Wojsko, bezpieczeństwo, geopolityka, wojna na Ukrainie
Nawodne drony kamikaze. Przereklamowane czy też źle użyte?
Wykorzystywane przez Ukrainę drony nawodne nie wykazały się taką skutecznością jak zakładano. Nie oznacza to jednak wcale, że bezzałogowe łodzie nawodne nie są przydatne. Trzeba tylko wiedzieć po co, kiedy i jak je wykorzystywać.
Ukraińskie drony nawodne wielokrotnie atakowały rosyjskie okręty i infrastrukturę jednak ich skuteczność jak na razie nie została nigdzie potwierdzona. Rosjanie nie przekazują bowiem żadnych informacji o ponoszonych w tych atakach stratach chwaląc się jedynie, ile z płynących w ich kierunków łodzi udało się im zniszczyć.
Z filmów opublikowanych przez Ukraińców i rosyjskie media wynika jednak, że co najmniej w trzech przypadkach nawodne drony kamikaze uderzyły w cel. Pierwszy sukces zarejestrowano w Sewastopolu w nocy z 28 na 29 października 2022 roku. Wtedy miały zostać trafione (co sfilmowano): fregata projektu 11356R oraz trałowiec projektu 266M. Trzecim przypadkiem był zarejestrowany 5 maja 2023 roku atak drona, zakończony uderzeniem w burtę okrętu rozpoznawczego „Iwan Churs" projektu 18280. I w tym przypadku Rosjanie nie przyznali się do jakichkolwiek uszkodzeń i strat.
Czytaj też
Warto również pamiętać o ataku niezidentyfikowanego, bezzałogowego obiektu nawodnego na most łączący południową część Obwodu Odeskiego z resztą Ukrainy. Jednak i w tym przypadku, film opublikowany 10 lutego 2023 roku pokazuje jedynie, że płynący na powierzchni obiekt podpływa nocą pod most Zatoka i chwilę później następuje eksplozja. Materiał jest jednak złej jakości i czarno biały, tak więc nie widać co się rzeczywiście później stało.
Surveillance footage possible showing the Zatoka bridge near Odesa being hit by what looks like a naval suicide drone. #Ukraine #Odesa pic.twitter.com/E7IlTuyzSW
— (((Tendar))) (@Tendar) February 10, 2023
Czy to jednak rzeczywiście oznacza, że drony nawodne są nieskuteczne i faktycznie bezużyteczne?
Drony nawodne – pojęcie o wiele szersze niż wynika z wojny w Ukrainie
Bezzałogowe pojazdy nawodne USV (Unmanned Surface Vehicle) to bardzo szeroka gama urządzeń różniących się wielkością, konstrukcją i przeznaczeniem. Do klasy USV zalicza się również pojazdy zanurzone pod wodą, które działają na „głębokości peryskopowej" wysuwając na powierzchnię maszt antenowy i system wydechowy silnika. Tego rodzaju drony określa się niekiedy jako SS-USV (semi-submersible USV) i stosuje przede wszystkim w działaniach przeciwminowych.
Wszystkie bezzałogowe pojazdy nawodne mogą operować na dwa sposoby: poruszający się autonomicznie lub działając w oparciu o komendy przekazywane zdalnie przez operatora. Próby ich wprowadzenia na uzbrojenie jest zrozumiałe, ponieważ drony:
- gwarantują bezpieczeństwo operatorom, którzy nimi kierują;
- mogą działać przez długi okres czasu bez angażowania ludzi na morzu, w tym w trudnych warkach atmosferycznych i w rejonach niebezpiecznych (przez to nie trzeba zapewniać komfortowych i bezpiecznych pomieszczeń dla załogi);
- są trudnowykrywalne. Pojazdy USV to są to najczęściej płaskie łodzie z kadłubem wykonanym z tworzyw sztucznych w technologii stealth, często działające na lub poniżej poziomu najwyższych fal;
- są łatwe w użyciu, ponieważ mogą być opuszczane na wodę z brzegu, jednostek pływających, a nawet ze statków powietrznych;
- są tanie w produkcji i w eksploatacji. $$
Ważną zaletą dronów nawodnych jest także ich wielozadaniowość. Na bazie jednego kadłuba można bowiem zbudować zarówno system wykorzystywany do zwalczania min, jak i do: zwalczania okrętów podwodnych, prowadzenia rozpoznania nawodnego i podwodnego, nadzorowania szlaków komunikacyjnych, wykonywania inspekcji, realizowania zadań oceanograficznych oraz wykonywania uderzeń na wskazane cele. W tym ostatnim przypadku wcale nie musi chodzić o realizacji misji – kamikaze, ale również o wykorzystanie własnego uzbrojenia rakietowego lub artyleryjskiego.
Drony nawodne były w pierwszej kolejności wykorzystywane operacyjnie przez siły przeciwminowe. Stworzono nawet swoistą flotę niewielkich kutrów, które zdalnie sterowane mogły poszukiwać min na akwenie, gdzie wysłanie załogowej jednostki pływającej byłoby zbyt niebezpieczne. Jednym z pierwszych rozwiązań tego typu był niemiecki system Troika wykorzystujący małe, bezzałogowe jednostki typu SSC.
Flotę przeciwminowych dronów nawodnych wykorzystuje również duńska marynarka wojenna (bezzałogowe kutry MRD-2 współdziałające m.in. z fregatami typu Thetis) oraz szwedzka marynarka wojenna (katamarany SAM - Self-propelled Acoustic-Magnetic współpracujące np. z okrętami typu Landsort). Za każdym razem chodziło o niewielkie jednostki nawodne, które bez ludzi na pokładzie mogły realizować zdalnie różnego rodzaju zadnia przeciwminowe na bardzo zagrożonych akwenach.
Drony nawodne uznano za tak dobre rozwiązanie, że zdecydowano się je nawet wprowadzić na okrętach rakietowych. Tak próbowali zrobić Amerykanie instalując pojazd klasy SS-USV typu AN/WLD-1 na swoich niszczycielach typu Arligh Burke. Urządzenia tego rodzaju mogą być bowiem wysyłane przed okręt i holując opływnik z sonarem obserwacji bocznej (AN/AQS-14), mogą poszukiwać min. Podobne rozwiązanie zastosowali również Francuzi wprowadzając system SeeKeeper, który mógł działać samodzielnie nawet przez ponad 3 doby, poruszając się z prędkością ponad 12 węzłów.
Największą grupę dronów nawodnych stanowią jednak odpowiednio przerobione łodzie nawodne. Praktycznie każdą taka jednostkę pływającą można przystosować do zdalnego sterowania. Jedynym ograniczeniem w tym przypadku staje się horyzont radiowy, który jednak można zwiększyć stosując np. retranslację lotniczą w tym z wykorzystaniem bezzałogowych aparatów latających.
Drony nawodne w oparciu o łodzi są wielozdaniowe, ponieważ mogą przenosić różne warianty uzbrojenia i wyposażenia. Dzięki temu pojawiła się możliwość tworzenia floty bezzałogowych jednostek nawodnych zdolnych do patrolowania, ochrony sił własnych na morzu, prowadzenia inspekcji jak również interweniowania – w tym z wykorzystaniem uzbrojenia.
Pierwszym tak wszechstronnym, operacyjnym dronem tego rodzaju był izraelski system Protector. Został on zbudowany na bazie płaskodennej łodzi motorowej, którą przykryto nadbudówką opracowaną z wykorzystaniem technik stealth. Cały zestaw został wyposażony zarówno we własny system obserwacji (Toplite) jak i artyleryjsko-rakietowe moduły uzbrojenia (np. „Mini Typhoon"). W trakcie testów przeprowadzonych m.in. w 2006 roku w Stanach Zjednoczonych okazało się, że Protector bardzo dobrze sprawdza się w czasie działań patrolowych i rozpoznawczych. Jest on przy tym przydatny zarówno na otwartym morzu, jak i w zatłoczonych redach, basenach portowych i ujściach rzek.
Czytaj też
O ile Izraelczycy zastosowali swoje rozwiązanie głównie do ochrony sił własnych (Force Protection), to Amerykanie postanowili pójść o wiele dalej, tworząc całą rodzinę dronów nawodnych. Program Spratan Scout nie zakończył się jednak wprowadzeniem dużej ilości wielozadaniowych USV, pomimo, że przygotowano dla nich szereg modułów misyjnych – w tym przede wszystkim do zwalczania min. Prace nad nawodnymi systemami bezzałogowymi trwają jednak w USA nadal i mogą doprowadzić do wprowadzenia nawet stosunkowo dużych, zdalnie sterowanych okrętów do zwalczania okrętów podwodnych i realizowania zadań uderzeniowych.
Podobne rozwiązania próbuje się wprowadzić również w innych państwach. Szczególnie dużo dronów nawodnych pojawiło się w latach 2000-2010. Swoją bezzałogową łódź nawodną bardzo obiecującej konstrukcji Sea OWL bez powodzenia proponowała np. firma DRS Technologies. Co ciekawe kształt tego drona przypomina te rozwiązania, które wykorzystali później na swoich dronach-kamikaze Ukraińcy.
Z kolei izraelska firmę Aeronautics opracowała wykonaną w technologii stealth bezzałogową łódź SeaStar (o długości 11 m i zasięgu 300 Mm). System ten został nawet zakupiony przez Nigerię i był wykorzystywany do ochrony przybrzeżnych, morskich linii komunikacyjnych.
Prace nad dronami nawodnymi prowadzą także Turcy. Ich USV typu ULAQ przeszedł z powodzeniem serię bardzo trudnych prób, jednak nie ma jak na razie informacji, by był on wykorzystywany operacyjne. Dron ten koncepcyjnie jest kopią izraelskiego systemu Protector i różni się tak naprawdę zestawami możliwego do zabrania wyposażenia i uzbrojenia.
Jak się okazało drony nawodne próbowano również robić na bazie skuterów wodnych. Początkowo wykorzystywane je jako cele do strzelań artyleryjskich, ale rozważano także możliwość stworzenia systemu rozpoznawczego. Przykładem takiego rozwiązania był dron Stingray izraelskiej firmy Elbit, poruszający się z prędkością 40 węzłów.
Jak na razie nie sprawdziły się jednak przewidywania, że „przyszłe pole walki będzie prawie całkowicie zdominowane przez bezzałogowe pojazdy, podwodne, nawodne, powietrzne i lądowe".
Polskie drony nawodne
W Polsce już od kilkunastu lat trwają prace nad opracowaniem własnych bezzałogowych pojazdów nawodnych. Szczególne znaczenie ma w tej dziedzinie Akademia Marynarki Wojennej, której prace były nawet wyróżniane. Warto tu przypomnieć np. bezzałogowy pojazd nawodny Edredon zbudowany w latach 2009-2011 na bazie kadłuba sztywnego łodzi hybrydowej RIB (Rigid Inflatable Boat) o długości 5,7 m. Prace realizowane przez konsorcjum, w składzie: Akademia Marynarki Wojennej z Gdyni, Politechnika Gdańska oraz firma SPORTIS S.A. doprowadziło do opracowania rozwiązania przydatnego m.in. do:
- perymetrycznej ochrony;
- monitorowaniu sytuacji nawodnej i podwodnej wskazanych akwenów i obiektów krytycznych (przede wszystkim portów, red, kotwicowisk i rejonów przybrzeżnych);
- prowadzenia operacji SAR.
Stworzono system poruszający się z prędkością maksymalną 30 węzłów z autonomicznością do 130 godzin i promieniu działania do 20 km (ograniczonego zasięgiem łączności radiowej UKF). Ponad kabiną umiejscowiono mały maszt, na którym zamontowano antenę radaru Furuno, głowice systemów optoelektronicznych Talon XR oraz FLIR M626L, antenę GPS, transponder systemu AIS, światła nawigacyjne, megafon oraz anteny systemów łączności. Na dziobie łodzi umieszczono obrotową podstawę, na której można zamontować dodatkowe wyposażenie, w tym również uzbrojenie.
Z kolei rufa Edredona została przygotowana do montażu systemu opuszczania i podnoszenia z wody bezzałogowego pojazdu podwodnego, jak również do holowania np. opływnika z anteną sonaru lub małej platformy pływającej systemu zwalczania min. Projekt był bardzo zaawansowany, o czym świadczą plany zastosowania „sztucznej inteligencji" w przypadku konieczności samodzielnego wykonania misji w warunkach zmiennej sytuacji nawigacyjnej i hydrometeorologicznej (co jest związane m.in. z samodzielnym omijaniem przeszkód i bezkolizyjnym powrotem do bazy).
Drugim rozwiązaniem w tej dziedzinie, wywodzącym się z Akademii Marynarki Wojennej jest „Neogobius-1". Projekt ten zwyciężył w kategorii bezzałogowców operacyjno-rozpoznawczych (razem z dronem powietrznym „Azor" z WAT-u) w konkursie ogłoszonym przez MON pod koniec 2020 roku - skierowanym do podchorążych oraz studentów i doktorantów cywilnych i wojskowych uczelni.
AMW wygrała opracowując bezzałogowy system morski „Neogobius-1", który może być platformą do mocowania i przenoszenia różnego rodzaju systemów, jak również służyć do holowania np. uszkodzonych jednostek pływających do punktów naprawczych. Bazą drona jest stabilna, dwukadłubowa platforma pływająca ze zbrojonego laminatu PS 6 mm z napędem elektrycznym, z głębokim kilem i ruchomymi pędnikami. Co ważne „Neogobius-1" powstał w oparciu o niewielkie fundusze – około 55 tysięcy zł.
Oba te rozwiązania nie znalazły jednak zainteresowania w polskich siłach morskich. Wynikało to z dwóch przyczyn. Po pierwsze drony nawodne stosuje się jako zastępstwo dla systemów załogowych. Tymczasem w Polsce nie ma środków, które trzeba byłoby zastąpić, np. z powodu uciążliwych długotrwałych patroli na redach portów, czy też z powodu zagrożenia przeciwdziałaniem przeciwnika. Nawet w przypadku zwalczania min przyjęto założenie, że likwidacja pól minowych będzie w polskiej Marynarki Wojennej odbywała się z wykorzystaniem załogowych okrętów nawodnych. Dowodem tego jest największa w Europie flota trałowców oraz plan zbudowania w sumie sześciu niszczycieli typu Kormoran.
Drugim powodem jest konieczność wprowadzenia wraz z dronami nawodnymi całego szeregu standardów (w tym bezpieczeństwa) oraz zmian w taktyce działania sił morskich. Po likwidacji Dowództwa Marynarki Wojennej ilość specjalistów, którzy mogliby to zrobić drastycznie się jednak zmniejszyła i przy obecnym obciążeniu pracą nie ma szans by udało się stworzyć odpowiedni do tego zespół ludzi.
Problem jednak pozostał, bo nie mając własnych dronów nawodnych trzeba zakładać, że te drony będzie posiadał przeciwnik. Bliskość Obwodu Królewieckiego oznacza przecież niebezpieczeństwo pojawienia się w portach Gdynia i Gdańsk dużej ilości nawodnych dronów kamikaze, które mogą spowodować ogromne szkody. Trzeba więc będzie przewidzieć systemy zabezpieczenia, które wykryją zbliżające się bezzałogowe systemy nawodne i będą mogły je zneutralizować.
Wbrew pozorom wcale nie musi to być związane z użyciem uzbrojenia, co może być trudne szczególnie na terenie portów. Można by np. stworzyć system sieci, które czasowo blokowałyby wejścia do portów. Wymagałoby to jednak współdziałania z cywilnymi władzami portowymi, co przy normalnym, pokojowym działaniu wcale nie jest takie łatwe.
Dodatkowo należy pamiętać, że już opracowano pneumatyczne bezzałogowe łodzie latające FIB (Flying Inflatable Boat), które są w rzeczywistości zwykłymi dronami nawodnymi, z tym że dodatkowo wyposażonymi w lotnię. Zaletą takiego rozwiązania jest dodatkowo to, że jest ono tanie. Już za kilkadziesiąt tysięcy dolarów można bowiem stworzyć system, który jest w stanie zniszczyć lub uszkodzić jednostki pływające warte nawet kilkaset milionów dolarów.
Nawodne drony kamikaze – ślepa uliczka?
Mała skuteczność ukraińskich dronów kamikaze wcale nie oznacza, że tego rodzaju łodzie nawodne nie są użyteczne. Jest to bowiem bardzo dobre rozwiązanie do prowadzenia dywersji w odniesieniu do sił, które nie spodziewają się ataku oraz nieuzbrojonych jednostek pływających. Z nawodnych dronów kamikaze korzystają więc przede wszystkim kraje nie ograniczające się prawem międzynarodowym, takie jak Iran, mając w ten sposób do dyspozycji tani środek do terroryzowania morskich linii komunikacyjnych.
Czytaj też
Atak na most Zatoka 11 lutego 2023 roku jest prawdopodobnie dowodem, że z takich środków zaczęli również korzystać Rosjanie – prawdopodobnie stosując technologie dostarczone przez Iran. Trzeba się więc przygotować na tego rodzaju zagrożenia, tym bardziej, że mogą być one wykorzystywane nie tylko w czasie wojny, ale również w operacjach asymetrycznych.
Nieskuteczność dronów kamikaze w odniesieniu do dobrze przygotowanych sił wcale nie oznacza, że inne bezzałogowe systemy nawodne są nieprzydatne. Szczególnie ważny są niewątpliwie rozwiązania przeciwminowe. Przykład izraelskiego Protectora pokazuje również, że drony mogą bez problemu służyć do ochrony sił własnych – w tym infrastruktury krytycznej.
Różne państwa rozpatrują więc możliwość zastosowania dronów nawodnych, chociaż w większości przypadków kończy się jedynie na pracach analitycznych. Bardzo poważnie o wprowadzeniu dużej ilości bezzałogowych łodzi kamikaze myśli np. Tajwan. Mają one pomóc w odparciu ewentualnego araku ze strony Chin, który będzie musiał być przeprowadzony z dużą ilością desantowych jednostek pływających. W tym przypadku myśli się nawet o stworzeniu floty liczącej setki dronów kamikaze i to działających w roju.
Decyzja o realizacji tych planów jak na razie jeszcze nie zapadła.
Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy
cd2 Dla dronów morskich o małych rozmiarach relatywnie łatwo zastosować niekonwencjonalne układy konstrukcyjne, napędu, łączenia dronów w hybrydy do zadania czy danego etapu misji. To wymaga zupełnie nowego myślenia - całkowitego oderwania się od starych schematów dobrych dla "dużych okrętów załogowych". Wymagania znacznie zwiększone i rozszerzone - ale w użyciu inna [sieciocentryczna=real-time] taktyka, operacyjność, nawet poziom strategiczny. Technika już jest dojrzała - inercja w myśleniu i organizacji hamuje rozwój i ekspansję dronów. Generalnie technika dronów morskich - nawet tych podwodnych - będzie miała więcej wspólnego z dronami latającymi - niż z tradycyjąa techniką morską.
Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy
cd Generalnie w strefach przybrzeżnych i na morzach zamkniętych [zwłaszcza na Bałtyku] drony wyprą floty nawodne i podwodne - całkowicie pokrywając domeny powietrzna nawodna i podwodną. Już teraz wszystkie nowoczesne floty zastępują załogowe niszczyciele min systemami dronowymi - najczęściej kombinowanymi "nawodny dron nosiciel podwodny dron do operacji". Tak samo zwalczanie OP - w tym na poziomie oceanicznym [US Navy]. Dla dronów ofensywnych - za najlepszy układ mam dron zanurzalny - zdolny NAPRAWDĘ tkwić w płytkim zanurzeniu w sektorze całymi miesiącami/latami - ale z wypuszczonym na powierzchnię układem - łączności [sieciocentryczność] - i mogące natychmiast przejść do sektora ataku - ale z atakiem efektorami pozahoryzontalnymi "fire-and-forget" - od rakiet [w tym kppanc] po roje dronów tubowych.
Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy
Panemeryt - wysokość metacentryczna itd to kwestia konfiguracji drona - np. w układzie katamarana czy trimarana. Generalnie jestem za dronem, kry ma możność zanurzania na powiedzmy 2-3 m i pozostawiania tak operacyjnym w sektorze całymi miesiącami. Oczywiście z wypuszczonym na powierzchnie systemem łączności. W razie potrzeby - wynurzony - szybko by przechodził do rejonu ataku - gdzie raczej powinien atakować precyzyjnymi efektorami pozahoryzontalnymi klasy "fire-and-forget". Ewentualnie z wyrzutni tubowych cały autonomiczny rój dronów przełamujących. W sumie chodzi o dron o wyporności kilku-góra kilkunastu ton - jako nosiciel. Np. z włókna szklanego. Notabene kartele narkotykowe używają podobnych "łodzi podwodnych" do przemytu kilku ton narkotyków naraz..
Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy
Nawet takie prymitywne drony nawodne spowodowały trwałą marginalizację floty rosyjskiej w wojnie ukraińskiej. To więcej, niż by zdziałała "duża flota" ukraińska - gdyby Ukraińcy ja mieli. Zresztą taka flota ukraińska by podlegała asymetrycznej przewadze projekcji siły z bastionu A2/AD z Krymu. Notabene: to właśnie zachwianie równowagi strategicznej przez rosyjski bastion krymski od 2014 i dominacja nad Morzem Czerwonym [oraz kwestia Bosforu] - cel Rosji od 300 lat] powodują trwałą strukturalną konfrontację Rosja-Turcja. Zresztą z identycznych powodów [bastion A2/AD Królewca] nie ma sensu budowa "dużej floty" PMW na czele z Miecznikami - natomiast ma sens likwidacja Królewca z projekcją siły z lądu. Ukraińcy odpowiedzieli prawidłowo - asymetrycznymi środkami - nieporównanie efektywniejszymi i tańszymi w kalkulacji koszt-efekt.
kaczkodan
Najlepszym rozwiązaniem byłoby przekazanie Królewca Białorusi, przy zachowaniu niepodległości tejże, demilitaryzacja i zrobienie tam specjalnej strefy ekonomicznej do robienia interesów w stylu Hong-Kongu. No, chyba że Królewiec postanowiłby ogłosić niepodległość ;)
Tadeusz Żeleźny - analityk systemowy
cd Inna rzecz, że obecne użycie dronów nawodnych przypomina...kutry wytykowe z XIX w. Aż się prosi o wzmiankowane przez komentatorów użycie choćby niekierowanych pocisków rakietowych [np. z głowicami termobarycznymi] w ostatniej krytyczne, wrażliwejj fazie ataku - na dystansie poniżej 200 m. Lub bardziej zaawansowana opcja - czyli np. kppanc. Czy też dronów amunicji krążącej. Wtedy mamy albo opcję, że te ataki "wstępne" osłabiają obronę przed dronem, by ułatwić końcowy atak bezpośredni i eksplozję drona nawodnego - albo dron nie zawiera ładunku wybuchowego i traktujemy go jako wielokrotnego użytku - do wzmocnienia efektu "fleet in being" polepszając kalkulację koszt-efekt i rozszerzając sama liczbą dronów w morzu strefę kontroli przez Ukrainę. Co ważne, nawet strategicznie - np. w kontekście ochrony tzw. korytarza zbożowego.
panemeryt
Problemem są niewielkie rozmiary dronów. To uzbrojenie (npr) o którym piszesz podnosi mocno środek cięzkości drona. Zapewne byłyby problemy ze stabilnością. Celność tego byłaby nie najlepsza. Bardziej zaawansowane uzbrojenie nie jest odporne na zalewanie wodą. A celowania nie wyobrażam sobie. Z filmów widać że zdalne sterownie jest sporym problemem (albo robią to osoby które nie czują morza, łodzi).
kaczkodan
O ile głupie rakiety są głupie bo mają za mały zasięg, to pomysł aby wysłać drony z lekkimi głowicami kumulacyjnymi służące do wyeliminowania obrony już głupi nie jest. Ale, ze względu na koszty raczej nie amunicję krążącą - raczej utwardzone drony komercyjne. Jeszcze ciekawiej byłoby W przypadku ataku na uzbrojone jednostki nawodne okno sposobności się zamyka, bo na do kilku tysięcy metrów są one rozstrzeliwane, wystarczy zmienić software dla działek p-lot/armat uniwersalnych i dołożyć kilka głowic obserwacyjnych. Natomiast miałoby to sens w przypadku bezzałogowych systemów uderzeniowych podwodnych (z założenia sporo droższych), zamiast uderzać w jedno miejsce można wysłać nawet 7 lekkich torped "korygowanych" krótkiego zasięgu. Można by też rozważać atak tanimi torpedami "domowej roboty" (ach te tanie akumulatory silniki elektryczne, akcelerometry i żyroskopy - torpedy nie muszą być już drogie) kierowanymi światłowodem, z kilku kilometrów.
Franek Dolas
Ciekawe czy taką łudkę drona można by zintegrować z rakietą która by odpalała w chwili ataku stanowiąc dodatkowy napęd. Efekt kumulacji napędu i dwóch ładunków mógłbym być zabójczy nawet dla dużych jednostek pływających czy obiektów infrastruktury.
Al.S.
W momencie odpalenia tej rakiety powstałaby asymetria oporu - duży stawiany przez wodę i mały aerodynamiczny. Więc twoja "utka" zaryłaby dziobem w wodę i.. po ptokach.
panemeryt
Bzdura, Duża szybkość podnosi mocno dziób łodzi w górę. Taki dodatkowy napęd byłby korzystny. Wepchnąć dziób pod wodę wcale nie tak łatwo- zawsze jest dodatkowy zapas wyporności na przebijanie się przez fale. Problemem jest prędkość. to nie samochód. Ograniczają nas prawa fizyki. W tym wypadku długość zanurzonej części kadłuba ogranicza prędkość maksymalną. Powyżej niej kadłub miałby problemy ze statecznością wzdłużną. Dziób ostro podnosiłby się w górę, kadłub wyskakiwałby z wody po czym spadał ( i w tym momencie schodził z kursu). Operator nie miałby szans korygować kierunku. Problemem byłoby zamocowanie takiej rakiety. W momencie odpalenia mocowanie podlegałoby ogromnym przeciążeniom. No i masa takiej rakiety pogarszałaby stateczność. Zwiększała też powierzchnię odbicia.
S0ket
Mógłby przewozić sprzęt do zakłócania łączności na platformach wiertniczych ( przed atakiem specjalisów) ciekawe czy można by niewykrycia podpłynąć do fregaty rakietowej żeby zakłócić działanie ich sprzętu hm..? Pływające radary hmm
Zygazyg
Dziwi mine że talkie drony nie są wyposażane w torpedy. Zamiast walić na kamikadze i ginąć, taki dron mógłby dochodzić do celu i na bezpiecznej odległości odpalać torpedy. I powraca na przeładowanie do np pływającej bazy
Essex
A jaki to ma sens? Z bezpiecznej odleglosci mozesz walic rakietami. Do tego dronow nie trzeba.
Ma_XX
ale już z brimstone na pokładzie to już inna bajka
PGR
A no wlasnie dlaczego nie wykorzystac takich dronow jako platformy do odpalania PPK? Albo takiego Brimeston odpalanego z 12km.