- Wiadomości
- Polecane
- Komentarz
USA i więcej głowic jądrowych: „Nie chcemy, ale musimy”
Amerykańska administracja zasygnalizowała, że z uwagi na rozwój arsenałów jądrowych Rosji, Chin i Korei Północnej może w przyszłości rozważyć zwiększenie liczby głowic rozmieszczonych na środkach przenoszenia. Jednocześnie nadal pozostaje niechętna takiemu rozwiązaniu.

Autor. Edwards Air Force Base / X
Administracja Joe Bidena, podobnie jak wcześniej Baracka Obamy, który w 2009 roku wezwał do stworzenia świata bez broni nuklearnej, od początku stawiała na minimalizację roli własnego arsenału jądrowego i jego redukcję, o ile pozwolą na to okoliczności. Przypomnijmy, że to właśnie za czasów Baracka Obamy ze służby wycofano pociski Tomahawk z głowicami jądrowymi (TLAM-N) i to pomimo sygnałów, że Rosja szykuje się do złamania traktatu o zakazie wykorzystania pocisków średniego i pośredniego zasięgu (INF) oraz rozpoczęcia wdrażania nowych „niestrategicznych” środków przenoszenia broni jądrowej.
"Rysy" ostatniej dekady
W podobnym tonie należy odnotować wypowiedź Pranay’a Vaddi, specjalnego doradcy prezydenta Bidena i dyrektora ds. kontroli zbrojeń, rozbrojenia i nieproliferacji broni jądrowej w Radzie Bezpieczeństwa USA na konferencji ds. kontroli zbrojeń, jaka odbyła się pod koniec ubiegłego tygodnia. Doradca Bidena rozpoczął swoje przemówienie od podsumowania osiągnięć, jakie Stany Zjednoczone uzyskały w zakresie redukcji ryzyka i zbrojeń nuklearnych po zakończeniu Zimnej Wojny. Stwierdził też, że piętnaście lat temu można było „świętować” odpowiedni kierunek, a rysy na nim spowodowała dopiero ostatnia dekada. Te „rysy” to rozwój zdolności nuklearnych, biologicznych i chemicznych Rosji, Chin i Korei Północnej, odbywający się coraz szybciej i w sposób skoordynowany.
Przedstawiciel administracji USA mówił również o proliferacji technologii rakietowych i rozwoju zagrożenia ze strony Iranu. Przyznał również, że Rosja wykorzystała na Ukrainie broń chemiczną i środki obezwładniające („chemical weapons and riot control agents”), łamiąc tym samym swoje zobowiązania międzynarodowe wynikające z konwencji o zakazie stosowania broni chemicznej.
Zobacz też
W odpowiedzi Amerykanie nadal chcą demonstrować, że są „odpowiedzialną” potęgą nuklearną, zapobiegać proliferacji broni jądrowej i stosować porozumienia w zakresie kontroli zbrojeń. Na czas obowiązywania traktatu New START (do 2026 roku), w którym udział na początku ubiegłego roku zawiesiła Rosja, nie dopuszczając do inspekcji arsenałów, Amerykanie zamierzają utrzymywać limit liczby głowic rozmieszczonych na środkach przenoszenia (1550), o ile Moskwa będzie robić to samo. USA nie zamierzają też rozwijać broni chemicznej i biologicznej, pocisków z napędem jądrowym (jak robi to Rosja), czy umieszczać broni jądrowej na orbicie. Nie planują też zwiększania liczby ładunków jądrowych, by mieć ich w sumie tyle samo (lub więcej) co Rosja, Chiny i Korea Północna razem.
Dopiero po tym wstępie przedstawiciel administracji stwierdził, że USA modernizują swoją triadę jądrową i środki przenoszenia. Wymienił przy tym także wydłużenie eksploatacji części okrętów podwodnych typu Ohio z wyrzutniami rakiet balistycznych oraz budowę bomb B61-13 o zwiększonej sile rażenia (co pozwoli wycofać bomby B83 o sile megaton).
Efektywne zdolności odstraszania
Podstawowym rozwiązaniem będzie więc zwiększanie zdolności istniejących systemów bądź wprowadzanie nowych, ale bez zwiększenia liczby rozmieszczonych głowic. Dopiero potem przedstawiciel administracji USA przyznał, że przy obecnej trajektorii „możemy dojść do punktu”, w którym będzie konieczne zwiększenie liczby głowic jądrowych rozmieszczonych na środkach przenoszenia.
Co ciekawe, Pranay Vaddi mówił też o zaangażowaniu Stanów Zjednoczonych w systemy rozszerzonego odstraszania, w tym między innymi dla Republiki Korei, ale i dla NATO. Pewne decyzje w tym kontekście mogą być podjęte na szczycie NATO w Waszyngtonie. Amerykanie podkreślają przy tym, że systemy rozszerzonego odstraszania (wsparcia sojuszników) służą także ograniczeniu ryzyka proliferacji broni jądrowej. Długofalowym celem strategicznym pozostaje nadal redukcja broni jądrowej, choć w obecnej sytuacji, biorąc pod uwagę działania Rosji, Chin i Korei Północnej, wymaga to „nowego podejścia”.
Zobacz też
Administracja USA wciąż stawia więc na budowę minimalnych, efektywnych zdolności odstraszania jądrowego, ale zauważa, że na pewnym etapie być może trzeba będzie to osiągnąć poprzez zwiększenie liczby rozmieszczonych głowic. Nie powinno to być trudne, bo np. wyrzutnie międzykontynentalnych rakiet Minuteman III dostosowane są do przenoszenia trzech ładunków zamiast jednego. Obecnie USA mają około 400 rozmieszczonych systemów tego typu i kilkadziesiąt dodatkowych silosów. Można więc stosunkowo łatwo dodać kilkaset głowic (są zmagazynowane).
Pozostałe elementy systemu strategicznego odstraszania to 14 okrętów typu Ohio (z dwudziestoma wyrzutniami pocisków Trident II każdy) i kilkadziesiąt bombowców B-2A i B-52H. Wszystkie trzy elementy triady mają zostać zastąpione w najbliższych dekadach: bombowce przez samolot B-21, okręty przez nowe jednostki typu Columbia, a pociski Minuteman pochodzące z lat 70. ubiegłego wieku przez nowe rakiety Sentinel. Programy te odbywają się z różnym powodzeniem (szybko realizowany jest projekt bombowca, z kolei w programie Sentinel występują duże przekroczenia kosztów), niemniej wszystkie traktowane są priorytetowo.
Dostosować się do realiów
Jedynym typem niestrategicznej broni jądrowej są bomby B61-12 (choć każde użycie broni atomowej ma charakter decyzji strategicznej). Znacznie więcej środków przenoszenia niestrategicznej broni jądrowej (np. pociski Iskander czy manewrujące Kalibr) ma Rosja. Bardzo powoli rozwijany jest zapoczątkowany przez administrację Trumpa program pocisku manewrującego z głowicą jądrową SLCM-N, który Biden chciał anulować, ale wielokrotnie nie zgadzał się na to Kongres.
Zobacz też
Jak więc należy ocenić deklarację o możliwym zwiększeniu liczby głowic? To przyznanie możliwości dostosowania się do realiów. Z drugiej strony, polityka „nuklearnego minimalizmu” cały czas obowiązuje. Sam fakt, że przedstawiciel administracji mówi o roku 2009 jako o zadowalającym (gdy pierwsze przesłanki wyjścia Rosji z systemu kontroli zbrojeń konwencjonalnych i jądrowych były już widoczne) mówi wiele. Taka polityka ma na celu zachowanie stabilności i to słuszne założenie, niemniej trzeba postawić pytanie, czy nie idzie ona w samoograniczeniu za daleko? Na myśl przychodzą tu wydarzenia sprzed ponad dekady, kiedy administracja Obamy równolegle z podpisaniem korzystnego dla Rosji traktatu New START (USA musiały ponieść dodatkowe koszty związane ze zmniejszeniem liczby rozmieszczonych głowic, Rosja miała ich mniej) jednostronnie wycofała Tomahawki z głowicami jądrowymi, choć do tego nie zobowiązywał jej żaden traktat. Na razie pytanie to pozostaje otwarte.
WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu