Trwa zacięta walka w rosyjskiej elicie władzy. Jej punkt ciężkości przenosi się powoli w obszar działania koncernów energetycznych o czym świadczy spektakularne starcie dwóch najważniejszych osób w branży naftowej- Igora Sieczina i Nikołaja Tokariewa.
Walka w rosyjskiej elicie władzy jest faktem. Są już pierwsze polityczne trupy- były minister obrony Anatolij Sierdiukow i twórca suwerennej demokracji, socjotechnik, Władisław Surkow. Niektórych mocno poobijano tak jak premiera Dmitrija Miedwiediewa, któremu w licznych filmikach internetowych zarzucano niekompetencję podczas wojny z Gruzją, czy w sprawie Libii. Inni jak Dmitrij Rogozin, czy Siergiej Szojgu, który został ministrem obrony, wzmocnili swoją pozycję. Jednak najbardziej spektakularne starcia, których echa można dostrzec w oficjalnych materiałach prasowych, nie dotyczą bezpośrednio Kremla i Białego Domu (siedziba premiera), ale koncentrują się na obszarze kluczowych rosyjskich spółek energetycznych. To one stanowią przecież tylne siedzenie, z której polityczna wierchuszka steruje państwem...
Przeczytaj również: Miedwiediew na celowniku
Powrót Władimira Putina od samego początku naznaczyła walka jego człowieka Igora Sieczina z odpowiedzialnym za kwestie energetyczne wicepremierem Arkadijem Dworkowiczem. Powodem takiego stanu rzeczy było zawłaszczenie energetycznych kompetencji przynależnych rządowi przez powołaną specjalnym prezydenckim dekretem komisję, w której kluczową rolę pełni wspomniany prezes Rosnieftu.
Przełom 2012/13 roku to z kolei początek prób podważenia monopolu dotyczącego eksportu rosyjskiego gazu. Prezesi Rosnieftu i Novateku- Igor Sieczin i Giennadij Timczenko zaczęli gwałtownie atakować prezesa Gazpromu Aleksieja Millera. W chwili obecnej spór ten wyewoluował w żądania podziału gazowego giganta.
Zobacz także: Sieczin gra va banque. Dojdzie do podziału Gazpromu?
Ostatnie dni przynoszą kolejny spektakularny konflikt- tym razem pomiędzy powoli dominującym nad rosyjską energetyką Sieczinem a prezesem Transnieftu Nikołajem Tokariewem. 14 maja Vedomosti zacytowały słowa prezesa Rosnieftu, w którym poinformował on, że firma którą zarządza nie jest przygotowana na sfinansowanie rozbudowy systemu ropociągów, którymi byłyby realizowane dodatkowe dostawy surowca do Chin. „To nie jest nasz problem. Naszym problemem jest płacić za transport”- dodał, kierując wypowiedź wyraźnie pod adres Transnieftu. Riposta była niemal natychmiastowa: "a kto ma zapłacić? Transnieft nie jest firmą usługową Rosnieftu"- odciął się Tokariew. To wyjątkowa sytuacja, w której publicznie wymierzyły sobie razy dwie najważniejsze osoby w rosyjskim sektorze naftowym.
No właśnie, czy aby na pewno wyjątkowa? Walka buldogów pod dywanem przybiera coraz ostrzejsze formy. Czy zdestabilizuje sytuację wewnętrzną w kraju nadwyrężoną przecież po wyborach do Dumy i wyborach prezydenckich masowymi protestami opozycji?
Piotr A. Maciążek
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie