Reklama

Geopolityka

Zmiana władzy w Libanie. Prosta droga do normalizacji?

Autor. Pixabay

Wybór nowego prezydenta oraz desygnowanie premiera Libanu przyniosły temu krajowi nadzieję na wyjście z trwającego od co najmniej 2019 r. kryzysu. Wciąż jednak droga do normalizacji jest wyboista i pełna pułapek. Hezbollah cały czas stanowi zagrożenie dla stabilności kraju, zwłaszcza, że warunki zawieszenia broni nie zostały wypełnione.

Reklama

W styczniu doszło do poważnych i od dawna oczekiwanych (zarówno przez większość Libańczyków jak i społeczność międzynarodową) zmian politycznych w Libanie. Chodzi o wybór na urząd prezydenta dotychczasowego szefa libańskiej armii gen. Josepha Aouna, a następnie desygnowanie na premiera dotychczasowego przewodniczącego Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości Nawafa Salama. Było to możliwe dzięki temu, iż Hezbollah znalazł się w defensywie po wojnie z Izraelem oraz upadku Assada w Syrii.

    Liban pozostawał bez prezydenta od października 2022 gdy zakończyła się sześcioletnia kadencja Michela Aouna. Brak prezydenta paraliżował przy tym cały system polityczny Libanu, gdyż do kompetencji prezydenta należy mianowanie premiera (który następnie zatwierdzany jest przez parlament). W libańskim systemie politycznym trzema kluczowymi stanowiskami są: prezydent (którym musi być chrześcijanin), premier (sunnita) i przewodniczący parlamentu (szyita). Tym ostatnim, po wyborach parlamentarnych w 2022 r., wybrany został Nabih Berri, który piastuje tę funkcję od zakończenia libańskiej wojny domowej.

    Berri to lider szyickiego Amalu i ścisły sojusznik Hezbollahu, a jego wybór nastąpił przewagą raptem jednego głosu. Problem w tym, że wszyscy deputowani szyiccy w libańskim parlamencie związani są z koalicją Hezbollah – Amal. Nie wynika to jednak z tego, że wszyscy szyici popierają te ugrupowania ale z tego, że wszelka konkurencja usuwana jest siłą, czego przykładem było zabójstwo Lokmana Slima w lutym 2022.

    Paraliż systemu politycznego był wygodny dla Hezbollahu, gdyż brak silnej władzy konstytucyjnej pozwalał mu na wypełnianie próżni i prowadzenie własnej polityki zarówno wewnętrznej jak i zewnętrznej. Dodatkowym atutem był fakt, że jedyne obsadzone stanowisko z 3 tworzących libańską prezydencję było w rękach sojusznika Hezbollahu. Z kolei rządem jako pełniący obowiązki kierował Nadżib Mikati, jedna z najbardziej skorumpowanych postaci libańskiej polityki. Mikati w wyborach parlamentarnych nie zdołał zdobyć nawet jednego mandatu, a premierem został we wrześniu 2021 r. dzięki wsparciu Hezbollahu.

    Hezbollah „naród, armia, ruch oporu

    Wzrost politycznych wpływów Hezbollahu był efektem II wojny libańskiej (2006), po której organizacja ta ogłosiła się zwycięzcą i obrońcą Libanu. Stało się to również uzasadnieniem dla nierozbrajania jej wbrew postanowieniom rezolucji RB ONZ 1701. Wtedy narzucony został też slogan „naród, armia, ruch oporu”, jako trzy filary bezpieczeństwa narodowego, gdzie ruchem oporu był Hezbollah. Paraliż uniemożliwiający wybór prezydenta w latach 2022-2024 nie był przy tym precedensem. Pierwszy miał miejsce po zakończeniu kadencji sprzymierzonego z syryjskim reżimem Assadów (którego siły okupowały Liban do 2005 r.)

    Emila Lahouda i trwał pół roku, zakończony kompromisem zawartym w Dosze. Kolejny trwał już 29 miesięcy i został przełamany po tym, jak Wolny Ruch Patriotyczny (FPM) Michela Aouna zawarł układ z Hezbollahem. Aoun został prezydentem, a Hezbollah radykalnie wzmocnił swoją pozycję do tego stopnia, że ani kolejny prezydent ani kontynuacja koalicji z FPM (które straciło sporo poparcia wśród chrześcijan), nie były już mu potrzebne.

    Tymczasem w październiku 2019 r. doszło do załamania libańskiego systemu finansowego i większość Libańczyków straciła ogromne sumy swoich oszczędności. System finansowy był oparty na korupcji, defraudacjach i finansowych bańkach. Ponadto bogate państwa arabskie, w szczególności Arabia Saudyjska, były rozczarowane rozwojem sytuacji w Libanie.

    Saudyjski następca tronu przekazywał liderowi libańskich sunnitów Saadowi Haririemu ogromne sumy by ten zdusił Hezbollah ale ten je defraudował, a po cichu dogadywał się z Hezbollahem. Efektem był wybuch protestów, które nawet zostały nazwane rewolucją ale tak naprawdę nie doprowadziły do żadnych radykalnych zmian. Hariri został zastąpiony przez bliskiego Hezbollahowi Hassana Diaba, który z kolei ustąpił po wybuchu w porcie w Bejrucie (sierpień 2020). Nastąpił klincz, który próbował przełamać francuski prezydent.

    Macron w tym czasie aż dwa razy przyleciał do Bejrutu jednakże jego presja została zignorowana. Ostatecznie po dwóch nieudanych próbach wyboru premiera zawarto kompromis w postaci nominacji Nadżiba Mikatiego. Michel Aoun próbował go usunąć ze stanowiska tuż przed zakończeniem swojej kadencji (co było spowodowane brakiem wsparcia Hezbollahu dla kandydatury Dżubrana Basila, zięcia Michela Aouna, na jego następcę jako prezydenta) ale okazało się to nieskuteczne.

    Dzięki temu Hezbollah rósł w siłę, nie był już ograniczony przez nikogo w tworzeniu państwa w państwie, a śledztwo w sprawie wybuchu w porcie bejruckim utkwiło w martwym punkcie (wybuch obciążał Hezbollah). Liban do dziś nie wydobył się również z kryzysu finansowego, zwłaszcza, ze relacje z bogatymi monarchiami arabskimi uległy dalszemu pogorszeniu.

    Reklama

    Hezbollah przez ponad dwa lata blokował wybór prezydenta domagając się by został nim Sulejman Frandżija junior. Dziadek Frandżiji (również Sulejman) był prezydentem w latach 1970-1976 i to właśnie za jego rządów wybuchła wojna domowa. Wcześniej, w 1957 r., przebywając na wygnaniu w Latakii, Frandżija zaprzyjaźnił się z dwoma młodymi oficerami syryjskimi: Hafezem i Rifaatem Assadami.

    Dlatego też w 1976 r. poprosił Assada o wsparcie co skutkowało okupacją syryjską trwającą do 2005 r. Gdy Falanga, kierowana przez politycznych konkurentów Frandżiji, dokonała w 1978 r. masakry w Ehden, zabijając m.in. ojca Sulejmana juniora, Tony’ego Frandżiję, dziadek wysłał 13-letniego wnuka pod opiekę swego syryjskiego przyjaciela Hafeza Assada. Nic więc dziwnego, że Frandżija stał się niemalże członkiem rodziny Assadów i jego pozycja runęła wraz z upadkiem Baszara w Syrii. Zwłaszcza, że w wyborach w 2022 r. związani z nim kandydaci otrzymali łącznie raptem 1,4 % głosów i zdobyli 2 mandaty.

    III wojna libańska

    Koniec roku 2024 był jednak ciosem dla Hezbollahu i wpływów irańskich w Libanie. Już od końca 2023 r. trwały walki Hezbollahu z Izraelem choć miały one ograniczoną intensywność. Ówczesny lider Hezbollahu szejk Nasrallah przyjął kunktatorską taktykę polegającą na tym, że z jednej strony atakami na Izrael pokazywał solidarność z Hamasem, a z drugiej strony nie chciał ryzykować pełnej konfrontacji i liczył, że niska intensywność ataków spowoduje, że Izrael nie otworzy na pełną skalę drugiego frontu.

    Jak wiadomo Nasrallah jednak się przeliczył i 1.10.2024 r. doszło do izraelskiej inwazji na Liban. Wprawdzie trudno mówić o zwycięstwie Izraela w tej III wojnie libańskiej ale z drugiej strony Hezbollah wyszedł z tej wojny mocno osłabiony militarnie i ze zdziesiątkowanym kierownictwem. Choć również i teraz, podobnie jak w 2006 r., usiłował przedstawić wprowadzone w końcu listopada zawieszenie broni jako swój sukces ale nastroje libańskiej opinii publicznej tym razem były zupełnie inne.

    Pogrążony w kryzysie politycznym i ekonomicznym kraj chciał reform, a nie wojny przynoszącej zniszczenia i to mimo, że większość Libańczyków solidaryzowała się z Palestyńczykami. Być może Hezbollah opanowałby tę sytuację i zaczął odbudowywać swoje wpływy oraz potencjał militarny ale bardzo szybko spadł nań nowy cios: upadek Assada w sąsiedniej Syrii, z czym wiązała się też konieczność wycofania się Irańczyków. Utrata bezpośredniego kontaktu z sojusznikami i odcięcie od wsparcia postawiły Hezbollah w zupełnie nowej sytuacji.

      Wydarzenia końca 2024 r. spowodowały, że tym razem wyjście z kryzysu politycznego nastąpiło na zupełnie innych zasadach. W przypadku wyboru prezydenta Hezbollah usiłował jeszcze zachować dobrą minę do złej gry i ostatecznie obie partie szyickie, po wycofaniu kandydatury Frandżiji, zagłosowały na Aouna. Hezbollah liczył jednak (a później twierdził, ze takie miał uzgodnienia z Saudyjczykami), że w zamian Mikati zostanie utrzymany na stanowisku premiera. Stało się jednak inaczej i 13 stycznia nominację na szefa rządu dostał Nawaf Salam. Kandydatura ta miała również wsparcie zewnętrzne m.in. ze strony Arabii Saudyjskiej, Francji oraz USA. To spowodowało, że Hezbollah oskarżył ugrupowania, które wsparły kandydaturę Salama o zorganizowanie prosaudyjskiego przewrotu, a następnie, razem z Amalem, zbojkotował konsultacje prowadzone przez Salama w sprawie nowego rzadu.

      Zarówno Salam jak i Aoun (obecny prezydent nie jest spokrewniony ze swoim poprzednikiem Michelem) zapowiadają radykalne reformy obejmujące m.in. pełne wprowadzenie warunków zawieszenia broni i implementację rezolucji 1701 tj. w szczególności zmonopolizowanie posiadania uzbrojenia przez państwo (a zatem rozbrojenie Hezbollahu) i obsadzenie granicy z Izraelem przez wojsko. Ponadto Salam chce by skład rządu oparty był raczej na profesjonalistach, a nie na dawaniu poszczególnym partiom ministerstw jako swoistych „udzielnych księstw” jak było do tej pory. Rząd Salama ma też ukrócić korupcję i wyciągnąć kraj z finansowego kryzysu.

      Problem w tym, że desygnacja Salama nie gwarantuje wcale powodzenia jego misji, a do czasu sformowania nowego rządu Mikati i jego gabinet dalej sprawują swoje funkcje. I na niepowodzenie tej misji liczy Hezbollah oraz Amal. Problemem Salama jest w szczególności to, że Amal domaga się teki ministra finansów co nie tylko zablokowałoby reformy finansów niezbędne do wyciągnięcia kraju z kryzysu ale również powodowałoby, że każda decyzja rządu związana z wydatkami budżetowymi musiałaby mieć jego zgodę.

      To zaś otwierałoby drogę do wymuszania na rządzie ustępstw w innych kwestiach, a więc de facto zablokowałoby wszelkie zmiany. Z kolei Hezbollah chce zablokować kroki rządu zmierzające do jego rozbrojenia i mieć decydujący wpływ na politykę w stosunku do Izraela.

      Nowy rząd bez terrorystów

      Teoretycznie Nawaf Salam może stworzyć nowy rząd bez udziału i akceptacji Hezbollahu i Amalu ale grozi to konfrontacją. Ponadto musi zadbać o to by w rządzie reprezentowani byli również szyici, a to wobec zmonopolizowania szyickiej sceny politycznej przez te partie (i fizycznej eliminacji konkurentów) może być bardzo trudne.

