Geopolityka
Nie będzie strefy zakazu lotów nad Syrią. Powodem sprzeciw Rosji?
Stany Zjednoczone nie planują ustanowienia strefy zakazu lotów nad Syrią, głosi oficjalny komunikat Białego Domu. Sprzeciw wobec interwencji podtrzymała również Rosja. Czy i jak na decyzję Waszyngtonu wpływa stanowisko Kremla?
Czytaj: USA: rząd Syrii użył broni chemicznej. Będzie wsparcie dla opozycji
W piątek, 14 czerwca Waszyngton ogłosił, że udzieli pomocy wojskowej rebeliantom walczącym z reżimem al-Asada. Równocześnie do mediów trafiła informacja, że Pentagon planuje "utworzenie strefy zakazu lotów nad terytorium Syrii leżącym przy granicy z Jordanią". Następnie, Ben Rhodes, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Baracka Obamy zdementował ostatni przeciek, twierdząc że operacja w Syrii nie jest w interesie USA, a najlepszą opcją jest wspieranie umiarkowanej opozycji.
Nie trzeba było długo czekać na reakcję Rosji, która zdecydowanie potępiła zarówno pierwszą, jak i drugą możliwość. Siergiej Ławrow, minister spraw zagranicznych FR odnosząc się do zdementowanej przez Rhodesa informacji, stwierdził, że strefa zakazu lotów oznaczałby naruszenie prawa międzynarodowego.
Oczywiście Ławrow ma rację, z tym zastrzeżeniem że gdyby Rosja (i Chiny) zgodziłaby się na odpowiednią rezolucję RB ONZ to taka operacja zyskała by atrybut legalności. Wszystko wskazuje jednak na to, że FR swojego stanowiska nie zmieni i ewentualna interwencja NATO musiałaby się odbyć bez mandatu ONZ.
Czytaj: Amerykanie przerzucili wojsko na granicę z Syrią?
To może być czynnikiem rozstrzygającym o zachowaniu Stanów Zjednoczonych. Administracja Obamy nie chce podejmować unilateralnych interwencji, bez międzynarodowego konsensusu. Dlatego długo czekały z decyzją o operacji w Libii, zachowywały się wyczekująco w sprawie Mali, ostatecznie nie interweniując. Dyplomacja ma być również remedium na kryzys w stosunkach z Koreą Północną i Iranem. W sprawie Syrii, od początku było wiadomym, że Rosja nie wyrazi zgody na żadną formę interwencji, traktując wszelką pomoc dla rebeliantów jako ingerencję w wewnętrzne sprawy Syrii, równocześnie stając zdecydowanie po stronie Baszara al-Asada. USA długo nie chciały również oficjalnie uzbrajać zbrojnej opozycji, co skończyło się przejęciem inicjatywy w tym zakresie przez Arabię Saudyjską i Katar i wzmocnieniem najbardziej radykalnej jej części. Wreszcie, zaowocowało to umocnieniem wojska al-Asada na froncie, co znacznie zmniejszy jego zdolność do ustępstw na rzecz opozycji, na zbliżającej się konferencji pokojowej w Genewie.
Czytaj: Geopolityczny impas wokół Syrii. Scenariusze rozwoju sytuacji
Teraz, oficjalnie rozważana jest opcja dozbrajania rebeliantów przez Amerykanów, najprawdopodobniej bronią strzelecką i granatnikami (wg źródeł Reutersa). To ma być uzasadnione z kolei użyciem broni chemicznej przez al-Asada (o czym przekonany jest Pentagon) i pogorszeniem się sytuacji powstańców na froncie - utrata al-Qusayr, ofensywa wojsk rządowych w Aleppo, przy coraz większym udziale po ich stronie ze strony bojowników Hezbollahu i Iranu (The Independent twierdzi, że Iran zamierza wysłać obecnie dodatkowe 4 tys. członków Gwardii Rewolucyjnej do Syrii).
Tymczasem, tracąca co raz bardziej na rzecz radykalnych bojowników islamu, Wolna Armia Syryjska (przedstawiciel umiarkowanej opozycji), oczekuje od swoich sojuszników na Zachodzie i na Bliskim Wschodzie zaawansowanej broni przeciwpancernej i przeciwlotniczej. Alternatywnym rozwiązaniem byłaby właśnie strefa zakazu lotów. Ta opcja byłaby jednak kosztowna i na pewno trudniejsza, niż w wypadku operacji lotniczej w Libii w 2011 roku. Powoduje to, że przy braku możliwości uzyskania konsensusu w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, Biały Dom ograniczy się najprawdopodobniej do dozbrajania opozycji syryjskiej. Pytanie brzmi: jaką broń otrzymają, i czy wystarczy to do odwrócenia niekorzystnej sytuacji na froncie i do zwiększenia roli umiarkowanej opozycji.
Czytaj: Syria: rządowa armia odbiła strategiczne miasto al-Qusayr
(MMT)