Reklama

Geopolityka

Ostatnie dni porozumienia z Iranem? [ANALIZA]

<p>Fot. Bundesministerium für Europa, Integration und Äusseres, Wikipedia, Flickr2Commons</p>
<p>Fot. Bundesministerium für Europa, Integration und Äusseres, Wikipedia, Flickr2Commons</p>

Krytyka porozumienia jądrowego z Iranem (JCPoA) ze strony Donalda Trumpa w ostatnich tygodniach nabrała rozpędu, przechodząc od fazy retoryki do czynów – w tym budowania koalicji. Obecnie przyszłość porozumienia, które wiąże Iran ze Stanami Zjednoczonymi, Chinami, Rosją, Wielką Brytanią, Francją i Niemcami, rozgrywa się na kilku płaszczyznach. Prócz batalii na linii Biały Dom – Kongres los umowy rozgrywany jest pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a chcącą utrzymać JCPoA w mocy Europą. Nie bez znaczenia pozostaje nasilenie napięcia pomiędzy Iranem a Izraelem, który zdecydowanie lobbuje za wycofaniem się z porozumienia. Czy to jedynie burza w szklance wody, która ustanie po 12 maja, czy też początek końca JCPoA?

AKTUALIZACJA 21:13: Prezydent Donald Trump ogłosił wycofanie Stanów Zjednoczonych z porozumienia JCPoA

Jeszcze do niedawna wydawało się, że JCPoA, której praktyczna skuteczność jest sama w sobie mocno rozczarowująca, pozostanie w mocy. Chociaż prezydent Donald Trump od początku porozumienie krytykował, to komentatorzy zakładali, że konsekwencje wycofania się byłyby zbyt duże, aby Biały Dom się na to ostatecznie zdecydował. Krytyka ze strony prezydenta USA miała być jedynie retoryką na potrzeby wewnętrzne, zgodnie z regułą, że wszystko to, co zrobił Obama musi być złe.

W ostatnim czasie wzrosła jednak dynamika zdarzeń, co wynika ze zbliżającego się terminu ultimatum jakie postawił Trump oraz z nasilenia napięcia na linii Izrael – Iran. Z jednej strony, Teheran na obszarze Syrii rozbudowuje instalacje wojskowe, co ma pozwolić mu zwiększać presję na Izrael poprzez groźbę ataku rakietowego. Ten sam efekt ma zostać osiągnięty dzięki utworzeniu szlaków logistycznych do Hezbollahu w Libanie. Z drugiej strony, w ostatnim czasie doszło do kilku izraelsko-irańskich incydentów, w tym serii ataków lotniczych Izraela na obiekty irańskie w Syrii.

W rezultacie Izrael zwiększył kampanię wymierzoną w Iran. Prócz słynnego już wystąpienia premiera Netanjahu, w którym oskarżył on Iran o prowadzenie tajnych prac nad bronią nuklearną (co byłoby naruszeniem tak rezolucji ONZ, jak i być może zapisów JCPoA), zwiększono zakulisowe lobbowanie w Waszyngtonie, gdzie wielu republikanom nie podoba się umowa z Iranem, jako że nie ogranicza ona irańskich prac nad bronią rakietową (co nie było jednak elementem negocjacji, a Iran kategorycznie taką możliwość odrzucił). W Kongresie i Białym Domu dodaje się, że JCPoA nie sprawiło, że Iran stał się łagodniejszy. Wręcz przeciwnie, odmrożone na mocy umowy fundusze (około 100 miliardów dolarów) zostały przeznaczone na wzmocnienie irańskiej pozycji w Syrii, co doprowadziło między innymi do zwiększenia wspomnianego napięcia irańsko-izraelskiego. Iran jest w regionie aktywniejszy niż przed porozumieniem.

Elementem zaciętej walki i przygotowywania gruntu pod wycofanie się z umowy stało się atakowanie zwolenników utrzymania JCPoA w mocy. Brytyjskie media ujawniły właśnie, że wynajęta specjalnie do tego zadania izraelska firma złożona z byłych funkcjonariuszy służb specjalnych Izraela miała znaleźć materiały dyskredytujące czołowych uczestników negocjacji nuklearnych po stronie amerykańskiej – Bena Rhodesa i Colina Kahla. Swoją drogą warto zwrócić uwagę na dwa fakty. Gdyby była to firma rosyjska, to bez wątpienia wybuchłaby afera, po której zapewne zostałyby nałożone sankcje na Rosję. Po drugie, według „The Guardian” owa izraelska firma prowadziła operacje również w Europie Środkowej.

Celem ataku stał się John Kerry, sekretarz stanu w administracji Obamy, twórca porozumienia nuklearnego z Iranem. Zgodnie z przekazem informacji prasowych, Kerry spotkał się potajemnie z grupą dyplomatów, by w ten sposób ocalić JCPoA. Na liście osób, z którymi Kerry osobiście rozmawiał jest między innymi irański minister spraw zagranicznych Mohammad Dżawad Zarif oraz prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier. Polityczni przeciwnicy Obamy, a więc i Kerry`ego, oskarżają go o działanie na szkodę interesów Stanów Zjednoczonych i ostrzegają, że w ten sposób były sekretarz stanu narusza ustawę Logana z 1799 roku, która penalizuje potajemne rozmowy z przedstawicielami innych rządów bez wiedzy i na szkodę Stanów Zjednoczonych. Chociaż możliwość pociągnięcia Kerry`ego do odpowiedzialności na mocy ustawy Logana, której używano dwukrotnie (w 1802 roku i 1852 roku), jest niewielka, to dobrze pokazuje atmosferę i nastroje, które panują obecnie w Waszyngtonie.

Świat po JCPoA

Jesteśmy świadkami niebezpiecznej sytuacji, w której decydujące strony kryzysu – Iran, Stany Zjednoczone, ale również Izrael i Arabia Saudyjskie – nie chcą pokazać słabości i prą ku nieokreślonej formie konfrontacji. W Białym Domu dominują obecnie jastrzębie, podobnie jak u George`a W. Busha po atakach na Nowy Jork i Waszyngton 11 września 2001 roku. Niedawno sekretarzem stanu został Mike Pompeo, który otwarcie stwierdził, że w sporze stoi po stronie Izraela i Arabii Saudyjskiej. Do „wojennego gabinetu” Trumpa w ostatnim czasie dołączył John Bolton, który został doradcą ds. bezpieczeństwa, a który od dawna naciska na siłową zmianę reżimów w Korei Północnej i Iranie. Sprzeciwia się koncepcji dwóch państw w Palestynie, a w przeszłości popierał agresję na Irak w 2003 roku. Na forum ONZ działa kolejny „jastrząb”, a więc amerykańska ambasador Nikki Haley, która stanowi głos Trumpa na forum tej organizacji. Nie przepuszcza ona żadnej okazji, by skrytykować Iran.

Czas ultimatum Trumpa wobec Kongresu i państw europejskich mija 12 maja (prezydent jest zobowiązany przez Kongres do okresowego potwierdzania dalszego obowiązywania JCPoA i zamrożenia sankcji). Oczekiwań amerykańskiego prezydenta nie uda się raczej spełnić, bowiem uchodzą one za nierealistyczne. Zgody na nie na pewno nie wyrazi Iran. Prezydent USA chce jednak renegocjacji umowy oraz dodania nowych elementów, w tym wspomnianego ograniczenia irańskiego programu rakiet balistycznych, które stanowią jeden z filarów doktryny odstraszania tego państwa.

Jeżeli Biały Dom liczy, że presja doprowadzi do takiego przełomu, jak w przypadku Korei Północnej, to bez wątpienia myli się – Iran nie ulegnie, tym bardziej, że w tym kraju nie brak jest przeciwników JCPoA, którzy z przyczyn tak ideologicznych, jak i politycznych chętnie zobaczą upadek umowy.

Państwa europejskie, które po podpisaniu JCPoA w 2015 roku zawarły z Iranem umowy infrastrukturalne, transportowe i energetyczne na miliardy dolarów, nie chcą zrywać porozumienia – długoterminowe zyski są zbyt wysokie, by tak łatwo oddawać Iran. Jest to nienasycony i ciągle niezdobyty rynek ponad 70 milionów konsumentów.

Kontynuację JCPoA popierają wszyscy europejscy sygnatariusze umowy (Wielka Brytania, Francja, Niemcy), ale także inne państwa, w tym chociażby Włochy. Przykładowo, Wielka Brytania w ostatnich dniach potwierdziła gotowość utrzymania JCPoA w mocy, nawet pomimo izraelskich „rewelacji” i stanowiska Waszyngtonu. Trump rozmawiał niedawno z przywódcami Francji, Wielkiej Brytanii i Niemiec, ale żaden nie poparł Amerykanów w ich dążeniu do zerwania umowy Iranu z P5+1. Wręcz przeciwnie, państwa te nalegają, by Trump 12 maja podpisał dokument utrzymujący zniesienie sankcji na Iran.

Gdyby faktycznie doszło do wycofania się z porozumienia JCPoA Stanów Zjednoczonych, to trudno oczekiwać, że nie przyniesie to żadnych konsekwencji. Po pierwsze, dojdzie wówczas do pęknięcia w bloku zachodnim. Amerykanie wycofają się bowiem z umowy, a państwa Unii Europejskiej w nim pozostaną. To niebezpieczny precedens, szczególnie w obliczu współczesnych zagrożeń, które wymagają zgody i solidarności. Czy wówczas Trump nie miałby pokusy ukarania Europy za nielojalność na przykład poprzez zniesienie sankcji na Rosję?

Również pozycja Polski byłaby bardzo trudna. Chociaż nie jest ona stroną negocjacji, ani też nie zajmuje istotnej roli w geostrategicznych rozgrywkach na Bliskim Wschodzie, to w sytuacji wytworzenia się dwóch frakcji w obozie transatlantyckim – Amerykanów wycofujących się z JCPoA i Europejczyków popierających porozumienie – Warszawa będzie musiała stanąć po czyjejś stronie. Czyjej? Amerykanów, co zwiększy napięcie pomiędzy Polską a państwami Europy Zachodniej, czy Europejczyków, co rozłości Trumpa?

Gdyby Amerykanie wycofali się z JCPoA to umowa i tak może pozostać w mocy, bo prócz Europejczyków naciskają na to zarówno Chińczycy, jak i Rosjanie. Wówczas Iran uległby jeszcze większemu uzależnieniu od Pekinu i Moskwy, co byłoby z korzyścią dla irańskiej prawicy, która woli Chiny i Rosję od Zachodu. 

Ponownie jednak wiele zależy od Stanów Zjednoczonych, przed którymi staną dwie możliwości: wycofania się z JCPoA i biernego przyglądania się sytuacji albo też wycofania się z JCPoA i próbie jego zniszczenia. W takiej sytuacji Waszyngton, lobbowany przez Izrael, zapewne wprowadziłby nowe, jednostronne sankcje nie tylko na firmy irańskie, ale także na te firmy europejskie – a więc i polskie – które z Iranem już handlują lub planują to robić. Sankcjami objęty mógłby zostać na przykład Orlen, który kupuje dostarczaną do gdańskiego Naftoportu irańską ropę. Surowiec z tego kraju zakontraktował także Lotos. Co do Chin, to państwo to współpracuje blisko z Waszyngtonem w sprawie Korei Północnej. Czy jednak po wycofaniu się Trumpa z JCPoA Pekin uzna, że można mu ufać i amerykański prezydent będzie respektował ewentualne porozumienie w sprawie Korei Północnej, skoro nie zrobił tego w odniesieniu do Iranu? To kolejna niewiadoma w tym równaniu.

Niektórzy komentatorzy ostrzegają, że wojna pomiędzy Izraelem i Iranem jest bardziej prawdopodobna niż kiedykolwiek wcześniej. Teoretycznie taka wojna nie jest w interesie żadnej ze stron – Iranowi zależy na prowadzeniu antyizraelskich i antyamerykańskich działań poniżej progu wojny, podczas gdy Izrael chce wrogów przede wszystkim odstraszać, a nie zużywać zasoby na bezpośrednią konfrontację z nimi (tym bardziej, że wojna 2006 roku w Libanie przeciwko Hezbollahowi pokazała słabość IDF-u w operacjach przeciwpartyzanckich). Główny sojusznik Iranu w regionie, Hezbollah, jest zmęczony po kilku latach wojny w Syrii i raczej nie chce wojny przeciwko Izraelowi. Nic by na tym nie zyskał – tym bardziej teraz, gdy Liban przygotowuje się do wyborów parlamentarnych.

Z drugiej jednak strony nie brak przykładów, gdy wojny wybuchały, chociaż wydawało się to nieracjonalne. Wydaje się jednak, że niezależnie od przyszłości porozumienia JCPoA będziemy świadkami wzmożonych, ale ograniczonych działań na froncie izraelsko-irańskim, lecz nie otwartej wojny. Tym bardziej, że oba państwa dzieli spora odległość geograficzna. Po faktycznym upadku JCPoA Iran przyjmie raczej jeszcze bardziej konfrontacyjną politykę w regionie, a także uruchomi ograniczony po 2015 roku program jądrowy. Wówczas trudno byłoby znaleźć powody, dla których Teheran nie miałby wznowić także tajnego programu broni nuklearnej.