      Z drugiej strony, na stworzenie rządu niezależnego od wpływów Hezbollahu liczy Arabia Saudyjska i inne bogate monarchie arabskie, a także kluczowi gracze zachodni tj. Francja i USA. Macron był przy tym pierwszym zagranicznym przywódcą, który odwiedził Liban po wyborze Aouna i nominacji Salama, zapowiadając organizację konferencji w sprawie odbudowy Libanu (oczywiście pod warunkiem sukcesu misji Salama). Nowa administracja amerykańska póki co nie angażuje się tak mocno w kwestię Libanu ale nie można zapominać, że doradcą Trumpa jest teść jego córki Tiffany, libański biznesmen Massad Boulos.

      Silne zaangażowanie widać natomiast ze strony sunnickich monarchii arabskich, zwłaszcza Arabii Saudyjskiej. 23 stycznia do Bejrutu przybył saudyjski minister spraw zagranicznych książę Fajsal bin Farhan, co było pierwszą wizytą wysokiego przedstawiciela tego królestwa od ponad dekady. Był to sygnał, że Liban może liczyć na wsparcie saudyjskie, w tym finansowe, pod warunkiem sukcesu planu reform nowego rządu. Również prezydent Aoun zapowiedział, że swoją pierwszą wizytę zagraniczną odbędzie do Rijadu.

      Nowy prezydent ma jednak jeszcze jeden istotny problem, gdyż zawieszenie broni z Izraelem wisi na włosku. Zgodnie z jego warunkami w ciągu 60 dni miało dojść do pełnego wycofania się sił izraelskich z południowego Libanu, a Hezbollah miał cofnąć się za rzekę Litani. Tyle, że ten drugi warunek był dość nierealny, gdyż zasoby osobowe Hezbollahu na tych terenach opierają się na miejscowych, wśród których granica między „sympatykami” a „członkami” Hezbollahu bywa nieostra. Jedynie rozbrojenie Hezbollahu położyłoby kres militarnej aktywności tej organizacji przy granicy z Izraelem, dlatego też od czasu ogłoszenia  zawieszenia broni doszło już do szeregu jego naruszeń przez obie strony.

      Izrael twierdzi teraz, że nie może się wycofać do 26 stycznia i stara się uzyskać na to zgodę Trumpa, który póki co naciska jednak by termin ten został dotrzymany. Izrael uważa natomiast, że powinien stworzyć strefę buforową na granicy. Ale to z kolei może stać się pretekstem dla Hezbollahu by zerwać rozejm i choć nadal jest on osłabiony militarnie, to prawdziwym celem takiego kroku może być próba storpedowania procesu tworzenia się rządu Salama. Z kolei Aoun i Salam uważają, że Izrael powinien się wycofać.

      Choć ostatnie wydarzenia doprowadziły do korzystnych przemian w Libanie to ostateczny sukces jest zatem jeszcze daleko. Zależeć on będzie zarówno od determinacji samych Libańczyków i odpowiedzialności klasy politycznej jak i od działań innych państw, w szczególności arabskich, a także Francji i USA. Negatywnie na rozwój wydarzeń może wpłynąć polityka Izraela, choć teoretycznie sukces reform w Libanie powinien być tez w interesie tego państwa.

      Zresztą normalizacja stosunków Izraela z Arabią Saudyjską, do której dąży Trump otworzyłaby drogę również do normalizacji libańsko-izraelskiej. Z drugiej strony to inwazje Izraela na Liban doprowadziły do powstania, a następnie wzmocnienia się Hezbollahu. Jeśli Salam stworzy swój gabinet to nie będzie on długo rządził, gdyż już w maju 2026 r. powinny się odbyć nowe wybory parlamentarne. Zwolennicy reform chcą przy tym by zmieniona została ordynacja wyborcza. Nie można też zapominać, że zmiany w Syrii co prawda otworzyły drogę do pozytywnych przemian w Libanie ale stanowią również wyzwanie dla bezpieczeństwa kraju cedrów.

      Reklama

      WIDEO: Czekając na Trumpa - Wielkie odliczanie

      Reklama

      Komentarze

        Reklama