Stawianie Francji na równi z Niemcami w krytyce związanej z polityką w stosunku do Rosji i jej agresji na Ukrainę jest zdecydowanie nieuzasadnione. Natomiast wygrana Marine Le Pen negatywnie wpłynęłaby na spójność Europy, w chwili gdy europejska solidarność jest najbardziej potrzebna. Dla Polski rodziłoby to pewne korzyści, które jednak trzeba zestawiać z kosztami.
Według badań opinii publicznej, przeprowadzonych tuż po agresji rosyjskiej na Ukrainę, aż 83 % Francuzów opowiadało się za dostarczaniem Ukrainie broni (41 %), sankcjami na Rosję (33 %) lub wysłaniem wojsk francuskich w celu wsparcia Ukrainy (8 %), podczas gdy tylko 17 % chciało by Francja nie podejmowała żadnych działań w tym zakresie. Francja, od początku wojny, dostarczyła Ukrainie uzbrojeniw warte 100 mln EUR, w tym m.in. bardzo skuteczne w wojnie z Państwem Islamskim pociski przecwpancerne MILAN. Francja nie była też hamulcowym w odniesieniu do sankcji, była za to pierwszym krajem, który skonfiskował jacht rosyjskiemu oligarsze. Nie jest też głównym odbiorcą żadnych surowców energetycznych z Rosji, a jej wymiana handlowa z tym krajem jest niewielka. Wystarczy porównać te fakty z np. postawą Turcji, która jest jednym z głównych odbiorców gazu rosyjskiego (Turk Stream i Blue Stream) i nie wykazuje żadnych intencji by to zmienić, nie wprowadziła żadnych sankcji wobec Rosji, wręcz przeciwnie dała schronienie jachtom Abramowicza i zaprosiła innych oligarchów rosyjskich do ucieczki ze swoim kapitałem przed sankcjami do Turcji, nie zamknęła swojego nieba dla samolotów rosyjskich (wręcz przeciwnie, zwiększyła liczbę połączeń i uruchomiła specjalną linię dla turystów rosyjskich) itp. Znamienne jest przy tym to, że krytycy postawy Francji w tej wojnie unikają jak ognia porównań polityki Paryża i Ankary w tym kontekście i podkreślają ciągle, że Turcja sprzedała (w przeciwieństwie do Francji Turcja niczego nie dostarczyła za darmo) Bayraktary, unikając rozmowy o innych aspektach (w tym wynikającej z sondaży postawie społeczeństwa wobec wojny, która kontrastuje z jednoznacznie proukraińską postawą Francuzów).
Nie ulega zatem wątpliwości, że różnice między polityką Paryża i Berlina w sprawie Ukrainy są ogromne i stawianie Francji oraz Niemiec na równi jako państw unikających wspomagania Ukrainy jest nieporozumieniem. Co więcej, to zestawianie Paryża i Berlina (i unikanie kontrastu z np. Ankarą) dokonywane jest celowo, by na Francję spadło odium karygodnych posunięć Niemiec. Oczywiście, to nie oznacza, że należy bezkrytycznie podchodzić do polityki Francji względem Rosji, a także samego Emmanuela Macrona, jak również niechęci niektórych francuskich koncernów do wycofywania się z Rosji. Niemniej, o czym wielokrotnie pisałem na Defence24, politykę Francji wobec Rosji trzeba widzieć w określonym kontekście. Chodzi przy tym nie tylko o francuskie ambicje tworzenia europejskiej potęgi, balansującej miedzy światem anglosaskim a Wschodem, ale również o inne aspekty geopolityczne. Chodzi m.in. o koncepcję wykorzystania Rosji jako przeciwwagi dla rosnącej potęgi Chin. Takie odwrócenie sojuszy jest nierealne, a obecnie również całkowicie niepożądane, niemniej warto pamiętać, że była to również koncepcja Trumpa. Inną, bardzo ważną i lekceważoną z perspektywy Warszawy, kwestią jest sytuacja w Afryce. Z oczywistych względów bezpieczeństwo w Sahelu jest częścią francuskiej racji stanu. Związane jest to przy tym nie tylko (choć również) z interesami ekonomicznymi Francji, ale również z zagrożeniem destabilizacji Francji i całego południa Europy przez nowe fale migracji oraz napływ dżihadystów, a także przemyt narkotyków i innych towarów. Sahel jest dziś bowiem największym źródłem terrorystyczno-kryminalnego zagrożenia dla Europy i choć agresja rosyjska na Ukrainę przesunęła priorytety, to nie spowodowała, że te zagrożenia przestały się liczyć. Zwłaszcza dla Francji i zwłaszcza przed kluczowymi wyborami prezydenckimi.
Czytaj też
Tymczasem presja rosyjska w Sahelu zintensyfikowała się przed francuskimi wyborami prezydenckimi, co z całą pewnością wpływa na poparcie dla głównych kandydatów w znacznie wyższym stopniu niż sytuacja na Ukrainie czy też rzekoma ingerencja Polski w te wybory. W końcu ub. r. prorosyjska junta w Mali zawarła umowę z rosyjskimi najemnikami (wagnerowcami) o ich dyslokacji w Mali, a w lutym br., tuż przed wybuchem wojny na Ukrainie, zablokowała dyslokację kontyngentu duńskiego w ramach kierowanej przez Francję grupy operacyjnej Takuba, a następnie zażądała natychmiastowego opuszczenia Mali przez Francję i jej sojuszników. Nieco wcześniej doszło też do prorosyjskiego przewrotu w sąsiednim Burkina Faso, a już w czasie wojny na Ukrainie, z Mali zaczęły napływać wiadomości o rzeziach dokonywanych przez malijską juntę i wagnerowców na ludzie Fulani. Natomiast 13 kwietnia malijski helikopter, prawdopodobnie pilotowany przez wagnerowców, wystrzelił kilka rakiet w kierunku żołnierzy misji ONZ MINUSMA (byli to Brytyjczycy). Incydenty te zapewne będą się mnożyć i nie jest przypadkiem, że zbiegają się one z wojną na Ukrainie oraz wyborami prezydenckimi. Warto też dodać, że Macron nigdy nie zaoferował Rosji dealu polegającego na ustępstwach na flance wschodniej w zamian za wstrzymanie rosyjskiej ekspansji w Afryce. Wręcz przeciwnie, Francja uczestniczy we wzmocnieniu flanki wschodniej, przy czym dotyczy to w szczególności tych partnerów, którzy jednocześnie wspierają Francję w Afryce tj. Estonii i Rumunii. Warto podkreślić, ze po wybuchu wojny na Ukrainie, Francja znacznie zwiększyła swoje zaangażowanie w tych dwóch krajach w ramach NATO.
Czytaj też
Czytaj też
Te prowokacje jednoznacznie wskazują na to, że Rosja jest zainteresowana przegraną Macrona w wyborach prezydenckich i aktywnie działa na rzecz pokazania, że jest on nieudolny w zarządzaniu bezpieczeństwem Francji i zarządzaniu jej kluczowymi interesami. Można oczywiście zarzucić Macronowi nie dość jednoznaczną postawę wobec takich działań Rosji i pewnego rodzaju miotanie się, unikanie jednoznacznego potępienia Putina jako zbrodniarza i nieuzasadnioną krytykę Bidena za jego ostre słowa pod adresem rosyjskiego przywódcy. Francja zapewne stara się zresztą równoważyć wyraźnie wiodącą rolę amerykańską (w oparciu o Londyn i Warszawę) w Europie takim odcinaniem się od linii Waszyngtonu i przeciwstawianiem jej układu z osłabionym zmasowaną i uzasadnioną krytyką Berlinem. Nie jest to korzystne z punktu widzenia konieczności konsolidacji więzów transatlantyckich, niemniej warto pamiętać, że na kontynencie Francja nie ma wielkiego wyboru. Polska, jako ewentualna alternatywa wobec Niemiec w układzie z Francją, nie zrobiła bowiem nic, by szukać płaszczyzny porozumienia. Dotyczy to w szczególności podejścia do zaangażowania w Afryce.
Macron zajmuje niejednoznaczne stanowisko w kwestii przyszłości relacji z Rosją po wojnie na Ukrainie. Niemniej krytyka jego telefonów do Putina jest niezbyt uzasadniona, zważywszy, że sama Ukraina zadeklarowała, że są one prowadzone w uzgodnieniu z Kijowem. To, że są bezskuteczne to inna rzecz, ale jakoś nikt nie krytykuje Turcji za to, że gości Ławrowa w ramach równie bezskutecznych negocjacji ukraińsko-rosyjskich. Znów zatem widać podwójne standardy w zakresie oceny polityk tych dwóch krajów. Tymczasem Marine Le Pen jasno deklaruje, że chce powrotu do normalnych relacji z putinowską Rosją, zaraz po zakończeniu wojny na Ukrainie (i bez względu na jej wynik). Tuż po pierwszej turze Le Pen stwierdziła, że „jak tylko wojna rosyjsko-ukraińska się skończy i zostanie zawarty traktat pokojowy, wezwę do implementacji strategicznego zbliżenia między NATO i Rosją". Le Pen skrytykowała też dostawy broni z Francji dla Ukrainy, twierdząc, że oznacza to wciąganie Francji w tę wojnę.
Czytaj też
Nie ma zatem wątpliwości, że wygrana Le Pen miałaby ogromny, negatywny wpływ na politykę Francji wobec wojny na Ukrainie, a także na późniejsze działania Paryża wobec Moskwy. Jak już wcześniej wskazałem, sytuacja na flance wschodniej jest z punktu widzenia interesu Francji pojmowanego w wymiarze egoistycznym, trzeciorzędna wobec jej interesów w Afryce. Macron nie kieruje się takim egoistycznym podejściem, gdyż ma ambicje przewodzenia Europie. Tymczasem Le Pen ani nie chce przewodzić Europie, ani też nie będzie miała takiej możliwości bo jej wybór oznaczałby konflikt z Berlinem i znaczną częścią stolic europejskich (przynajmniej obecnie). Dlatego można się spodziewać, że zaproponuje Rosji ten deal, którego Macron nie oferował: przehandlowanie francuskiego zaangażowania na flance wschodniej na podział wpływów w Afryce, korzystniejszy dla Francji niż status quo.
Marine Le Pen deklaruje obecnie, że nie chce wyjścia Francji z Unii Europejskiej, natomiast podtrzymuje chęć wyjścia tego kraju ze zintegrowanego dowództwa NATO. Byłoby to bardzo niekorzystne dla NATO, gdyż Francja (wbrew popularnym opiniom opartym na ignorancji) jest de facto drugą armią NATO. Warto jednak dodać, że z perspektywy Francji jej zaangażowanie w NATO daje jej mniej niż jej wkład. NATO nie wsparło bowiem Francji ani w Afryce ani tez wówczas gdy łamiąca embargo nałożone na Libię Turcja zagroziła atakiem na francuski okręt, patrolujący w ramach natowskiej misji na Morzu Śródziemnym w czerwcu 2020 r. To właśnie po tym incydencie Macron krytykował NATO mówiąc o „śmierci mózgowej".
Czytaj też
Bez względu na to czy pod przywództwem Le Pen Francja dążyłaby do wyjścia z UE czy też nie, bez wątpienia jej pozycja w Europie ulegnie osłabieniu, a układ Berlin – Paryż przejdzie do historii. Można się też spodziewać, że konieczność zastosowania drastycznych środków wobec protestów przeciwko jej wyborowi (bez wątpienia można się spodziewać wręcz aktywności terrorystycznej w tym zakresie) spotka się z burzliwą krytyką Brukseli i Berlina, co jeszcze bardziej pogłębi podział. W obecnej sytuacji, gdy jedność transatlantycka i europejska jest szczególną wartością w obliczu rosyjskiego zagrożenia, taki podział będzie dla Europy katastrofalny. Może być jednak doraźnie korzystny dla Polski. Przede wszystkim konflikt między mainstreamem europejskim a Francją doprowadzi do marginalizacji dotychczasowego konfliktu między Brukselą a Warszawą, a i tak osłabiony Berlin będzie szukał nowego wsparcia i w związku z tym będzie dążył do zbliżenia z Warszawą. Z drugiej strony również Marine Le Pen podkreśla, że zainteresowana jest bliską współpracą z Polską. Ponadto w przyszłym roku są również wybory we Włoszech, po których, według obecnych sondaży, premierem może zostać Giorgia Melloni z narodowo-konserwatywnych Fratelli d'Italia (w sojuszu z Ligą Mateo Salviniego). To mogłoby wzmocnić pozycję Polski w nowym układzie geopolitycznym, zwłaszcza, że dochodzi do tego również wzmocniona więź Warszawa – Kijów. Problem z taką perspektywą jest jednak taki, że nastąpiłoby to kosztem osłabienia tego transatlantycko-europejskiego układu w sytuacji gdy konieczne jest jego wzmocnienie.
Czytaj też
Póki co faworytem pozostaje jednak Macron i można się spodziewać, że w przypadku jego wyboru relacje polsko-francuskie będą dość chłodne. Warto przy tym podkreślić, że o ile krytyka Francji i Macrona nie były uzasadnione, o tyle reakcja prezydenta Francji była wręcz histeryczna. Francja, a także inne kraje Europy, znacznie bardziej ingerowały w wybory w Polsce (popierając niektóre ugrupowania), niż można by to zarzucić władzom Polski w stosunku do wyborów we Francji. Z drugiej jednak strony faktem jest nakręcanie ostatnio jakieś absurdalnej frankofobii przez część polityków i publicystów. Z kolei zarzut „antysemityzmu" skierowany przez Macrona pod adresem Morawieckiego był kuriozalny ale być może miał przyciągnąć głosy Francuzów pochodzenia żydowskiego, odbieranych Macronowi przez Zemmoura (który poparł już Le Pen). Incydenty antysemickie we Francji mają tendencję rosnącą i od dawna problemem w tym zakresie nie jest skrajna prawica narodowa, ale środowiska muzułmańskie.
