Reklama
  • Analiza
  • W centrum uwagi

Wojna wokół Iranu już trwa – póki co w mediach społecznościowych

Kwestia ewentualnego wybuchu wojny przeciwko Iranowi jest jednym z najważniejszych tematów z zakresu spraw międzynarodowych ostatnich tygodni. Obie strony – Stany Zjednoczone oraz Iran –  prześcigają się w buńczucznych wypowiedziach i odstraszającej retoryce wojennej. Konflikt i wymiana ciosów już jednak trwa – póki co jedynie w mediach społecznościowych, gdzie zapewne opłacane przez rządy trolle, fałszywe konta oraz astroturfing są wykorzystywane do propagowania określonych stanowisk politycznych. Fizyczną areną trwającej od dawna wojny psychologicznej w Internecie jest Waszyngton – nie tylko amerykańska stolica władzy i polityki, ale również linia frontu pomiędzy irańskimi, izraelskimi, saudyjskimi i amerykańskimi lobbystami. Ta pomijana w analizach płaszczyzna sporu staje się coraz bardziej zażarta.

Minister spraw zagranicznych Iranu Mohammad Zarif. Fot. Tasnim News/ CC BY SA 4.0.
Minister spraw zagranicznych Iranu Mohammad Zarif. Fot. Tasnim News/ CC BY SA 4.0.

Truizmem jest stwierdzenie, że w ostatnich miesiącach obserwujemy wzrost napięcia międzynarodowego wokół Iranu. Coraz częściej mówi się o możliwości wybuchu otwartego konfliktu. Strona amerykańska, po wycofaniu się z porozumienia atomowego, zaostrza sankcje, co utrudnia rozwój irańskiej gospodarki, ale i niewątpliwie wpływa na warunki życia ludności. Z kolei Iran, choć nadal honoruje zapisy porozumienia atomowego, nie tylko rozwija program rakietowy, ale też de facto uczestniczy w wojnie, prowadząc za pośrednictwem Huti działania przeciwko Arabii Saudyjskiej, czasem również ataki na jej terytorium. Niejako „w tle” wzmacniania „twardych” zdolności bojowych obu stron w regionie, trwa wojna informacyjna. Przykładem jest sytuacja wokół „Iran Disinformation Project”, która niedawno wybuchła w Stanach Zjednoczonych.

„Iran Disinformation Project” (IranDisinfo) to nazwa większości Czytelnikom zapewne niewiele mówiąca. Według oficjalnej informacji celem tej inicjatywy jest wykrywanie i aktywne zwalczanie propagandy jednego z „ostatnich reżimów totalitarnych na świecie” – to jest Islamskiej Republiki Iranu. Jak zostało zadeklarowane, bezimienni autorzy „w czasie rzeczywistym kontrują narrację [Iranu] i mówią prawdę”. Przyznano, że projekt – powstały formalnie pod koniec 2018 roku – finansowany jest przez amerykański Departament Stanu. Początkowo komórka miała zajmować się zwalczaniem jedynie propagandy Rosji oraz Państwa Islamskiego, ale wraz z nasileniem się amerykańsko-irańskich napięć to Iran stał się głównym celem internetowej ofensywy. By zaktywizować działalność w lutym tego roku na czele komórki - Global Engagement Center (GEC) – stanęła Lea „Flower” Gabrielle, była dziennikarka Fox News, a wcześniej pilot U.S. Navy i oficer wywiadu z doświadczeniem z Iraku i Afganistanu.

Skandal wybuchł dopiero kilka dni temu, gdy okazało się, że grupa w mediach społecznościowych trollowała amerykańskich dziennikarzy oraz zajmujących się Iranem komentatorów, w tym naukowców. Skala ewentualnych przewin jest dyskusyjna. Przykładowo 25 kwietnia IranDisinfo wdał się w polemikę z Tarą Sepehri Far – działaczką Human Rights Watch z Waszyngtonu. Napisano wówczas, że Sepheri Far „wspiera tak zwanych umiarkowanych irańskiego reżimu zamiast dokumentować naruszenia praw człowieka” oraz że „bardzo stara się, by udowodnić stanowisko” ministra spraw zagranicznych Iranu Mohammada Dżawada Zarifa. Bezpośrednim powodem polemiki z Sepeheri Far była jej praca na temat wpływu amerykańskich sankcji na dostęp leków w Iranie. Inną osobą „ostrzelaną” przez IranDisinfo stał się dziennikarz „The Washington Post” Jason Rezaian (swego czasu więziony w Iranie). Jak napisano 26 marca, „Rezaian poświęca wiele uwagi kwestii zakazowi wjazdu do Stanów Zjednoczonych muzułmanów (travel ban), ale nie wspomina naruszeń praw człowieka ze strony reżimu”.

Po internetowej burzy przedstawiciel Departamentu Stanu stwierdził, że finansowanie projektu zostało wstrzymane do czasu „stworzenia mechanizmów, które zapewnią, że podejmowana działalność jest w zgodzie z celami” całej inicjatywy. Kontrowersyjne wpisy zostały usunięte. Łącznie konto na Twitterze nie może pochwalić się wielkimi sukcesami – od momentu utworzenia w grudniu 2018 roku zyskało raptem trzy tysiące obserwatorów. Dla porównania proirański NIAC ma 11,6 tysiąca obserwujących, a antyirański FDD aż 30 tysięcy. Połowa obserwujących pojawiła się dopiero po wybuchu medialnej burzy. Wielu komentatorów – to jest tych przeciwnych polityce Trumpa wobec Iranu (a także zapewne jemu samemu) – wzywa do przeprowadzenia przez Kongres dochodzenia, bowiem ich zdaniem naruszono nie tylko dobre obyczaje, ale także prawo, bowiem jak zauważa chociażby Jamal Abdi (obecny prezes przedstawionego poniżej NIAC) – „GEC miał za zadanie zwalczać operacje wpływu państw trzecich, a nie wpływać na opinie w kraju”.

Waszyngtoński NIAC pod ostrzałem jastrzębi

Być może to właśnie grupa zadaniowa Departamentu Stanu stworzyła na Twitterze hasztag #NIACLobbies4Mullahs, który bardzo szybko stał się popularny w internetowych środowiskach wyrażających otwartą wrogość wobec Republiki Islamskiej. NIAC, a więc National Iranian American Council, to również zlokalizowana w Waszyngtonie bardzo prężna organizacja „non-profit” o charakterze „apolitycznym, której celem jest wzmacnianie w debacie publicznej głosu Amerykanów irańskiego pochodzenia oraz promowanie lepszego zrozumienia pomiędzy narodami amerykańskim i irańskim”.

Twarzą waszyngtońskich działań, które środowiska zbliżone do Izraela i Trumpa nazywają forpocztą islamskiego reżimu, jest Trita Parsi – urodzony w Iranie oraz wychowany w Szwecji działacz, swego czasu doktorant Francisa Fukuyami na Johns Hopkins University, autor trzech bardzo sprawnie napisanych książek, w tym ostatniej na temat roli Omanu w zawarciu porozumienia nuklearnego. Parsi jest oskarżany o zakulisowy lobbing na rzecz Iranu, a szczególnie o bycie nieformalnym rzecznikiem prasowym ministra Zarifa. Pojawiły się również zarzuty ze strony amerykańskich komentatorów irańskiego pochodzenia, że NIAC złamał federalne prawo, bowiem miał zdefraudować dziesiątki tysięcy publicznych dolarów, które otrzymano w formie grantów. Według najnowszych informacji, przedstawiciele Partii Demokratycznej już rozpoczęli własne śledztwo w tej sprawie. Pierwsze przesłuchania mają odbyć się za tydzień.

NIAC, któremu do niedawna Parsi przewodził, prezentuje obecnie zdecydowanie antywojenne stanowisko, a także wypowiada się przeciwko sankcjom na Republikę Islamską. Krytycy zwracają uwagę, że NIAC nie występuje przeciwko działaniom Iranu na Bliskim Wschodzie, lecz krytykuje co najwyżej regionalne działania tak Izraela jak i Arabii Saudyjskie. Z drugiej jednak strony podnosi co jakiś czas kwestie łamania przez Iran praw człowieka. To właśnie ten ośrodek jest obecnie pod największym medialnym ostrzałem ze strony zwolenników prezydenta Trumpa oraz środowisk prowojennych. NIAC jest oskarżany o „zdradę narodu irańskiego”. Popularność hasztagu #NIACLobbies4Mullahs oraz fala wymierzonych w NIAC komentarzy świadczą o tym, że najprawdopodobniej nie jest to przypadkowe działanie. Parsi oskarża swych krytyków o astroturfing, a więc o działania, które jedynie udają oddolną inicjatywę, a w rzeczywistości są sterowane przez instytucje. Jakie? W tym przypadku administrację Trumpa, a także rządy Izraela i Arabii Saudyjskiej. Jednocześnie Parsi, który dobrze zna Zarifa i wypowiadał się w mediach jak i w Kongresie z poparciem umowy nuklearnej, odrzuca zarzuty o bycie lobbingową komórką Republiki Islamskiej w Waszyngtonie.

Jednocześnie użytkownicy Twittera z szeroko pojętych środowisk irańskich w ostatnich dniach i tygodniach przerzucają się oskarżeniami oraz prowadzą śledztwa. Przykładowo Babak Taghwaji (Taghvaee) – mieszkający w Europie, jeden z najbardziej znanych krytyków Republiki Islamskiej, znawca lotnictwa wojskowego oraz sympatyk Izraela – oskarżył dziennikarkę Negar Mortazavi o szpiegowanie na rzecz Iranu podczas jej swojej pracy w Voice of America. Na liście „sojuszników mułłów” propagatorzy hasztagu #NIACLobbies4Mullahs umieścili wiele znanych ekspertów od Iranu, którzy wypowiadają się przeciwko wojnie, w tym Vali Nasra, Hamida Dabashiego, Dinę Esfandiary czy Barbarę Slavin. Alireza Nader – były analityk do spraw Iranu w kalifornijskim RAND Corporation – otwarcie określił Parsiego mianem obcego agenta.

Wojna na słowa z Mosadem w tle

NIAC oraz amerykańskie środowiska nie do końca wrogie Republice Islamskiej mają wielu anonimowych wrogów. Wiele śladów prowadzi jednak zaledwie kilka przecznic od waszyngtońskiej siedziby NIAC. Po przeciwnej stronie internetowego frontu stoi bowiem przede wszystkim FDD, a więc Foundation for Defense Democracies. Ośrodek ten prowadzi w mediach społecznościowych inicjatywę o nazwie „FDD’s Iran Program”, której celem jest przedstawianie „analiz na temat irańskiej globalnej sieci terroru, programu nuklearnego oraz rakietowego, polityki, gospodarki, praw człowieka, sankcji oraz wspieranego przez Iran terroru”. Wszystkie artykuły są starannie dobrane i mają przedstawić Iran w jak najgorszym świetle. Prócz artykułów z własnej strony publikuje się tam również te z portalu „Long War Journal” (należącego do FDD), a także chociażby z mediów izraelskich.

FDD zatrudnia szereg ekspertów, w tym kilku naprawdę uznanych. Znają oni język perski i regularnie publikują artykuły między innymi na temat zaangażowania Irańczyków w Syrii. Twarzą antyirańskiej kampanii jest znany w waszyngtońskich kręgach medialnych i politycznych Mark Dubowitz, który według oficjalnego profilu jest ekspertem zarówno od Iranu jak i Chin (sic!). To stały gość amerykańskich mediów wspierających prezydenta Trumpa. Dubowitz sprzeciwia się porozumieniu jądrowemu, wspiera sankcje na Iran, politykę Białego Domu wobec tego państwa oraz działania Izraela. „Nikt poza administracją Trumpa nie jest bardziej nieprzejednanym krytykiem porozumienia nuklearnego niż Mark Dubowitz” – stwierdził dokładnie rok temu na łamach „The New York Times” Gardiner Harris – „w ciągu 18 miesięcy on i jego współpracownicy 17 razy zeznawali przez Kongresem, sprzeciwiając się porozumieniu” Dla porównania eksperci Heritage Foundation – dużo starszego ośrodka, który jest wielokrotnie większy niż FDD – zeznawali tylko raz. „Co więcej, Dubowitz to jedyny pozarządowy konsultant, z pomocy którego na okrągło korzystali europejscy i amerykańscy negocjatorzy”.

Środowiska zbliżone do NIAC – będącego śmiertelnym wrogiem FDD – oskarżają grupę Dubowitza o bliską współpracę z IranDisinfo. Sam FDD oskarżany jest o bycie forpocztą izraelskich służb specjalnych w Waszyngtonie, a także istotną komórką propagowania w Stanach Zjednoczonych izraelskich interesów. Jak zauważył Eli Clifton – między innymi komentator na popularnym wśród osób zajmujących się Iranem i Bliskim Wschodem blogu LobeLog, – „materiały Iran Disinformation Project FDD są identyczne co materiały finansowanego przez Departament Stanu IranDisInfo”. Ten sam autor 31 maja napisał, że największym darczyńcą FDD jest Bernie Marcus – amerykański miliarder żydowskiego pochodzenia, który miał określić Iran mianem „zła wcielonego”.

Szykowanie nowej władzy w Teheranie?

Niedawno około 3 tysięcy kont, które miały być ponoć fałszywymi profilami kierowanymi z Teheranu, zostało skasowanych przez władze Twittera. Środowiska przeciwne Republice Islamskiej tym działaniom przyklasnęły, podczas gdy zwolennicy bardziej stonowanej polityki zwracają uwagę, że podobne konta kierowane przez lobbystów z Izraela i Arabii Saudyjskiej pozostały nienaruszone.

Jednocześnie w mediach społecznościowych częściej niż w przeszłości pojawia się nazwisko Rezy Pahlawiego – byłego irańskiego księcia, najstarszego syna ostatniego szacha Iranu Mohammada Rezy Pahlawiego, który w razie restauracji monarchii byłby prawowitym następcą tronu (popularność monarchii w Iranie jest nieznana, choć nie brak sygnałów, że część Irańczyków bierze takie rozwiązanie pod uwagę – również i ta kwestia jest elementem ostrej gry propagandowej w mediach społecznościowych). Od lat mieszka on w Stanach Zjednoczonych, ale nigdy nie był brany pod uwagę jako realny kandydat do przejęcia władzy w Teheranie w razie upadku Republiki Islamskiej. W ostatnim czasie bardzo popularny stał się jednak hasztag # WeStandWithPahlavi. Chociaż przejęcie przez niego władzy jest na chwilę obecną scenariuszem rodem z książki political fiction to jego usilne promowanie w mediach społecznościowych jest bardzo znamienne.

Iran nie pozostaje bierny

Wspomniana sytuacja to oczywiście część „informacyjnej” układanki wobec Iranu.  Oczywiście również w tej sferze Teheran nie pozostaje bierny, czego najlepszym przykładem jest sytuacja wokół Jemenu. Nie dalej jak kilka dni temu irański minister spraw zagranicznych Mohammad Zarif zaapelował do państw zachodnich o wstrzymanie dostaw broni do państw koalicji arabskiej, apelując o zakończenie „katastrofy humanitarnej”. Tamtejsza agencja Tasnim – będąca medialną forpocztą Korpusu Strażników Rewolucji – regularnie pisze o saudyjskich i emirackich nalotach czy o tysiącach ofiar cywilnych konfliktu. Nie wspomina jednak o tym, że z terytorium Jemenu odpalane są irańskie rakiety balistyczne, eksportowane przez Teheran do strefy działań wojennych. Rozwój dronów uderzeniowych przypisuje się wyłącznie Hutim, choć przechwycone na przykład przez Saudów egzemplarze wyglądają niemal identycznie jak te, które są produkowane w Iranie...

Jak w wypadku każdego konfliktu w obecnych czasach, wojna informacyjna stanowi jego ważny i zarazem niezwykle niebezpieczny element. Jest też charakterystyczne, że stosują ją wszystkie strony. Niezależnie od oceny ich intencji i ich działań, operacje informacyjne trzeba uznać za niebezpieczne, bo tworzą pewien, niekoniecznie prawdziwy, obraz sytuacji na bazie którego mogą zostać podejmowane bardzo realne decyzje. Także te, które mogą prowadzić do wybuchu „wojny, której nikt nie chce...”.

Zobacz również

WIDEO: Latający Czarnobyl | Co z K2PL? | Fallout | Defence24Week #135
Reklama
Reklama