Geopolityka
Turcja chce „prawdziwego lotniskowca”
W czasie ostatniego przemówienia na temat stanu tureckich sił zbrojnych prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan przypomniał, że jego państwo dysponuje okrętem, który jest zdolny do przenoszenia statków powietrznych, choć „nie jest on kompletny”. Powiedział też, że w najbliższym czasie Turcja powinna rozpocząć budowę jeszcze jednego, tym razem „prawdziwego” lotniskowca.
Wspominając o posiadanym choć jeszcze nieukończonym okręcie lotniczym prezydent Turcji miał na myśli śmigłowcowiec desantowy Anadolu (budowany na podstawie hiszpańskiego projektu Juan Carlos I), który zgodnie z harmonogramem ma zostać oddany do użytku jeszcze w bieżącym roku. Okręt ten o wyporności około 25 tys. ton będzie zapewne dysponował grupą lotniczą złożoną z czterech śmigłowców bojowych (T-129 ATAK), ośmiu ciężkich śmigłowców, dwóch średnich i dwóch bezzałogowców Bayraktar TB-2 lub ANKA. Trudno nazywać taką jednostkę lotniskowcem, szczególnie, w lipcu 2020 roku, kiedy tureckie F-35A zostały wykupione przez USA a Ankara oddaliła się o lata świetlne od możliwości ich zakupu. Oznacza to jednocześnie koniec marzeń o zakupie wersji krótkiego startu i pionowego lądowania tego samolotu, czyli F-35B. A jest to dzisiaj jedyny myśliwiec na świecie zdolny do operowania z tak niedużych jednostek jak Anadolu czy śmigłowców w ogóle.
Prawdopodobnie to właśnie dlatego Erdogan powrócił do wywodów o potrzebie wybudowania drugiego, „prawdziwego” lotniskowca. Czyli zapewne jednostki większej, zdolnej do przyjmowania klasycznych myśliwców morskich.
Biorąc pod uwagę położenie geograficzne Turcji można się zastanawiać na ile jej inwestycja w lotniskowiec jest realnie potrzebna. W basenach Morza Śródziemnego i Czarnego taka jednostka zawsze będzie operowała w zasięgu własnego i nieprzyjacielskiego lotnictwa bojowego, nie wspominając już o pociskach przeciwokrętowych i okrętach podwodnych, a zatem będzie narażona na zniszczenie. Jednocześnie jako jednostka ofensywna lotniskowiec niewiele zmieniałby układ sił w ewentualnych walkach o Morze Egejskie czy Cypr. Chyba, że miałby on zostać wykorzystany do projekcji siły na akwenach odległych od Anatolii – w okolicach sojuszniczego Kataru, w Afryce Wschodniej, albo… w Libii, którą najwyraźniej Ankara próbuje sobie podporządkować.
Zapowiedzi związane z budową prestiżowego okrętu jakim jest lotniskowiec mogą mieć też źródło czysto propagandowe. Dzięki takiemu okrętowi Turcja mogłaby awansować jako potęga morska porównywalna z egipską (dziś dwa uderzeniowe śmigłocowce typu Mistral), rosyjską (jeden zdezelowany lotniskowiec, dwa uderzeniowe śmigłowcowce w budowie), Włochy (pięć okrętów lotniczych różnych klas) czy Algierii (jeden okręt lotniczy).
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie