- Wiadomości
- Opinia
Strykery jak Leopardy: Najpierw za dolara, potem eksplozja kosztów [OPINIA]
Coraz głośniej mówi się o pozyskaniu dla Polski, drogą donacji, używanych amerykańskich transporterów opancerzonych Stryker. Choć celem jest szybkie wzmocnienie polskich jednostek Wojsk Lądowych, to za pozornie niskim kosztem może kryć się lawina wydatków na późniejszą eksploatację.
Autor. U.S. Army Europe
Pozyskanie Strykerów miałoby odbyć się drogą donacji ze Stanów Zjednoczonych, w ramach programu Excess Defense Articles. Amerykanie przekazują w jego ramach sprzęt, który nie jest już potrzebny ich własnym siłom. Samo przekazanie odbywa się nieodpłatnie, a państwo-użytkownik pokrywa koszty związane z dostosowaniem sprzętu do eksploatacji. Polska już wielokrotnie korzystała: czy to w zakresie pojazdów MRAP dla Wojsk Lądowych, samolotów Hercules dla Sił Powietrznych czy fregat Oliver Hazard Perry dla Marynarki Wojennej. Tutaj jednak możemy mieć do czynienia z większą skalą donacji. A za tym mogą iść dodatkowe, ukryte koszty, które wystąpią niedługo po dostawie na bardzo wysokim poziomie.
Dlaczego Strykery?
Jak pisał niedawno w artykule dla Defence24.pl Jarosław Ciślak, głównym powodem zainteresowania polskich dowódców transporterami Stryker jest fakt, że obecnie formowane są nowe jednostki Wojska Polskiego, a pojazdów do transportu piechoty jest – paradoksalnie – mniej niż przed pełnoskalową inwazją Rosji na Ukrainę. Stąd zainteresowanie Wojska Polskiego możliwą donacją transporterów z USA.
Amerykanie mogą dysponować nadwyżkami transporterów Stryker, bo część jednostek w nie wyposażonych – w tym między innymi dwie brygady Gwardii Narodowej – konwertowane są w inne, przede wszystkim w mobilne brygady lekkiej piechoty na pojazdach ISV. Te ostatnie są uznawane za dużo bardziej przydatne w rejonie Indo-Pacyfiku i generalnie dla sił zbrojnych nastawionych do działania z dala od stałych baz, gdzie liczy się możliwość szybkiego przerzutu, także drogą powietrzną.
Powstaje jednak pytanie, dlaczego wojskowi rozważają akurat taki wariant? Wojsko Polskie dysponuje przecież transporterami Rosomak i odbiera ich dalsze dostawy. Z wielu powodów jednak możliwości ich dalszych dostaw są ograniczone. Współpraca z fińską Patrią w różnych okresach nie układała się najlepiej, produkcję transporterów na licencji czasowo przerwano na przełomie obecnej i poprzedniej dekady, a zdolności produkcyjne są ograniczone. Opcją jest przedłużenie produkcji (na bazie nowej platformy AMV XP), ale dalej nie wiadomo, czy będzie to w stanie zaspokoić wszystkie potrzeby. Już w 2023 roku Agencja Uzbrojenia zawarła zresztą umowę ramową z Polską Grupą Zbrojeniową, w zakresie Nowego Kołowego Transportera Opancerzonego. Analizom poddawane są różne warianty, w tym pozyskania licencji od partnera zewnętrznego, ale innego niż w wypadku Rosomaka. Po ponad dwóch latach od zawarcia tej umowy nadal nie ma żadnych decyzji co do wyboru partnera zagranicznego czy konkretnego sposobu realizacji programu.
Koszty i ryzyka
Pozyskiwanie używanego sprzętu wiąże się z wieloma ryzykami. Polska, w tym Wojska Lądowe, ma już zresztą duże doświadczenia w tym zakresie. Pozyskanie drogą donacji czołgów Leopard 2A4 tuż po wejściu do NATO, bez zabezpieczenia przemysłowego, spowodowało że po kilkunastu latach trzeba było rozpocząć kosztujący wielokrotnie więcej niż pierwotnie zakładano program modernizacji tych wozów.
Innymi słowy – czołgi pozyskane za drobną kwotę po pewnym czasie okazały się wręcz studnią bez dna, a koszty ich modernizacji, niezbędnej do dalszej eksploatacji, zaczęły rosnąć lawinowo. Tak samo może być z ex-amerykańskmi transporterami, co dobrze pokazuje przykład Leopardów.
Przypomnijmy, że program ich modernizacji pod kryptonimem Leopard 2PL, rozpoczęty w 2015 roku miał zostać zakończony w 2021 roku, a jego realizacja wciąż trwa. Choć dostarczono już większość czołgów, to mimo wszystko jest prowadzony zbyt wolno. Swoją drogą, po pozyskaniu partii Leopardów w zasadzie aż do pogorszenia sytuacji geopolitycznej wokół Polski po sfałszowanych wyborach na Białorusi i pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę zakup czołgów odkładano w czasie.
Wskutek tego Polska od 2022 roku wprowadziła w trybie pilnym dwa typy czołgów (K2 i Abrams), a umowy w zakresie współpracy przemysłowej (utrzymania Abramsów i utrzymania oraz produkcji K2PL i wozów specjalistycznych), zawierano dopiero w trakcie dostaw pierwszych czołgów. Nie jest żadną tajemnicą, że nie jest to dobre rozwiązanie z punktu widzenia utrzymania sprzętu, budowania mocy przemysłowych, czy potencjału gospodarczego.
Strykery jak Leopardy
Ponad trzy lata po pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę Polska jest blisko podjęcia podobnej decyzji, tyle że dotyczącej używanego sprzętu, a więc dostępnego bardzo szybko (realnie w ciągu 2-3 lat od dziś), ale jednocześnie wymagającego dużych nakładów w cyklu życia. I to pomimo, że ten cykl życia będzie krótszy niż w wypadku nowego sprzętu. I trudno zakładać, by wojskowi takich doświadczeń – czy to z Leopardami czy, odnosząc się do nieco nowszego, ale też używanego sprzętu np. z czołgami M1A1 Abrams – nie mieli.
Zobacz też

Czołgi Leopard 2A4, jakie Polska pozyskała po wejściu do NATO, były – choć z dzisiejszej perspektywy może to budzić pewne zaskoczenie – zużyte w stosunkowo małym stopniu, bo Polska była jednym z pierwszych państw dokonujących ich zakupu. Koszty zaczęły rosnąć dopiero w pewnym momencie, gdy intensywne użycie ex-niemieckich czołgów w 10. Brygadzie Kawalerii Pancernej dało o sobie znać, a jednocześnie sama Bundeswehra wprowadziła dalsze redukcje strukturalne u siebie – co utrudniło wsparcie eksploatacji.
Strykery mogą być nawet bardziej zużyte, niż Leopardy, biorąc pod uwagę intensywną eksploatację tych pojazdów najpierw na misjach w Iraku i Afganistanie, a potem także w innych operacjach, w tym na wschodniej flance NATO. Co za tym idzie, „ukryte” koszty mogą wystąpić nawet szybciej niż miało to miejsce w wypadku ex-niemieckich czołgów. Pytanie też, co z ich ewentualną modernizacją i udziałem polskiego przemysłu. Jeśli w USA zostaną podjęte decyzje o zmianach w konfiguracji wyposażenia transporterów, to Polska chcąc zachować możliwość serwisowania ponad „wstępny pakiet” też będzie musiała płacić za modernizację. Jest więc bardzo wiele czynników przemawiających za tym, że transportery nabyte „za dolara” będą w efekcie drogie.
Zobacz też

Analizując kwestię ewentualnego zakupu też tajemnicą, że od początku roku otoczenie bezpieczeństwa Polski się pogarsza, a wydarzenia z ostatnich miesięcy (jak naruszenia przestrzeni powietrznej i dywersja) tylko to potwierdzają. Czy zatem oficerowie, którzy rozważają pozyskanie Strykerów kierują się tym, że zagrożenie może być na tyle blisko, iż uzupełnienie sprzętu jest potrzebne w perspektywie krótszej niż np. 7-10 lat (bo w takim czasie produkcja nowych transporterów na pewno byłaby możliwa i to w różnych formułach)? Wiele na to wskazuje. Bo w innym wypadku pozyskanie amerykańskich transporterów ciężko byłoby ocenić jako racjonalne. Jeśli Strykery posłużą w Wojsku Polskim dłużej niż kilka lat, to będą kosztować niewiele mniej niż nowe transportery, a na tych pieniądzach nie skorzysta polski przemysł.



WIDEO: Rywal dla Abramsa i Leoparda 2? Turecki czołg Altay