Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Lotniskowiec "Kuzniecow" wraca do Rosji, ale czy jako bohater?

Rosyjskie ministerstwo obrony poinformowało, że zgodnie z rozkazem Władimira Putina - prezydenta i jednocześnie głównodowodzącego sił zbrojnych Rosji - rozpoczęło się zmniejszanie kontyngentu rosyjskiego w Syrii. Jako pierwsze do swoich baz odpłynęły w kierunku Gibraltaru, a później Siewieromorska: krążownik lotniczy „Admirał Kuzniecow” i atomowy krążownik rakietowy „Piotr Wielikij”.

Fot. mil.ru
Fot. mil.ru

Szczegóły całej operacji przedstawił szef sztabu generalnego rosyjskich sił zbrojnych generał armii Walerij Gierasimow. Już na początku swojego raportu z 6 stycznia 2016 r., przypomniał on, że od północy 30 grudnia 2016 r. w Syrii przerwano działania wojenne (zawieszenie broni nie obowiązuje w odniesieniu do międzynarodowych grup terrorystycznych). Dlatego wykonując rozkaz prezydenta Putina rozpoczęto zmniejszanie kontyngentu rosyjskiego w Syrii. Zgodnie z komunikatem Minoborony, w piątek 6 stycznia br. „jako pierwsze opuściły strefę konfliktu okręty lotniskowcowej grupy Floty Północnej”.

Dowódcy rejsu wiceadmirałowi Wiktorowi Nikołajewiczowi Sokołowowi rozkazuję rozpocząć rozformowanie okrętowej grupy lotniskowcowej i dokonać przejścia do punktu stałego bazowania Siewieromorsk zgodnie z zatwierdzonym planem.

Walerij Gierasimow , szef sztabu generalnego rosyjskich sił zbrojnych

Według rosyjskich wojskowych ich okręty będą potrzebowały około 10 dób na powrót do Siewieromorska (wpłyną do bazy około 17 stycznia br.). Grupa lotniskowcowa spędzi więc na morzu około trzy miesiące (wypłynęła w rejs 15 października 2016 r.).

Rosjanie uznali działanie tego zespołu okrętowego za sukces, który pomógł zwyciężyć w walce z terrorystami. Dlatego Gierasimow podziękował całemu stanowi osobowemu okrętowego zespołu lotniskowcowego za skuteczną realizację zadań.

Włączenie się marynarzy floty wojennej do walki z ugrupowaniami terrorystycznymi pozwoliło w krótszym czasie oswobodzić od bojowników ekonomiczną stolicę Syrii – Aleppo.

Walerij Gierasimow, szef sztabu generalnego rosyjskich sił zbrojnych

Jak oficjalnie działały rosyjskie okręty?

Dokładniejszy raport na temat działalności grupy lotniskowcowej przedstawił dowódca rosyjskiej grupy wojsk w Syryjskiej Republice Arabskiej generał pułkownik Andriej Kartapałow. Przypomniał on, że grupa lotniskowcowa w składzie: krążownik lotniczy „Admirał Fłota Sowietskowo Sojuza Kuznicow”, atomowy krążownik rakietowy „Piotr Wielikij”, duży okręt zwalczania okrętów podwodnych „Siewieromorsk”, okręty Floty Czarnomorskiej i jednostki zabezpieczenia, rozpoczęła „zadania bojowe w walce z terroryzmem na terytorium Syrii” 8 listopada 2016 r.

Był to pierwszy w historii przypadek wykorzystania samolotów lotnictwa pokładowego rosyjskiej marynarki wojennej, startującego bezpośrednio z okrętów, do atakowania celów na lądzie. Według Kartapałowa podczas dwóch miesięcy działań: „piloci lotnictwa morskiego przeprowadzili 420 lotów bojowych, w tym 117 w nocy. Prawie wszystkie loty odbywały się w trudnych warunkach meteorologicznych. Wykonano uderzenia na 1252 obiekty terrorystów. Atakowano obiekty infrastruktury, skupiska bojowników i techniki wojskowej, pozycje ogniowe i punkty oporu nielegalnych ugrupowań zbrojnych”.

Rosjanie pochwalili się, że ich lotnictwo pokładowe zrealizowało dodatkowo ponad 750 lotów dla „wypełnienia zadań poszukiwawczo-ratowniczych, lotniczego zabezpieczenia transportowego, rozpoznania powietrznego i podtrzymania odpowiedniego reżimu operacyjnego”.

W dniu 15 listopada 2016 r. jeden z okrętów zespołu Morza Śródziemnego - fregata Floty Czarnomorskiej „Admirał Grigorowicz” (projektu 11356 o wyporności 4000 ton) - wykonała atak na pozycje tzw. Państwa Islamskiego z wykorzystaniem rakiet manewrujących 3M14 systemu Kalibr. Tego samego dnia uderzenia na ląd wykonały również brzegowe rakietowe kompleksy „Bastion” (prawdopodobnie przerzucone na syryjskie terytorium z Krymu), które pociskami 3M55 „Oniks” zaatakowały cele „w głębi Syrii”.

Według Kartapołowa zadania bojowe postawione grupie lotniskowcowej zostały wykonane. Teraz okręty i statki mają w pełni uzupełnione zapasy materiałowe, są sprawne technicznie, a stan „moralno-psychologiczny personelu jest wysoki… Okrętowa grupa lotniskowcowa Floty Północnej jest gotowa do dalszego działania”.

Jak naprawdę działały rosyjskie okręty?

Rzeczywistego raportu z działania rosyjskiego zespołu lotniskowcowego nie poznamy prawdopodobnie nigdy. Świadczy o tym chociażby fakt, że w oficjalnym komunikacie rosyjskiego ministerstwa, przy opisywaniu działań bojowych, nawet nie wspomniano o dwóch wypadkach, w których utracono na Morzu Śródziemnym dwa myśliwce: MiG-29K i Su-33.

Nikt, oczywiście, nie może zarzucić generałom Gierasimowowi i Kartapołowi mówienia nieprawdy. Można im natomiast wypomnieć podawanie faktów w taki sposób, by nie można było ocenić, co rzeczywiście zrobiły rosyjskie okręty.

Po pierwsze nie zgadza się czas, przez jaki grupa lotniskowcowa wykonywała zadania bojowe. Naloty na Syrię lotnictwa pokładowego i ataki rakietowe z fregaty i brzegu rozpoczęły się bowiem nie 8 listopada 2016 r., a tydzień później. Oczywiście, do zadań bojowych można również zaliczyć pływanie, ale przy takim podejściu grupa lotniskowcowa zaczęłaby „zadania bojowe w walce z terroryzmem na terytorium Syrii” nie 8 listopada 2016 r. jak podał Kartapałow, ale 15 października 2016 r., gdy okręty opuściły Siewieromorsk.

Nie wiadomo również, jak były wykonywane loty, czym i skąd. Lotnictwo działało nad Syrią maksymalnie od 15 listopada do 30 grudnia 2016 r., a więc 45 dni. To by oznaczało, że przy 420 wylotach bojowych każdego dnia samoloty musiałyby wystartować z bombami aż 10 razy. Pamiętając, że dwa wypadki na pewno zakłóciły działanie lotniskowca, to ta intensywność musiałaby być jeszcze większa. Biorąc pod uwagę rosyjską organizację pracy na pokładzie, jest to mało prawdopodobne.

Nie zgadza się również liczba zrealizowanych uderzeń lotniczych. Zaatakowanie 1252 obiektów oznaczałoby bowiem konieczność wykonania przez samoloty pokładowe co najmniej trzech różnych nalotów w czasie jednej misji. Tymczasem ujawnione zdjęcia pokazują wyraźnie, że podczas startów z lotniskowca (przynajmniej tych sfilmowanych) rosyjskie Su-33 i MiG-29 nie miały podwieszonych bomb i rakiet „powietrze-ziemia”. Mają one bowiem prawdopodobnie duży problem ze startem z krótkiego pokładu i bez katapult przy pełnym ładunku uzbrojenia.

Zakładając jednak, że liczba tych ataków jest prawdziwa, to jedynym wytłumaczeniem jest wliczenie w tą statystykę również lotów śmigłowców bojowych Ka-52K „Katran” (których działania jednak nigdzie nie zarejestrowano) lub przebazowanie przynajmniej części grupy lotniczej na ląd i operowanie później tylko z naziemnych lotnisk (przynajmniej od 5 grudnia po wypadku samolotu Su-33).

Zresztą Kartapołow przyznał się do tego opisując, jak szeroki zakres zadań wykonywali rosyjscy lotnicy morscy. „Przećwiczono wszystkie sposoby obrony, działań połączonych i kompleksowego wsparcia z wykorzystaniem grupy lotniczej: tak z burty krążownika lotniczego, jak i z brzegowego lotniska”.

Specjaliści przypuszczają, że powodem tego może być m.in. ogromy problem, jaki Rosjanie mają ze skompletowaniem dobrze wyszkolonej obsługi pokładowej. Co więcej, prawdopodobnie nie mają oni nawet pomysłu, jak ją skompletować i jak ona ma działać. Obecność zaadoptowanych wozów strażackich na pokładzie, brak podziału na specjalności pokładowe, a nawet tak podstawowa sprawa jak brak kasków dla obsługi świadczy o tym, że Rosjanie na rozkaz wysłali swoje okręty z Floty Północnej, ukrywając pod nową farbą ich problemy techniczne oraz niższe od oficjalnych możliwości bojowe.

Propagandowe okręty bez głównego uzbrojenia?

Okręty oficjalnie nafaszerowane rakietami w rzeczywistości nie zrobiły nic, by wspomóc swoim uzbrojeniem rosyjskie działania na lądzie w Syrii. Rosjanie przyznali się, że jedynym okrętem z zespołu lotniskowcowego, który wykonał atak rakietowy na cele lądowe była fregata „Admirał Grigorowicz”. Tymczasem nie jest to jednostka z Floty Północnej, która wysłała niszczyciele i krążowniki, ale z lekceważonej wcześniej Floty Czarnomorskiej.

A przecież Rosjanie specjalnie podkreślali na początku rejsu, że na pokładzie krążownika „Piotr Wielikij” i lotniskowca „Admirał Kuzniecow” są również rakiety manewrujące P-700 kompleksu „Granit”. Prawdopodobnie, by udowodnić, że można nimi atakować cele naziemne przeprowadzono 16 października 2016 r. pokazowe strzelanie tych pocisków z atomowego, uderzeniowego okrętu podwodnego „Smoleńsk” – projektu 949A „Antiej” (wg. NATO typu Oscar II).

Jednocześnie w rosyjskich mediach przypomniano, że takie same rakiety są na uzbrojeniu zarówno rosyjskiego lotniskowca, jak i krążownika. Żaden z tych wielkich okrętów ich jednak nie użył, co może świadczyć, że na obu tych jednostkach system „Granit” jest po prostu niesprawny. Należy bowiem pamiętać, że wprowadzono go na uzbrojenie w 1983 r., a oba okręty nie przeszły w czasie swojej służby żadnego poważnego remontu i modernizacji systemów pokładowych. Wątpliwości co do stanu technicznego systemu „Granit” na poszczególnych krążownikach były już wcześniej, ponieważ nie publikowano informacji o ćwiczebnych strzelaniach przeprowadzonych z wykorzystaniem tego uzbrojenia.

Na rosyjskim okręcie „Piotr Wielikij” niesprawny jest prawdopodobnie również system przeciwlotniczy pionowego starty „Rif-M”, który jest okrętową wersją systemu S-300. Pomimo istnienia tego uzbrojenia, Rosjanie opisując działanie okrętów i baterii brzegowych należących do swojej marynarki wojennej wyraźnie zaznaczyli, że znajdowały się one pod osłoną rozstawionych w Syrii zestawów przeciwlotniczych S-300 i S-400.

Razem z siłami i środkami obrony przeciwlotniczej rosyjskiego zgrupowania wojsk w Syrii, na bazie nowoczesnych kompleksów S-300 i S-400 stworzono jednolity system obrony powietrznej, który zapewnia niezawodną ochronę obiektów, zarówno na lądzie jak i na morzu.

Generał pułkownik Andriej Kartapałow, dowódca rosyjskiej grupy wojsk w Syryjskiej Republice Arabskiej

Nie wspomina się jednak, że okręty znajdujące się kilkadziesiąt mil od brzegu były bronione przez zestawy na lądzie jedynie w odniesieniu do celów powietrznych znajdujących się na dużym pułapie (ze względu na istnienie tzw. horyzontu radiolokacyjnego). Tymczasem w rzeczywistości największym zagrożeniem dla jednostek pływających, poza torpedami i minami, są niskolecące rakiety przeciwokrętowe. Przeciwko tym celom, brzegowe systemy S-400 nic nie mogłyby zdziałać. Ale takiej oceny Rosjanie na pewno nie ujawnią.

WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu
Reklama
Reklama