Reklama

Siły zbrojne

US Army Europe cofa wcześniejsze deklaracje ws. lokalizacji brygady artylerii

fot. www.defense.gov
fot. www.defense.gov

US Army Europe skorygowała przekazywane wcześniej informacje świadczące o tym, że Polska nie może być lokalizacją nowo formowanej brygady artylerii rakietowej w Europie z uwagi na zapisy Aktu Stanowiącego NATO-Rosja. Wstępnie planuje się umiejscowienie tej jednostki w istniejących instalacjach wojskowych (prawdopodobnie na zachodzie kontynentu), ale ostateczne decyzje będą podejmowane po zatwierdzeniu przez Biuro Sekretarza Obrony i państwa przyjmujące.

W przesłanym Defence24.pl w sobotę 23 września oświadczeniu major Mark Miller z US Army Europe stwierdził, że przekazany przez niego w poniedziałek 18 września komunikat o treści: „Ocena za potencjalnym wzrostem (potencjału – red.) w Europie w odniesieniu do jednostek wymienionych wyżej, byłaby stałym dodatkiem do teatru europejskiego, a nie (opartym – red.) o jednostki rotacyjne. Z tego powodu, nie mogłyby one być zlokalizowane w Polsce, gdyż stanowiłoby to złamanie aktu stanowiącego NATO-Rosja” zawierał błędne informacje.

Major Miller wyjaśnił, że na razie jest zbyt wcześnie, aby określać lokalizację planowanych do sformowania jednostek. W skorygowanym oświadczeniu stwierdził: „Potencjalny wzrost, który podlega ocenie (dodatkowe jednostki, w tym bataliony MLRS, brane pod uwagę do sformowania – red.), jest planowany do implementacji poprzez wykorzystanie bieżących / istniejących instalacji Stanów Zjednoczonych w Europie. Ostateczna ocena, dotycząca rozmieszczenia nowych jednostek zostanie przeprowadzona po otrzymaniu zgody na zmianę struktur sił zbrojnych poza granicami Stanów Zjednoczonych (Overseas Forces Structure Change)."

Zgodnie z informacjami przekazanymi 23 września przez US Army Europe ostateczne decyzje dotyczące lokalizacji nowych jednostek USA w Europie będą podejmowane dopiero po uzyskaniu zgody Biura Sekretarza Obrony na zmianę struktur wojsk stacjonujących poza granicami Stanów Zjednoczonych, jak i po rozmowach z państwami przyjmującymi. Wstępnie planuje się wykorzystanie w tym celu istniejących instalacji USA w Europie (większość z nich jest na zachodzie kontynentu), ale ostateczne decyzje będą podejmowane po uzyskaniu odpowiednich zgód zwierzchników, w tym decydentów politycznych. 

Jak na razie wiadomo więc jedynie, że wojska lądowe USA planują rozmieszczenie na stałe na Starym Kontynencie nowej brygady artylerii rakietowej, dwóch batalionów MLRS, a także batalionu obrony przeciwlotniczej krótkiego zasięgu (zapewne z wyrzutniami Avenger) jak i kompanii materiałów pędnych i smarów (Petroleum Oil and Lubricants). Te zalecenia są formalnymi rekomendacjami Departamentu Dowództwa Armii USA. Ostateczne decyzje w tym zakresie muszą zostać zaakceptowane przez Biuro Sekretarza Obrony, jak i państwa przyjmujące.

Formowanie wszystkich jednostek wymienionych wyżej (…) oczekuje na zgodę Departamentu Obrony na OFSC. Następnie musi przejść przez proces notyfikacji i wyrażania zgody Państwa Przyjmującego (Host Nation). Wcześniej przerzut personelu i sprzętu na teatr europejski nie może mieć miejsca

major Mark Miller, US Army Europe

Do chwili obecnej wzmocnienie wojsk amerykańskich w Europie odbywało się przede wszystkim przez czasowe przemieszczanie jednostek bazujących na stałe w USA na zasadzie rotacyjnej (np. brygad pancernych, brygad lotnictwa wojsk lądowych, czy pododdziałów logistycznych), podobnie o struktury 4. Dywizji bazującej na stałe w Stanach Zjednoczonych opiera się Mission Command Element – dowództwo szczebla dywizyjnego przeniesione niedawno do Poznania.

Inną metodą było (i jest) czasowe przemieszczanie jednostek bazujących na zachodzie kontynentu na wschodnią flankę (np. elementy 2. Pułku Kawalerii stanowiące podstawę grupy batalionowej NATO stacjonującej w Orzyszu). Natomiast Amerykanie nie planowali formowania stacjonujących na stałe, nowych jednostek w Europie – między innymi dlatego, że liczebność US Army była redukowana, co uległo zmianie dopiero wraz z przyjęciem budżetu na rok fiskalny 2017 (będącego podstawą dla rekomendacji ws. sformowania dodatkowych jednostek artylerii i OPL w Europie).

Z kolei Zapisy Aktu Stanowiącego NATO-Rosja z 1997 roku i stopień ich wdrażania po rosyjskiej aneksji Krymu są przedmiotem dyskusji wśród sojuszników. Sojusz deklarował bowiem powstrzymanie się od stałego stacjonowania „znacznych sił bojowych” na terytorium nowych państw członkowskich „w obecnym i przewidywalnym środowisku bezpieczeństwa”. Większość komentatorów jest zgodna, że Rosja złamała zapisy Aktu Stanowiącego. Przykładowo, podczas sierpniowej wizyty na Ukrainie sekretarz obrony gen. James Mattis stwierdził, że Rosja nie przestrzega ani litery, ani ducha wynikających z nich zobowiązań międzynarodowych.

Część krajów członkowskich NATO, w tym między innymi Niemcy (a także inne państwa na zachodzie kontynentu) domagają się w dalszym ciągu dochowania zobowiązania powstrzymania się od stałego stacjonowania bojowych jednostek na wschodniej flance, z uwagi na chęć deeskalacji sytuacji. Sojusznicy ci natomiast dopuszczają rozmieszczanie bojowych jednostek o charakterze rotacyjnym (przykładem jest grupa batalionowa dowodzona przez Niemcy na Litwie), co jest jakościową zmianą w stosunku do stanu sprzed szczytu NATO w Warszawie.

Z drugiej jednak strony, władze krajów bezpośrednio zagrożonych przez Rosję, w tym Polski, domagają się jeszcze istotniejszego zwiększenia obecności wojskowej NATO (i USA) na wschodniej flance. Podczas niedawnej wizyty w USA, w trakcie CEPA Forum o dodatkową obecność sił Stanów Zjednoczonych apelował między innymi szef MON Antoni Macierewicz, wskazując na zagrożenie uwidocznione przez skalę ćwiczeń Zapad-2017. Zaznaczył, że wysunięte jednostki NATO, czy nawet wspierające je siły natychmiastowego reagowania – tzw. szpica, mogłyby okazać się niewystarczające: ”Jak pokazał Zapad 17, Rosja mogłaby bardzo szybko przeprowadzić pełnoskalową inwazję (…) Jest to jeden z powodów, dla których potrzebujemy więcej zaangażowania USA w Europie i więcej amerykańskich wojsk („troops on the ground”)" – powiedział szef MON Antoni Macierewicz.

Wcześniej w podobnym tonie wypowiadał się między innymi podsekretarz stanu w MON Tomasz Szatkowski. W wywiadzie dla Defense News w lipcu 2017 roku podsekretarz stanu w MON Tomasz Szatkowski pytany, czy poziom obecności wojsk amerykańskich na wschodniej flance jest wystarczający w celu odstraszenia Rosji stwierdził: „To jest wystarczająca obecność jeżeli zamierzamy wysłać sygnał, że jeżeli coś będzie się działo, to (przeciwdziałanie temu zagrożeniu - red.), będzie z udziałem wojsk sojuszniczych. Ale to nie jest wystarczające, jeżeli chodzi o równowagę liczebną. Nadal jest niekorzystna dla NATO nierównowaga na wschodniej flance”.

Jak na razie kwestia ewentualnej lokalizacji dodatkowych jednostek US Army w Europie, jak i samego ich formowania, pozostaje nierozstrzygnięta. Wiadomo jednak, że podejmowane są pierwsze kroki w tym kierunku, o czym świadczy omawiana w treści rekomendacja dowództwa US Army – co już na obecnym etapie stanowi jakościową zmianę, gdyż jeszcze niedawno zakładano oparcie wzmocnienia wyłącznie o siły rotacyjne.

W Stanach Zjednoczonych toczy się też dyskusja odnośnie sposobu kontynuowania procesu wzmacniania wschodniej flanki. Rotowanie dużych jednostek (takich jak pełna brygada pancerna) jest bowiem kosztowne i powoduje pewne obciążenie sił amerykańskich. Z kolei gdyby USA dysponowały na przykład bazującą na stałe brygadą pancerną w Europie, to jednostki zaangażowane w rotacje mogłyby pozostawać w gotowości do działań w różnych rejonach świata.

Nieprzypadkowo US Army rekomendowała sformowanie w Europie właśnie brygady artylerii rakietowej i jednostki OPL bardzo krótkiego zasięgu. Jednostki tego typu jeszcze kilka lat temu podlegały bowiem najgłębszym cięciom. Co za tym idzie, obecnie nie ma możliwości rotowania do Europy czynnych brygad artylerii wojsk lądowych USA na takiej zasadzie, jak na przykład jednostek pancernych czy lotnictwa wojsk lądowych. Takich związków jest bowiem w US Army po prostu za mało, a ich „zimnowojenne” zdolności okazują się bardzo potrzebne.

Władze USA już wcześniej podjęły decyzję o rozlokowaniu w Europie magazynów wyposażenia Army Prepositioned Stock (wstępnie, oficjalnie planuje się umieszczenie jednego z nich w Powidzu). W zestawie APS dla Europy znajduje się też sprzęt dla brygady artylerii rakietowej, który jest rozmieszczany w niemieckim Duelmen.

Major Miller stwierdził w oświadczeniu przesłanym Defence24.pl, że duża część wyposażenia nowo formowanych jednostek artylerii mogłaby pochodzić właśnie z zestawu Army Prepositioned Stock, co oznaczałoby przywrócenie tego sprzętu do służby w jednostkach stacjonujących na stałe.

Z projektu budżetu Departamentu Obrony na rok fiskalny 2018 wynika, że w celu wsparcia jednostek bazujących w Europie mogą zostać zakupione dodatkowe wyrzutnie (m.in. HIMARS). Potencjalnie więc Amerykanie mogą zdecydować się zarówno na sformowanie dodatkowych jednostek, jak i utrzymanie przynajmniej części rozmieszczonego sprzętu dla dodatkowych sił wzmocnienia.

W tym celu jednak najpierw musi zostać zatwierdzone stosowne finansowanie. Na rozpoczęcie formowania dowództwa brygady i dwóch dodatkowych batalionów artylerii, jak i batalionu Avenger pozwalają już zapisy przyjętego przez Kongres i prezydenta Trumpa budżetu na rok fiskalny 2017, zakładające niewielki wzrost liczebności US Army.

Kwestia stałego stacjonowania dodatkowych wojsk USA w Europie będzie jeszcze musiała zostać rozstrzygnięta. Przy obecnym poziomie liczebności wstępnie przewiduje się przede wszystkim rozmieszczenie dodatkowych jednostek artylerii, OPL (jak i kompanii materiałów pędnych i smarów). Ostateczne decyzje w tym zakresie będą musiały zostać zatwierdzone przez Pentagon wypracowane we współpracy z państwami przyjmującymi.

Otwartą kwestią jest więc lokalizacja tych jednostek (choć wstępnie planuje się ich umieszczenie w istniejących instalacjach, a więc na zachodzie Europy), jak i ewentualne formowanie kolejnych jednostek US Army na kontynencie. W tym ostatnim wypadku konieczne będzie jednak dodatkowe finansowanie, na co zgodę musi wyrazić Kongres.

Może to mieć miejsce w kolejnych latach, gdyż na razie priorytetem Pentagonu jest odtwarzanie gotowości istniejących jednostek i zamykanie najpilniejszych „luk” (jak OPL krótkiego zasięgu czy artyleria rakietowa) a nie formowanie nowych brygad ogólnowojskowych. Na decyzje Amerykanów w tym zakresie mogą mieć miejsce czynniki polityczne (ocena stopnia zagrożenia, ale też działania poszczególnych sojuszników), finansowe jak i operacyjne. Ewentualne wzmocnienie Europy stacjonującymi na stałe jednostkami będzie miało długotrwałe, pozytywne efekty, ale też jego kształt będzie w zasadzie dopiero wypracowywany.

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (10)

  1. polak mały

    Rozmieszczenie tych oddziałów w RFN byłoby w zupełności wystarczające, gdyby w Europie stacjonowały większe siły lotnicze i opl. I te mogłyby być rozmieszczone w Polsce. Przy panowaniu w powietrzu i pod ochroną opl, przerzucenie z RFN kilku setek pojazdów i paru tys. żołnierzy, to bardzo szybka operacja. A ich pozostawanie bez osłony z powietrza, to już hazard. No bo umówmy się - zestawy oparte na Stingerach, to raczej straszak, niż realna ochrona. Przeciwrakietowej nie ma obecnie żadnej. Pociski manewrujące - niewystarczająca. Przeciwko samolotom na wysokim pułapie - niewystarczająca. Z tego newsa widać jednak wyraźnie, że coś się tenteguje w głowach amerykańskich polityków i wojskowych. Mam wrażenie, że USA nadal nie są do końca pewne, jaką rolę w ich polityce ma odgrywać Europa Środkowa. Ze strategicznego punktu widzenia jesteśmy przedpolem "prawdziwej" Europy, z finansowego - no nie można nas oddać Rosji bo zachodnie korporacje stracą mnóstwo kasy, z politycznego - mogliby nas spokojnie oddać i skupić się na obszarach, gdzie mają prawdziwe interesy. I tak wychodzi na to, że w Korei Płd, Izraelu USA wydają konkretną kasę na wzmocnienie ich siły militarnej, a u nas zastanawiają się czy wysłać jakieś marne jednostki, czy nie. Potrzebujemy drugiego Ronalda Reagana - człowieka, który zda sobie sprawę, że na drodze do wielkości USA stoją po pierwsze sowiety (dziś kapitalistyczno-sowiecka Rosja), po drugie Chiny. I do utrzymania hegemonii trzeba oba te kraje trzymać na dystans, co w przypadku Rosji oznacza, że trzeba ją doprowadzić do ruiny i rozpadu na mniejsze państwa. To powinien być plan optimum. Zachód miał podobne dylematy już dwukrotnie - w połowie XIXw., kiedy pwstrzymał ekspansję rosyjską na Bałkanach, po IIw. św, kiedy krótkowzrocznie pozwolił się narodzić sowieckiej hydrze, zamiast poczęstować ją kilkoma bombami atomowymi, co do roku 1949 byłoby całkowicie bezkarne i gwarantowałoby 100% sukces.

    1. box

      Lepsze 2 tys u nas bez oslony z powietrza niz 100tys z oslona za odra. Dla nich oslona jest flaga ameryki na ramieniu a jesli beda u nas to takze dla nas, a z zolnierzy za odra nie mamy w tym kontekscie zadnej korzysci. Oczywiscie sa potrzebni zeby trzymac niemcow pod butem ale to juz oddzielna kwestia

    2. to trochę nie tak

      Nie jesteśmy żadnym przedpolem, buforem czy innym zderzakiem, o którym ciągle trąbi rosyjska propaganda. Niemcy i Francuzi kręcą własne lody i chętnie pozbyliby się wojsk USA. Jest tam wielu polityków którzy są otwarcie prorosyjscy i naiwnie wierzą Putinowi. W tym układzie wyrastamy na jednego z głównych sojuszników USA w Europie.

  2. Zrezygnowany

    Nie patrzmy na Amerykanów, tylko jak swoimi środkami odstraszyć Rosję i każdego przeciwnika w przyszłości. Czy sytuacja, że za pomoc Rosji przy zmuszeniu Chin do klęknięcia i pocałowania dłoni Trampa, Amerykanie wychodzą z Europy Środkowej i zostawiają nas samych jest mało prawdopodobna? A może to my za dwie dekady będziemy prosili Rosję o pomoc przed agresją ze strony \"Kalifatu Niemieckiego\". Tylko Szwecja, Słowacja, może Węgry, Litwa, Łotwa, Estonia, to wszystko co jest realne. Wyciągając wnioski z przeszłości i innych konfliktów, musimy nauczyć się bronić sami. Szwecja jeżeli się zmieni - dzisiaj jest kalifatem. Amerykanie mają na razie interes z chronienia nas przed Rosją, ale to może się zmienić. Czy w Polsce można by wyszkolić terrorystów samobójców - jest to przeciwne naszej religii, natomiast wyobrażam sobie, że wielu Polaków za śmierć rodziny chętnie się tego podejmie, wiem to z autopsji. Może rotacyjnie w Rosji utrzymywać ok 50 turystów, mających ukryte gdzieś w lasach ładunki dużej mocy i w ten sposób stanowić zagrożenie dla agresywnych państw. Może wydać stare kałachy, zastępowane przez Groty - (tych ostatnich zwiększyć produkcję) zamknięte w każdym domu, pod bardzo dużym rygorem, zamknięte na szyfr - podany w chwili wybuchu konfliktu. A na strzelnicach obowiązkowe strzelania dla mężczyzn i kobiet, nauka minowania, uzbrajania zapalników, podłączanie granatu moździerzowego do drona, itp Piszę trochę chaotycznie, ale nie chcę się powtarzać, są tu mądrzejsi ode mnie. Gdyby usiąść i pomyśleć, myślę, że można obrzydzić atak nawet pomimo kiepskiej pomocy ze strony geografii Polski...

  3. java

    A może zamiast lądowych jednostek artylerii rakietowej sprowadzić do Polski (na razie rotacyjnie) jednostki morskie wyposażone w broń rakietową lub (to wariant droższy) jednostki lotnictwa? Osobiście stawiał bym na mix marynarki i sił lotniczych.

  4. Zbigniew

    "Z kolei Zapisy Aktu Stanowiącego NATO-Rosja...." Podpisany traktat z Rosją, jest tyle wart dla Rosji, ile wart jest ten kawałek papieru. Jak szanują swoje podpisy, pokazali na przykładzie Ukrainy a szczególnie Krymu. Zachód powinien pokazać Rosji, że jak oni /ruski/ tak i my. Wówczas ruscy może zrozumieli by że z idiotami nie mają do czynienia. A tak uważają cały zachód za durni.

  5. Kruk

    rozumiem, że Rosja wycofają Iskandery z Okręgu Kaliningradzkiego?

    1. Na Sybir

      ...a dlaczego miała by to zrobić?

    2. kondrad

      Nie rozumiem dlaczego my nie robimy żadnych rakiet. Dlaczego nasza zbrojeniówka zatrzymała się na produkcji fajerwerków na sylwestra? Wydaje się oczywiste że jak nas ktoś rakietami straszy to powinniśmy mieć swoje żeby w razie co oddać.

  6. oooaa

    ZAPAD'17 się jeszcze jak widać nie zakończył pełnym sukcesem... i NATO USA muszą to przyjąć do wiadomości iż istnieje nierównowaga sił w tym regionie i coś z tym pasztetem trzeba porządnie zrobić jak to powiedziała w Tallinie francuska minister iż tu i teraz aby nie doszło do konfliktu trzeba się pokazać iż kosztowne byłoby zaatakować NATO !!! tak więc specnaz tera se ćwiczy... czyli TRZECIA runda - etap ZAPAD'17 nadchodzi... wyparcie wroga czy otwarta inwazja... bo już nie nadążam...

  7. Hubbi

    Szybko uczą się od Ławrowa. Może zrobią tak, a może tak, ale na pewno to nie będzie naruszenie traktatu.

  8. zolnierzyk

    Ale maja problem. Zapisy traktatu mozna latwo obejsc. Przykladowo Polska ma w nim zagwarantowane ze moze posiadac do 130 smiglowcow wsparcia. Obecnie mamy kolo 40. Wystarczy ze Amerykanie "sprzedadza" nam 90 AH-64 za 1$ a potem wynajma je na ćwiczenia za 1$. I mamy zgodnie z zapisami traktatu 130 smiglowcow wojska polskiego na naszym terytorium. Jak sie okaze ze sa niepotrzebne to zawsze mozna je za 1$ sprzedac spowotem do US Army. Tak samo mozna zrobic z pozostalym sprzetem. Nikt przeciez nie zabroni komus sprzedac czolgu za 1$.. kto bogatemu zabroni.

    1. Trufla

      A potem nas WAT I CIT zrujnuje.

  9. Realista

    Traktatami każdy się przejmuje gdy mu się opłaca przejmować. Jeśli się nie opłaca, twierdzi się, że druga strona go złamała. Amerykanie się po prostu targują z Rosją i Niemcami. Jak mawiał Wielki Szu "Patrz na przedstawienie, ale myśl jak się ono ma do samej rzeczy".

  10. ppp

    Widzę, że wzorem szefa MON z Polski, również Amerykanie, najpierw klepią coś nieprzemyślanego, a potem dopiero myślą. Ci przynajmniej maja odwagę przyznać się do błędu.

    1. ZZ

      A może ma to jakiś związek z negocjacjami w sprawie Wisły?

Reklama