- Analiza
- Wiadomości
Zamach w Trypolisie: Atak islamistów na islamistów?
Wczoraj w libijskim Trypolisie doszło do ataku na luksusowy Hotel Corinthia. Do ataku przyznało się Państwo Islamskie. I choć podobno jeden z napastników został schwytany, a dwóch zidentyfikowano na nagraniu kamery przemysłowej to incydent rodzi więcej pytań, niż odpowiedzi. W szczególności o to, kto i w jakim celu dokonał tego ataku.

W zamachu, który rozpoczął się od zdetonowania przed hotelem samochodu-pułapki, zginęło co najmniej 9 osób, w tym 5 cudzoziemców. Dwóch napastników, którzy wtargnęli do środka i strzelali do wszystkich napotkanych osób, wysadziło się następnie w powietrze, po tym jak zostali otoczeni. Jednakże niektóre doniesienia mówią o pięciu terrorystach, w tym co najmniej jednym zatrzymanym.
Hotel jest popularny wśród zagranicznych dziennikarzy i dyplomatów przyjeżdżających do Trypolisu, a w czasie ataku przebywało w nim 8 Amerykanów. Był tam obecny jednak również samozwańczy premier Libii Omar al Hassi. W hotelu mieści się też ambasada Kataru.
By zrozumieć co się obecnie dzieje w Libii trzeba się cofnąć do lata ub. r. W czerwcu 2014 r. odbyły się w Libii wybory parlamentarne. Wcześniejszy parlament zdominowany był przez islamistów powiązanych z Bractwem Muzułmańskim. Poza tym coraz silniejsi byli w Libii salafici, zrzeszeni w kilku organizacjach, lecz przede wszystkim Ansar al Sharia, dążący do wprowadzenia prawa szariatu i uznający wybory, podobnie jak cały proces demokratyczny, za niezgodny z Koranem.
Salafici szczególnie silni byli w Benghazi, które już wcześniej zaczęło kwestionować władzę rządu w Trypolisie i nielegalnie handlować ropą z kontrolowanych przez siebie złóż. Rząd odpowiadał na to ostrzeliwaniem tankowców handlujących z Benghazi. Ansar al Sharia wsławiła się natomiast atakiem na konsulat USA w Benghazi, w którym zginął ambasador USA w Libii. Jego następczyni rezyduje na Malcie, bo libijski rząd nie kontroluje stolicy kraju.
Wybory wygrali bowiem kandydaci nacjonalistyczni i liberalni, niemniej przy zaledwie 18 % frekwencji. Kandydaci islamistyczni zdobyli zaledwie 30 miejsc w 200-osobowym parlamencie. To spowodowało, iż na niejasnych podstawach prawnych, zdominowany przez islamistów Sąd Najwyższy unieważnił wybory, a w sierpniu w Trypolisie część (mniejszość) deputowanych poprzedniej kadencji ogłosiła się nowym parlamentem i wybrała islamistyczny rząd pod przywództwem Omara al Hassiego. Obóz, który tego dokonał nazwał się Libijskim Świtem i wkrótce przy pomocy wiernych sobie, islamistycznych milicji wyparł z Trypolisu milicję Zintan, wierną legalnemu rządowi powołanemu przez parlament wybrany w czerwcu.
Legalny, uznawany przez większość krajów na świecie, rząd Aguily Saleha Issy, a także parlament przeniósł się tymczasem do Tobruku. Po jego stronie opowiedziała się tez większość oddziałów nowej armii libijskiej oraz oddziały wierne gen. Khalifie Haftarowi, który już w maju 2014 r. rozpoczął na własną rękę tzw. Operacje Godność, czyli wojnę z islamistycznymi milicjami w Benghazi. Jednakże portowe miasto zostało opanowane przez islamistów. Ci jednak również nie uznali islamistycznego rządu w Trypolisie, gdyż związani byli z salaficką Ansar al Sharia, od której islamiści z Trypolisu odcinają się chcąc uzyskać uznanie międzynarodowe.
Układanka jest jednak wciąż niepełna, gdyż w znajdującej się w połowie drogi między Bengazi a Tobrukiem Dernie proklamowane zostało Państwo Islamskie (emirat podległy „kalifowi Ibrahimowi” czyli Baghdadiemu), którego emirem został Jemeńczyk Mohamed Abdullah alias Abu al-Baraa el-Azdi, wysłany z Syrii do Libii przez Baghdadiego. IS w Dernie podporządkowało sobie większość milicji jednak część Ansar al Sharia nadal uznawało zwierzchnictwo rezydującego w Benghazi ich lidera Mohameda al Zahawi. Ten jednak dwa dni temu zginął, ponoć w nalocie wojsk rządowych (tych z Tobruku).
Zarówno „Świt” jak i ”Godność” od samego początku walk jakie zaczęły toczyć ze sobą (i z pozostałymi konkurentami z Benghazi i Derny) korzystały z militarnej pomocy innych państw. Te jednak dbały o anonimowość co powodowało, iż od czasu do czasu „niezidentyfikowane” samoloty bombardowały te lub inne pozycje w Libii.
Oczywiście tajemnicą poliszynela jest to, że Trypolis wspierany jest przez Katar, znany z popierania salafitów i Bractwa Muzułmańskiego, natomiast Tobruk i gen. Haftar mają wsparcie Egiptu oraz Zjednoczonych Emiratów Arabskich. To właśnie samoloty ZEA (przynajmniej wg Amerykanów) miały dokonywać nalotów na pozycje islamistów. W jednym z takich nalotów na początku stycznia ucierpiał grecki tankowiec, którego załoga miała pozyskać ropę od Państwa Islamskiego w Dernie.
To jednak nie wyczerpuje mapy stron libijskiego konfliktu. Chaos na północy przekłada się bowiem również na całkowite bezprawie na pustynnym południu Libii, które stało się schronieniem dla dżihadystycznych grup, powiązanych z Al Kaidą (AQMI) i Państwem Islamskim, które 2 lata temu usiłowały opanować Mali. W grudniu rządy Czadu, Nigru (gdzie Francja ma kopalnie uranu) i Mauretanii wzywały Francję do wspólnej interwencji w Libii, co nie spodobało się rządowi w Tobruku, nominalnie sprawującemu kontrolę nad południem. Władze z Tobruku, oświadczyły, iż wolą pomoc „arabskich braci”. Tzn. Egiptu i ZEA.
Zjednoczone Emiraty Arabskie wypowiedziały wojnę totalną siłom powiązanym z Bractwem Muzułmańskim uznając za terrorystów wiele organizacji muzułmańskich legalnie działających w Europie, zatem nie może dziwić również i to, że włączyły się w wojnę typu proxy z samozwańczym rządem Libii. Egipt jest tu naturalnym sojusznikiem, zważywszy na to, że wielu egipskich islamistów związanych ze zdelegalizowanym po obaleniu Mursiego, egipskim Bractwem Muzułmańskim, udało się do sąsiedniej Libii by udzielić wsparcia tamtejszym islamistom. Zwycięstwo islamistów w Libii (bez względu na to czy tych z Trypolisu, Benghazi czy Derny) byłoby zatem niekorzystne dla Egiptu zwłaszcza, że również na Synaju zainstalowało się już Państwo Islamskie w postaci struktury terrorystycznej o nazwie Ansar Bayt al Maqdis.
W ostatnich dniach, obok śmierci przywódcy Ansar al Sharia, miało miejsce jeszcze jedno wydarzenie, które mogło mieć związek z zamachem na Hotel Corinthia. Chodzi o toczące się w Genewie negocjacje pokojowe między Trypolisem a Tobrukiem. Od paru tygodni obowiązuje rozejm między siłami popierającymi obie strony, a negocjatorzy wyrazili optymizm po poniedziałkowych (26.01) rozmowach. Rozejm jednak nie dotyczy Ansar Al Sharii z Benghazi oraz IS z Derny.
W takich okolicznościach doszło do zamachu na hotel w Trypolisie. Do zamachu przyznało się Państwo Islamskie ale samozwańczy rząd w Trypolisie zignorował to i obarczył odpowiedzialnością siły powiązane z poprzednim reżimem Kadafiego, sugerując że celem był Omar al Hassi (samozwańczy premier rządu w Trypolisie), który w tym czasie przebywał w Hotelu Corinthia.
A warto dodać, że Khalifa Haftar zaczynał swą karierę u boku płk Kadafiego i choć potem wypadł z łask, to Operację Godność popiera wielu zwolenników obalonego dyktatora. Oskarżenie zatem pośrednio wymierzone jest w legalne władze w Tobruku. IS na twitterze ogłosiło, iż atak jest zemstą za śmierć libijskiego terrorysty Abu Anas al Libi. Problem w tym, że Omar al Hassi był zwolennikiem Abu Anasa al Libiego. Zarówno Omar al Hassi jak i przebywający w hotelu w tym czasie Amerykanie nie ucierpieli w zamachu. Nie było w nim również żadnego Katarczyka pracującego w ambasadzie tego kraju, mieszczącej się właśnie tam.
Wszystkie wymienione okoliczności powodują że w tej chwili trudno ocenić czy za atakiem stoją zwolennicy Kadafiego i gen. Haftara, popierający rząd w Tobruku, czy też Państwo Islamskie. Atak tej ostatniej organizacji na islamistów rządzących w Trypolisie jest jednak tylko pozornie pozbawiony sensu. Może to bowiem oznaczać ofensywę IS w Libii, która ma wyeliminować islamistycznych konkurentów: Ansar al Sharię i samozwańcze władze w Trypolisie. Natomiast z całą pewnością celem jest storpedowanie genewskich negocjacji.
Prawnik, analityk ds. międzynarodowych, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego. Autor wielu artykułów dotyczących Afryki, Bliskiego Wschodu i Azji Centralnej m.in. publikacji „Międzynarodowa jurysdykcja karna – szansą dla Afryki?”. W 2010 roku prowadził wykłady na Universite Panafricaine de la Paix w Uvirze, prowincja Kivu Sud w Demokratycznej Republice Kongo.
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]