- Ważne
- Polecane
- Analiza
- W centrum uwagi
Stała obecność wojsk USA zmieni status bezpieczeństwa Polski [ANALIZA]
Stałe rozmieszczenie wojsk Stanów Zjednoczonych zdecydowanie wzmocni status bezpieczeństwa Polski, jak i całej wschodniej flanki NATO. Nie może to jednak stanowić alibi dla opóźniania rozbudowy własnego potencjału i modernizacji sił zbrojnych.

Polskie władze zwróciły się do USA, aby rozmieszczono w naszym kraju na stałe dywizję pancerną. Warszawa zadeklarowała gotowość wsparcia finansowego dla tej propozycji. Prace w kierunku ustanowienia stałej obecności w Europie, w różnym kształcie, prowadzone są w obu izbach Kongresu. Choć w dyskusji w Polsce i na świecie pojawiają się różne głosy, to nie ulega wątpliwości, że stała obecność USA pozwoliłaby na zmianę statusu bezpieczeństwa Polski.
Ministerstwo Obrony Narodowej już od pewnego czasu sygnalizowało, że zabiega o rozmieszczenie w Polsce dywizji wojsk amerykańskich. Mówił o tym m.in. prezes PiS Jarosław Kaczyński. W wywiadzie dla Defence24.pl wiceminister obrony Tomasz Szatkowski powiedział: „Przekazaliśmy Amerykanom naszą propozycję wraz z uzasadnieniem, i obejmuje ona rozmieszczenie dywizji wraz z jednostkami bojowymi. (…) Przewidujemy wsparcie dla Amerykanów zarówno na etapie budowania, jak i późniejszego utrzymywania obecności w Polsce. Mogę powiedzieć, że nasza propozycja jest atrakcyjna, ale nie wykracza poza pewne precedensy, jakie w tym zakresie przyjęto w innych państwach ściśle współpracujących ze Stanami Zjednoczonymi.”.
Prezentowany amerykańskiej administracji i przedstawiany w kręgach eksperckich dokument, zatytułowany „Proposal for a U.S. Permanent Presence in Poland” zakłada rozmieszczenie jednej dywizji pancernej w Polsce. W jego treści podkreśla się, że będzie to adekwatna odpowiedź na zmiany w środowisku bezpieczeństwa, uwzględnione między innymi w nowej strategii bezpieczeństwa administracji prezydenta Trumpa. Polska wyraziła gotowość wsparcia finansowania amerykańskiej obecności kwotą od 1,5 do 2 mld dolarów. Jako potencjalny rejon stacjonowania wskazano obszar Bydgoszczy i Torunia. W końcu maja komisja obrony amerykańskiego Senatu przyjęła projekt ustawy NDAA 2019 o finansowaniu wydatków obronnych, zobowiązujący sekretarza obrony do zbadania możliwości rozmieszczenia brygady pancernej w Polsce.
Czytaj też: Brygada US Army na stałe w Polsce? Ruch Senatu
Nieco wcześniej swój projekt NDAA przyjęła Izba Reprezentantów. W dokumencie wzywa się do wzmocnienia stałej obecności USA w Europie, między innymi poprzez rozmieszczenie na kontynencie brygady lotnictwa bojowego (lotnictwa wojsk lądowych) oraz jednostek wsparcia.

Oznacza to, że obie izby Kongresu w różny sposób opowiedziały się za ustanowieniem stałej obecności w Europie, w tym w Polsce. W dużej części jest to z pewnością efekt działań polskiego MON. Senator Jim Inhofe, który kierował pracami nad NDAA w zastępstwie przewodniczącego komisji Johna McCaina był niedawno w Polsce i uczestniczył w rozmowach z przedstawicielami władz, w tym z ministrem Szatkowskim. W wydanym po wizycie komunikacie podkreślił znaczenie poprawki dotyczącej rozmieszczenia brygady pancernej. Z kolei przewodniczący komisji obrony Izby Reprezentantów Mac Thornberry już w zeszłym roku apelował o wzmocnienie stałej obecności. Zwracał też uwagę, że we wschodniej Europie jest olbrzymie zainteresowanie możliwością rozlokowania wojsk USA na stałe.
Ustanowienie stałej obecności na wschodniej flance będzie znacznym wzmocnieniem bezpieczeństwa Polski i całego regionu. W ten sposób w rejon zagrożenia na trwałe zostaną przeniesione realne zdolności obronne, co „scementuje” system obrony zagrożonej przez Rosję Europy Środkowo-Wschodniej. Będzie to też wydatne wzmocnienie dla całego NATO w kontekście niebezpieczeństwa agresywnych działań Moskwy.
Dyskusja w USA…
Dyskusja na temat możliwości zwiększenia stałego stacjonowania wojsk USA w Europie i w Polsce toczy się w USA od dawna. Obecnie zdolności obronne w naszym regionie zapewniane są przez jednostki rotujące się ze Stanów Zjednoczonych, i w mniejszym stopniu z Niemiec. To rozwiązanie na dziś daje zwiększenie potencjału obronnego, ale jego długotrwałe utrzymywanie powoduje zwiększone koszty i obciążenie amerykańskich wojsk, co skłania dowódców i decydentów do podjęcia następnego kroku i ustanowienia stałej obecności.
Argumenty na rzecz stałej obecności USA w pojawiają się między innymi w studium „Rotational Deployments vs. Forward Stationing: How Can the Army Achieve Assurance and Deterrence Efficiently and Effectively?”, powstałe w ubiegłym roku pod kierownictwem profesora Johna R. Deni z Army War College. W dokumencie wskazuje się m.in., że długotrwałe, 9-miesięczne rotacje brygad (do Korei Południowej i do Europy) mają negatywne efekty, jeżeli chodzi o morale żołnierzy czy ich więzy rodzinne. Zwrócono też uwagę, że utrzymywanie obecności rotacyjnej wiąże więcej niż jedną jednostkę w jednym czasie, z uwagi na proces przygotowania i następnie odtwarzania gotowości bojowej.
W studium zarekomendowano rozmieszczenie w Polsce dodatkowych jednostek wojsk USA na stałe. Jako jedno z rozwiązań wskazano możliwość udziału Polski w kosztach takiego rozwiązania. Dopiero, gdyby nie udało się tego osiągnąć, „alternatywą” powinno być rozmieszczenie dodatkowej brygady w Niemczech. Wskazano też, że brygada stacjonująca na stałe w Polsce miałaby większe możliwości reakcji na zagrożenie w wypadku „katastroficznego” zagrożenia w rejonie Morza Bałtyckiego, i nadal miałaby możliwość przerzutu drogą lotniczą, morską i koleją w wypadku zagrożeń w innych rejonach świata, tak jak wypadku jednostki bazującej w Niemczech.
Za ustanowieniem stałej obecności wojsk USA w Europie opowiada się też większość wojskowych, w tym naczelny dowódca sił USA i NATO na kontynencie gen. Curtis Scaparrotti. W marcu br. w komisji sił zbrojnych Izby Reprezentantów powiedział wprost, że potrzeba więcej jednostek stacjonujących na stałe w Europie. Zaapelował o rozmieszczenie jednostek wsparcia, w tym brygady artylerii, a także brygady lotnictwa bojowego, a także o możliwe rozmieszczenie na dalszym etapie brygady pancernej.
Gen. Scaparrotti również wcześniej apelował o wzmocnienie stałej obecności w Europie. Już w 2016 mówił, że w Europie powinna zostać rozlokowana na stałe dodatkowa brygada pancerna. Zwracał uwagę, że obecność rotacyjna angażuje w jednym czasie kilka brygad (jedną prowadzącą działania, jedną odtwarzającą gotowość i jedną przygotowującą się do rozmieszczenia). Zbliżone wnioski znalazły się w raporcie opublikowanym przez Army War College.
Z kolei rok później mówił w Kongresie o rozmieszczeniu „dodatkowej dywizji”. Także poprzednik gen. Scaparottiego, gen. Phillip Breedlove wzywał do wzmocnienia stałej obecności w Europie i ostrzegał że jednostki obecne rotacyjnie nie pozwalają w pełni zastąpić bazujących na stałe.
Rozmieszczeniu na stałe amerykańskiej brygady pancernej sprzeciwił się natomiast były dowódca US Army Europe generał Ben Hodges. W artykule dla POLITICO argumentował, że takie posunięcie może wywołać tarcia z zachodnimi sojusznikami, będącymi w sporze z administracją USA z uwagi na zerwanie irańskiego porozumienia atomowego czy wprowadzenie taryf celnych przez Waszyngton. Generał Hodges był jednak zwolennikiem rotacyjnej obecności brygad pancernych już wcześniej, między innymi ze względu na możliwość prowadzenia intensywnych szkoleń i ćwiczeń przerzutu wojsk po Europie. Na jego poglądy może mieć też wpływ negatywna ocena administracji Trumpa, wyrażana już wcześniej. Głos byłego dowódcy wojsk USA jest jednak dosyć odosobniony wśród amerykańskich wojskowych i decydentów.

Stałe bazy a bezpieczeństwo w Europie
Ewentualne ustanowienie stałej obecności w Europie w naturalny sposób będzie mieć nie tylko znaczenie wojskowe, ale i polityczne, i musi być oceniane w sposób wielopłaszczyznowy. Doświadczenia Japonii, czy Korei Południowej, a także – paradoksalnie – Niemiec pokazują, że kraje wsparte, czy wzmocnione stałą obecnością USA mogą prowadzić bardziej podmiotową politykę zagraniczną, i mniej obawiać się pojawienia się nagłych zagrożeń bezpieczeństwa. Republika Federalna już w czasie Zimnej Wojny była w stanie negocjować korzystne dla siebie porozumienia z ZSRR, np. jeżeli chodzi o dostawy surowców, chroniona przez tysiące żołnierzy US Army i system odstraszania jądrowego.
Nie jest tajemnicą, że do ustanowienia stałej obecności wojsk USA na wschodniej flance sceptycznie pochodzą państwa europejskie. Jak pisał niedawno w analizie dla Defence24.pl były szef Agencji Wywiadu płk Grzegorz Małecki, sprzeciw Berlina ma związek między innymi z chęcią rozwoju stosunków gospodarczych z Rosją, a sam fakt obecności USA wywołuje w Niemczech gorące spory polityczne, również wewnątrz rządzącej koalicji.
Niemcy zdają sobie sprawę z zagrożeń wynikających z agresywnej polityki Moskwy wobec państw UE i NATO, jednak m.in. z uwagi na ścisłe związki gospodarcze z Rosją oraz obawy przed zbytnią ingerencją USA w Europie, opowiadają się za rozwiązaniami zdecydowanie mniej konfrontacyjnymi, za jakie uznają wzmocnienie stałej obecności NATO w regionie. Niebagatelne znaczenie w tym kontekście ma także kompleks zagadnień związanych z budową gazociągu Nord Stream 2. Rząd Angeli Merkel znajduje się bowiem pod olbrzymią presją zaangażowanych w projekt środowisk politycznych i gospodarczych, które oczekują nie tylko ochrony ich interesów i wyciszenia w tym celu konfliktów z Rosją, ale wręcz reorientacji polityki gospodarczej, także na poziomie europejskim, w tym zniesienia sankcji nałożonych po zajęciu Krymu w 2014 roku.
Z kolei za stałą obecnością USA w regionie opowiadają się władze wszystkich trzech państw bałtyckich. Również ściśle współpracująca z Niemcami Litwa, na terenie której stacjonuje dowodzona przez Bundeswehrę batalionowa grupa bojowa NATO. Warto dodać, że w pierwszej połowie maja szef niemieckiego MSZ Heiko Maas zapowiedział utrzymanie obecności wojskowej RFN na Litwie, wykluczył jednak jej dalsze wzmocnienie. Nawiasem mówiąc, nawet minister Maas jest krytykowany we własnej partii za „zbyt ostre” podejście do Rosji.
Czytaj też: Polska i Niemcy na kursie kolizyjnym bezpieczeństwa. "Berlin niechętny wzmacnianiu wojsk USA"
Trzeba też pamiętać, że w NATO ścierają się różne nurty i różne interesy. Państwa wschodniej flanki muszą cały czas zabiegać o utrzymanie i wzmocnienie obecności w naszym regionie, z kolei kraje południa i częściowo zachodu Europy chcą większego zaangażowania w zwalczanie terroryzmu itd. Często też podejmują one kroki, które są źle postrzegane przez innych sojuszników, najbardziej jaskrawym przykładem są działania Ankary, na przykład wobec wspieranych przez Amerykanów Kurdów.
W odróżnieniu jednak od Włoch czy Turcji, w krajach wschodniej flanki w zasadzie nie ma większych stałych instalacji Sojuszu i USA. Rozmieszczenie wojsk amerykańskich jest więc szansą na wyrównanie statusu bezpieczeństwa i trwałe zabezpieczenie interesu krajów wschodniej flanki. Dzięki temu będą mogły one bardziej zdecydowanie zabiegać o własne interesy również w innych obszarach.

„Płacenie” za bezpieczeństwo
W środowiskach eksperckich sektora bezpieczeństwa i wojskowych pojawia się wiele nieoficjalnych głosów, że ewentualne współfinansowanie obecności USA może zagrozić realizacji planów modernizacji polskiej armii. Można przypuszczać, że część działań tworzących taką narrację ma charakter zorganizowany w celu stworzenia sztucznego sprzeciwu wobec wzmocnienia wojsk Stanów Zjednoczonych na wschodniej flance, jednak nie można wykorzystywać wsparcia dla obecności USA jako alibi do zaniechania modernizacji polskiej armii.
Zabieganie o obecność Stanów Zjednoczonych i zwiększanie własnego potencjału obronnego to jednak dwie różne kwestie, które powinny i muszą być realizowane równolegle. Doświadczenia państw będących sojusznikami USA i posiadających rozwinięte własne siły zbrojne i przemysły zbrojeniowe jednoznacznie pokazują, że jest to możliwe. Wśród krajów, współfinansujących od dłuższego czasu amerykańską obecność znajdują się między innymi Korea Południowa, Japonia i Norwegia.
Przejdźmy do danych. The Hill podał niedawno, że w bieżącym roku Korea Południowa przeznaczy 890 mln USD, co ma stanowić nieco mniej niż połowę pewnej puli kosztów związanych z utrzymaniem amerykańskiej obecności. Część źródeł podaje, że partycypacja nie obejmuje kosztów osobowych (przede wszystkim związanych z utrzymaniem personelu wojskowego USA). Oprócz tego Seul pokrywa zdecydowaną większość kosztów rozbudowy instalacji amerykańskich w Camp Humpreys. Łączny koszt tej inwestycji to ponad 10 mld USD.
Jeżeli chodzi o Norwegię, siły zbrojne Stanów Zjednoczonych utrzymują w Norwegii bazy sprzętowe, przede wszystkim dla jednostek Korpusu Piechoty Morskiej Stanów Zjednoczonych. Oprócz tego, od niedawna w Norwegii obecne są od niedawna na zasadzie rotacyjnej niewielkie jednostki US Marines. Utrzymanie baz sprzętowych odbywa się jednak na podstawie porozumienia, zawartego pomiędzy USA a Norwegią jeszcze w 2005 roku. Zgodnie z jego treścią rząd Królestwa Norwegii jest zobowiązany do zapewnienia infrastruktury, baz lotniczych, oraz jest odpowiedzialność za bezpieczeństwo i „generalne utrzymanie” rozmieszczonych zapasów i sprzętu. Koszty utrzymania baz i wsparcia eksploatacji sprzętu mają być dzielone po połowie. Członkostwo w NATO nie przeszkadza Norwegii realizować bilateralnych ustaleń z USA, również dotyczących finansowania.
Jeszcze większe środki na obecność wojskową USA przeznacza Japonia. Według szacunków pochodzących z lat 2016-2017, przekazywanych m.in. przez CNN i Stars and Stripes, Tokio ponosi koszty utrzymania amerykańskiej obecności w kwocie około 2 mld dolarów rocznie. Ocenia się że jest to około 50 proc. określonej puli kosztów związanych z utrzymaniem wojsk USA.
Wszystkie trzy wymienione państwa mają mocno rozbudowane, nowoczesne siły zbrojne, zwiększają wydatki obronne i mają nowoczesny przemysł. Równolegle z budową własnego potencjału od lat wspierają jednak utrzymanie stałych baz amerykańskich na swoim terenie. Ich władze są bowiem świadome, w jakim stopniu stała obecność wojsk USA zwiększa ich bezpieczeństwo. Ma ona znaczenie zarówno polityczne (wsparcie nuklearnego mocarstwa), jak i czysto operacyjne, dając realną, większą zdolność reagowania, zarówno jednostkami wysuniętymi na terenie kraju, jak i dzięki przyjęciu wojsk wzmocnienia. Ścisła współpraca z Amerykanami może wręcz stanowić impuls do modernizowania własnych sił zbrojnych i przemysłu, co bardzo dobrze widać choćby na przykładzie Korei Południowej, która w ciągu kilkudziesięciu lat niemal od zera zbudowała własny potencjał.
Patrząc na doświadczenia innych państw współpracujących z USA można postawić tezę że stała obecność wojskowa Stanów Zjednoczonych to szansa na zmianę statusu bezpieczeństwa Polski. Obecne rozwiązanie polegające na ciągłych rotacjach jednostek bojowych (heel-to-toe) jest korzystne, ale budowa baz może być kolejnym krokiem, „cementującym” i utrwalającym współpracę z USA.
Można sobie bowiem wyobrazić scenariusz, w którym po kilku (kilkunastu) latach Amerykanie będą „zmęczeni” rotacyjnym rozmieszczaniem w Polsce kolejnych brygad. Przypomnijmy, że każda jednostka jest w zasadzie w całości przemieszczana na 9 miesięcy. Nie wiadomo jednak, czy Amerykanie będą skłonni prowadzić takie działania przez 10 lat lub dłużej, bo łącznie wymagałoby to zaangażowania w sumie kilkunastu brygad (niektóre z nich mogą być rotowane kilkukrotnie).
W takiej sytuacji, nawet niewielkie (pozorne) obniżenie napięcia z Rosją mogłoby spowodować rezygnację lub ograniczenie obecności USA, co byłoby zagrożeniem dla bezpieczeństwa wszystkich krajów wschodniej flanki. Przykłady „resetu” z Rosją administracji Obamy, bliskiej współpracy administracji Busha, czy wreszcie deklaracje części otoczenia Donalda Trumpa, zwłaszcza z kampanii wyborczej pokazują, że Zachód potrafi błędnie odczytać intencje Moskwy. A skutki takich błędów mogą być najbardziej odczuwalne dla wschodniej flanki. Oczywiście również stałe bazy mogłyby zostać zlikwidowane, ale to znacznie dłuższy i trudniejszy do przeprowadzenia proces, zwłaszcza mając świadomość, że są w części finansowane przez państwo sojusznicze. Również znaczna większość najwyższych dowódców uważa, że stała obecność w Europie jest niezbędna ze względów czysto operacyjnych, szczególnie jeżeli chodzi o jednostki wsparcia.
Warto nadmienić, że od 2017 roku liczebność wojsk USA jest – po latach cięć - stopniowo zwiększana, co daje szanse na formowanie nowych jednostek. W ubiegłym roku armia rekomendowała stworzenie w Europie brygady artylerii i innych jednostek, choć wstępnie zaplanowano ich rozlokowanie w istniejących instalacjach (w praktyce na zachodzie kontynentu). Jeszcze na początku 2016 roku administracja Obamy chciała zmniejszyć liczebność czynnych wojsk lądowych do 460 tys. w 2017 roku i do 450 tys. w roku 2018. Ostatecznie jednak, pod naciskiem Kongresu liczebność zwiększono – do 476 tys. żołnierzy w roku 2017 i 483,5 tys. obecnie, ustawa NDAA w obu izbach Kongresu zakłada dalsze podnoszenie liczebności armii – w różnym tempie. Oczywiście duża część z tych żołnierzy może być skierowana do służby na kontynencie amerykańskim, ale na pewno łatwiej o stworzenie w Europie nowych jednostek w momencie, gdy armia jest rozbudowywana, a nie redukowana.
To, jak i poparcie w Kongresie dają unikatową szansę na ustanowienie stałej obecności wojsk USA w Polsce. Innym argumentem, jaki może zostać przedstawiony za stałą obecnością wojsk amerykańskich jest współpraca w projektach zbrojneiowych, i spełnianie przez Polskę wymogów dotyczących wydatków obronnych, co często podkreśla kładąca nacisk na „transakcyjną” politykę administracja Trumpa. Ustanowienie w Polsce stałej obecności USA jest bardziej realne niż kiedykolwiek wcześniej, choć wcale nie jest przesądzone i może przybierać różne formy, niekoniecznie drogą rozmieszczenia całej liczącej kilkanaście tysięcy żołnierzy dywizji. Nawet jednak stałe rozmieszczenie mniejszych formacji (jak brygada, o co wnioskował Senat) miałoby istotny wpływ na bezpieczeństwo kraju i regionu.
Jeżeli wysiłki w tym celu zostaną zakończone powodzeniem, w naszym regionie na trwałe znajdą się realne zdolności obronne Stanów Zjednoczonych. Co za tym idzie, status bezpieczeństwa krajów wschodniej flanki NATO zostanie zdecydowanie wzmocniony, i realnie wyrównany z sojusznikami zachodnimi. Stała obecność USA będzie więc bardzo korzystna, tak pod względem wojskowym i politycznym. Starania o uzyskanie stałej obecności są więc zgodne z interesem bezpieczeństwa państwa, i powinny być realizowane ponad podziałami politycznymi.
Jędrzej Graf, Jakub Palowski
WIDEO: "Żelazna Brama 2025" | Intensywne ćwiczenia na poligonie w Orzyszu