- Wiadomości
Turcja oskarża Kurdów o zamach w Ankarze. "Zaprzeczamy, byśmy mieli związek"
Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan oświadczył, że mimo zaprzeczeń płynących ze strony syryjskich Kurdów z Partii Unii Demokratycznej (PYD), to oni stoją za środowym zamachem w Ankarze, w którym zginęło 28 osób, głównie tureckich żołnierzy. Współprzewodniczący PYD Saleh Muslim zdecydowanie zaprzeczył jednak, jakoby za zamachem w Ankarze stało YPG.

"Mimo że ci, którzy stoją na czele PYD i PKK (Partii Pracujących Kurdystanu), mówią, że atak nie ma z nimi związku, informacje i dokumenty uzyskane przez naszego ministra spraw wewnętrznych i wszystkie nasze agencje wywiadowcze wskazują, że został on przeprowadzony przez nich" - oświadczył Erdogan w tureckiej telewizji.
Prezydent poinformował, że do tej pory w związku z zamachem zatrzymano 14 osób; władze próbują również zidentyfikować kolejnych podejrzanych - podała agencja Associated Press.
Wcześniej w czwartek premier Turcji Ahmet Davutoglu poinformował, że zamach w Ankarze przeprowadziły Ludowe Jednostki Obrony (YPG), podlegające PYD, głównemu ugrupowaniu politycznemu syryjskich Kurdów, we współpracy z bojownikami PKK. Davutoglu mówił o zatrzymaniu dziewięciu osób; potwierdził także, że zamachowiec pochodził z Syrii.
Turecki premier poinformował, że 26 spośród 28 zabitych w zamachu w Ankarze stanowili żołnierze; kilkadziesiąt osób zostało rannych. Atak miał miejsce w centrum stolicy, gdzie znajduje się wiele ministerstw, sztab generalny armii, koszary, parlament i inne budynki rządowe.
Davutoglu oświadczył, że po zamachu tureckie lotnictwo zbombardowało w środę w nocy cele PKK w północnym Iraku. W nalotach zginęło 60-70 bojowników kurdyjskich, w tym wysocy rangą członkowie zakazanej w Turcji PKK.
Premier zapowiedział, że siły tureckie będą kontynuowały ataki na cele terrorystów z YPG, oskarżył też władze w Damaszku o wspieranie kurdyjskich bojowników w Syrii. Zwrócił się z apelem do swych sojuszników, aby zaprzestali ich wspierać. Chociaż turecki premier nie wymienił sojuszników z nazwy, to najwyraźniej chodziło mu o USA, które udzielają YPG wsparcia wojskowego w walce z bojownikami Daesh w Syrii - zwraca uwagę agencja AP. Od wielu miesięcy wsparcie to stanowi źródło napięć między Waszyngtonem a Ankarą; USA nie traktują YPG jako organizacji terrorystycznej.
Współprzewodniczący PYD Saleh Muslim zaprzeczył, jakoby za zamachem w Ankarze stało YPG. Oskarżył władze w Ankarze o eskalowanie sytuacji w północnej Syrii i ostrzegł przed interwencją tureckich sił lądowych w Syrii. "Zaprzeczamy, byśmy mieli jakikolwiek związek z tym atakiem (...), oskarżenia te są oczywiście związane z próbą interwencji w Syrii" - powiedział agencji AFP Muslim. W rozmowie z Reuterem zaprzeczył, jakoby siły YPG ostrzeliwały terytorium Turcji. "Mogę zapewnić, że YPG nie wystrzeliło nawet jednego pocisku w stronę Turcji (...). YPG nie uważa Turcji za wroga" - powiedział.
Wcześniej w czwartek tureckie media podały, że policja zidentyfikowała zamachowca z Ankary jako Saliha Necara, obywatela Syrii, który niedawno przedostał się do Turcji jako uchodźca i jest powiązany z kurdyjskimi milicjami w Syrii. Necar jest podejrzewany o związki z YPG.
Tymczasem sześciu tureckich żołnierzy zginęło, a jeden został poważnie ranny w czwartek w ataku bombowym na południowym wschodzie Turcji. Ładunek domowej roboty został zdetonowany zdalnie w momencie przejazdu pojazdu opancerzonego na drodze łączącej Diyarbakir, największe miasto w zamieszkanym głównie przez Kurdów południowym wschodzie kraju, z okręgiem Lice. Jak pisze agencja Reutera, żołnierze penetrowali teren w poszukiwaniu min. Wcześniej źródła w siłach bezpieczeństwa podawały, że doszło do ataku na konwój wojskowy.
WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu