Reklama

Geopolityka

Fot. J.Sabak/Defence24.pl

Polski system obrony przeciwlotniczej „Narew”. Sieciocentryczność i suwerenność eksploatacyjna

”PIT-RADWAR od wielu lat posiada kompetencje, aby być integratorem systemu obrony przeciwlotniczej Narew. W przeszłości już integrował systemy dowodzenia obroną przeciwlotniczą i powietrzną (…) Możemy wykorzystywać rakiety amerykańskie, europejskie – nasz system pozwala na to. Potrzebujemy wtedy albo kodów źródłowych do sterowników, co byłoby najlepsze, zapewniałoby bowiem pełną kontrolę lub samych sterowników.” - mówi w rozmowie z Defence24.pl Dr. Inż. Tomasz Zawada, Dyrektor Biura Systemów Obrony Przeciwlotniczej i Przeciwrakietowej PIT-RADWAR, szef zespołu „Tarcza Polski”.

Juliusz Sabak, Jędrzej Graf (Defence24.pl): W jakiej fazie znajduje się obecnie program obrony powietrznej krótkiego zasięgu „Narew” z perspektywy „Tarczy Polski”?

Dr. Inż. Tomasz Zawada: Tarcza Polski to system obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej składający się z trzech warstw. Warstwy MRAD WISŁA (Medium Range Air Defence) czyli średniego zasięgu, warstwy najniższej VSHORAD (Very Short Air Defence) czyli bardzo krótkiego zasięgu oraz warstwy krótkiej SHORAD, która otrzymała kryptonim NAREW.

Każdy system składa się z radarów, łączności, systemu dowodzenia czyli C2 oraz rakiet. System SHORAD jest bardzo skomplikowany i dlatego każdy z segmentów jest w innej fazie zaawansowania. Praktycznie prace nad urządzeniami cały czas trwają, jednakże formalnie na styku Przemysł-Ministerstwo Obrony Narodowej, nie wyszliśmy jeszcze poza fazę ostatecznego zatwierdzenia wymagań.

Problematycznym jest brak tutaj decyzyjności w Ministerstwie Obrony, które otrzymało dwa lata temu pełną dokumentację koncepcyjną na radary, która formalnie została bez odpowiedzi. PIT-RADWAR wykonuje w ramach prac zleconych przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju do SHORAD trzy rodzaje radarów. Wielofunkcyjny radar kierowania ogniem nazwany NAREW, radar wczesnego wykrywania P18PL oraz radar pasywny wczesnego wykrywania PET/PCL.

W praktyce, jeśli chodzi o radar NAREW, jest on już bardzo zaawansowany. Powstają gotowe elementy, które będziemy łączyć w jedno urządzenie. Podobnie jest w przypadku pozostałych sensorów radarowych P18PL i PET/PCL.

W przypadku wszystkich tych trzech radarów jest jednak jeden, wspólny problem, czyli brak zatwierdzenia przez MON ostatecznych wymagań. Nie możemy, bez dużego ryzyka, zezwolić na produkcję fizyczną kluczowych elementów, gdyż wojsko może zmienić założenia. Budowa prototypu jest bardzo skomplikowanym i kosztownym procesem.  Zmiana założeń w fazie końcowej może spowodować w praktyce zmianę całego urządzenia. Proszę sobie wyobrazić, że jeden radar ma ponad 100 tys. elementów i każda zmiana powoduje konsekwencje techniczne i operacyjne. 

Trzeba też pamiętać, że obowiązuje nas umowa z Narodowym Centrum Badań i Rozwoju (NCBiR), nikt jej na razie jeszcze nie przedłuża, jednak w pewnym momencie będzie prawdopodobnie konieczne jej aneksowanie – właśnie z powodu dotychczasowej ciszy ze strony Ministerstwa. Nawet jeśli jednak miałoby miejsce roczne opóźnienie programu, to nie zagraża ono realizacji całościowego zestawu krótkiego zasięgu „Narew”, bo i tak mamy rok zapasu. Jeśli umowa na zestaw „Narew” zostałaby podpisana w 2017 r., z czasem pierwszej dostawy w roku 2019, to do 2018 r., my musielibyśmy skończyć wszystkie badania prototypów.

Nie można działać "w ciemno", bez określonych wymagań. Rozumiem, że dochodzi się do momentu, w którym MON musi zdefiniować konkretne parametry i wytyczne?

Tak, musi nastąpić zatwierdzenie wymagań, projektu koncepcyjnego, założeń taktyczno-technicznych itp., bo wiadomo jest, że system zrobiony według tych założeń będzie badany pod kątem ich spełnienia. Inaczej nie ma przedmiotu badań. Obawiamy się nieco sytuacji, w której prototyp powstanie na podstawie ustaleń ustnych z wojskiem, po czym armia zmieni koncepcję, każąc zrobić go od nowa.

W ten sposób można zniszczyć dowolny projekt. Armia musi zrozumieć, że budowa radaru to bardzo skomplikowany proces, pochłaniający godziny pracy koncepcyjnej i godziny produkcji, same cykle produkcyjne potrafią trwać bardzo długo. Jest to tak drogie, że w żadnym kraju sprzęt nie stoi w magazynie i nie czeka na kupca. 

A jak przedstawia się sytuacja z pozostałymi komponentami systemu? Zgodnie z tym co Pan wcześniej powiedział Narew to nie tylko radary?

„Narew” to również łączność i system dowodzenia oraz rakiety plus zaplecze logistyczne.

Jeśli chodzi o łączność, to radiostacje R450-C w systemie IP Radio już są, funkcjonują w Wojsku Polskim. Ostatnio robiliśmy też próby radiostacji R450A, także funkcjonujących. W systemie „Narew” zamierzamy wykorzystać ich jeszcze nowsze wersje. Będą one charakteryzować się lepszym działaniem, lepszym zabezpieczeniem transmisji bojowej w czasie rzeczywistym. Radiostacja R450-C musi zapewnić transmisję danych od radaru kierowania ogniem do stanowiska kierowania walką i do wyrzutni w czasie rzeczywistym. Tutaj nasi kooperanci pod naszym kierunkiem, głównego integratora, doskonalą konieczne algorytmy i wprowadzają nowe pomysły.

Jeśli chodzi o stanowiska kierowania walką i dowodzenia, mamy doświadczenia płynące z zestawu  dowodzenia i kierowania walką brygadą rakietową SAMOC, który znajduje się na wyposażeniu Wojska Polskiego. W tym przypadku kontakt z armią mamy bardzo dobry i dlatego doświadczenia z eksploatacji wykorzystamy podczas tworzenia nowego systemu dowodzenia zestawu Narew.

Podstawowym założeniem tych wszystkich prac jest przeświadczenie, że PIT-RADWAR będzie integratorem systemu obrony powietrznej krótkiego zasięgu?

Tak, to bazowa sytuacja wyjściowa. Politycy obiecują, że głównym dostawcą zestawu „Narew” będzie przemysł polski. Mamy do tego kompetencje, potrafimy wykonać w kraju wszystkie konieczne elementy – systemy dowodzenia, kierowania walką, łączności, radary, transport, samochody, ruchome warsztaty remontowo-naprawcze. Nie mamy wyrzutni i rakiety, na te składowe chcemy kupić licencje za granicą. Wiemy, że jest to możliwe, że takie licencje można kupić, ponieważ prowadzimy poważne rozmowy z firmami zagranicznymi.

PIT-RADWAR od wielu lat posiada kompetencje, aby być integratorem systemu obrony przeciwlotniczej Narew. W przeszłości już integrował systemy dowodzenia obroną przeciwlotniczą i powietrzną, a także wyprodukował wielokanałowe artyleryjsko-rakietowe systemy bardzo krótkiego zasięgu, nie tylko dla Wojska Polskiego ale również na eksport. W PIT-RADWAR od dwóch lat istnieje „Biuro Systemów Obrony Przeciwlotniczej i Przeciwrakietowej”, to techniczny zespół „Tarczy Polski”, to wysoce wyspecjalizowani inżynierowie, czołowi wojskowi specjaliści z zakresu obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej, negocjatorzy i doradcy biznesowi.

Razem z MESKO, jako członkowie Konsorcjum PGZ Narew, prowadzimy bardzo długie i wyczerpujące negocjacje. Firmy zagraniczne traktują nas bardzo poważnie, mają dla nas poważne propozycje. Co więcej, dyskutowane są różne możliwości pozyskania rakiety krótkiego zasięgu i różne możliwości jej rozwoju. Nie chodzi tylko o licencję, są również inne propozycje, dla nas – być może – bardziej korzystne niż zakup licencji.

Czy chodzi o współprodukcję, formę kooperacji w zakresie pocisku?

O współprodukcję i projektowanie rakiety. W każdym przypadku dążymy do tego, żeby mieć pełną wiedzę na jej temat. Kody źródłowe oprogramowania, opis algorytmów. Musimy otrzymać pełną wiedzę na temat rakiety, bez względu na to, ile z podzespołów miałoby być produkowane w Polsce. Pełna wiedza jest bardzo istotna dla bezpieczeństwa technologicznego państwa. Jeżeli ją posiadamy, możemy zmieniać całe bloki, nie jesteśmy ograniczeni do jednego producenta. Warunek jest taki, że musimy wiedzieć jak dany komponent funkcjonuje i jakie ma parametry.

Można potem przeprojektować taką rakietę lub rozwinąć ją w nową wersję. Dodatkowo, najbardziej korzystną formą współpracy jest kooperacja międzynarodowa, z tym że realizowana na zasadzie partnerskiej, a nie na zasadzie rynku zbytu. Chodzi o to, żeby produkować i rozwijać pewne rzeczy wraz z partnerem zagranicznym, być elementem kooperacji, dzielić się  kosztami oraz zyskami. Wzięcie udziału w procesie badawczo-rozwojowym jest znacznie lepsze niż kupienie gotowej licencji.

Zapewnia bowiem stopniowy i płynny rozwój technologiczny przy mniejszym wysiłku ekonomicznym. Władze naszego państwa muszą pamiętać, że bezpieczeństwo technologiczne realnie przekłada się na bezpieczeństwo militarne co następnie ma istotny wpływ na bezpieczeństwo polityczne. Dlatego decyzja o zakupie i jego formie ma realny wpływ na funkcjonowanie aparatu państwowego jako całości. Państwo to system naczyń połączonych a we współczesnym świecie ma najistotniejszy wpływ na wszystko właśnie technologia.

Konieczna jest więc trójstronna komunikacja na linii polski przemysł, oferent zagraniczny, MON?

Historia wojen pokazuje, że armia nie istnieje bez rzemieślników. Wojsko walczy tym, co otrzymuje od własnych producentów. W XX wieku okazało się, że jednak broń może ulec wyłączeniu. Wiedza na temat broni znajduje się wśród konstruktorów. Dlatego MON musi traktować nas nie jako petentów, ale jako swoich sojuszników i partnerów, bo razem odpowiadamy za system bezpieczeństwa państwa i musimy od siebie wymagać.

Jego przedstawiciele dość często ulegają, chyba, złudzeniu, że najlepiej jest kupić gotowy produkt, z którym nie będzie żadnych kłopotów. Prawnych kłopotów nie będzie, jednakże każdy sprzęt się psuje, szczególnie tak skomplikowane systemy.

Ministerstwo skorzystałoby najbardziej, gdyby produkt kupowany był wespół z polskim przemysłem zbrojeniowym. Tak, by przemysł ten mógł produkować dany system i dysponował na jego temat pełną wiedzą i kontrolą. Chodzi o to, by w kupowanych systemach nie było żadnych „czarnych skrzynek” – wtedy moglibyśmy to realnie, jako przemysł krajowy, serwisować, modernizować i rozwijać. Tylko takie rozwiązanie, bez tzw. czarnych skrzynek, zapewnia suwerenność eksploatacji uzbrojenia.

Wspomniał Pan o rozmowach z partnerami zagranicznymi, mówiąc że są one owocne i napawają optymizmem. W przypadku takiej współpracy przy współprojektowaniu rakiety, jaki jest horyzont czasowy od rozpoczęcia prac do finalnego zakończenia takiego projektu? Czy opracowanie i późniejsze wdrożenie takiego efektora to kwestia roku, kilku lat, dekady?

O dekadzie można byłoby mówić, gdybyśmy robili to sami, bez partnera zagranicznego. Około dziesięć lat, gdybyśmy dysponowali środkami rzędu trzech miliardów dolarów.

Rakieta to bardzo skomplikowany system, który nie jest łatwo zaprojektować. Proszę zauważyć, że producentów rakiet w przypadku średniego zasięgu jest naprawdę niewielu, podobnie jest w krótkim zasięgu.

W przypadku współpracy z partnerem zagranicznym, czas potrzebny na wdrożenie produkcji seryjnej na bazie pozyskanej licencji wynosi trzy, cztery lata – a to już horyzont czasowy,  który MON zaakceptuje. Celem Konsorcjum PGZ-NAREW jest zakup licencji lub udział w sfinansowaniu oraz rozwoju nowej wersji rakiety krótkiego zasięgu, ale tak, by jej produkcja ruszyła za cztery lata w MESKU. 

Pierwsze rakiety mogłyby trafić do nas z zagranicy, ponieważ wyszkolenie kadry inżynierskiej i produkcyjnej jest czasochłonne. Produkcja krajowa początkowo działałaby na zasadzie montażu z gotowych części. Kiedy już opanowany zostałby ten etap, równolegle uruchomiona  zostałaby produkcja licencyjna bloków i podzespołów leżących w zakresie naszych zainteresowań. Mając uruchomioną produkcję komponentów, robimy montaż finalny, a – w końcu – dostarczamy także  komponenty zaprojektowane w Polsce i wyprodukowane na polskiej dokumentacji. Jeśli jest gdzieś jakieś opóźnienie, mamy problem z uruchomieniem produkcji jakichś części, to akurat te kupujemy gotowe od producenta zagranicznego. Ryzyko ograniczamy całkowicie. Zależy nam bardzo, by wojsko otrzymało wszystko na czas.

Jeśli produkcja nie zostałaby uruchomiona w odpowiednim czasie, do polskiego przemysłu trafiło by mniej pieniędzy. Będzie to, wtedy, wina zakładów zbrojeniowych. Wojsko nie straci nic, na żadnym etapie – w razie potrzeby czy to komponenty, czy nawet całe rakiety zostaną ściągnięte od producentów z zagranicy. Uruchomimy produkcję, a jednocześnie nasze zespoły konstruktorów i inżynierów będą pracować ze swoimi kolegami z zagranicy,  gdzie będą się uczyć i przejmować technologię. Wszystko trwałoby w tym samym czasie, równolegle. I wdrożenie do produkcji, i uruchomienie produkcji podzespołów, i kształcenie kadry inżynieryjnej.

Po dziesięciu latach będziemy dysponować odpowiednią wiedzą i możliwościami, dzięki którym będziemy mogli samodzielnie zaprojektować i produkować nową wersję rakiety. Powstawałaby ona na dokumentacji polskiej, siłami polskich inżynierów, choć na bazie licencyjnej. Oczywiście, nie wyklucza to dalszej współpracy z partnerem zagranicznym, jeśli byłaby ona korzystna. Współpraca międzynarodowa zawsze jest korzystna od samodzielnego robienia całości projektu, jeśli tylko oparta jest na zasadzie partnerskiej, a nie na zasadzie rynku zbytu.

Sam montaż rakiety z gotowych bloków nie jest współpracą partnerską. Montaż finalny natomiast musi być realizowany na terenie kraju, ze względów serwisowych. Wiadomym jest, że w MESKU już powstało centrum paliw rakietowych. Stworzono je od zera w ciągu dziesięciu lat. Nic nie stoi na przeszkodzie, by przeskalować je do potrzeb większych rakiet. MESKO ma doświadczenia z produkcji rakiety bardzo krótkiego zasięgu „Grom”, robi teraz nowszą wersję o nazwie „Piorun”. Ma doświadczenie w zakresie autopilotów, głowic podczerwonych i produkcji rakiet przeciwpancernych Spike. Umie produkować głowice bojowe różnego rodzaju, z różnych materiałów wybuchowych, ma do tego maszyny do obróbki materiałów kruszących. Potrafi te głowice wybuchowe formować, umie robić paliwa, korpusy.

Jak widać, część doświadczeń i wiedzy już mamy. Teraz, w ramach kupna licencji na produkcję rakiety, nabylibyśmy, po prostu, nowe doświadczenia, jeszcze nam brakujące.

Jeśli wraz z kupnem licencji otrzymuje się laboratoria badawcze, oprogramowanie badawcze, laboratoria do testowania urządzeń, wtedy ma się pewność, że kontroluje się daną rakietę, nawet jeśli się w niej coś zmieni, można to sprawdzić w laboratorium symulacyjnym. Przykładowo, jak działa po zmianie oprogramowania. Wiemy, czy działa dobrze czy źle, bo coś zepsuliśmy. Wtedy dopiero panuje się nad taką rakietą, ma się świadomość jej możliwości i ograniczeń.

Dysponując takimi laboratoriami, można sprawdzić każde założenie badawczo-rozwojowe, każdą zmianę w oprogramowaniu, czy to walki radioelektronicznej, czy to autopilota, czy to naprowadzania. Nie ponosi się wtedy dużych kosztów, a na poligonie przeprowadza strzelania wtedy, gdy jesteśmy praktycznie pewni, że wszystko działa w odpowiedni sposób. Można też zatrudnić młodych ludzi, można ich wykształcić. Oni potem w tych laboratoriach będą wzbogacać naszą wiedzę na temat rakiet. I leży to w zakresie możliwości finansowych naszego kraju. Państwa o podobnym poziomie dochodu narodowego lub biedniejsze od Polski rozwijają technologie rakietowe. Jeśli nic się nie zmieni, to prześcigną nas inne kraje, biedniejsze od naszego.

Skoro jesteśmy przy zagadnieniu współpracy międzynarodowej, zapytajmy jakie są koszty. Ale też, na ile szacowana jest wartość programu "Narew" i całej jego "otoczki"? Wiadomo bowiem, że program tego rodzaju, pozyskanie nowych technologii, generuje rozwój w innych, pokrewnych dziedzinach. Czy znana jest choćby szacunkowa wartość tego rozwoju?

Wartość wstępna kontraktu nie jest tajemnicą, w planach modernizacji jest na to przeznaczone ok. 10 miliardów złotych. W praktyce wiadomo, że będą to większe środki, gdyż po pierwszych zestawach będą też następne, dojdą koszty eksploatacji i uzupełniania rakiet wystrzeliwanych na poligonach do celów pozorowanych podczas ćwiczeń. 10 miliardów złotych zaplanowano w programie modernizacji technicznej wojsk na samo pozyskanie tych zestawów, na ich zakup. Specjaliści wiedzą jednak, to jest zresztą oficjalne stanowisko NATO opublikowane w dokumentach Sojuszu, że pozyskanie sprzętu i prace badawczo-rozwojowe stanowią jedynie od 30 do 40 procent wszystkich kosztów w czasie eksploatacji systemu, czyli około 30 lat.

Reszta to utrzymywanie, serwisowanie i dalsza modernizacja. Wynika z tego, że wydamy na pozyskanie 10 miliardów złotych, a w praktyce będzie to trochę więcej, bo radary i inne urządzenia są finansowane z innych źródeł i będą też kupowane z innego budżetu, chodzi o sumę rzędu miliarda lub dwóch. Łatwo więc obliczyć, że łączny koszt programu będzie wynosił w ciągu tych 20, 30 lat około 30-40 miliardów złotych. 

Gdyby "Narew" była polska, większość tych pieniędzy zostałaby w kraju i - przede wszystkim - dawałaby wojsku suwerenność eksploatacji, która jest absolutnie kluczowa. Przemysł zbrojeniowy na całym świecie istnieje dlatego, by produkować broń dla własnej armii. Przemysł zbrojeniowy to nie są fabryki, które działają w oparciu o wolny rynek ekonomiczny. Broń jest, niestety, związana z polityką państwa. Nie można jej sprzedawać komu się chce, nie handluje się nią na wolnym rynku. Na całym świecie głównym powodem istnienia fabryk zbrojeniowych nie jest zysk. Powodem tym jest zabezpieczenie uzbrojenia dla armii.

Gdyby więc „Narew” była polska, to przez te 30 lat nasza armia miałaby suwerenne uzbrojenie, serwisowane i modernizowane przez przemysł krajowy, w pełni kontrolowane. Jednocześnie, ponieważ dużo rzeczy niezbędnych do produkcji systemu byłoby produkowanych w Polsce, to wartość dodana w naszym kraju byłaby znacząca. Rozwiązanie takie byłoby znacznie korzystniejsze dla gospodarki narodowej, niż kupienie tej broni od sprzedawcy zagranicznego. Z tym wiązałoby się, przypomnę, przetransferowanie za granicę w okresie około 30 lat ponad 30 miliardów złotych. Te pieniądze trafiłyby do krajów znacznie bogatszych od naszego, gdyż one starają się produkować u siebie maksymalnie dużą liczbę komponentów.

Wbrew pozorom, prace badawczo-rozwojowe i wdrożenie produkcji są najtańszym sposobem pozyskania uzbrojenia, nie najdroższym. Zdecydowanie najdroższym rozwiązaniem jest kupno gotowego systemu, serwisowanego potem poza granicami kraju. Trzeba, wobec tego, pracować w kraju. Zatrudnić młodych inżynierów, którzy na całym świecie są motorem napędowym wszelkich przełomowych projektów. Starsi konstruktorzy, tacy jak ja i moi koledzy, przekazują im doświadczenie i wiedzę, opiekują się nimi, natomiast młodzi ludzie przynoszą znajomość nowych technologii, nie mają żadnych ograniczeń, są głodni sukcesu, chcą czegoś dokonać.

To jest siła, która tworzy nowe. Tak powstają nowe rozwiązania technologiczne. Ocenia się, że do powstania nowej technologii potrzeba dziesięciu lat, kolejne dziesięć lat wynosi średni okres jej życia. System „Narew” jest szansą na takie nowe technologie dla przemysłu zbrojeniowego, może być kołem zamachowym. Może pozwolić na zatrudnienie i wykształcenie młodych ludzi. Może oznaczać dwadzieścia, trzydzieści lat rozwoju dla przemysłu, suwerenność eksploatacji dla wojska, które będzie dysponować wiedzą na temat wykorzystanych algorytmów, może na nie wpływać, może przekazywać zmienione wymagania taktyczne i inżynieryjne, które nasi inżynierowie będą mogli wprowadzać w tajemnicy, tak by poza granicami nie wiedziano dokładnie, nad czym pracujemy.

Nawet w przypadku kooperacji z partnerem zagranicznym, to tylko my, Polacy, dysponowalibyśmy pełną wiedzą na temat zmian wprowadzonych w oprogramowaniu. Sprawdzenie poprawności działania zmian możliwe byłoby w laboratoriach. Nikt nie mógłby nam powiedzieć, że coś tam nadpisaliśmy w kodzie i teraz rakieta nie działa. Nie będzie takiego niebezpieczeństwa, jeśli będziemy dysponować laboratoriami i wykształconą kadrą. Wtedy możliwe będzie testowanie zmian w warunkach laboratoryjnych, a ostatecznie poligonowych.

Trzeba pamiętać, że koszt wykształcenia w Polsce inżyniera GUS ocenia na 163 tysiące złotych. Koszt studiów wyższych to około 100 tysięcy złotych. Humanisty około 50 tysięcy, specjalisty niższego szczebla, po szkole średniej, około 30 tysięcy. I teraz pamiętajmy o blisko trzymilionowej emigracji. Łatwo sobie policzyć, jak dużo nas ona kosztowała. Podobnie jest w przypadku kupna gotowego sprzętu, a nie jego rozwijania w kraju. To tak, jakbyśmy wysłali za granicę biliony złotych. 

Robimy w ten sposób prezent gospodarkom zagranicznym, odpływa od nas najlepsza kadra. Przypomnę – przy cenie 12 miliardów złotych za system „Narew”, przy uwzględnieniu podanych przez NATO kosztów eksploatacji i modernizacji, te 30 miliardów wypływa z kraju. Co najmniej 50, może 60% tych środków mogłoby pozostać w Polsce. Część rzeczy, oczywiście, kupowalibyśmy poza granicami kraju, w ramach kooperacji, bo to jest korzystniejsze, ale te 50 czy 60%, a może nawet więcej, z uwagi na rosnące kompetencje, mogłaby pozostać u nas. 

Panie dyrektorze, cały czas obracamy się wokół tych pojęć "Wisła", "Narew",  natomiast z nieoficjalnych informacji wiemy, że wśród siły politycznej która może przejąć władze po zbliżających się wyborach parlamentarnych nie ma zgody na temat wyglądu przyszłościowego systemu obrony powietrznej. Pojawiają się głosy podważające sens podziału "Wisła", "Narew”. Czy jako „Tarcza Polski”, szerzej – jako polski przemysł - jesteście przygotowani do zmiany konfiguracji i, de facto, budowy systemu w pełni sieciocentrycznego poprzez budowę komponentów, a nie budowania oddzielnych pięter obrony. Jak te wszystkie prace w ramach "Narwi" miałyby się do scenariusza zakładającego budowę systemu zintegrowanego?

Od początku mówiliśmy i mówimy, że „Narew” jest systemem sieciocentrycznym o otwartej architekturze. Również „Wisła”, którą proponowaliśmy razem z partnerem zagranicznym, była systemem sieciocentrycznym o otwartej architekturze. Co więcej, nasz system "Narew" będzie zrobiony tak, by można było podłączyć do niego dowolną rakietę naprowadzaną inercjalnie. Może to być rakieta średniego zasięgu, krótkiego - nie ma to znaczenia. Cały system będzie uniwersalny, różnica będzie tylko w rakiecie i radarze kierowania ogniem.

Należy zauważyć, że inny radar stosowany jest do kierowania ogniem do warstwy krótkiej, inny do warstwy średniej. Inne są też rakiety. Różnice w rakietach i radarach wynikają z przyjętych założeń – nawet w systemie sieciocentrycznym chcemy, żeby warstwa krótka była bardziej mobilna, ruchliwa, dostosowana lepiej do niszczenia celów nisko lecących, a warstwa średnia skuteczniej zwalczała cele lecące wysoko i by miała większy zasięg. Z zasięgu rakiet wynikają ich gabaryty. Większy zasięg wymusza większą masę, nikt bowiem nie wymyślił dotąd nowego paliwa rakietowego lżejszego o rząd wielkości od obecnie stosowanych.

W przypadku zestawu krótkiego zasięgu chcemy, by był on uniwersalny, tzn. zapewniał osłonę mobilnym pododdziałom zmechanizowanym wojsk lądowych, manewrujących położeniem w trakcie walki. Konieczne jest, by mógł szybko się zwinąć, pojechać za pododdziałami zmechanizowanymi, następnie szybko się rozwinąć i wejść do walki, po czym ponownie szybko się zwinąć. Stąd wynikają pewne różnice. Zgodnie z naszą koncepcją stanowisko dowodzenia, stanowisko kierowania walką, łączność będą elementami kluczowymi, które będzie można stosować i do warstwy krótkiego zasięgu i do warstwy średniego zasięgu.

Systemy te będą dysponować trzema rodzajami łączności. Łączność w ruchu, bojową, zapewniać będą anteny prętowe. Wykorzystując je możliwe będzie szybkie manewrowanie za pododdziałami zmechanizowanymi, zatrzymanie się, podniesienie wyrzutni i strzał. Ten sam system ma możliwość zainstalowania łączności dalekosiężnej z wykorzystaniem mobilnego węzła łączności – wtedy jednak zajmuje to już trochę czasu. Mobilny Węzeł Łączności musi być wcześniej rozłożony do pracy bojowej np. przez grupę rekonesansową, która wykonuje rozpoznanie terenu.  Grupa rekonesansowa musi pojechać na wybrane wcześniej stanowisko, dokonać jego oceny. Kiedy stwierdzi, że stanowisko jest odpowiednie, rozstawi tam mobilny węzeł łączności. Wtedy nasz system, zajmując położenie bojowe, znajdzie się już w zasięgu oddziaływania tego mobilnego węzła łączności, mowa tu o łączności na odległościach do 30 i więcej kilometrów.

Oznacza to, że taka konfiguracja sprzętu może służyć jako zgrupowanie obrony powietrznej, pracując także w ugrupowaniu warstwowym tzw. MEZ, czyli Missile Engagement Zone, co można przetłumaczyć jako strefę obrony rakietowej, gdzie możemy mieć warstwę średniego, krótkiego i bardzo krótkiego zasięgu  dysponując łącznością o dużym zasięgu. Jednocześnie i zestaw "Narew" i "Wisła"  może pracować na łączności krótkiego zasięgu, opartej na antenach prętowych i burtowych. Zestaw może wtedy szybko manewrować.

Cały system, od początku, był projektowany jako sieciocentryczny. Oznacza to, że możemy dostawić do niego dowolną rakietę, wykorzystując to samo stanowisko kierowania walką. Możemy wykorzystać rakiety zarówno krótkiego, jak i średniego zasięgu. Możemy użyć radaru krótkiego i średniego zasięgu.

Ale możemy też mieć wysokomanewrową warstwę krótkiego zasięgu z wielofunkcyjnym radarem kierowania ogniem krótkiego zasięgu, ruchliwym, który po podniesieniu anteny będzie widział cele nisko lecące, ale bliżej. I możemy też mieć warstwę tzw. średniego zasięgu, z radarem, dalekiego zasięgu, trochę cięższym, który widzi wyżej i dalej - taka jest teoria obrony powietrznej i przeciwlotniczej na całym świecie. Po to jest ona podzielona na warstwy, technika stawia bowiem pewne ograniczenia. Natomiast obie te warstwy są sieciocentryczne, wymieniają ze sobą informacje.

Nawet jeśli zrobimy strefę obrony rakietowej, to tam zawsze będzie dwuszczeblowy system kierowania walką, a jedno stanowisko kierowania walką będzie kierowało walką całego ugrupowania, i średniego, i krótkiego i nawet bardzo krótkiego zasięgu. To jest to, co w pytaniu określone zostało jako sieciocentryczność. Wtedy, w przypadku prowadzenia wrogiego nalotu na różnych wysokościach, wszyscy wiedzą, do którego celu prowadzą ogień. Zestawy średniego zasięgu do celów wysoko lecących, do pocisków balistycznych, zestawy krótkiego zasięgu do tych, które lecą tuż nad drzewami. Takie cele nie są zwalczane przez zestawy średniego zasięgu, bo one "widzą" dopiero od pewnej wysokości w górę, dysponują za to możliwościami antybalistycznymi. To podstawy obrony przeciwlotniczej.

Tylko te systemy muszą móc ze sobą współpracować...

Dokładnie. Dziś możemy to zrobić bez żadnych problemów, tym bardziej, że nasza koncepcja zakłada, że ta sama kabina kierowania walką może obsługiwać różne rakiety, pod warunkiem że są one naprowadzane inercjalnie. Podkreślam to jeszcze raz, ponieważ jest to szalenie istotne. Rakieta kiedy jest przypisana do radaru kierowania ogniem i całkowicie od niego zależna powoduje, że system staje się ograniczony i zamknięty.

Rakieta naprowadzana inercjalnie nie potrzebuje radaru śledzącego, nie porusza się w wiązce radarowej, tak jak rakieta naprowadzana komendowo, tylko startuje z wyrzutni schowanej gdzieś w lesie, bez widoczności celu, co pewien czas dostaje informacje o położeniu celu, z wielofunkcyjnego radaru kierowania ogniem, który pracuje w zakresie kata 360 stopni..

Jak rozumiem, wszystkie proponowane nam rakiety są kierowane inercjalnie?

Tak, są naprowadzane inercjalnie. Mówimy o nowoczesnych rakietach, bo chcemy zrobić skok technologiczny, przełom. Nie mówimy tu o systemach starych, naprowadzanych komendowo.

Poradzieckich…

Czy amerykańskich, bo na przykład Patriot jest naprowadzany komendowo.

Rozumiem, że w wariancie oparcia całego systemu o łączność „Narwi”, cała koncepcja „Wisły” zostałaby zredukowana o pewne elementy?

System łączności w "Wiśle", jeśli Amerykanie dotrzymają słowa, będzie taki sam jak w "Narwi", bo łączność będzie polska. Nie będzie w ogóle tego problemu. Natomiast integracja "Wisły" z "Narwią" będzie tak daleko posunięta, na ile pozwolą Amerykanie. Nasz system "Narew", będzie działał tak, że będzie do niego można podłączyć każdą rakietę średniego zasięgu naprowadzaną inercjalnie. Co więcej, dzięki otwartej architekturze nie będziemy zawsze musieli korzystać z wielofunkcyjnego radaru kierowania ogniem "Narew". Można będzie wykorzystać dowolny inny radar w ugrupowaniu - warunek jest taki, żeby był odpowiednio dokładny. Nawet jeśli będzie mniej dokładny, rakietę też będzie można wystrzelić, tylko najwyżej strefy rażenia się zmniejszą.

To jest zestaw w pełni sieciocentryczny - umożliwia użycie dowolnego, odpowiednio dokładnego radaru do naprowadzania rakiety, np. z sąsiedniej jednostki ogniowej lub baterii. Jeżeli jest mniej dokładny, zmniejszają się strefy rażenia, ale nadal możemy przeciwdziałać poczynaniom nieprzyjaciela. Natomiast system komendowy, wykorzystywany poprzednio, w przypadku zniszczenia specjalnie dla niego zaprojektowanego radaru kierowania ogniem był bezbronny, rakiety były bezużyteczne na wyrzutniach.

Dodam jeszcze, że my możemy korzystać nawet z danych radaru kierowania ogniem średniego zasięgu, jeżeli tylko będzie on pracować. Tak wygląda sieciocentryczność w praktyce, polegająca na wykorzystaniu odpowiednio dokładnych radarów ugrupowania. Nie musimy wówczas włączać własnego. Jeśli nasz radar kierowania ogniem zostanie zniszczony, korzystamy z innego. Sieciocentryczność polega też na tym, że każdy węzeł sieci jest retranslatorem. Jeżeli któraś z radiostacji zostanie zniszczona i nie zapewnia łączności, to inne węzły, które są retranslatorami, tak jak komórki w telefonii komórkowej, zapewniają jej utrzymanie. To jest ta pełna sieciocentryczność.

Radiostacje, o których wcześniej mówiłem, mają taką funkcję, zapewniają łączność bojową w czasie rzeczywistym z tak małymi opóźnieniami, że retranslacja jest możliwa. Co więcej, te radiostacje wykorzystują technologię Software Defined Radio, czyli oprogramowanie można zmieniać, można je modernizować. To architektura otwarta, zarówno pod względem rozwoju oprogramowania, jak i pod względem konfiguracji - dziś kupujemy rakietę taką, za pięć lat wojsko mówi, że chce jeszcze inną. Nie będzie to problemem, wystarczy ją kupić. Nie ograniczamy się do producenta jednej rakiety. Mamy system otwarty, nic nie jest zamknięte, nic nie jest przesądzone.

Możemy wykorzystywać rakiety amerykańskie, europejskie – nasz system pozwala na to. Potrzebujemy wtedy albo kodów źródłowych do sterowników, co byłoby najlepsze, zapewniałoby bowiem pełną kontrolę lub samych sterowników. Rakietę do systemu podłącza się tak, jak drukarkę do komputera. Wgrywa się sterowniki, oprogramowanie ją zaczyna widzieć, ma bibliotekę do wyliczenia stref rażenia i startu i na tej podstawie już można wyliczyć rozwiązanie ogniowe, czyli przydział rakiety do konkretnego celu.

Konkluzja jest taka. Sieciocentryczność, to możliwość używania wszystkich zasobów będących w danym ugrupowaniu, które są spięte siecią łączności, w dowolnej konfiguracji bojowej. Oznacza to, że Stanowisko Kierowania Walką z danej Jednostki Ogniowej (JO) może używać dowolnych rakiet w ugrupowaniu np. z sąsiedniej JO lub baterii, z warstwy średniego lub krótkiego zasięgu. To samo dotyczy radarów. Żeby odpalić rakietę z wyrzutni trzeba mieć odpowiednio dokładną sytuacje radiolokacyjną, nie ważne z jakich radarów. Sieć łączności jest również konfigurowana dynamicznie. Każdy element ugrupowania zawierający radiostację do łączności bojowej, może być węzłem sieci, który działa jak przekaźnik zapewniając retranslację sygnału. W przypadku utraty jednego węzła, inne węzły w ugrupowaniu starają się przejąć jego zadania, zapewniając podtrzymanie łączności

Czyli wracamy do suwerenności eksploatacji...Wielokrotnie użył Pan tego pojęcia, natomiast dotąd go nie zdefiniowaliśmy.

Suwerenność eksploatacji to gwarancja użycia uzbrojenia przez polskie wojsko zawsze, w każdym czasie. To zdefiniowana w czasie naprawa, na przykład ośmiogodzinna gotowość bojowa. Oznacza to, że usterka usuwana jest realnie w osiem godzin. Ale suwerenność eksploatacji to nie tylko posiadanie części zamiennych, możliwość błyskawicznej naprawy. Suwerenność eksploatacji oznacza, że mamy pewność, że system nie zawiera żadnych blokad, że nikt nie wyłączy nam uzbrojenia sygnałem z satelity, że nikt nie obezwładni rakiety sygnałem zdalnym. Jesteśmy wówczas pewni, że nie dojdzie do sytuacji, w której rakieta zmierzająca do wrogiego samolotu eksploduje z dala od niego, bo otrzyma sygnał wykonania samodestrukcji.

Suwerenność eksploatacji to również możliwość zmian w oprogramowaniu rakiety. Zarówno zmian w naprowadzaniu, w autopilocie, jak i w algorytmach do walki radioelektronicznej. Pojawiają się głosy, że w Polsce nie wiemy, w jaki sposób nieprzyjaciel zakłóca działanie systemów przeciwlotniczych. Każde państwo ma wywiad wojskowy i cywilny. I w kompetencjach tych wywiadów leży zdobywanie informacji na ten temat. Mając odpowiednie dane, nasi inżynierowie mogą przeprogramować rakiety w magazynach. Ocenia się, że każda wyprodukowana broń po pięciu latach nie jest już tajemnicą dla nieprzyjaciela. Wie on jak jest zbudowana, jakie ma algorytmy, opracował metody jej obezwładniania. Przed atakiem podwiesza zasobniki walki radioelektronicznej, zakładając, że metodą zakłócania, walki radioelektronicznej zdoła obezwładnić system obrony przeciwlotniczej przeciwnika.

Tylko, że my - wiedząc o tym - w czasie "W" lub w czasie podwyższonego napięcia, w tajemnicy możemy przeprogramować wszystkie rakiety i elementy systemu na algorytmy, które są dostępne tylko w czasie wojny, o których mało kto wie. Tego rodzaju algorytmy mogą leżeć zamknięte w sejfach. Tego rodzaju zmiana oprogramowania zaskoczy nieprzyjaciela, dysponującego nieprzydatnymi zasobnikami, działającymi w oparciu o zdezaktualizowane informacje. Historia wojen wielokrotnie zanotowała podobne przypadki, gdy zakłócenia okazywały się nieprzydatne lub po oddziaływaniu nieprzyjaciela druga strona, wiedząca już jak nieprzyjaciel zakłóca działanie jej systemów, wymieniła bloki w stacjach naprowadzania rakiet, czyniąc je odpornymi na zakłócenia.

Kupując produkt "z półki" nie mamy takiej możliwości?

Nie mamy, chyba że wraz z gotową rakietą kupimy kody źródłowe oprogramowania, algorytmy, przeszkolenie ludzi, laboratoria do symulacji działania rakiety metodą sprzętowo-komputerową (ang. Hardware in The Loop). Czyli takie, w których do badań symulacyjnych wykorzystują nie tylko komputery, ale również rzeczywiste podzespoły rakiety. Wtedy dysponujemy suwerennością i mamy takie możliwości. Dziś na rynku uzbrojenia nikt nie kupuje już tak drogich, gotowych urządzeń mających wpływ na strategię obronną państwa. Wszyscy kupują broń i wiedzę na jej temat, by uniknąć „czarnych skrzynek”.

Czytałem kiedyś, że jedno z państw arabskich, kupiło F-16 pod warunkiem otrzymania kodów źródłowych. Podobno je otrzymali. Powiedzieli prostą rzecz - nie wiemy co się stanie, kiedy przekroczymy granicę jakiegoś państwa, czy samolot nadal będzie działać. Musimy to wiedzieć, musimy mieć kody źródłowe oprogramowania i algorytmy. Jak widać, można na ten temat negocjować, trzeba tylko chęci. W przeciwnym wypadku skończy się tak, jak podczas wojny w Iraku, kiedy część samolotów nie wystartowała z powodu rozmaitych blokad. Podobnie było w Gruzji, kiedy drony zostały przechwycone przez drugą stronę. Suwerenność eksploatacji oznacza, że to my panujemy nad uzbrojeniem. Dobrym dowodem jest zestaw „Newa”. Zrobiono go, praktycznie, od nowa.

Cały jest cyfrowy, z rosyjskiej techniki analogowej zostało naprawdę niewiele. Dlaczego? Bo kiedyś Rosjanie przekazali pełną wiedzę na temat systemu, z dokumentacją prawie konstrukcyjną, wyszkolili specjalistów. Ci ludzie, mając odpowiednią wiedzę, mogli zaprojektować i wyprodukować cyfrowy zestaw rakietowy. Podobnie można byłoby zrobić z nową „Narwią”, jeżeli byłby to polski system. Panowalibyśmy nad rakietami, gdybyśmy kupili licencję z prawem do rozwoju, z pełną wiedzą na jej temat.

Proszę zwrócić uwagę, że rakiety są sprzedawane nie tylko do Polski, ale też do innych państw. Nawet jeśli ktoś nie kupił kodów źródłowych, może zrobić deasemblację, rozebrać tą rakietę, dane mogą trafić do obcego wywiadu wrogiego nam państwa. Takie rakiety z całą pewnością zostaną rozpracowane w ciągu pięciu lat. I wtedy nie możemy zrobić już nic. Wiemy tylko, że ta rakieta nie jest już aktualna. Weźmy historię na Bliskim Wschodzie.

W 1973 r. po raz pierwszy użyto bojowo, w Egipcie, zestawów rakietowych Kub, przez co Izraelczycy ponieśli olbrzymie straty, w ciągu kilku godzin stracili dziesiątki samolotów i przestali latać. Wtedy Izrael stwierdził, że za wszelką cenę musi obezwładnić radziecką obronę przeciwlotniczą. Wydano na to duże pieniądze. Po 9 latach walki w dolinie Bekaa pozwoliły stwierdzić, że im się to udało. Ale zabrało to dziewięć lat, wymagało dużych środków finansowych, roku ćwiczeń nad pustynią Nagev, gdzie dokonywano nalotów na pozorowane pozycje nieprzyjaciela, takie jakie były w dolinie Bekaa. Stosując najnowszą technologię, Izraelczykom udało się obezwładnić system obrony - bo druga strona go nie rozwijała. I tak, w 1973 r. systemy te były najnowocześniejsze, zaskoczyły Izraelczyków i Amerykanów. Już sześć lat później nie były zaskoczeniem, już były rozpoznane.

W dolinie Bekaa Izrael odniósł zwycięstwo, przy użyciu olbrzymiej przewagi technologicznej, ilościowej, szkoleniowej. Jednak te same Kuby jeszcze w Iraku, jeśli działały w mądrym systemie dowodzenia, jeśli włączały radary tuż przed odpaleniem rakiet, potrafiły zestrzelić amerykańskie Hornety (F-18) i samoloty szturmowe A10. Oznacza to, że nawet wówczas system ten był groźny, jeśli tylko wykorzystywano go w mądry sposób, gdy obsługa znała jego możliwości, dysponowała pełnią wiedzy na ten temat. Tak samo jest z systemami współczesnymi. Jeśli my go kupimy, to w dniu zakupu będzie nowoczesny, zaskoczy wroga. Za sześć lat nie będzie jednak już dla niego żadną niespodzianką.

Natomiast, w przypadku suwerenności  eksploatacji, mamy te kody źródłowe, te algorytmy, sami je doskonalimy, sami je zmieniamy, sami przeprogramowujemy elementy uzbrojenia. Jeśli chce się mieć sprawną, skuteczną armię, to trzeba mieć sprawny, skuteczny przemysł obronny - przynajmniej w dziedzinach strategicznych dla obrony państwa, a obrona powietrzna jest taką dziedziną, bo decyduje o przetrwaniu państwa. Nie da się kupić, utrzymać wolności za darmo. Nie można mieć armii za darmo, bez przemysłu zbrojeniowego. To kosztuje, ale ten własny przemysł zbrojeniowy kosztuje znacznie mniej gospodarkę narodową, niż kupowanie broni za granicą za olbrzymie pieniądze. Dla gospodarki narodowej jest zawsze taniej, kiedy coś zrobi się w kraju, bo ta wartość dodana jest wytworzona w kraju i w nim pozostaje.

Dziękujemy za rozmowę.

Juliusz Sabak, Jędrzej Graf

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (26)

  1. WARS

    padlo tu stwierdzenie o "obcym wywiadzie"...a niby jaka jest gwarancja, ze takowy juz nie dziala w RADWARZE ?...niestety w Polsce jest jeszcze MASA pro-sowieckich slugusow ! Najmniej dotyczy ten problem USA(choc tez istnieje), bo i Niemcy i Francja sa "przesiakniete"...

  2. Hammer

    Kody źródłowe. Ot i najwazniejszy mały szczególik. USA sprzedając swój towar nie udostępnia kodów źródłowych (z małymi wyjątkami) jednym slowem panowie USA rzadzi frajerami....! Gen. Skrzypczak o tym mówil ws. F16.

    1. BUBA

      O ograniczeniach w dostępie do technologii Amerykanów mądrzy ludzie mówili przed przetargiem na WSB, przed przetargiem na Wisłę. Gdy politykom zależy na nie rozwijaniu technologii lotniczych lub rakietowych to co można poradzić?

  3. say69mat

    @sejm.gov.pl: Zapytanie nr 8545 do ministra skarbu państwa w sprawie zachowania delegacji Polskiej Grupy Zbrojeniowej na targach uzbrojenia w Brazylii Ważnym zadaniem stojącym przed krajowym przemysłem obronnym jest ekspansja na rynkach zagranicznych. W ostatnim czasie dotarła do mnie informacja o niegodnym zachowaniu części delegacji Polskiej Grupy Zbrojeniowej na tegorocznych targach uzbrojenia w Brazylii. Zwracam się z prośbą o odpowiedź na następujące pytania: Kto z przedstawicieli kierownictwa PGZ był obecny na targach? Czy prawdą jest, że wielu członków delegacji uczestniczyło w libacjach, przez co nie byli w stanie zaszczycić swoją obecnością stoiska targowego, a jeden z członków delegacji wprowadził się w stan głębokiego upojenia alkoholowego? Czy prawdą jest, że na jednej z popularnych plaż Rio de Janeiro jeden z ważnych członków delegacji obnażał się w miejscu publicznym, a przed wzrokiem plażowiczów chroniła go jedynie marynarka trzymana w charakterze parawanu przez asystentkę? Jakie są wymierne efekty obecności delegacji PGZ na targach? Czy w konsekwencji owej wizyty zawarto jakieś kontrakty? źródło:www.sejm.gov.pl/Sejm7.nsf/InterpelacjaTresc.xsp?key=098D8541&view=2

  4. dropik

    Ktoś rozwinie jego opowieść o zablokowanych samolotach w czasie wojny w Iraku ?

  5. ff

    Pozwolę sobie przekleić pewną wypowiedź z jednego z forów, może inaczej niektórzy spojrzą na wywiad: Sam wywiad jest ciekawy i wnosi sporo wiedzy, ale pomiędzy merytorycznymi wstawkami jest sporo demagogii, sporo nieścisłości, tez nawzajem sprzecznych, a nawet trafia się szantaż. Generalnie odniosłem wrażenie, że choć wywiad przedstawia spojrzenie na sprawę jedynie jednej z firm zainteresowanej przetargiem to celowo tworzy się wrażenie, że trzeba zrobić tak jak sugeruje dyrektor Zawada, bo to jest jedyne wyjście i wtedy będzie ekstra i orzeł większy i polska dostatnia i inżyniery już nie będą emigrować. To jest generalnie tania demagogia zupełnie tej samej klasy jak ta używana przy innych obecnych przetargach. Szantaż PISem powinien zaś wzbudzić czujność agend rządowych. Ja bym redaktorów o to konkretne zdanie zapytał jeszcze dziś. Ale po kolei: Quote: Jeśli umowa na zestaw „Narew” zostałaby podpisana w 2017 r., z czasem pierwszej dostawy w roku 2019, to do 2018 r., my musielibyśmy skończyć wszystkie badania prototypów. Quote: Wartość wstępna kontraktu nie jest tajemnicą, w planach modernizacji jest na to przeznaczone ok. 10 miliardów złotych. Quote: a w praktyce będzie to trochę więcej, bo radary i inne urządzenia są finansowane z innych źródeł i będą też kupowane z innego budżetu, chodzi o sumę rzędu miliarda lub dwóch. Ok. To są pewne ramy odniesienia. Do 2022 mamy zarezerwowane 12 miliardów na 11 baterii Narew plus dodatki. Dostawy mają być od 2019 do 2022, a później w ramach kolejnego programu mamy je kontynuować, aż do pozyskania docelowych 19 baterii (czyli de facto 38 baterii(JO) Na dziś plany przewidują prowadzenie dialogu (trwa) i powstanie SW i WZTT do końca 2015. Rozpoczęcie przetargu 2016, umowa 2017, dostawy od 2019. Tak chce MON. Natomiast dyrektor Zawada już płacze, że to nie jest "fer", bo przecież ten wspaniały PGZ który co prawda ma już wszystko gotowe i jest gotów zostać integratorem jeśli POLITYCY tak zadecydują: Quote: Politycy obiecują, że głównym dostawcą zestawu „Narew” będzie przemysł polski. Mamy do tego kompetencje, potrafimy wykonać w kraju wszystkie konieczne elementy – systemy dowodzenia, kierowania walką, łączności, radary, transport, samochody, ruchome warsztaty remontowo-naprawcze. jednak wszystkiego jeszcze nie ma i jeszcze długo nie będzie miał, bo kłody pod nogi rzuca MON, który jednocześnie dał pół miliarda na badania. Taki kochający mąż - pijak. Dobry i zły naraz. Quote: W przypadku wszystkich tych trzech radarów jest jednak jeden, wspólny problem, czyli brak zatwierdzenia przez MON ostatecznych wymagań. Nie możemy, bez dużego ryzyka, zezwolić na produkcję fizyczną kluczowych elementów, gdyż wojsko może zmienić założenia. Quote: Trzeba też pamiętać, że obowiązuje nas umowa z Narodowym Centrum Badań i Rozwoju (NCBiR), nikt jej na razie jeszcze nie przedłuża, jednak w pewnym momencie będzie prawdopodobnie konieczne jej aneksowanie – właśnie z powodu dotychczasowej ciszy ze strony Ministerstwa. Quote: Jeśli umowa na zestaw „Narew” zostałaby podpisana w 2017 r., z czasem pierwszej dostawy w roku 2019, to do 2018 r., my musielibyśmy skończyć wszystkie badania prototypów. Quote: Armia musi zrozumieć, że budowa radaru to bardzo skomplikowany proces, pochłaniający godziny pracy koncepcyjnej i godziny produkcji, same cykle produkcyjne potrafią trwać bardzo długo. Dyrektor zawada napisał wyraźnie, że nie dadzą rady. Że realizacja pracy BR zleconej przez NCBiR to nie wszystko. Że nie jest to równoznaczne z wykonaniem gotowego radaru baterii. Oczywiście wszystkiemu winna armia, która nie mówi jaki chce radar, a nie mówi bo prowadzi dialog z producentami rakiet i jak już skończy to do końca roku opracuje WZTT i będziemy wiedzieli jaki radar będzie potrzebny. Tymczasem PGZ radaru nie ma, technologii GaN w kraju jeszcze nie ma (badania czy to jest wogóle możliwe zakończą się do końca października), zakładów produkujących nie ma, a ich powstanie ma kosztować 370 mln i najmniej dekadę. IMO postanie takiego radaru nie jest możliwe do 2019 nawet w oparciu o importowane moduły, produkcja własnych to mrzonka, zgoda na przesunięcie terminu rozpoczęcia dostaw oznacza klęskę programu armii i utratę pieniędzy zaplanowanych w PMT. Armia o tym wie i za rok ogłosi przetarg do którego zgłoszą się firmy dysponujące gotowymi technologiami, produktami, renomą i zakładami produkującymi moduły. PGZ nie ma nic - choć kłamie, że ma "prawie wszystko". Inna sprawa, że zakup modułów z zagranicy będzie niemożliwy w sytuacji gdy do przetargu startują własne konstrukcje głównych producentów. Można opracować samemu technologię(możliwe że się uda) i zlecić produkcję do Chin, czekać 10 lat na własny produkt, lub kupować samemu moduły drożej niż te dostarczane we własnych radarach producentów. Radar opracowywany dziś dla Narwi za 155 mln już z założenia ma wykorzystywać moduły francuskie. To nie będzie polski produkt. Czas jakiego potrzebuje dyrektor to czas niezbędny do zlecenia produkcji modułów za granicą. Tylko, że o tym dyrektor Zawada nie wspomniał już. (Oczywiście armia widzi rozwiązanie i zleci polonizację wybranych w przetargu radarów. I tak będą robione w Polsce. Być może nawet przez PGZ (właściwie to na pewno) i być może z wykorzystaniem technologii opracowywanych właśnie na zlecenie państwa w ramach RKO Narew.) Oczywiście radar jest ważny ale to rakieta jest najważniejsza i może stanowić ok. 70% całości wartości systemów. Dyrektor jest szczery: Quote: O dekadzie można byłoby mówić, gdybyśmy robili to sami, bez partnera zagranicznego. Około dziesięć lat, gdybyśmy dysponowali środkami rzędu trzech miliardów dolarów. Rakieta to bardzo skomplikowany system, który nie jest łatwo zaprojektować. Proszę zauważyć, że producentów rakiet w przypadku średniego zasięgu jest naprawdę niewielu, podobnie jest w krótkim zasięgu. Gładko przechodzimy do produkcji licencyjnej (jak najbardziej sensownie): Quote: W przypadku współpracy z partnerem zagranicznym, czas potrzebny na wdrożenie produkcji seryjnej na bazie pozyskanej licencji wynosi trzy, cztery lata – a to już horyzont czasowy, który MON zaakceptuje. Celem Konsorcjum PGZ-NAREW jest zakup licencji lub udział w sfinansowaniu oraz rozwoju nowej wersji rakiety krótkiego zasięgu, ale tak, by jej produkcja ruszyła za cztery lata w MESKU. No i ok. Ma to sens. Produkujemy rakietę na licencji od 2019. Armia się cieszy, przemysł się cieszy i uczy nowych technologii ale pojawiają się pierwsze chmury: Quote: Zależy nam bardzo, by wojsko otrzymało wszystko na czas. Jeśli produkcja nie zostałaby uruchomiona w odpowiednim czasie, do polskiego przemysłu trafiło by mniej pieniędzy. Czyli k...a co? Już wiemy, że nie damy rady wyprodukować rakiety na licencji, bo za dużo chcemy władować "polskiej myśli technicznej". Jak licencja to i terminy i kary. Ja na miejscu MON po takiej zapowiedzi trzymałbym się z dala od PGZ. W przetargu wygrywa Diehl - to niech się teraz dogaduje z PGZ na własną rękę. A jak coś nie tak z terminami czy jakością to bach i kara - ale dla Diehla. Jeśli armia chce licencję to znaczy, że akceptuje produkt i grzebanie przez inżynierów z PGZ potrzebne nie jest. Niech Diehl sam szuka certyfikowanych dostawców w Polsce i sam zadba o realizację zapisów kontraktu. Po grzyba tu jest PGZ potrzebny? Żeby ulepszyć najlepsze systemy na świecie, choć samemu nie umie się dziś nic zrobić i sprzedać? Po to by rozwijać sobie program własnej rakiety obciążając kosztami i ryzykiem WP? Właścicielem PGZ jest Skarb Państwa. Jak słusznie zauważył dyrektor Zawada wystarczy dekada i kilka miliardów i mamy własny produkt. Ministerstwo Skarbu buli na górników to niech wykłada na rakietę. Od budżetu SZ wara. Quote: Wojsko nie straci nic, na żadnym etapie – w razie potrzeby czy to komponenty, czy nawet całe rakiety zostaną ściągnięte od producentów z zagranicy. Uruchomimy produkcję, a jednocześnie nasze zespoły konstruktorów i inżynierów będą pracować ze swoimi kolegami z zagranicy, gdzie będą się uczyć i przejmować technologię. Czyli już nie licencja, tylko nasze własne pomysły, może trochę później, może drożej, może gorzej ale nasze polskie. Płaci oczywiście armia i to armia ryzykuje. Ale oczywiście to jest akceptowalne, bo armia jest przebrzydła i natowsko/unijna, a przemysł jest polsko-narodow0-związkowy więc ważniejszy o wiele. Ale się uda i już po chwili: Quote: Po dziesięciu latach będziemy dysponować odpowiednią wiedzą i możliwościami, dzięki którym będziemy mogli samodzielnie zaprojektować i produkować nową wersję rakiety. Powstawałaby ona na dokumentacji polskiej, siłami polskich inżynierów, choć na bazie licencyjnej. Quote: Nawet w przypadku kooperacji z partnerem zagranicznym, to tylko my, Polacy, dysponowalibyśmy pełną wiedzą na temat zmian wprowadzonych w oprogramowaniu. Sprawdzenie poprawności działania zmian możliwe byłoby w laboratoriach. Nikt nie mógłby nam powiedzieć, że coś tam nadpisaliśmy w kodzie i teraz rakieta nie działa. Quote: Natomiast, w przypadku suwerenności eksploatacji, mamy te kody źródłowe, te algorytmy, sami je doskonalimy, sami je zmieniamy, sami przeprogramowujemy elementy uzbrojenia. Mistrzostwo świata. Licencyjna ale nasza, możemy zmieniać kody, przeprogramowywać, sprzedawać bez opamiętania, zachowywać kontrolę, będzie cudownie i będzie bezpiecznie, bo przecież jest naraz "i licencyjna ale i nasza własna". Niestety panie dyrektorze tak się nie da. Albo się robi Fiata albo Polskiego Fiata. Albo produkujemy produkt na licencji Diehla czy MBDA albo mamy technologię własną. A to już przerabialiśmy akapit wyżej: Quote: O dekadzie można byłoby mówić, gdybyśmy robili to sami, bez partnera zagranicznego. Około dziesięć lat, gdybyśmy dysponowali środkami rzędu trzech miliardów dolarów. Rakieta to bardzo skomplikowany system, który nie jest łatwo zaprojektować. Proszę zauważyć, że producentów rakiet w przypadku średniego zasięgu jest naprawdę niewielu, podobnie jest w krótkim zasięgu. Cudowny sen, w którym bez wydawania kasy stajemy się producentem "naszej polskiej licencyjnej" rakiety, najlepszej i z pełnymi prawami do grzebania w niej i własnymi technologiami opracowanymi za pół-darmo (za darmo wręcz) przy okazji realizacji programu dla WP, który to program bazował na licencji, licencyjnych laboratoriach, zachodnim oprzyrządowaniu i wiedzy. No dobra. Mamy już ten wyśniony produkt "licencyjny ale polski". Chiny się uczą od nas kopiowania. Jest 10 lat później. Rok 2027: Quote: Po dziesięciu latach będziemy dysponować odpowiednią wiedzą i możliwościami, dzięki którym będziemy mogli samodzielnie zaprojektować i produkować nową wersję rakiety. Przypominam, że program Narew jest już zakończony. 2000 licencyjnych rakiet leży w magazynach. A tu nagle PGZ ma gotową do produkcji rakietę ulepszoną. Nic tylko kupować, my już nie potrzebujemy bo mamy właśnie zakończony program Narew. Ale jest jeszcze cały świat. Świat zalany genialnością. Diehl i MBDA upadają, bo konkurencji z produktem PGZ nie są w stanie wytrzymać. Dyrektor Zawada kasuje czek i odchodzi na emeryturę. Kurtyna.

    1. vvv

      sad but true w 100%. Piewcy zachwytu nad PGZ nie rozumieją że PGZ poza deklaracjami "mamy chęci i kompetencje" nic jeszcze nie mają, oraz nikt nie gwarantuje, że to PGZ wygra przetarg na NAREW.

    2. lsd

      Co do produkcji GaN. W naszym kraju znajduje się firma Ammono, która właśnie zajmuje się produkcją podłoży GaN dla przemysłu półprzewodnikowego. Przypuszczam, iż są chyba w tym najlepsi na świecie :).

  6. Gość

    Podzielam sposób rozumowania Pana Dr.Zawady ,zastanawia mnie postawa MON.

    1. vvv

      ale PGZ jest strona w postepowaniu do przetargu na Narew. MON nie musi nic brac od pgz, ktora poza deklaracjami narazie jest w powijakach a tlumaczenie ze to wina mon jest smieszne bo PGZ nawet nie ma rakiet a ich caly system opl nie działa bo go nie ma.

    2. say69mat

      Być może MON wie to czego my nie wiemy. Stąd zagadkowe - z naszego punktu widzenia - decyzje podejmowane przez Ministerstwo.

  7. Afgan

    System Narew powinien być jak najbardziej spolonizowany. Należy zrobić wszystko co jest możliwe, aby zagraniczny był tylko efektor czyli pocisk, oczywiście produkowany u nas na licencji z dostępem do kodów źródłowych. Platforma transportowa, system łączności, dowodzenia i wstępnego rozpoznania sytuacji powietrznej (radar wstępnego wykrywania i śledzenia) powinny być dziełem naszej myśli technicznej. Tutaj uprzedzam bełkot wszelakich sceptyków i mówię wprost że polskie radary i systemy dowodzenia są na światowym poziomie, natomiast podwozie co oczywiste powinno być z Jelcza, a nie dedykowane z MANa jak w przypadku Iris-T na przykład. Z oferowanych systemów najbardziej optymalny wydaje się izraelski Spyder z pociskami Python-5 i Derby, jest to system bardzo wszechstronny, pozwala w zależności od potrzeb na zaatakowanie celu różnymi efektorami z różnym systemem naprowadzania, o otwartej konfiguracji, mogący współpracować z różnymi radarami wstępnego wykrywania, i różnymi platformami- przykład wariant indyjski, diametralnie inny od bazowego. Ponadto MESKO ma już doświadczenie z transferem technologi od koncernu Rafael z programu Spike, który można uznać za pełen sukces. No tak, ale na co zdaję się merytoryczna ocena jak zaraz zostanę przez bandę niedouków zwyzywany od "miłośników izraelskiego złomu",

    1. realizm

      Gość mnie przekonał (nie jestem fachowcem w zakresie nowoczesnej techniki wojskowej). Polska Powinna mieć broń, której może użyć wobec każdego wroga. Suwerenność technologiczna to bez wątpienia impuls rozwojowy dla kraju. Martwią mnie tylko następujące kwestie: 1. Czas - system obrony powietrznej powinniśmy mieć JUŻ, ewentualnie wczoraj, bo zagrożenie jest realne. Tymczasem mówi się tu o perspektywie trzech lat. W polskiej rzeczywistości może się okazać jeszcze dłuższa lub...nieokreślona. 2. Inercja (spowodowana czym?) czynników decyzyjnych, w tym MON-u - zagadnienie związane z punktem wyżej i poniżej. 3. Zabezpieczenie wywiadowcze. W państwie, które zostało określone przez ministra spraw wewnętrznych (zatem człowieka, który wie, co mówi) jako słynne "c..j, d..a i kamieni kupa" służby nie istnieją. Kto udostępni nam najlepsze technologie wraz z kodami - bo tylko takie powinny interesować Polaków - jeśli nie ma gwarancji, czy kilka dni później nie znajdą się na biurku tow. Putina? Jeśli wokół modernizacji kręcą się smutni panowie "po kursach zabezpieczanych przez GRU", to "Narew" i inne piękne idee pochłoną tylko gigantyczne środki, ale pozostaną w sferze planów i projektów. Nie da się sensownie zbroić armii nie definiując, nie nazywając nawet wroga. A taką sytuację mieliśmy (mamy nadal?) w BBN pod kierownictwem pana Kozieja, który chciał się dogadywać z Rosją "taką, jaka ona jest".

    2. heeheheeh

      " Spyder z pociskami Python-5 i Derby, jest to system bardzo wszechstronny" dodam tylko ze można rakiety zintegorowac z naszymi F-16. Sama integracja rakiet z samolotami można dokonać w Izraelu maja pelne kody zrodlowe do systemu aby i nasze EF mogly python i derby przenosic

    3. Stary Zając

      Kolego Afgan, nie zabieram głosu w dyskusji, bo mnie przerasta. Zbyt wielu tu "speców" od obrony powietrznej i każdy chciałby rządzić. Powodzenia Panowie!! Chcę Ci tylko zwrócić uwagę kolego na jeden drobny szczegół. Nie istnieją rozwiązania bardziej, najbardziej, albo mniej optymalne. Słowo "optymalne" oznacza samo w sobie, że jest to coś najlepsze z najlepszych opcji, a zatem nie może być już nic "bardziej optymalnego". Pozdrawiam.

  8. Krzysiek

    I tu jest problem my ciągle nie myślimy o przyszłości tylko łatamy dziury. Tak jak z naszymi drogami trochę kamieni coś co je zlepi i po kłopocie. Poza tym przy gotowcach można mieć większą prowizję ;-)

    1. bender

      akurat autostrad i ekspresowek to przybywa w RP az milo

  9. Proximo

    Kolega wv rozumiem, że otrzymuje pensję za emocjonalne podejście do PGZ i bezwarunkową miłość do Raytheona. Lecz Trzymajmy się Faktów. PIT-RADWAR po ciężkich francuskich audytach został zgodnie wytypowany przez PHO i partnerów francuskich jako gwarant i główny Integrator Systemu Wisła. PIT-RADWAR to nie cały nie Kraby i inne nietrafione inwestycje. Dyrektor Zawada dał wyraz swoich kompetencji na Dialogach Technicznych, wielu seminariach naukowych oraz szkoleniach dla polskich dziennikarzy. Nikt jeszcze Dyrektora Zawady nie podważył merytorycznie ani zespołu Tarczy Polski. Można płakać i siedzieć za biurkiem, żeby PGZ nie dotykał Narwi ani Wisły. Taką postawę nazywa się zamachem technologicznym na suwerenność Państwa. A takie wpisy zdradą racji stanu Polski.

    1. HM

      Ja tam trochę racji mu przyznam. "PIT-RADWAR po ciężkich francuskich audytach został zgodnie wytypowany przez PHO i partnerów francuskich jako gwarant i główny Integrator Systemu Wisła" - a kogo innego mieli wytypować? Przecież MBDA miało być tylko "podwykonawcą" systemu Wisła,a dostawcą dla wojska PGZ. No to kogo miało wskazać PGZ? Bumar, Mesko, PCO? Skoro PIT-RADWAR i tak miał tworzyć większość anten i łączności dla systemu to naturalnie został wybrany na integratora. Ciężkie audyty francuskie... A co mieli do gadania Francuzi? Liderem konsorcjum PGZ/MBDA-Thales było PGZ i to oni rozdawali karty. Wcale nie twierdzę, że PIT-RADWAR nie ma żadnych kompetencji, tylko nie ma gotowych produktów. Jak napisał rozsądnie ktoś niżej "kłamią, że mają prawie wszystko, a nie mają prawie nic". Zawada może być niezły merytorycznie, sam uważam, że w wywiadzie padło sporo ciekawych rzeczy. Ale jednocześnie sporo bzdur szkalujących konkurencję (krytykowanie naprowadzania komendowego w Patriocie) i hurra-optymizmu co do swoich możliwości. Np. mówi, że już mają rozkminioną sieciocentryczność całego systemu OPL, chociaż do tego w praktyce nie doszedł jeszcze nikt na świecie (nawet tak zachwalany tu MEADS nie jest w pełni sieciocentryczny). PGZ niech lepiej dopracuje wreszcie błyskawicę i zacznie modernizować/zastępować OSY. PGZ i tak zarobi swoje przy częściowej polonizacji wybranych systemów, a my przynajmniej nie będziemy płacić olbrzymich marży za sprowadzenie zachodnich produktów. Albo idźmy drugą drogą i jak mówi Zawada 3mld$-10lat i mamy opracowany nowy polski system (opracowany =/= wprowadzony do linii).

  10. smutna rzeczywistość

    USA nam na coś takiego nie pozwoli. Chcą tu upchnąć swój towar, a USA nie dzieli się technologiami i ich prawo zakazuje offsetu za sprzedaż uzbrojenia. Dlatego ich agentura nie pozwoli, byśmy coś samodzielnie produkowali z tego typu uzbrojenia. I Niemcom też to jest nie na rękę. I Rosji też. Dlatego agentury tych państw w naszych władzach to uwalą.

    1. Grom

      Ich prawo nie zakazuje offsetu i transweru technologi . Przykład : jako offset i transwer technologi USA opracowalo wspolnie z Korea samolot T/A-50

  11. Jacek K.

    Bardzo dziwne tezy. Bateria Narew na poziomie 1mld.??? I komu PGZ chce sprzedawać swoje własne rakiety, po zakończeniu licencyjnej produkcji tych zamówionych dla Narwii? Dlaczego to PGZ chce wybrać dla wojska rakietę! Może lepiej niech to zrobi MON!! A jak już będzie rakieta to wtedy pomyślimy nad radarem!! Przecież koszt rakiet to 70% całości i to od ich możliwości zależy cała reszta! Dlaczego PGZ chce wywrócić"Wisłę"?

    1. gosc

      Moze dlatego, ze w MON nikt sie na niczym nie zna i nie maja zielonego pojecia co chca i moga dostac? Niestety mamy takich "fachowych" decydentow i pozniej sie dziwimy, ze wszystko jest zle i opoznione. To sie tyczy praktycznie wszystkiego w Polsce, gdzie decyzje sa w gestii urzednika, ktory sie dostal po znajomosci a nie za fachowosc.

  12. Marek

    Ręce opadają - IU/MON nadal robi WSZYSTKO, by maksymalnie utrudnić i spowolnić budowę tarczy obrony powietrznej dla Polski. KTO chroni tych ludzi, kto ich awansuje ?? Nawet niekompetencja/głupota ma swoje granice, a te zostały juz dawno przekroczone i wkroczyliśmy już chyba w zakres celowego i przemyślanego działania na szkodę zdolności obronnej Kraju ...

    1. Vvv

      To raczej pgz nie ma nawet prototypu ani pomysłu na system i bedzie cos sztukował na predce jak mon określi wymagania. To jest naturalny etap dialogów technicznych aby opracować wymogi dla systemu wiec pgz kręci i maci. Takie systemy nie buduje sie na kolanie 5min przed ogłoszonymi wymaganiami.

  13. Kris

    To co powiedział pan Sabak jest oczywiście prawdą. Robienie sprzętu u siebie to gwarancja bezpieczeństwa, rozwój technologiczny i miejsca pracy. Trzeba jednak pamiętać, że Polacy to w dużej mierze partacze, gaduły i ludzie patologiczni nieudolni, nie potrafiący efektywnie współpracować. Widać to było na przykładzie choćby podwozia do Kraba, opóźnień w niemal wszelkich programach, awantur po ogłoszeniu wyników postępowań. Całkiem nieźle wychodzi nam natomiast produkcja sprzętu na licencji (np. Rosomak) i późniejsze jego udoskonalanie (np. Beryl od AK, Grom od Igły). Część sprzętu jednak musimy kupić (np. samoloty bojowe). Narew powinna byc tworzono przy kooperacji z zagranicznym producentem. Choć tutaj widać już klocki, bo decyzji nadal nie ma.

    1. Ironia

      Polacy to przede wszytkim najbardziej analizujacy sie pod względem psychologicznym naród świata. Mamy wybitnych ekspertów w definiowaniu intelektualnych mozliwosci i zachowań ludzkich.

  14. Gosc

    W dużym skrócie. I tak wiedzą,ze nie mamy technologii ale zrobi sie sprawę politycznie, władza zapłaci podwójnie bo i tak wszystko kupimy za granica ale na emeryturkę bedzie jak znalazł... I niech mnie ktos teraz powie,ze sie mylę.

  15. Tyberios

    Doskonały artykuł obnażający niekompetencję i szkodliwe działania MON.

    1. vvv

      Czy raczej to ze nic nie mamy i obwiniamy wszystkich dookoła? A jak wyjdą wymagania to pgz bedzie przeciągać przetarg bo sie nie wyrobią z integracja wszystkich elementów. Nic nie maja jedynie chęci

  16. say69mat

    Ciekawe, ile czasu zajmie naszym firmom zbrojeniowym z PGZ-tu opracowanie od podstaw efektywnego systemu obrony typu v-shorad??? Porównywalnego z potencjałem istniejących systemów Iron Dome/C-dome, czy też MEADS, opartego o pociski IRTIS -T SLM??? Czy też testowanego obecnie w USA, opracowanego przez LM programu Extended Area Protection and Survivability (EAPS), opartego o przeciwpociski systemu Miniature Hit-to-Kill (MHTK). Przecież opracowanie tego typu systemów wykracza zdecydowanie ponad rozwiązanie aplikowane przy cyfryzacji Weg, New, Os czy Kub-ów.

    1. vvv

      Ile czasu i ile mld $$?

  17. wyzejPatrzac

    bardzo dobry artykuł. Potrzebny jest też nam system do zestrzeliwania satelit szpiegowskich

    1. vvv

      Hahaha czyli chcesz miec polski odpowiednik s-400 i przyszłego s-500? ;) a mozne najpierw dokończmy grom-m? :)

  18. gazek

    Z wywiadu zatem wynika, że tak naprawdę nic gotowego nie mamy, oprócz radaru wczesnego ostrzegania i radaru pasywnego wczesnego ostrzegania (oba były już wcześniej). Jest też w opracowaniu jakiś wielofunkcyjny radar prowadzenia ognia, którego parametrów nie znamy. Są też radiostacje. Fajnie, ale nie ma najważniejszego: pocisku i systemu zarządzania plus integracji wszystkich komponentów w całość. Więc nie ma tak naprawdę nic z systemu. Jest za to buńczuczność, że "damy radę" i z niczym "nie ma problemu". Ale tak naprawdę to nic nie mamy. Dlatego według mnie nie ma alternatywy dla zakupu zagranicznego systemu, tylko zmodyfikowanego o te polskie komponenty, które mamy i można je zintegrować z całością. To, co najważniejsze, to powinniśmy sobie zagwarantować prawo do pełnego serwisu i modyfikacji, czyli powinniśmy wejść w posiadanie całego "know-how" zakupionego systemu (komponentów). Ten model postępowania powinien być zastosowany nie tylko wobec Narwi, ale także Wisły. I dodatkowy warunek - cały system obrony powietrznej powinien być jednym system, czyli 3 poziomy obrony powinny być zintegrowane w jednym systemie zarządzania.

    1. vvv

      Wisła i Narew beda spięte ze soba

  19. Darek S.

    Aby dostać możliwość produkcji systemu Narew w Polsce, trzeba od tego samego dostawcy wziąć Wisłę. Pisałem o tym od dawna. Przetarg na Wisłę i Narew powinien być rozstrzygany w tym samym czasie. Turcy, Białorusini, Koreańczycy sami tworzą swoje systemy rakietowe, a my będziemy kupować je tak, jak to robili Argentyńczycy przed wojną na Falklandach ? Nie wiem, czy wszyscy pamiętają czym to się skończyło ? Nagle rakiety Argentyńczyków przestały trafiać w cele, bo Brytyjczycy poprosili o to sojusznika, producenta rakiet dostarczonych wcześniej do Argentyny. Dlatego Argentyna kupuje teraz od Chińczyków, woli gorsze, ale takie które nie zawiodą w razie potrzeby.

    1. say69mat

      Masz na myśli Koreę ... Północną??? Czy Południową??? Bo, o ile mnie wiedza nie zwodzi, to Koreańczycy z południa budowali swoją opl w oparciu o system MiM23 Hawk oraz MiM104 Patriot. Obecnie zmagają się z modernizacją rosyjskiego systemu S350 Witaź, pod nazwą ... KM-SAM.

  20. K

    Kilka uwag do artykułu. Jest zbyt huraoptymistyczny, jak na polską rzeczywistość. 1. Kto twierdzi, że PIT-RADWAR posiada kompetencje? Tylko PIT-RADWAR? Wolałbym usłyszeć deklaracje, że posiada potwierdzone zdolnościami do wykonaia działającego systemu. 2. Cytat: „Każdy system składa się z radarów, łączności, systemu dowodzenia czyli C2 oraz rakiet”. BZDURA! To musi być jeden system, i nie tylko poziomu C2, bo on nie obejmuje planowania. W tym systemie występują tylko różne efektory. 3. Cytat „... na styku Przemysł-Ministerstwo Obrony Narodowej, nie wyszliśmy jeszcze poza fazę ostatecznego zatwierdzenia wymagań”. Moim zdaniem, wymagania ma postawić MON a nie przemysł. Przemysł ma je zrealizować. Więc moje zdziwienie, że wspólnie będą zatwierdzane. 4. Jeśli chodzi o projektowanie rakiety przez PIT-RADWAR, to chyba lekka przesada. Chodzi chyba nie o projektowanie a pełny dostęp do wszystkich jej elementów. Nie mamy w Polsce opanowanej technologii rakietowej. Niestety. 5. Zachłyśnięcie się sieciocentrycznością jest typowe. Ale sprowadzanie jej tylko do elementu Engagament on Remote lub Launch on Remote jest nieporozumieniem. Ponadto, koncepcja EOR/LOR jest w NATO dopiero brana pod uwagę ze względu na brak wymagań na jakość informacji. Np. Co należy robić, jeśli zdalna wyrzutnia rozpoczęła sekwencję odpalania, a radar, nad którym nie mamy bezpośredniej kontroli zerwał śledzenie oraz jak często ma przesyłać do sieci aktualizacje o tym wybranym celu? 6. To samo się tyczy używania zasobów innego ugrupowania. Tak ładnie napisano, że „Oznacza to, że Stanowisko Kierowania Walką z danej Jednostki Ogniowej (JO) może używać dowolnych rakiet w ugrupowaniu np. z sąsiedniej JO...”. Tylko, że zasady walki jakie istnieją obenie nie przewidują takiego trybu pracy. W dodoatku, nikt jeszcze tego w Europie nie ćwiczył. Papierowa koncepcja to za mało. 7. Następnym czynnikiem jest zapotrzebowanie na pasmo łączności. Ile informacji należy przesłać w jednostce czasu. I jak tym sterować by zapewnić zawsze to samo, znane opóźnienie w tak skomplikowanej architekturze. Pod koniec artykułu jest wychwalana koncepcja zarządzania promieniowaniem elektromagnetycznym. Ale w mobilnym systemie aby ją przesłać, trzeba promieniować transmisją radiową. Czyli, że jak?

  21. czarnyopal

    Jak się okazuje MON jako najbardziej zainteresowany {w domyśle} postępuje jak przysłowiowa panna "chciała bym ale się boję" Pan Prezydent powinien tym towarzystwem trochę potrząsnąć dla obudzenia.

  22. drutkolczasty

    Nareszcie jakiś "real" fachowiec a nie gimbus z dostępem do netu...Mądrze mówi i wie o czym mówi, a to dziś rzadka umiejętność...

  23. vvv

    Niech pgz sie trzyma z dała od Wisły i narwi. To sa za poważne systemy aby je oddac pgz

    1. Akula

      Niczego nie zrozumiałeś z tego artykułu - prawda?

    2. Afgan

      Czy ty wiesz o czym ty piszesz ?, Przeczytałeś ten artykuł czy klepiesz aby klepać ?

  24. HM

    Artykuł byłby niezły gdyby nie wynurzenia na temat Wisły i krytyki systemów komendowych. Widać tu jak bardzo PGZ był nastawiony na pseudo polonizację Aster. PGZ ewidentnie traktuje Wisłę jako Narew o trochę większym zasięgu. Tymczasem to ma być system głównie antyrakietowy. Przy tych prędkościach i założeniu hit-to-kill nie ma innej drogi niż naprowadzanie komendowe i przekazywaniu do efektora danych w czasie rzeczywistym. Ja rozumiem, że niektórzy tutaj płaczą za MEADS, ale żeby od razu płakać za Francuzami...

  25. Tom73

    Bardzo ciekawy artykuł i słuszne założenia.

Reklama