Reklama
  • Wiadomości
  • Komentarz

Turcy z szansą na F-35. Co zrobić z S-400?

Rozwiązanie problemu S-400 mogłoby utorować drogę Turcji z powrotem do programu F-35 i jest to krok, którego z zapałem oczekujemy - powiedziała pełniąca obowiązku sekretarza stanu USA Victoria Nuland. To pierwszy sygnał świadczący o możliwości powrotu do naturalnego porządku rzeczy w Sojuszu Północnoatlantyckim.

Turecki F-35A
Turecki F-35A
Autor. Lockheed Martin
Reklama

Turcja od dłuższego czasu poszukiwała systemu obrony powietrznej średniego zasięgu i epopeja ta trwała wiele lat. Jako członkowi NATO proponowano jej systemy obrony powietrznej stworzone w Stanach Zjednoczonych i w Europie, w tym Patriot, SAMP/T i MEADS. Turcy, którzy sami pracowali już nad własnymi rozwiązaniami obrony powietrznej z segmentu bardzo krótkiego i krótkiego zasięgu, jednocześnie chcieli uzyskać technologie i z czasem niezależność, także jeżeli chodzi o systemy zasięgu średniego. Tutaj oferenci zachodni nie byli jednak w stanie zaoferować Turkom zadowalającego rozwiązania. W roku Turcy 2013 wybrali nawet chiński system HQ-9 (wywodzący się z rosyjskiego S-300). Przetarg ten został unieważniony, jednak od 2016 roku rozpoczęto poważne rokowania z Rosją na temat możliwości zakupu systemów S-400 Triumf. Jesienią 2017 roku doszło do podpisania umowy, a w lipcu 2019 pierwsze elementy systemu trafiły do Turcji. Ich zakup kosztował Ankarę 2,5 mld USD.

Reklama

Kraje NATO do końca miały nadzieję, że zakup nie zostanie ostatecznie zrealizowany. Prezydent Erdogan był informowany o tym, ze niedopuszczalne jest posiadanie przez sojuszników systemów nie wpiętych w sojusznicze systemy obronne i z nimi niekompatybilnych. Jeszcze bardziej niedopuszczalne było jednak to, żeby jakieś państwo miało jednocześnie najnowszy myśliwiec NATO, czyli F-35, oraz najnowszy rosyjski system obrony powietrznej. Takie państwo mogłoby przeprowadzić próby wykrywania przez rosyjskie radary F-35 w różnych sytuacjach (na różnych odległościach, pułapach samolotu, kątach natarcia). Potem już tylko krok dzielił by Rosję od pozyskania tych informacji, które mogłyby zostać wykradzione przez hakerów albo… kupione od Erdogana. Nie wspominając już o możliwościach szantażu, jakie Turcja uzyskałaby, dane takie posiadając.

Zobacz też

W związku z tym Ankara była ostrzegana, że w przypadku zakupu S-400 zostanie wydalona z programu F-35. Mimo że była jednym z najważniejszych uczestników jego programu - Joint Strike Fighter. Kiedy mimo to zakup został dokonany, Turcy zostali z programu wyrzuceni i obłożeni amerykańskimi sankcjami za dokonywanie zakupów w Rosji (zgodnie z amerykańską ustawą CAATSA - Countering America’s Adversaries Through Sanctions Act).  Kolejne działania międzynarodowe (udział w wojnie w Syrii, Iraku, Libii i Azerbejdżanie) sprawiły, że pojawiły się problemy z amerykańskimi i europejskimi dostawami, w tym ze wsparciem podstawowego tureckiego samolotu bojowego, czyli F-16.

Reklama

Po agresji na Ukrainę Turcja zamknęła przejście na Morze Czarne i wspomagała Ukrainę, jednocześnie będąc furtką do omijania przez Rosję sankcji, i począwszy od marca 2023 roku blokowała akcesję do NATO Szwecji. Jej rola była więc dwuznaczna i wiadomo było, że Turcja gra na siebie, nie zwracając uwagi na interesy sojuszników takich jak Polska czy np. Państwa Bałtyckie.

Zobacz też

Obecnie jesteśmy jednak świadkami swego rodzaju odwilży i najwyraźniej został osiągnięty kompromis. Po niemal roku Turcy wyrazili zgodę na akcesję Szwecji, a równolegle dostali zgodę na zakup 40 i modernizację 79 F-16 do standardu Block 70 wraz z wielkim pakietem uzbrojenia do nich i innymi usługami za sumę nawet do 23 mld USD.

Reklama

 Tak wielki interes siłą rzeczy musi doprowadzić do wzajemnego zbliżenia i sonda, jaką teraz wypuścili Amerykanie ws. powrotu Turcji do programu F-35, jest tego dowodem. Widać, że istnieje droga do dalszego ocieplenia i powrotu do współpracy. Turcja mogłaby wrócić do pożądanego przez siebie programu samolotu 5. generacji (jej własny wbrew propagandowym twierdzeniom nadal jest w powijakach), a jej przemysł po wejściu w światowe łańcuchy dostaw może uzyskać duże zamówienia. Z kolei program JSF pozbędzie się przynajmniej części „wąskich gardeł” i zwiększy liczbę produkowanych rocznie samolotów, co pozwoli sprawniej wypełniać zobowiązania wobec klientów. Sam kontrakt dla samoloty dla Turcji obliczany na 120 samolotów plus być może 20-30 maszyn pokładowych, jest wiec niebagatelny i wiązałby się z kolejnymi ogromnymi zarobkami dla amerykańskiego przemysłu.

Zobacz też

Problem pozostał właściwie tylko jeden. Trzeba mianowicie pozbyć się kontrowersyjnych systemów S-400 Triumf. Nie jest wykluczone, że Turcja mogłaby sprzedać je np. Stanom Zjednoczonym w zamian za zniżkę na F-35 (albo na baterie systemu Patriot) w wysokości około 2,5 mld USD. Te zaś mogłyby z nimi zrobić co chcą, np. przebadać i… oddać Ukrainie wraz z zapasami cennych rakiet.

Reklama

Oczywiście byłoby to pogwałcenie umów zawartych z Rosją i przed lutym 2022 roku wydawałoby się to nie do pomyślenia. Obecnie jednak Moskwa stała się partnerem znacznie słabszym na arenie międzynarodowej. Z punktu widzenia dyplomacji jest wręcz pariasem, a jej prestiż sięgnął dna. Wykręcenie się z umowy na S-400 obarczone jest więc znacznie mniejszym ryzykiem niż 2-3 lata temu i Turcy nie dość, że nie zostaliby okrzyknięci wiarołomnym partnerem, to jeszcze mogą rozegrać sprawę tak, że wyjdą na światowego bohatera, a ich prestiż wzrośnie.

Reklama
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama