Reklama

Polityka obronna

USA i więcej głowic jądrowych: „Nie chcemy, ale musimy”

Prototyp bombowca strategicznego Northrop Grumman B-21 Raider podczas prób w bazie lotniczej Edwards.
Prototyp bombowca strategicznego Northrop Grumman B-21 Raider podczas prób w bazie lotniczej Edwards.
Autor. Edwards Air Force Base / X

Amerykańska administracja zasygnalizowała, że z uwagi na rozwój arsenałów jądrowych Rosji, Chin i Korei Północnej może w przyszłości rozważyć zwiększenie liczby głowic rozmieszczonych na środkach przenoszenia. Jednocześnie nadal pozostaje niechętna takiemu rozwiązaniu.

Administracja Joe Bidena, podobnie jak wcześniej Baracka Obamy, który w 2009 roku wezwał do stworzenia świata bez broni nuklearnej, od początku stawiała na minimalizację roli własnego arsenału jądrowego i jego redukcję, o ile pozwolą na to okoliczności. Przypomnijmy, że to właśnie za czasów Baracka Obamy ze służby wycofano pociski Tomahawk z głowicami jądrowymi (TLAM-N) i to pomimo sygnałów, że Rosja szykuje się do złamania traktatu o zakazie wykorzystania pocisków średniego i pośredniego zasięgu (INF) oraz rozpoczęcia wdrażania nowych „niestrategicznych” środków przenoszenia broni jądrowej.

Reklama

"Rysy" ostatniej dekady

W podobnym tonie należy odnotować wypowiedź Pranay’a Vaddi, specjalnego doradcy prezydenta Bidena i dyrektora ds. kontroli zbrojeń, rozbrojenia i nieproliferacji broni jądrowej w Radzie Bezpieczeństwa USA na konferencji ds. kontroli zbrojeń, jaka odbyła się pod koniec ubiegłego tygodnia. Doradca Bidena rozpoczął swoje przemówienie od podsumowania osiągnięć, jakie Stany Zjednoczone uzyskały w zakresie redukcji ryzyka i zbrojeń nuklearnych po zakończeniu Zimnej Wojny. Stwierdził też, że piętnaście lat temu można było „świętować” odpowiedni kierunek, a rysy na nim spowodowała dopiero ostatnia dekada. Te „rysy” to rozwój zdolności nuklearnych, biologicznych i chemicznych Rosji, Chin i Korei Północnej, odbywający się coraz szybciej i w sposób skoordynowany.

Przedstawiciel administracji USA mówił również o proliferacji technologii rakietowych i rozwoju zagrożenia ze strony Iranu. Przyznał również, że Rosja wykorzystała na Ukrainie broń chemiczną i środki obezwładniające („chemical weapons and riot control agents”), łamiąc tym samym swoje zobowiązania międzynarodowe wynikające z konwencji o zakazie stosowania broni chemicznej.

Czytaj też

W odpowiedzi Amerykanie nadal chcą demonstrować, że są „odpowiedzialną” potęgą nuklearną, zapobiegać proliferacji broni jądrowej i stosować porozumienia w zakresie kontroli zbrojeń. Na czas obowiązywania traktatu New START (do 2026 roku), w którym udział na początku ubiegłego roku zawiesiła Rosja, nie dopuszczając do inspekcji arsenałów, Amerykanie zamierzają utrzymywać limit liczby głowic rozmieszczonych na środkach przenoszenia (1550), o ile Moskwa będzie robić to samo. USA nie zamierzają też rozwijać broni chemicznej i biologicznej, pocisków z napędem jądrowym (jak robi to Rosja), czy umieszczać broni jądrowej na orbicie. Nie planują też zwiększania liczby ładunków jądrowych, by mieć ich w sumie tyle samo (lub więcej) co Rosja, Chiny i Korea Północna razem.

Dopiero po tym wstępie przedstawiciel administracji stwierdził, że USA modernizują swoją triadę jądrową i środki przenoszenia. Wymienił przy tym także wydłużenie eksploatacji części okrętów podwodnych typu Ohio z wyrzutniami rakiet balistycznych oraz budowę bomb B61-13 o zwiększonej sile rażenia (co pozwoli wycofać bomby B83 o sile megaton).

Reklama

Efektywne zdolności odstraszania

Podstawowym rozwiązaniem będzie więc zwiększanie zdolności istniejących systemów bądź wprowadzanie nowych, ale bez zwiększenia liczby rozmieszczonych głowic. Dopiero potem przedstawiciel administracji USA przyznał, że przy obecnej trajektorii „możemy dojść do punktu”, w którym będzie konieczne zwiększenie liczby głowic jądrowych rozmieszczonych na środkach przenoszenia.

Co ciekawe, Pranay Vaddi mówił też o zaangażowaniu Stanów Zjednoczonych w systemy rozszerzonego odstraszania, w tym między innymi dla Republiki Korei, ale i dla NATO. Pewne decyzje w tym kontekście mogą być podjęte na szczycie NATO w Waszyngtonie. Amerykanie podkreślają przy tym, że systemy rozszerzonego odstraszania (wsparcia sojuszników) służą także ograniczeniu ryzyka proliferacji broni jądrowej. Długofalowym celem strategicznym pozostaje nadal redukcja broni jądrowej, choć w obecnej sytuacji, biorąc pod uwagę działania Rosji, Chin i Korei Północnej, wymaga to „nowego podejścia”.

Czytaj też

Administracja USA wciąż stawia więc na budowę minimalnych, efektywnych zdolności odstraszania jądrowego, ale zauważa, że na pewnym etapie być może trzeba będzie to osiągnąć poprzez zwiększenie liczby rozmieszczonych głowic. Nie powinno to być trudne, bo np. wyrzutnie międzykontynentalnych rakiet Minuteman III dostosowane są do przenoszenia trzech ładunków zamiast jednego. Obecnie USA mają około 400 rozmieszczonych systemów tego typu i kilkadziesiąt dodatkowych silosów. Można więc stosunkowo łatwo dodać kilkaset głowic (są zmagazynowane).

Pozostałe elementy systemu strategicznego odstraszania to 14 okrętów typu Ohio (z dwudziestoma wyrzutniami pocisków Trident II każdy) i kilkadziesiąt bombowców B-2A i B-52H. Wszystkie trzy elementy triady mają zostać zastąpione w najbliższych dekadach: bombowce przez samolot B-21, okręty przez nowe jednostki typu Columbia, a pociski Minuteman pochodzące z lat 70. ubiegłego wieku przez nowe rakiety Sentinel. Programy te odbywają się z różnym powodzeniem (szybko realizowany jest projekt bombowca, z kolei w programie Sentinel występują duże przekroczenia kosztów), niemniej wszystkie traktowane są priorytetowo.

Reklama

Dostosować się do realiów

Jedynym typem niestrategicznej broni jądrowej są bomby B61-12 (choć każde użycie broni atomowej ma charakter decyzji strategicznej). Znacznie więcej środków przenoszenia niestrategicznej broni jądrowej (np. pociski Iskander czy manewrujące Kalibr) ma Rosja. Bardzo powoli rozwijany jest zapoczątkowany przez administrację Trumpa program pocisku manewrującego z głowicą jądrową SLCM-N, który Biden chciał anulować, ale wielokrotnie nie zgadzał się na to Kongres.

Czytaj też

Jak więc należy ocenić deklarację o możliwym zwiększeniu liczby głowic? To przyznanie możliwości dostosowania się do realiów. Z drugiej strony, polityka „nuklearnego minimalizmu” cały czas obowiązuje. Sam fakt, że przedstawiciel administracji mówi o roku 2009 jako o zadowalającym (gdy pierwsze przesłanki wyjścia Rosji z systemu kontroli zbrojeń konwencjonalnych i jądrowych były już widoczne) mówi wiele. Taka polityka ma na celu zachowanie stabilności i to słuszne założenie, niemniej trzeba postawić pytanie, czy nie idzie ona w samoograniczeniu za daleko? Na myśl przychodzą tu wydarzenia sprzed ponad dekady, kiedy administracja Obamy równolegle z podpisaniem korzystnego dla Rosji traktatu New START (USA musiały ponieść dodatkowe koszty związane ze zmniejszeniem liczby rozmieszczonych głowic, Rosja miała ich mniej) jednostronnie wycofała Tomahawki z głowicami jądrowymi, choć do tego nie zobowiązywał jej żaden traktat. Na razie pytanie to pozostaje otwarte.

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (3)

  1. Jan z Krakowa

    Warto zauważyć, że dopiero prezydent Trump wycofał USA z tego absurdalnego traktatu Obamy o rakietach posredniego zasięgu i rozpoczął lokowanie tych rakiet na lądzie. A II flota? A zniesienie na początku kadencji przez Bidena sankcji na NS II (które wcześnej wprowadził Trump). A pomysły Z. Brzezińskiego "Lizbony- Władywostoku" z Rosją p-ko Chinom (to był jego pomysł, podawałem kiedyś tytuł jego książki, wyszła w Polsce; gdzie to dokładnie opisywał), akurat Niemcy z Rosją ten pomysł zmienili na "Lizbona- Władywostok" z Chinami p-ko USA.

  2. Giga-Matt

    Polska jako kraj tak a nie inaczej położony, powinna czynić wszelkie starania, nie tylko aby pozyskać stacjonowanie broni jądrowej (rakiety i bomby) na ternie PL - podobnie jak Niemcy czy Holandia. Powinniśmy też po cichu (po ustaleniu tego z sojusznikami z NATO) rozpocząć starania o skonstruowanie własnych rakiet oraz głowic jądrowych, Powinniśmy mieć co najmniej 60 głowic jądrowych dalekiego zasięgu, oraz kilkadziesiąt mniejszych taktycznych. Wtedy stalibyśmy się prawie równorzędnym partnerem do rozmów dla Rosji - bo wiedzieliby że w razie czego mamy czym odpowiedzieć i w razie W - rozwalamy Rosję aż do Uralu - a więc gra dla nich jest niewarta świeczki! Dopiero wtedy moglibyśmy się czuć bezpiecznie, bo Rosja do równych sobie lub mogących ją śmiertelnie użądlić nie fika. Oni rozumieją tylko argument siły i taki arsenał pozwalałby nam trzymać ich w szachu!

    1. radziomb

      A wiesz że te bomby z Niemiec , holandii - nuclear shearing to 1 wielka ściema, ? Samolot musi wlecieć NAD cel żeby je zrzucić niczym w 2giej wojnie światowej. To misja samobójcza. . Do walki z Rosja kompletnie bezuzyteczne bedą. już lepsze ma francja ,bo z zasięgiem 600km. Tak jak piszesz.

    2. Podszeregowy

      Obudź się kolego. Oni, czyli nasi "bratni sojusznicy" zza Odry, nie pozwolą nam nawet na posiadanie min przeciwpiechotnych, a tobie się głowice jądrowe marzą?

    3. Wania

      Dlatego są przenoszone przez tornado, które mogą lecieć bardzo nisko a za chwilę przez f-35, które dolecą do Moskwy bez problemu.

  3. bmc3i

    Wypadałoby zauważyć też, że w 1995 roku Amerykanie jednostronnie wycofali pociski Peacekeeper (MX) z 10 głowicami 300kT każdy, do czago wybec nie wejscia w życie traktatu START II (skutkiem odmowy jego ratyfikacji przez Rosję) nie byli zobowiązani.

Reklama