Reklama

Geopolityka

Wydatki obronne znów w agendzie NATO. Mattis łagodnie o Niemczech [KOMENTARZ]

Sekretarz obrony USA gen. James Mattis w kwaterze głównej NATO. Fot. Rafał Lesiecki/Defence24.pl
Sekretarz obrony USA gen. James Mattis w kwaterze głównej NATO. Fot. Rafał Lesiecki/Defence24.pl

Wydatki obronne znów były tematem debaty ministrów obrony NATO, którzy w środę i czwartek zebrali się w Brukseli. Stany Zjednoczone – główny zwolennik zwiększenia budżetów – w porównaniu z ubiegłym rokiem spuściły z tonu. Sekretarz obrony USA gen. James Mattis delikatnie wypowiedział się o Niemczech, które migają się od wypełnienia zobowiązania, że do 2024 r. będą wydawały na obronność 2 proc. PKB.

W projekcie nowej umowy koalicyjnej między chadeckimi CDU/CSU a socjaldemokratyczną SPD nie ma mowy o zwiększeniu wydatków obronnych do poziomu 2 proc. PKB w 2024 r. Niemcy, podobnie jak inne państwa NATO, zobowiązały się do tego na szczycie w Newport w Walii w 2014 r. Projekt niemieckiej umowy koalicyjnej, owszem, mówi "korytarzu do celu", którym – jak można się domyślać – jest 2 proc. PKB na obronność, ale ani go nie wymienia z nazwy, ani nie przesądza, że zostanie on osiągnięty (a już tym bardziej, kiedy może być osiągnięty). Wydatki obronne zostały za to powiązane z wydatkami na pomoc rozwojową – jeśli jedne będą rosły, wzrosną także i drugie.

Szef Pentagonu, który dokładnie rok temu przestrzegał europejskich sojuszników, że jeśli nie zwiększą wydatków obronnych, USA ograniczą swoje zaangażowanie, w czwartek wypowiedział się znacznie łagodniej.

Każde państwo ma swoje własne procesy demokratyczne. Jeśli mówimy o unii demokracji, nie oznacza to, że każdy ma dokładnie takie same procedury, władzę federalną i planowanie budżetowe. Jestem przeświadczony, że Niemcy będą podnosiły wydatki obronne tak, żeby pasowały one do ich silnej gospodarki oraz bardzo mocnego wsparcia dla wartości moralnych i praw człowieka, które nie obronią się same.

sekretarz obrony USA gen. James Mattis

Większość wydatków obronnych w ramach NATO od zawsze ponosiły Stany Zjednoczone. Jednak po zakończeniu zimnej wojny budżety europejskich sojuszników i Kanady nieustannie malały w porównaniu do ich PKB. Pod presją amerykańską proces ten udało się zatrzymać ok. 2014 r. Od tego czasu wydatki obronne sojuszników, nie licząc USA, powoli rosną.

Jeszcze przed rokiem, tuż po objęciu władzy przez prezydenta USA Donalda Trumpa, który temat wydatków obronnych w ramach NATO wykorzystał w swojej kampanii wyborczej, Mattis mówił dosadnie: "Ameryka wywiąże się ze swoich zobowiązań, ale jeśli wasze kraje nie chcą, by zaangażowanie Ameryki na rzecz Sojuszu zostało ograniczone, każda z waszych stolic powinna okazać wsparcie dla naszej wspólnej obrony". Słowa te padły za zamkniętymi drzwiami na spotkaniu ministrów, ale służby prasowe amerykańskiego przedstawicielstwa przy kwaterze głównej NATO zadbały wtedy, by tekst wystąpienia został szeroko rozpropagowany wśród dziennikarzy. Mattis podkreślał wówczas, że amerykańscy podatnicy nie mogą dłużej ponosić nieproporcjonalnie większych ciężarów związanych z obroną zachodnich wartości.

Tym razem nie wiemy, jakie słowa padły za zamkniętymi drzwiami. Te, które zostały wypowiedziane publicznie wskazują na zmianę tonu. Dlaczego? Prawdopodobnie Amerykanie postanowili ostrożnie podejść do Niemiec ze względu na niezakończone rozmowy koalicyjne. Projekt umowy CDU/CSU-SPD jest wprawdzie gotowy, ale wciąż nie został zatwierdzony. A powstał do długich i pełnych zwrotów akcji rozmowach koalicyjnych, które – w różnych konfiguracjach partyjnych – toczyły się od końca września. Waszyngton doskonale zdaje sobie sprawę, że stabilność w Niemczech jest potrzebna do stabilizacji sytuacji w Europie.

Zarówno szef Pentagonu, jak i sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg podkreślali, że w tym roku osiem z 29 państw NATO wyda na obronność co najmniej 2 proc. swojego PKB (w tej grupie jest Polska). W 2024 r. ma to być 15 państw (rok później – według Mattisa – ma dołączyć do nich jeszcze Francja). W 2014 r. były to tylko trzy państwa.

Stoltenberg dyskusję o wydatkach obronnych określił jako produktywną i przyszłościową. – Zgodziliśmy się, że uczyniliśmy wielki postęp, ale jeszcze wiele jest do zrobienia – powiedział na konferencji prasowej w środę wieczorem.

Przekonywał, że NATO potrzebuje więcej pieniędzy, zdolności militarnych i zaangażowania w misje, co po angielsku składa się na slogan określany przez dyplomatów jako 3C: cash, capabilities and contributions. – Nie można wybierać między jednym a drugim, musimy dotrzymać obietnicy, jeśli chodzi o wszystkie trzy. One są ze sobą powiązane – podkreślił sekretarz generalny. Przyznał, że wydatki obronne na pewno będą jednym z głównych tematów szczytu NATO w lipcu w Brukseli.

Od tego roku państwa NATO raportują do kwatery głównej nie tylko, jakie środki przeznaczyły na obronność, ale też, jak zamierzają je podnosić w przeszłości. Zdecydowanie apelowali o to przed rokiem Amerykanie.

Z Brukseli Rafał Lesiecki, Defence24.pl

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (4)

  1. ziomal z Berlina

    Niemieckie 1,1 % - to więcej jak nasze Czeskie , Słowackie , Rumuńskie ,Węgierskie - razem wzięte po 2%. Kto więcej kupi uzbrojenia Niemcy czy MY i Inna ferajna ?????????????

  2. De Retour

    Pokrzyczeli i UE zrobiła Fundusz Obronny i PESCO. Teraz są mili, bo grozi to zamknięciem rynku europejskiego dla ich firm. Brawo Trump !

  3. Kowalskiadam154

    Nie będzie 2proc w RFN bo nie ma już komu zabrać a eko i rozbuchanemu socjaliwi przeca nie można

  4. Kiks

    Niemcy migają się, bo wiadomo przeciwko komu byłby to wzrost potencjału, a akurat z nimi to oni chcą mieć bardzo dobre stosunki, nawet choć fakty by mówiły co innego.

Reklama