Echa w Iranie

Bez wątpienia wycofanie się z JCPoA będzie miało poważne konsekwencje w samym Iranie, gdzie obecnie rządzi frakcja uważana za umiarkowaną (tak zwany reformiści). Zawarcie JCPoA oraz oczekiwane korzyści gospodarze z umowy wynikające do sztandarowy element programu prezydenta Hasana Rouhaniego i ministra spraw zagranicznych Mohammada Dżawada Zarifa. Wycofanie się z JCPoA będzie ich całkowitą klęską, co oczywiście cieszy opozycję – szeroki front konserwatystów, kręgów duchownych i tak zwanych pryncypialistów, dla których negocjacje ze Stanami Zjednoczonymi od początku były skazane na porażkę.

Upadek JCPoA sprawi, że kręgi prawicowe dostaną wiatr w żagle i w następnym rozdaniu to one przejmą stery władzy, co sprawi, że Iran najprawdopodobniej powróci do retoryki z czasów Mahmuda Ahmadineżada. Tym bardziej, że Irańczycy stoją na stanowisku, że przestrzegają JCPoA – Iran ograniczył swój program nuklearny zgodnie z ustaleniami, podczas gdy inne elementy irańskiej działalności, to jest rakiety balistyczne, wspieranie grup godzących w interesy Zachodu, polityka w Syrii, Libanie czy Jemenie, nie stanowiły elementu negocjacji nad JCPoA.

W Iranie łatwo jest przedstawiać próbę zniszczenia JCPoA jako dowód, że jego celem nie było porozumienie i załagodzenie kryzysu jądrowego, ale oszukanie Irańczyków, co docelowo ma doprowadzić do obalenia Islamskiej Republiki. Taka jest przynajmniej retoryka kręgów konserwatywnych.

Trudno pominąć także konsekwencje długofalowe. Miliony Irańczyków liczyły, że JCPoA po prostu da im lepsze życie  sprawi, że Iran dogoni świat, a oni będą mieli perspektywy dobrej pracy w kraju, ze zdrową i przewidywalną gospodarką. Liczono, że JCPoA to pierwszy krok na drodze do normalizacji stosunków ze światem.

Porozumienie podpisano, chociaż najwyższy przywódca Iranu ajatollah Ali Chamenei wielokrotnie ostrzegał, że Iran zostanie oszukany, bo Stany Zjednoczone nie respektują porozumień, są niegodne zaufania, zakłamane, aroganckie i chcą Iran zniszczyć, a irański program jądrowy jest jedynie pretekstem. Jeśli JCPoA upadnie to nawet ci najbardziej umiarkowani i otwarci na świat Irańczycy nie będą mogli polemizować ze stwierdzeniem, że negocjacje z Waszyngtonem nie mają żadnego sensu, a Amerykanie wcześniej czy później wycofają się z raz danego słowa.

Reklama

"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie

Komentarze (7)

  1. Myśliciel

    I po porozumieniu. Ciekawe ile stracą Orlen, Lotos i Ursus, który ma tam fabrykę traktorów

    1. ZZZ

      Ursus nie ma fabryki w Iranie, tylko poddostawcę części. Orlen i Lotos nie mają długoterminowych kontraktów z Iranem, tylko pojedyncze zakupy.

  2. hym108

    Bardzo dobry artykol. Tylko brak opcji - takiej jak w Syrii - Izrael nie wywoluje wojny Iranowi ale np z daleka ostrzeliwuje instalacje atomowe. Co wtedy?

  3. Pola

    Brawo Trump! Kiedy europejscy \&#039;politycy\&#039; przestaną udawać, że wierzą fanatykom irańskim? Zawieranie jakichkolwiek traktatów z dyktaturami jest bez sensu, bo żadna dyktatura nie przestrzega umów.

    1. porucznik conjurer

      bez urazy w Iranie nie ma dyktatury, to po Libanie najbardziej demokratyczny kraj spośród innych muzułmańskich w tamtej części świata. Śmiem nawet twierdzić, że bardziej demokratyczny od obecnej Turcji. Tym razem, jako kraj, powinniśmy poprzeć Europę, bo niestety z USA mamy słabe relacje gospodarcze a i politycznie są one chwiejne względem nas (patrz 447(

  4. KrzysiekS

    No to Putin dostał prezent ceny ropy w idą górę.

  5. Matt

    no i już wiemy, Amerykanie się wycofują i nałożą sankcje. Czy to nas przybliża do armagedonu?

  6. makuś

    Tyle jest warta umowa z Amerykanami... Nawet najwyższy przywódca Iranu dawno dawno jasno powiedział co sądzi o układach z USA... My też powinniśmy wiedzieć coś na ten temat... Chociażby wizy... Po wieczne czasy tylko dla Polaków, Rumunów i Bułgarów...

  7. pd

    co do amerkanów do dobrze stwierdził

Reklama