Reklama

Polityka obronna

Szatkowski: Postanowienia szczytu NATO w Brukseli kluczowe dla strategii wzmocnienia [WYWIAD]

Fot. MON.
Fot. MON.

Nowa struktura dowodzenia NATO będzie lepiej dostosowana do prowadzenia operacji obrony kolektywnej. Z kolei dzięki wdrożeniu Inicjatywy Gotowości, Sojusz Północnoatlantycki będzie dysponował znacznie większą pulą sił, gotowych do użycia w krótkim czasie, poza istniejącymi już Siłami Odpowiedzi i wzmocnioną wysuniętą obecnością - mówi o ustaleniach szczytu NATO w Brukseli w rozmowie z Defence24.pl Podsekretarz Stanu w MON Tomasz Szatkowski.

Jędrzej Graf: Jesteśmy tuż po szczycie NATO. Pojawiają się skrajnie różne komentarze. Jedni mówią że to sukces, i duże wzmocnienie obrony kolektywnej, drudzy – że był „pusty” i nie zakończył się przyjęciem ważnych ustaleń, jeszcze inni że został zdominowany przez Donalda Trumpa i dyskusję o wydatkach obronnych. Jak Pan Minister ocenia przebieg szczytu i jego rezultaty? 

Tomasz Szatkowski, Podsekretarz Stanu w MON: Ustalenia szczytu są bardzo istotne dla zwiększenia potencjału obrony NATO, choć pracom nad ich wypracowaniem nie towarzyszyły takie emocje i taka waga symboliczna jak w przypadku ustaleń szczytu w Warszawie. Wtedy mówiliśmy bowiem o pierwszym w historii rozmieszczeniu w sposób ciągły wysuniętej obecności bojowych jednostek sojuszniczych w krajach Europy Środkowo-Wschodniej.

Oprócz tego jednak podjęliśmy wtedy decyzję o uzupełnieniu jej (wysuniętej obecności - red.) przez realną strategię wzmocnienia, i ustalenia szczytu w Brukseli są bardzo ważnym elementem jej wdrażania. To proces który się odbywa, może w różnym tempie, ale musi być realizowany w sposób całościowy. Zarówno wzmocnienie struktury dowodzenia, jak i Inicjatywa Gotowości, miały istotne znaczenie. Te ustalenia były jednak niejako antycypowane przez proces adaptacji, który rozpoczął się na szczycie warszawskim.

Ważnym punktem dyskusji na szczycie były wydatki na obronę. W raporcie sekretarza generalnego czytamy, że Polska w 2017 roku przeznaczyła na ten cel nieco mniej niż 2 proc. PKB, również w 2018 roku Warszawa – według danych NATO – ma znaleźć się nieco poniżej progu. Jednocześnie polskie władze często przedstawiają wydatki obronne jako argument o zaangażowaniu w NATO, a prezydent Trump wezwał nawet do podwojenia celu, do poziomu 4 proc. PKB.

Istotnie, wskaźnik był nieco niższy niż 2 proc. PKB. Wynikało to z dwóch czynników. Po pierwsze, w 2017 roku przepisy przewidywały obliczanie wskaźnika jeszcze według starej metodologii, odnoszącej wartość wydatków obronnych do produktu krajowego brutto z roku poprzedniego, a nie obecnego. Po drugie, wzrost PKB był wyższy niż zakładano, można powiedzieć nawet, że staliśmy się „ofiarami” zbyt dobrych wyników makroekonomicznych naszego państwa. Choć budżet na obronność wykonano niemal w stu procentach, to rzeczywiście wskaźnik finalnie okazał się minimalnie niższy od owych 2 proc.

Sytuacja w tym roku powinna być już znacznie lepsza, ponieważ mamy nową metodologię obliczania udziału nakładów na obronę w PKB, więc różnica między poziomem wydatków, jeśli w ogóle wystąpi, będzie mieć zupełnie inną skalę. Minister Błaszczak jest zdeterminowany, aby w tym roku wypełnić ten wskaźnik i podjął już w ramach rządu konkretne działania w tym kierunku. 

Jeśli chodzi o Donalda Trumpa, prezydent USA otrzymał pełen, dokładny obraz wydatków sojuszników, również Polski. Widzi więc, że Warszawa od kilkunastu lat przeznacza – z większymi lub mniejszymi odchyleniami – kwoty na obronę zbliżone do 2 proc. PKB. Dostrzega też planowany wzrost powyżej poziomu 2 proc. PKB. Nakłady na obronę były też tematem zamkniętej sesji. Mogę zdradzić, że w jej trakcie Polska pokazywana była jako pozytywny przykład.

Mimo wszystko poszczególne państwa NATO deklarują zwiększenie wydatków na obronę, na przykład Francja, Hiszpania mówią o osiągnięciu poziomu 2 proc. PKB.

Niezależnie od debaty na temat obranego stylu, presja stosowana przez prezydenta Trumpa przynosi pozytywny efekt. Przypomnę, że sojusznicy zobowiązali się do wydawania 2 proc. w Walii. Spełnienie tego celu jest w interesie wszystkich członków NATO, również państw zachodniej Europy. NATO zapewnia bezpieczeństwo wszystkim sojusznikom.

Inicjatywa 4x30 będzie wymagała dużej koordynacji sił. 30 batalionów zmechanizowanych to więcej, niż jest w kilku dywizjach. Czy wiadomo już, w jaki sposób będzie realizowana ta inicjatywa, czy też decyzje na szczeblu wojskowym muszą dopiero zostać podjęte? 

Szczegółowe ustalenia dopiero będą przygotowywane. Na pewno będzie to wyzwanie, ponieważ kraje NATO pierwszy raz od lat zobowiązują się do wystawienia tak dużych sił w krótkim czasie. Naturalnie te formacje będą musiały być gotowe do użycia na konkretnym teatrze, z czym wiąże się utrzymywanie wysokiego poziomu zdolności. Przypomnę, że to nie tylko wydzielenie samych 30 batalionów gotowych do użycia w ciągu trzydziestu dni. Oprócz tego realizacja Inicjatywy będzie wymagała odpowiedniego zabezpieczenia bojowego i logistycznego, obecności właściwej infrastruktury transportowej, szybkości procesów decyzyjnych i efektywności struktur dowódczych.

Wdrożenie Inicjatywy 4x30 będzie wymagało dużego zaangażowania również ze strony Wojska Polskiego. Podkreślam jednak, że popieramy założenie zwiększenia puli sił wydzielonych do działań NATO i gotowych do użycia w krótkim czasie. To przywrócenie zdolności wzmocnienia. Sojusz Północnoatlantycki tracił ten potencjał od lat 90. aż do kryzysu na Ukrainie. Inicjatywa Gotowości to dobry i potrzebny krok w celu odbudowy tej zdolności.

W ostatecznej deklaracji ważnym wątkiem jest informacja o prawdopodobnym łamaniu traktatu INF przez Rosję. Choć unika się kategorycznego postawienia takiej tezy, to po raz pierwszy wprost wymieniono system uzbrojenia, który powstał przypuszczalnie z naruszeniem traktatu - pocisk 9M729. Z kolei w innym punkcie mówi się o rozmieszczeniu pocisków "podwójnego zastosowania", w praktyce Iskanderów w Kaliningradzie. Przywódcy NATO mówią więc otwarcie o zagrożeniu rosyjskimi pociskami balistycznymi krótkiego zasięgu, i rakietami cruise. Spodziewa się Pan kolejnych kroków Sojuszu w odpowiedzi na te niebezpieczeństwa, skoro takie zapisy znalazły się w dokumencie?

Polska od dawna wskazuje na rosnące zagrożenie rakietowe ze strony Rosji. Dotyczy to zarówno rakiet balistycznych, jak i manewrujących. Częścią tego zagrożenia są pociski rakietowe rozwijane przez Rosję w sposób niezgodny z jej zobowiązaniami wynikającymi z Traktatu INF. Rozwój przez Rosję systemów rakietowych sprzecznych z Traktatem INF istotnie zwiększa zagrożenia rakietowe dla całości europejskiego terytorium NATO. W tym kontekście działania rosyjskie są próbą zwiększenia presji militarnej na Europę i zróżnicowania poziomu bezpieczeństwa po obu stronach Atlantyku. Stąd wszyscy sojusznicy w NATO, w tym Polska, podkreślają znaczenie utrzymania Traktatu INF dla bezpieczeństwa europejskiego oraz stale apelują do Rosji o powstrzymanie się od działań sprzecznych ze swoimi zobowiązaniami w tym zakresie. 

Jednocześnie Sojusz kontynuuje proces adaptacji NATO do rosnących zagrożeń ze strony Rosji. Odnosi się on do rozwoju całokształtu zdolności odstraszania i obrony NATO.  W tym celu stale wzmacniane są m.in. zdolności Zintegrowanego Systemu Obrony Powietrznej i Przeciwrakietowej NATO (NATINAMDS), którego jednym z elementów jest rozwijany system obrony przeciwrakietowej NATO. W planowaniu obronnym i operacyjnym NATO rośnie również nacisk na zapewnienie adekwatnej ilości i skuteczności środków rażenia, które mogłyby zmniejszyć efekty operacyjne rozwijanych przez Rosję systemów rakietowych niezgodnych z Traktatem INF. Również jednym z priorytetowych kierunków rozwoju SZbrojnych RP są zdolności obronne umożliwiające ograniczenie zagrożeń wynikających z rozwoju rosyjskiego potencjału powietrzno-rakietowego, w tym niezgodnego z INF. Przykładem tych działań jest rozwój zdolności obrony powietrznej i przeciwrakietowej (np. system Wisła) oraz wzmocnienie zdolności do rażenia na dalszych odległościach (np. pociski JASSM-ER, czy program Homar). 

Czy w rozmowach bilateralnych na szczycie NATO pojawiał się temat stałej obecności wojsk USA w Polsce? Jak na tę kwestię mogą wpłynąć przebieg i ustalenia tego szczytu? 

Tak, rozmawiali o tym między innymi prezydent Andrzej Duda i prezydent Donald Trump. To krok przypieczętowujący wagę tej inicjatywy, po rozmowach, które Minister Mariusz Błaszczak prowadził z Sekretarzem Jamesem Mattisem, Ambasadorem Johnem Boltonem oraz jego poprzednikiem gen. H.R. McMasterem, a także liderami Kongresu, i innych licznych rozmowach na moim szczeblu. Zaangażowanie Prezydenta pokazuje, że polska propozycja jest wspierana przez całość naszych władz państwowych. Ze zrozumiałych względów nie mogę mówić o szczegółach. Sam fakt prowadzenia tych rozmów potwierdza jednak, że przygotowana i złożona przez nas propozycja traktowana jest po stronie amerykańskiej poważnie. Władze Stanów Zjednoczonych pracują nad odpowiedzią i zajmą stanowisko w tej kwestii.

Fot. MON.
Fot. MON.

Podkreślam jednak, że strona amerykańska docenia fakt, że strona polska wyraziła zarówno chęć zaangażowania finansowego, jak i dostosowania istniejącej infrastruktury. Warto podkreślić, że zagadnienie zwiększenia obecności wojsk amerykańskich w Polsce to jednak nie tylko kwestie czysto wojskowe, czy nawet polityczne, ale też pełniący kluczową rolę system transportowy. Pomysły takie jak budowa Via Carpatia, czy stworzenie Centralnego Portu Komunikacyjnego są bardzo dobrze odbierane za oceanem.

W niedawnym wywiadzie opublikowanym w „Polityce” generał Mieczysław Gocuł ostro krytykuje działania resortu obrony. Były szef Sztabu Generalnego mówi, że cały system bezpieczeństwa państwa jest w rozsypce, a Polska stopniowo traci pozycję w międzynarodowych strukturach obronnych. Gen. Gocuł to doświadczony oficer i stawia ostre zarzuty. Jak się Pan do nich odniesie?

Zacznę od tego, że ostatnie wywiady gen. Gocuła, zarówno w „Polityce”, jak i nieco wcześniej dla Onetu, są dla mnie dużym rozczarowaniem. Generał jak do tej pory nie zabierał głosu w debacie wpisującej się w bieżący kontekst polityczny, co wyróżniało go na tle grupy innych byłych wyższych stopniem wojskowych, często nadmiernie angażujących się w typowo publicystyczne lub polityczne wypowiedzi, które w niewielkim stopniu związane są ze sferą wojskową. Większość tez postawionych przez generała zaskakuje, pewne wręcz oburzają lub stanowią kuriozum i trzeba się do nich odnieść.

O wiarygodności sensacyjnych tez stawianych przez gen. Gocuła świadczy choćby wątek spotkania z sekretarzem obrony USA Ashtonem Carterem, na które generał miał rzekomo nie zostać zaproszony. Problem polega na tym, że tego spotkania w czerwcu 2016 r. po prostu nie było. Był jedynie bardzo krótki, kurtuazyjny – „shake-hand” ministra Macierewicza z Sekretarzem Obrony USA, przed flagami obu państw po ogłoszeniu decyzji o rozmieszczeniu w Polsce wojsk amerykańskich, obejmujący uścisk dłoni i wymianę dwóch-trzech zdań. Powstało rzeczywiście pewne zupełnie marginalne nieporozumienie - część naszej delegacji została przez pomyłkę skierowana do pomieszczeń amerykańskiej delegacji, mimo, że spotkanie nie miało tam się odbywać. Nie wiedziałem, że pan generał był w tej grupie, i jestem zaskoczony, że do tej pory przeżywa ten incydent sądząc, że został wyproszony przez Ministra Obrony Narodowej z jakiegoś wyimaginowanego spotkania. Prawda jest więc bardzo trywialna i niestety podważa wiarygodność innych twierdzeń generała Gocuła lub jego zorientowanie w prawdziwym biegu wypadków. 

Inny smutny i zaskakujący dla mnie passus to przykład, w którym generał Gocuł, wykazując się przy okazji nieznajomością tematyki obowiązujących do tej pory tzw. dekretów Goeringa, oznajmia z dumą, iż w sposób nielojalny, wychodząc poza rolę przewidzianą prawem i zwyczajem dla żołnierza, dystansował się od działań władz państwowych, wobec przedstawicieli obcego (mimo, że sojuszniczego) państwa.

W wywiadach generał Gocuł też wspomina o ćwiczeniach zarządzania kryzysowego CMX 2016. W wypowiedzi dla Onetu nazwał jeporażką naszego państwa”.

W tym twierdzeniu streszcza się istota różnicy w podejściu generała Gocuła i podobnych mu ludzi do ćwiczeń, ale także planowania obronnego, w odróżnieniu od podejścia np. w Stanach Zjednoczonych, którego jestem zwolennikiem. Czy ćwiczenia mają być „wioską potiomkinowską” tzn. za wszelką cenę, niezależnie od realnego stanu rzeczy, „malujemy trawę na zielono”, czy też w sposób uczciwy testujemy realny stan naszych przygotowań, aby móc naprawić ewentualne niedociągnięcia? Wyniki ćwiczenia CMX 2016, o których mówi generał są efektem przyjęcia przez nas innego podejścia, w stosunku do wcześniejszych lat. Potraktowaliśmy je jako prawdziwy, realistyczny test. Nie chcieliśmy pudrować rzeczywistości, tak, jak miało to miejsce w przeszłości.

Ćwiczenie CMX odbywa się bowiem na dwóch poziomach, pierwszym – nazwijmy to umownie – sojuszniczym, i drugim narodowym. Ten drugi poziom obejmuje faktyczne sprawdzenie posiadanych zdolności. Nie jest on jednak wymagany przez NATO. Jest fakultatywny. W praktyce, do celów ćwiczenia sojuszniczego pewne posiadane możliwości czy działania mogą być po prostu deklarowane, bez dokonywania weryfikacji procedur czy potencjału. I tak najwyraźniej odbywało się to w poprzednich latach. 

Natomiast w 2016 roku, podobnie zresztą jak w 2017 roku, zdecydowaliśmy się zobaczyć, jak sytuacja rzeczywiście wygląda. Byłem osobiście przeciwny temu „pudrowaniu” rzeczywistości, polegającym na tym że zakładamy na przykład osiągnięcie gotowości przez określone pododdziały w oderwaniu od faktycznego stanu ich zdolności. Dlatego wszystkie elementy odegraliśmy w połączeniu z ćwiczeniami krajowymi. Wnioski rzeczywiście były niepokojące. Chodziło jednak o to, żeby sprawdzić realne zdolności i procedury, a nie „pokazać się” na łonie Sojuszu. 

Czy wdrożono odpowiednie wnioski? 

Tak, ćwiczenia CMX 2017, wbrew sugestiom generała Gocuła, który zresztą już w nich nie uczestniczył, miały już zupełnie inny przebieg. Miały one miejsce już przy zakończeniu prac Strategicznego Przeglądu Obronnego, w trakcie których przeanalizowano wnioski z CMX 2016, oraz zidentyfikowano zarówno tymczasowe, jak i docelowe środki zaradcze. W ćwiczenie z ubiegłego roku mocno zaangażował się poziom polityczny kierownictwa państwa.  

Osobiście uczestniczyłem codziennie w briefingach CMX 2017 wraz z wieloma członkami rządu i muszę powiedzieć, że były to bardzo dobre ćwiczenia. W części dotyczącej MON było tak m.in dlatego, że udało się – poprzez zmianę formuły ćwiczenia – zidentyfikować błędy i niedociągnięcia, które wyszły na jaw podczas CMX 2016. Wypracowaliśmy też szereg wniosków, zbieżnych zresztą z rekomendacjami SPO. 

W wywiadzie dla „Polityki” generał mówi też o braku dokumentów strategicznych. Twierdzi, że opóźnienia na przykład w przyjęciu strategii rozwoju Sił Zbrojnych powodują, że nie ma podstaw do podejmowania decyzji o zakupach sprzętu, czy na przykład tworzeniu nowych struktur wojskowych. Podkreśla też, że od długiego czasu nie prowadzono kluczowego ćwiczenia Kraj. Jak Pan to skomentuje? 

Nie chcę prowadzić zbyt szerokiej dyskusji w tym wątku, ponieważ są to kwestie o najwyższych klauzulach tajności. Z natury nie powinny być medialnie tak szeroko omawiane jak czyni to gen. Gocuł, co znacznie utrudnia konkretne odniesienie do jego zarzutów. Zacznę jednak od tego, że wypowiedzi gen. Gocuła potwierdzają wrażenie, że jest to niestety typowe dla pewnej grupy wojskowych biurokratów podejście nacechowane naciskiem na kwestię „okwitowania”, a nie trafności przyjętych w tych „kwitach” rozwiązań. Obok bowiem istotnych błędów prawnych mających miejsce u zarania tych procesów, to właśnie poważne wątpliwości kierownictwa resortu, dotyczące treści „produkowanych” przez generała Gocuła „kwitów” były przyczyną opóźnienia tego procesu. Najważniejsze jest jednak to, że sytuacja z jaką mamy do czynienia w obecnym cyklu planistycznym nie różni się zasadniczo od pewnych problemów związanych z poprzednim cyklem z 2009 r., co gen. Gocuł zdaje się pomijać. Uważam ponadto, że całość naszego systemu planowania powinna być zreformowana i na to też były w dużej części nakierowane prace w ramach Strategicznego Przeglądu Obronnego, który wskazał dość konkretne rekomendacje w tym zakresie.  

W odniesieniu do ćwiczeń obronnych Kraj, mogę tylko powiedzieć, że MON zrobiło wszystko do niego należy, aby te ćwiczenia mogły się wreszcie odbyć. Warto dodać, że będą to pierwsze od czternastu lat tego typu ćwiczenia.

