Geopolityka
Po Syrii - Armenia. Rosja traci kolejnego sojusznika
Armenia przygotowuje się do formalnego opuszczenia Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym. W ten sposób pakt mający być przeciwwagą dla NATO pod przywództwem Rosji, będzie liczył już tylko pięciu członków.
Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ODKB) z założenia miała stanowić przeciwwagę dla NATO. Tworzyły ją bowiem państwa, które postanowiły opierać się na wsparciu militarnym Federacji Rosyjskiej deklarując, że agresja na jednego z członków będzie traktowana jako atak na całe ODKB. Jak się jednak okazuje, w odróżnieniu od paktu NATO, ODKB (i jej cywilny odpowiednik – Wspólnota Niepodległych Państw) nie zwiększa liczby swoich członków, ale zmniejsza.
W swoim szczytowym okresie Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym liczyła bowiem dziewięć państw (Armenia, Kazachstan, Kirgistan, Rosja, Tadżykistan, Uzbekistan. Azerbejdżan, Gruzja i Białoruś). Ostatecznie pakt ten opuściły już trzy kraje: Azerbejdżan, Gruzja i Uzbekistan, a czwarty – Armenia właśnie się do tego przygotowuje.
Formalnie nie zostało to jeszcze załatwione, jednak deklaracje armeńskiego rządu są bardzo klarowne. Szczególnie wymowne było wystąpienie premiera Armenii Nikoli Pasziniana we własnym parlamencie, w którym stwierdził, że „w stosunkach Armenii z ODKB osiągnięto punkt nieodwracalności”. Paszinian potwierdził również, że: „w sprawie dokumentów powiedzieliśmy, że zamrażamy swój udział w pracach ODKB, co oznacza, że w ogóle w niczym nie uczestniczymy, nie omawiamy dokumentów, nie zgłaszamy propozycji, nie wyrażamy opinii, po prostu nie stawiamy weta wobec dokumentów, bo w zasadzie uważamy się za podmiot spoza ODKB i pozwalamy im decydować, co chcą, nie wtrącamy się”.
Czytaj też
Podejście to jest szczególnie mocno krytykowane przez rosyjskie władze. Rosjanie twierdzą nawet, że Armenia „zastrzega sobie prawo do skorzystania z pomocy ODKB wtedy, gdy jej będzie potrzebowała, ale generalnie demonstruje swoją emocjonalną wrogość wobec tego paktu jako organizacji”. Problem polega na tym, że traktat ten w rzeczywistości spełniał rolę bardziej propagandową niż militarną. Nie tylko więc, że nie dawał gwarancji bezpieczeństwa, ale generował zagrożenia prowokowane samymi działaniami Federacji Rosyjskiej. Wystarczy tylko przypomnieć interwencję Rosji w Syrii, jak również atak na Ukrainę.
Widząc tego rodzaju politykę Kremla, członkowie organizacji ODKB ograniczali swoje współdziałanie wojskowe do minimum czego przykładem jest Białoruś. Ten najbardziej zaufany sojusznik Rosji nie zdecydował się bowiem na wysłanie swoich żołnierzy na Ukrainę. Jedynym krajem, który tak naprawdę zdecydował się odpowiedzieć na wezwanie Rosjan do współdziałania była właśnie Armenia. To właśnie to państwo wysłało bowiem w 2019 roku do Syrii niewielki oddziała saperów, w ten sposób wspierając rosyjską interwencję. Armeńczycy ograniczyli jednak swoje działanie do okolic miasta Aleppo, a więc miejsca, które historycznie zamieszkiwała ludność ormiańska.
Nikol Paszinian przypomina teraz Rosjanom, że zrobiono to pomimo, że kraje zachodnie prosiły go o nie branie udziału w interwencji rosyjskiej. On jednak „spełnił swój sojuszniczy obowiązek”, podczas gdy Rosjanie w Górskim Karabachu już nie. Rosyjska propaganda próbuje teraz zdyskredytować armeńskiego premiera sugerując, że wysyłając żołnierzy do Syrii powinien podziękować, ponieważ „dostał okazję do zademonstrowania flagi Armenii poza jej granicami, pomagając swoim rodakom, zdobywając tym samym dodatkowe punkty przed diasporą ormiańską”. Oskarżają go przy tym, o „nie poświęcenie takiej samej uwagi Ormianom Górskiego Karabachu, porzucając ich w zasadzie w beznadziejnej sytuacji”.
W rosyjskich mediach pojawiają się również zawoalowane groźby, że: „egzystencjalne zagrożenia istnienia Armenii i narodu ormiańskiego nie zniknęły, a w ostatnim czasie zaczęły nawet narastać w wyniku konsekwentnego odrzucenia przez rząd Paszyniana historycznych atrybutów państwowości ormiańskiej”. Nie bez powodu Rosjanie przypominają także, że „główne porozumienie pokojowe między Armenią a Azerbejdżanem nie zostało jeszcze podpisane”. Groźby dotyczą także stabilności granic.
Jak się bowiem okazuje granica Armenii z Turcją jest obecnie strzeżona nie przez Armeńczyków, ale przez rosyjską straż graniczną. Teraz Paszynin chce usunąć rosyjskich pograniczników, co według Rosjan może być niebezpieczne, bez jasno określonych granic państwowych. Według nich „granice Armenii nie zaczynały się nigdzie i teoretycznie mogły kończyć się gdziekolwiek”, a kraj ten po wyjściu z ODKB pozostanie sam, stając „w obliczu nasilenia istniejących kryzysów i wyzwań”.
Czytaj też
Rosjanie ostrzegają, że Armeńczycy mogą w ten sposób utracić część swojego północnego terytorium, w tym obszary historyczne z kompleksami religijnymi oraz znajdującą się tam „strategiczną autostradę”. Według rosyjskiej propagandy jest to jednoznaczne z „lądową blokadą obwodu erywańskiego od świata zewnętrznego” i to w ciągu kilku godzin. Rosjanie podkreślają też, że bez ich pomocy będzie problem ze stworzeniem tzw. korytarza Zangezur łączącym główny Azerbejdżan z eksklawą Nachiczewanu. To co zostało bowiem już wynegocjowane „na papierze” nie powstało fizycznie, a więc osamotnionej Armenii mogą teraz zostać narzucone zmiany (związane wg Rosjan np. z „utratą utratę fizycznej kontroli nad historycznym południowym regionem – Syunik (Zangezur), czyli zniszczeniem państwowości”).
Górski Karabach pokazał jednak, że obietnice i gwarancje Rosjan nic tak naprawdę nie znaczą, a uzależniana od nich Armenia jest raczej „słabsza” niż „silniejsza”. Putin tłumaczył się np., że „wszystko, co się wydarzyło \[w Górskim Karabachu\], nie ma nic wspólnego z ODKB, ponieważ nie było zewnętrznej agresji na samą Armenię. Celem ODKB jest ochrona krajów członkowskich przed agresją zewnętrzną”. Tymczasem według Putina, „Armenia nie uznała Karabachu za niepodległe państwo i nie włączyła Karabachu w swoje granice państwowe”, a więc wszystko, co wydarzyło się w Karabachu, z prawnego punktu widzenia nie ma bezpośredniego związku z Armenią. Dlatego też nieco dziwne jest twierdzenie, że ODKB powinna była walczyć na terenie tej enklawy”.
Jak widać Rosja okazuje się bardziej zagrożeniem niż wsparciem dla członków ODKB. Co więcej, członkostwo w tym traktacie jest związane z koniecznością złożenia pewnych deklaracji, które w jakiś sposób ograniczały nawet suwerenność poszczególnych państw. Państwa należące do ODKB musiały się np. zobowiązać się do nieprzystępowanie do innych sojuszy wojskowych.
Putin zaczyna również wymagać, by te kraje jeszcze bardziej uzależniły się od rosyjskiego uzbrojenia. Na spotkaniu na Kremlu z szefami parlamentów państw ODKB 9 grudnia 2024 roku wprost poinformował, że: „konieczna jest współpraca w kwestiach standaryzacji broni i sprzętu wojskowego, nad rozwojem wielostronnych interakcji pomiędzy konkretnymi przedsiębiorstwami i całymi gałęziami przemysłu, w ten czy inny sposób powiązanych z sektorem obronnym”
Kraje członkowskie dodatkowo wiedzą jak trudno jest zmusić rosyjskich żołnierzy do opuszczenia obcego terytorium oraz z czym się to wiążę. Przykładem tego jest stworzona przez Rosję Osetia Południowa, która nie pozwala na ustabilizowanie się sytuacji geopolitycznej w Gruzji oraz Naddniestrze, które ma ogromny wpływ na sytuację w Mołdawii. Ten sposób prowadzenia polityki zagranicznej wobec sąsiadów jest także widoczny na Ukrainie i może być niestety zrealizowany w innych państwach.
Czytaj też
Armenia wiedząc o tym zdecydowała się zmienić front i szuka sojuszników z daleka od Federacji Rosyjskiej. Sami Rosjanie zwrócili uwagę na „gwałtowny wzrost wojskowych kontaktów ze Stanami Zjednoczonymi i NATO, a zwłaszcza z Francją”. Ostrzegają przy tym, że jak na razie Armenia „nie ma żadnych pisemnych porozumień o udzieleniu wzajemnej pomocy w sytuacji kryzysowej: ani z UE, ani OBWE, ani z NATO, ani USA, ani nawet z Francją”. Kuszą przy tym, że „być może ODKB nie jest doskonały, także pod względem prawnym”, ale w tej chwili „pozostaje jedyną pozycją ratunkową dla Armenii, nawet w stanie dziwnego zamrożenia swojego członkostwa w stylu Paszyniana”.
Rosjanie łudzą się, że rząd w Erywaniu specjalnie: „z jednej strony mówi o zamrożeniu swojego udziału w ODKB, a z drugiej wskazuje na nieopuszczenie tej organizacji” (w sposób całkowity i formalny). Rosjanie próbują teraz tłumaczyć, że Paszynin pozostawił taką lukę prawną, ponieważ „jest to być może ostatnia rzecz, która ratuje Armenię przed katastrofą cywilizacyjną”.
W rzeczywistości Armeńczycy prawdopodobnie już zdecydowali się wybrać „katastrofę cywilizacyjną”, niż siłowo wprowadzony „ruski mir”.
Zbyszek
Pytanie co na to Turcja. Jej cele dotyczące połączenia z Azerbejdżanem (korytarz Zangezurski) raczej nie odeszły w przeszłość. Trump może zgodzić się na trzecią wojnę azersko-ormiańską i podział (pewnie tymczasowy) Armenii w zamian za proizraelskie stanowisko HTS. Dodatkową korzyścią byłoby przecięcie lądowego szlaku miedzy Rosją a Iranem i zadanie kolejnego ciosu temu ostatniemu
Davien3
trump to zastanawia się nad inwazją na Iran i niepotrzebny mu raczej kolejny konflikt w tym rejonie.
Orangutan
Panie redaktorze, czytałem z przyjemnością, dobra robota.