Reklama

Geopolityka

"Zamach na Trumpa zwiększa jego szanse na zwycięstwo, ale nie daje gwarancji wygranej" [WYWIAD]

trump biden
Autor. Gage Skidmore/Wikimedia Commons/CC2.0 / The White House/Wikimedia Commons/CC3.0

„Amerykańskie kampanie wyborcze potrafiły zaskakiwać nawet na ostatniej prostej przed wyborami, a przed nami jeszcze cztery miesiące intensywnej kampanii.(…) Zamach dodatkowo zwiększył szanse Donalda Trumpa na zwycięstwo, ale nie uważam, żeby kampania właśnie się skończyła” - powiedział amerykanista, Andrzej Kohut.

Sobotni zamach na Donalda Trumpa i kolejna seria wpadek prezydenta Joe Bidena to tematy, które w sposób szczególny elektryzują amerykańską opinię publiczną w ostatnich dniach. Czy wydarzenia sobotniego wiecu wyborczego w Butler w stanie Pennsylvania zagwarantują zwycięstwo kandydatowi Republikanów? Czy Joe Biden ostatecznie zrezygnuje z ubiegania się o reelekcję? Dlaczego jedyną poważną kandydatką do zastąpienia Bidena jest Kamala Harris? O tym wszystkim w rozmowie z Defence24.pl mówił amerykanista Andrzej Kohut, autor Podcastu po Amerykańsku.

Reklama

Michał Górski, Defence24: Po zamachu na życie Donalda Trumpa internet zalewa fala najróżniejszych komentarzy i opinii. Jedną z częściej powielanych narracji jest ta, mówiąca o tym, że sobotnie wydarzenie z Butler „zagwarantowało” zwycięstwo Republikanina w listopadowych wyborach prezydenckich. Czy jest Pan podobnego zdania?

Andrzej Kohut, Podcast po Amerykańsku: Moim zdaniem to jednak przedwczesna diagnoza. Amerykańskie kampanie wyborcze potrafiły zaskakiwać nawet na ostatniej prostej przed wyborami, a przed nami jeszcze cztery miesiące intensywnej kampanii. Wciąż nie mamy nawet pewności, kto będzie reprezentował Partię Demokratyczną. Przez ten czas, który pozostał do głosowania, zamach, do którego doszło w Pensylwanii będzie stopniowo schodził z nagłówków. To oczywiście nie oznacza, że to zdarzenie nie miało znaczenia. Na pewno dodatkowo zwiększyło szanse Donalda Trumpa na zwycięstwo. Ale nie uważam, żeby kampania właśnie się skończyła.

Czytaj też

Jak teraz może wyglądać kampania wyborcza w Stanach Zjednoczonych?

W najbliższych dniach i tygodniach na pewno będzie łagodniejsza. Zwłaszcza Demokraci będą musieli przyjąć nieco inną strategię. Dotąd przede wszystkim skupiali się na przestrzeganiu wyborców przed potencjalną drugą kadencją Trumpa. W obecnych okolicznościach prowadzenie bardzo negatywnej kampanii może zostać źle odebrane. Ale ten okres „złagodzenia” minie i myślę, że im bliżej będziemy wyborów, tym mniejsze ograniczenia politycy będą na siebie nakładać.

Zamach na Donalda Trumpa – co zrozumiałe - zepchnął na boczny tor dyskusję o dalszym kandydowaniu Joe Bidena. Czy kolejne wpadki obecnego prezydenta, w tym ta polegająca na pomyleniu W. Zelenskiego z W. Putinem i Kamali Harris z D. Trumpem, jest symbolicznym przypieczętowaniem końca jego kampanii?

Moim zdaniem samo w sobie nie jest to przypieczętowanie końca kampanii. Gdyby nie kontekst tej debaty sprzed dwóch tygodni - i szerzej - wieku Bidena, prawdopodobnie przeszlibyśmy nad tymi pomyłkami do porządku dziennego. Takie wpadki Bidenowi już się zdarzały, ale oczywiście w tej sytuacji nabierają one większego znaczenia.

O końcu kampanii musi przesądzić zdanie samego Bidena i jego najbliższego otoczenia. Większe znaczenie będzie miało dla nich to, że cała konferencja (podsumowująca Szczyt NATO – red.) mimo wszystko wypadła lepiej, niż sama debata. Biden poradził sobie względnie dobrze, choć ciężko mówić o dużym sukcesie – to będzie utrzymywało ich przy decyzji, by w wyścigu pozostać.

Reklama

Według CBS część Demokratów planuje wydać oświadczenie, w którym mają wezwać Bidena do rezygnacji z kandydowania. Czy jest szansa, że taka publikacja będzie miała miejsce w najbliższych godzinach i czy samo oświadczenie może mieć jakąś realną moc sprawczą?

Powstaje pytanie, czy to wszystko nie zdezaktualizuje się do momentu, gdy ta rozmowa ujrzy światło dzienne. Jakbym miał wyrazić pewne przypuszczenie, to istnienie tych oświadczeń - przygotowanych już wcześniej - było sygnalizowane i dotarło do telewizji jeszcze przed występem Bidena na omawianej konferencji. To, że oświadczenia były gotowe wskazywałoby też na to, że ci, którzy chcieli je opublikować, zakładali, że ta konferencja prasowa przypieczętuje kampanię Bidena i okaże się katastrofą porównywalną z debatą. Wtedy też takie oświadczenie będzie gwoździem do trumny, który mógłby ten temat zamknąć.

Bezpośrednio po konferencji pojawiły pojedyncze oświadczenia (ale bardzo nieliczne w przeciwieństwie do tego, co sugerowały doniesienia CBS), co może wskazywać na to, że część Demokratów postanowiła wstrzymać się z publikowaniem oświadczeń, czekając na kolejną wpadkę, która przypieczętuje koniec kampanii Bidena.

To wszystko pokazuje oczywiście, w jak złej sytuacji znalazł się Biden, skoro tak naprawdę każde jego większe potknięcie może być już tym ostatnim. W Partii Demokratycznej widać duże wahania, nie ma tam woli, by w większej masie wystąpić przeciw Bidenowi. Pytanie, czy zmieni się to tym razem. Gdyby tak było, to znowu wzmocniłyby się naciski, ale nie ma jednego elementu, który mógłby zawrócić Bidena z drogi pozostawania w wyścigu prezydenckim, chyba, że rozmawiamy o wpadce porównywalnej do debaty sprzed kilku tygodni.

Jeśli ostatecznie dojdzie do decyzji o rezygnacji z wyścigu wyborczego, to będzie ona sumą różnych elementów – presji: politycznej, darczyńców, komentatorów i oczywiście zmiany zdania wewnątrz najbliższego kręgu Bidena, czyli współpracowników i rodziny. Samo wygłoszenie oświadczeń przez Demokratów nie spowoduje gwałtownego zwrotu.

Reklama

Co musi się formalnie zadziać, aby doszło do takiej zamiany? Byłoby to historyczne wydarzenie czy mieliśmy do czynienia z czymś podobnym w historii?

Najbliższy przypadek, który można przytoczyć to 1968 roku i ustąpienie Lyndona Johnsona, choć należy zaznaczyć, że miało ono miejsce w trakcie prawyborów. Drogą, którą może obrać Biden w obecnej sytuacji, jest wycofanie z wyścigu. Gdyby to zrobił to otwarłaby się przestrzeń do nominowania kogoś innego i to wszystko mogłoby się odbyć w ramach konwencji partyjnej w sierpniu. Zakładam, że Demokraci chcieliby uniknąć chaosu na konwencji, więc zapewne dyskusja na temat tego, kto miałby zostać wybrany nowym kandydatem i zabezpieczenie głosów dla tego polityka, miałoby miejsce wcześniej.

Gdyby Partia Demokratyczna zdecydowała o tym, że wycofuje poparcie dla obecnego prezydenta i chce jego wycofania z wyścigu wyborczego to czy Joe Biden może postawić weto?

Wygrał prawybory demokratyczne, oczywiście nie miał liczących się rywali, ale ponieważ te wybory w poszczególnych stanach wygrał i zebrał niezbędną liczbę delegatów na konwencji partyjnej to ma prostą drogę do zdobycia tej nominacji. Dlatego też tak kluczowym elementem ewentualnej wymiany kandydata jest rezygnacja samego Bidena.

Czytaj też

Obecna sytuacja polityczna w Stanach Zjednoczonych i wyścig wyborczy dwóch bardzo wiekowych kandydatów rodzi pytanie, o to dlaczego zarówno Demokraci, jak i Republikanie nie dochowali się realnych alternatyw i innych kandydatów?

W przypadku każdej z partii wynika to z innych czynników. To nie jest tak, że nie ma tam młodszych, obiecujących polityków, którzy mogliby zastąpić dwóch starszych panów. W ciągu ostatnich 8-9 lat Republikanie stali się w dużym stopniu partią Donalda Trumpa. Jeśli jakimś miernikiem tego były prawybory, które odbyły się w pierwszej połowie tego roku to można oceniać, że tego nietrumpowskiego elementu z Partii Republikańskiej jest 10-20 proc. Są to wyniki Nicki Hailey, natomiast reszta to elektorat trumpowski. Pozostali kandydaci (poza Hailey i może Chrisem Christie) ścigali się z Trumpem na bycie jeszcze bardziej elokwentnym wyrazicielem emocji elektoratu MAGA.

W tej rywalizacji z Trumpem wygrać było niezwykle trudno, bo trudno jest wygrać rywalizację o bycie Trumpem z samym Trumpem. Podsumowując, następcy Trumpa pojawia się wtedy, gdy sam Trump ustąpi z politycznej sceny.

W przypadku Demokratów jest nieco inaczej, bo mamy cały szereg polityków, którzy mogliby wejść na miejsce Joe Bidena i nawet sam Biden podczas kampanii w 2020 roku sugerował, że zrobi im miejsce i będzie swego rodzaju pomostem między starszą i młodszą generacją Demokratów, ale w trakcie swojej kampanii zmienił zdanie, bo ostatecznie startować zdecydował się Trump plus wynik Demokratów w wyborach do Izby Reprezentantów w 2022 roku był całkiem przyzwoity (mimo zapowiedzi kompletnej porażki), a to utwierdziło Bidena w przekonaniu, że jest prezydentem skutecznym, który „dowozi” reformy, które obiecał.

Jeśli inni kandydaci mają ambicje prezydenckie to równie dobrze mogą zrobić z nich użytek w 2028 roku, kiedy nie będzie Bidena i Trumpa, a sytuacja z ich perspektywy będzie wtedy dużo prostsza.

Odpowiedzialność za tę sytuację w całości ponosi Biden, bo to jego decyzja o wzięciu udziału w tych wyborach, przesądziła o tym, że rywalizacja w obozie demokratycznym wyglądała, tak jak wygląda. Wystarczy to porównać do 2020, kiedy to Biden musiał walczyć również o nominacje i wtedy kandydatów w ramach Partii Demokratycznej było więcej – młodszych, starszych, zróżnicowanych rasowo, płciowo. To nie jest tak, że w Partii Demokratycznej tych polityków nie ma – oni po prostu nie zdecydowali się rzucić rękawicy Joe Bidenowi.

Czytaj też

Ostatnie sondaże wskazują wprost, że to Kamala Harris ma większe szanse w bezpośrednim starciu z Trumpem. Tylko ona jest w grze jeśli chodzi o Partię Demokratyczną?

Nie przywiązywałbym się do jednego sondażu, bo sondaże wyglądają bardzo różnie na przestrzeni ostatnich miesięcy. Powszechnym przekonaniem było to, że Kamala Harris ma gorsze notowania, niż Joe Biden. Był to jeden z argumentów Bidena, żeby pozostać w wyścigu prezydenckim.

Zostawiając to na boku, w tej dyskusji o potencjalnych następcach Bidena tych nazwisk jest więcej, ale Kamala Harris ma jedną istotną przewagę. Gdyby to ona zastąpiła Joe Bidena to mogłaby przejąć zasoby finansowe, które zostały zgromadzone przez kampanię Biden-Harris. Gdyby pojawił się inny kandydat to byłby zmuszony budować swoją kampanię od zera i od zera gromadzić środki. Te zebrane przez Bidena mogłyby być użyte poprzez komitet Partii Demokratycznej do popularyzowania kandydata, ale nie mogłyby zostać wprost przekazane jego kampanii. Z punktu widzenia finansów - a to ogromny argument w polityce - daje to mocny atut Kamali Harris.

Reklama

Komentarze

    Reklama