Reklama

Geopolityka

Turcja oskarża Kurdów o zamach w Ankarze. "Zaprzeczamy, byśmy mieli związek"

Fot. Yıldız Yazıcıoğlu/wikipedia/domena publiczna
Fot. Yıldız Yazıcıoğlu/wikipedia/domena publiczna

Prezydent Turcji  Recep Tayyip Erdogan oświadczył, że mimo zaprzeczeń płynących ze strony syryjskich Kurdów z Partii Unii Demokratycznej (PYD), to oni stoją za środowym zamachem w Ankarze, w którym zginęło 28 osób, głównie tureckich żołnierzy. Współprzewodniczący PYD Saleh Muslim zdecydowanie zaprzeczył jednak, jakoby za zamachem w Ankarze stało YPG.

"Mimo że ci, którzy stoją na czele PYD i PKK (Partii Pracujących Kurdystanu), mówią, że atak nie ma z nimi związku, informacje i dokumenty uzyskane przez naszego ministra spraw wewnętrznych i wszystkie nasze agencje wywiadowcze wskazują, że został on przeprowadzony przez nich" - oświadczył Erdogan w tureckiej telewizji.

Prezydent poinformował, że do tej pory w związku z zamachem zatrzymano 14 osób; władze próbują również zidentyfikować kolejnych podejrzanych - podała agencja Associated Press.

Wcześniej w czwartek premier Turcji Ahmet Davutoglu poinformował, że zamach w Ankarze przeprowadziły Ludowe Jednostki Obrony (YPG), podlegające PYD, głównemu ugrupowaniu politycznemu syryjskich Kurdów, we współpracy z bojownikami PKK. Davutoglu mówił o zatrzymaniu dziewięciu osób; potwierdził także, że zamachowiec pochodził z Syrii.

Turecki premier poinformował, że 26 spośród 28 zabitych w zamachu w Ankarze stanowili żołnierze; kilkadziesiąt osób zostało rannych. Atak miał miejsce w centrum stolicy, gdzie znajduje się wiele ministerstw, sztab generalny armii, koszary, parlament i inne budynki rządowe.

Davutoglu oświadczył, że po zamachu tureckie lotnictwo zbombardowało w środę w nocy cele PKK w północnym Iraku. W nalotach zginęło 60-70 bojowników kurdyjskich, w tym wysocy rangą członkowie zakazanej w Turcji PKK.

Premier zapowiedział, że siły tureckie będą kontynuowały ataki na cele terrorystów z YPG, oskarżył też władze w Damaszku o wspieranie kurdyjskich bojowników w Syrii. Zwrócił się z apelem do swych sojuszników, aby zaprzestali ich wspierać. Chociaż turecki premier nie wymienił sojuszników z nazwy, to najwyraźniej chodziło mu o USA, które udzielają YPG wsparcia wojskowego w walce z bojownikami Daesh w Syrii - zwraca uwagę agencja AP. Od wielu miesięcy wsparcie to stanowi źródło napięć między Waszyngtonem a Ankarą; USA nie traktują YPG jako organizacji terrorystycznej.

Współprzewodniczący PYD Saleh Muslim zaprzeczył, jakoby za zamachem w Ankarze stało YPG. Oskarżył władze w Ankarze o eskalowanie sytuacji w północnej Syrii i ostrzegł przed interwencją tureckich sił lądowych w Syrii. "Zaprzeczamy, byśmy mieli jakikolwiek związek z tym atakiem (...), oskarżenia te są oczywiście związane z próbą interwencji w Syrii" - powiedział agencji AFP Muslim. W rozmowie z Reuterem zaprzeczył, jakoby siły YPG ostrzeliwały terytorium Turcji. "Mogę zapewnić, że YPG nie wystrzeliło nawet jednego pocisku w stronę Turcji (...). YPG nie uważa Turcji za wroga" - powiedział.

Wcześniej w czwartek tureckie media podały, że policja zidentyfikowała zamachowca z Ankary jako Saliha Necara, obywatela Syrii, który niedawno przedostał się do Turcji jako uchodźca i jest powiązany z kurdyjskimi milicjami w Syrii. Necar jest podejrzewany o związki z YPG.

Tymczasem sześciu tureckich żołnierzy zginęło, a jeden został poważnie ranny w czwartek w ataku bombowym na południowym wschodzie Turcji. Ładunek domowej roboty został zdetonowany zdalnie w momencie przejazdu pojazdu opancerzonego na drodze łączącej Diyarbakir, największe miasto w zamieszkanym głównie przez Kurdów południowym wschodzie kraju, z okręgiem Lice. Jak pisze agencja Reutera, żołnierze penetrowali teren w poszukiwaniu min. Wcześniej źródła w siłach bezpieczeństwa podawały, że doszło do ataku na konwój wojskowy.

PAP - mini

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (3)

  1. Piotr34

    MOzna odniesc wrazenie ze Turcy zupelnie tak samo jak robili to Rosjanie przed wojnami w Czeczeni sami sie atakuja aby miec pretekst do interwencji zbrojnej.Kompromitacja.

    1. PiotrEl

      To Czeczeni przed II wojną czeczeńską nie zaatakowali Dagestanu? Pod wodzą Szamila Basajewa i Chattaba? Nie prowadzili handlu ludźmi i nie porywali ich na terytorium FR przez całe lata 90-te? Zamachy bombowe nie tylko w Moskwie ale i w Razaniu i Wołgodońsku to wszystko FSB? Ciekawe...

  2. Marek

    Klasyczna operacja false flag w wykonaniu tureckich specsłużb. Zamach ma dać kolejny pretekst do pacyfikacji syryjskiego Kurdystanu przez armie turecką. Ciekawe, czy Erdogan zdaje sobie sprawę, że jeśli jawnie zaatakuje terytorium Syrii, to na NATO nie ma co liczyć.

  3. To oczywiste!

    Tureckie służby to zrobiły aby mieć pretekst do interwencji w Syrii. W 1939, dokładnie 31 sierpnia, hitlerowcy też sami zaatakowali własną stację nadawczą w Gliwicach i oskarżyli o to Polaków. Tu zadziałał ten sam mechanizm, szkoda tylko ludzi których poświęcono.

Reklama