycznych. Ich floty przeznaczone są do obrony kraju przez zaawansowanym technicznie agresorem.
Podobnie jest w sytuacji Polski, która obecnie kupiła dwie eskadry F-35, a resztę lotnictwa bojowego stanowią bardziej „budżetowe” F-16. Te które mamy dzisiaj plus te które mają zostać dokupione. Oprócz tego prowadzony jest program Harpii Szpon mający na celu zakup w przyszłości tanich bezzałogowych "skrzydłowych". Czy miejsce Jastrzębi zajmą w odległej przyszłości maszyny powstałe w programie TacAir? Nie jest to wykluczone.
Rok dronów, po co Apache, Ukraina i Syria - Defence24Week 104