Gen. Gocuł mówi też, że decyzje na szczycie NATO w Warszawie były „dopełnieniem” tego, o czym postanowiono w Walii w 2014 roku. Co za tym idzie, większość kluczowych decyzji została wypracowana jeszcze w poprzedniej kadencji parlamentu.

Zdecydowanie nie zgadzam się z takim postawieniem sprawy. Nie chcę odbierać poprzednikom uznania zasług tam gdzie jest to zasadne, jeśli ograniczenia ich osiągnięć wynikały z czynników zewnętrznych. Nie zmienia to faktu, że szczyt w Newport był próbą dostosowania istniejącego systemu z poprzedniej epoki, do zmiany środowiska bezpieczeństwa po aneksji Krymu i rosyjskiej agresji w Donbasie. Ta stara epoka w historii NATO, rozpoczęta w latach 90., w której nie dostrzegano większych, „klasycznych” zagrożeń dla NATO ze strony aktorów państwowych, kończy się na naszych oczach. Przykładowo, Siły Odpowiedzi NATO, które w Newport – bardzo słusznie i potrzebnie – wzmocniono, powstały pierwotnie głównie z myślą o prowadzeniu operacji reagowania kryzysowego, a nie o obronie kolektywnej. 

Z kolei w Warszawie podjęto decyzje dotyczące długofalowej adaptacji i przyjęcia priorytetu odstraszania i obrony, stanowiące fundamentalną zmianę dla funkcjonowania NATO. Po pierwsze, zdecydowano o ustanowieniu wysuniętej obecności jednostek bojowych na wschodniej flance, wcześniej taki element się w ogóle nie pojawiał. Po drugie, zostało to uzupełnione przez szeroko zakrojoną strategię wzmocnienia, obejmującą na przykład dostosowanie struktury dowodzenia. Nie ulega wątpliwości, że w Walii rozpoczął się pewien proces polityczny, ale realne, przełomowe decyzje zapadły dopiero w Warszawie. 

Generał Gocuł twierdził też w ostatnich wypowiedziach, że kluczową rolę w wypracowaniu decyzji o obecności wojsk NATO i USA, w takiej formie w jakiej zostały ostatecznie przyjęte, odegrał Sztab Generalny i przygotowany przez niego dokument tzw. „non-paper”, który musiał zostać szybko przygotowany, a następnie był długo zatwierdzany przez MON. Jak Pan to skomentuje?

Myślę, że w kontekście Pańskiego pytania, warto przybliżyć też nieco kuluary wyżej wymienionego procesu politycznego, mającego miejsce między obydwoma szczytami Sojuszu Północnoatlantyckiego w 2014 i 2016 roku. Sugestie generała Gocuła jakoby samodzielnie, w pojedynkę – można by rzec nawet, że wbrew kierownictwu resortu ON wynegocjował on sukces szczytu, są kolejnym smutnym przyczynkiem do studium natury ludzkiej i wymagają sprostowania. Trudne i długie rozmowy z sojusznikami przed szczytem w Warszawie prowadzili w Kwaterze Głównej NATO nie tylko reprezentanci SG WP, ale również, a może przede wszystkim urzędnicy i dyplomaci z MON i MSZ. W kraju, całość prac resortu w zakresie przygotowania do szczytu NATO koordynował kierowany przeze mnie pion w Ministerstwie Obrony Narodowej pod czujnym okiem ówczesnego Ministra. Dotyczyło to m.in. naszego non-paperu, do którego w wywiadach odnosi się generał Gocuł. Wynikł on właśnie z tego, koordynowanego przeze mnie procesu i będących jego częścią narad oraz dyskusji. Jego głównym celem było przekonanie naszych sojuszników, że ustanowienie ciągłej obecności wojskowej NATO jest uzasadnione politycznie i wojskowo wykonalne. 

Jest zupełnie zrozumiałe, że w ramach prac przygotowawczych do Szczytu obok wartościowych propozycji generała Gocuła zdarzały się mniej przygotowane lub za bardzo zachowawcze. Muszę jednak zaprotestować, gdy generał Gocuł, który w tej kwestii kierował się właśnie nadmiernie “duchem Walii” zapomina prawdziwych autorów koncepcji stacjonowania wojsk sojuszniczych na terenie Polski, i jak długo z nią walczył. Wypracowany przez nas zestaw rozwiązań stał się punktem odniesienia dla późniejszych prac całej machiny NATO.

Tym niemniej podsumowując ten wątek chciałbym podkreślić, że sprawiedliwe przedstawienie “zasług” w sukcesie szczytu warszawskiego wymaga uznania, że stało się tak dzięki synergicznym działaniom władz państwowych, w tym całego resortu obrony narodowej, MSZ a szczególnie Polskiego Przedstawicielstwa przy NATO, oraz aktywności ośrodka prezydenckiego. Nie chcę w tym kontekście deprecjonować roli SG WP, która była zasadniczo pozytywna, choć wbrew sugestiom generała Gocuła na pewno nie samodzielna i nie wystarczyłaby do uzyskania efektu, który finalnie osiągnęliśmy. Kończąc ten wątek, mam nadzieję, że jest to pierwszy i ostatni raz gdy muszę się odnosić do medialnych wypowiedzi generała Gocuła, czy innego z generałów w stanie spoczynku. Wywoływanie tego typu dyskusji kontrowersyjnymi wypowiedziami emerytowanych generałów nie służy prestiżowi tej ważnej części korpusu osobowego Wojska Polskiego. 

A obecność wojsk amerykańskich, realizowana w ramach współpracy bilateralnej? Gen. Gocuł mówi, że plan rozmieszczenia brygady pancernej US Army znany był od pierwszej połowy 2015 roku.

Aby móc zrozumieć ewolucję wojskowej obecności w USA, przypomnę kilka faktów. Od 2014 roku na terenie Polski ćwiczenia prowadziły nieliczne pododdziały, zwykle kompanie, ale ich działania miały w dużej mierze symboliczny charakter, nie były one też uwzględniane w planach operacyjnych. W 2015 roku mówiło się o innym rozwiązaniu, miało mieć ono charakter rozproszonego składowania sprzętu wraz z dojeżdżającymi od czasu do czasu na ćwiczenia żołnierzami.  

Natomiast dopiero w 2016 roku władze Stanów Zjednoczonych podjęły dwie fundamentalne decyzje. Po pierwsze, od stycznia 2017 roku rozpoczęto rotacje pełnych pancernych brygadowych zespołów bojowych, na zasadzie heel-to-toe, czyli realizowane w sposób ciągły, tak aby na teatrze zawsze była dostępna co najmniej jedna brygada. To zupełnie inny model obecności, niż rozważano jeszcze w 2015 roku. Po drugie, USA samodzielnie włączyły się w wysuniętą obecność NATO na flance wschodniej. Ta inicjatywa nie była w ogóle zdefiniowana rok wcześniej. Wszystko to znów świadczy o tym, że tezy generała Gocuła nie są wiarygodne.

Wróćmy do ustaleń szczytu NATO w Brukseli. W jaki sposób pozwalają one na wzmocnienie kolektywnej obrony i jak się mają do ustaleń, które przyjęto w Warszawie?

Szczyt NATO w Warszawie dał polityczne podstawy do rozpoczęcia wprowadzania przez Sojusz strategii odstraszania, obejmującej obecność wysuniętą, ale też strategię wzmocnienia. Mogę powiedzieć, że te elementy – w różnym tempie – są realizowane, natomiast postanowienia ogłoszone podczas szczytu NATO w Brukseli są kluczowe dla sojuszniczej strategii wzmocnienia.

Nowa struktura dowodzenia NATO będzie lepiej dostosowana do prowadzenia operacji obrony kolektywnej. Z kolei dzięki wdrożeniu Inicjatywy Gotowości, Sojusz Północnoatlantycki będzie dysponował znacznie większą pulą sił, gotowych do użycia w krótkim czasie, poza istniejącymi już Siłami Odpowiedzi i wzmocnioną wysuniętą obecnością. Oba te kroki łącznie przełożą się na znaczne zwiększenie zdolności sojuszniczego systemu obronnego i odpowiedzi na ewentualną agresję.

Dziękuję za rozmowę.

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (5)

  1. dim

    @ET - do tego, o czym Pan pisze, dokładnie pasowałaby także okoliczność zakupu używanych fregat. Wystarczających w okresie pokoju, dla udziału we wspólnych działaniach NATO, na odległych akwenach... Ale całkowicie nieprzydatnych, w wypadku prawdziwej wojny, z bardzo nowocześnie wyposażoną przeciwokrętowo Rosją. Gdyby tak nie było, Australia nie wymieniałaby ich jeszcze.

  2. dim

    Z greckich newsów - Niemcy wydają się być faworyzowanym kontrahentem na zakup ELVO (ΕΛΒΟ) - grecki przemysł motoryzacyjny, jedyny obsugujcy i czasem produkujący poważne terenówki, pojazdy pancerne , w tym dawniej Leo2A6. W myśl umów rządu z wierzycielami, ELVO musi zostać sprywatyzowane. Niemcy oferują najwięcej za akcje plus obiecują, że zakłady w Grecji będą uczestniczyć w produkcji Leoparda 3.

  3. ET

    Działania ministra Szatkowskiego w MON - czyli przede wszystkim SPO -to najbardziej wartościowa część wszystkich działań MON po 1989. Trzeba jednak dodać że są to działania wartościowe w ramach pewnego politycznego paradygmatu: - NATO ma odstraszyć Rosję od próby rozstrzygnięć siłowych wobec wschodnioeuropejskich członków Sojuszu, a jeśli nie odstraszy to ma nas obronić przed Rosją. Jest to paradygmat wadliwy, bowiem skuteczność odstraszania zależy w ostateczności zawsze od woli politycznej państw członkowskich, zwłaszcza USA, Francji i Niemiec, ale też innych państw Sojuszu. To czy NATO będzie jak \"jedna pięść\" nie zależy od tych, którzy by sobie tego życzyli, a wytrzymałość łańcucha (politycznej woli państw członkowskich) zależy zawsze od wytrzymałości najsłabszego ogniwa. To znaczy że jeśli NATO będzie politycznie spójne i zdeterminowane do odstraszania Rosji, Rosja nie uderzy. Wtedy moglibyśmy uznać, że strategia którą wspierają działania ministra Szatkowskiego, służy interesom Polski. Problem polega na tym, że jeśli Rosja faktycznie uderzy, to NATO nam nie pomoże, bo warunkiem militarnego działania Rosji jest właśnie brak politycznej jedności NATO! Ergo, jeśli Polska ma wydatkować znaczne sumy na obronę, powinniśmy brać pod uwagę raczej ten gorszy scenariusz, bo tylko zdolność do zadania Rosji poważnych strat w razie jej agresji oraz próby okupacji nawet części terytorium naszego kraju, mogą ją - ewentualnie! - zniechęcić do sięgania po środki siłowe, kiedy NATO zacznie trzeszczeć w politycznych szwach. Innymi słowy Polska NIE MOŻE zakładać jedynie kolektywnej obrony i tylko w nią inwestować, lecz MUSI zakładać że będziemy musieli stawiać opór w osamotnieniu, i lwia część naszych wydatków obronnych powinna być podporządkowana temu właśnie scenariuszowi. To wymagałoby zmiany politycznego paradygmatu nie tylko w planowaniu obronnym, ale w całości prowadzonej przez Polskę polityki, co - jak się wydaje - jest poza zasięgiem nie tylko możliwości, ale i wyobrażeń obecnej (ale i poprzedniej) ekipy.

  4. dziurka

    Gdy słyszę słowo \"kluczowe\", to wiem że mogę spać spokojnie.

  5. Obserwator

    Szkoda, że Pan Minister zapomina, że drzwiami dla ustaleń warszawskich był szczyt w Newport. Nawet ważniejszy dla Polski niż ten w Warszawie. Ale mówi się tylko to co wygodne

Reklama