Ochłodzenie na linii Paryż – Warszawa będzie pozornie indyferentne dla obu stron bo dotychczas te relacje też nie były bliskie. Polska oparła swoje plany zbrojeniowe na USA i to samo dotyczy współpracy w zakresie rozwoju energii atomowej. Paryżowi zapewne może się to nie podobać, ale to nie ma większego znaczenia. Faktycznie jednak brak chęci wzajemnego zrozumienia przez obie strony nie jest korzystny. Zarówno UE, jak i NATO, powinny podchodzić kompleksowo do kwestii zagrożeń, w tym w szczególności zagrożeń ze strony Rosji, bez względu na to czy występują one z kierunku południowego czy wschodniego. Jest to zgodne z zasadą optyki 360 stopni. Niestety takiego podejścia brak.
Esteban
Z perspektywy Polski i Europy Środkowej, każdy francuski wybór jest kiepski. Z jednej strony Macron, który jest miękką fajką udającą męża stanu, który na boku robi interesy z Rosją, a z drugiej strony Łe Pen, która robi dokładnie to samo co Nacron, z tą różnicą, że robi to jawnie. Dla kilku srebrników, poświęcą nas i ani brewka im nie płynie.
DDR
Każdy stawia na pierwszym miejscu własne interesy nie interesy Warszawy
Dzejro
@DDR: Tyle ze to "stawianie na pierwszym miejscu wlasnych interesow" sie moze dla tych panstw skonczyc tragicznie
Dzejro
Troche bezsensowne jest stwierdzenie ze "nie szukalismy porozumienia". Trudno szukac porozumienia z panstwem ktore nas caly czas szkaluje. Przyjdzie czas ze sami przyjda.
grzegorzCQ
Kto by nie wygrał we Francji to dla Polski nic to nie zmieni bo zarówno Le Pen jak i Macron są wyraźnie zapatrzeni w Rosję. Najchętniej zakońcyliby tę wojnę kosztem Ukrainy i jej suwerenności by dalej czerpać korzyści z Rosji. Francja zawsze miała obsesję na punkcie Rosji pewnie dlatego że nigdy nie doświadczyli tego co Polska ze stronny naszego wielkiego sąsiada ze Wschodu.
klapaucyusz
Le Pen byłaby katastrofą dla i tak nie dość spójnych działań Zachodu względem Rosji. Jeśli Francuzi ją wybiorą, to obecna postawa Berlina będzie naszym najmniejszym problemem. Macron - jaki był nie był - nie redukuje polityki Francji do li tylko egoizmu narodowego, dla którego polityka wschodnia Polski jest wyłącznie przeszkodą.
politolog
Polityka wschodnia Polski jest w interesie Francji. Po pierwsze, ogarniamy temat imigrantów z Ukrainy, którzy mogliby masowo jechać dalej na zachód. Po drugie, wspomagając militarnie Ukrainę (razem z całą Europa Wschodnia poza Wegrami) generujemy problemy Rosji, która przez to ma mniej zasobów np. do działań w Afryce. Energetycznie Francja nie jest uzależniona od Rosji. Uzależnieni i niechętni naszej polityce są Niemcy - freeriderzy euroatlantyckiego bezpieczeństwa, próbujący podporządkować sobie gospodarczo Europę. Francja natomiast, o czym pisałem w innym poście, ma zbyt dużo strukturalnych problemów wewnętrznych, żeby być dla nas partnerem. Niestety.
Gulden
-politolog-No,gratuluję optymizmu."Ogarniamy temat migrantów z Ukrainy".Ja tam uważam,że problemy to się dopiero zaczną,bo my, jako Polska,ledwo sobie radzimy z naszą służbą zdrowia,ZUS,i innymi tego typu instytucjami państwowymi.Dokładając do tego ad hoc kilka milionów świadczeniobiorców, doznamy jasności, już niedługo, jak ten system sobie z tym poradzi,a ja co do tego mam pewne wątpliwości.Wszystko wyjdzie "w praniu",na chwilę obecną, oficjalna propaganda w TV bębni że jest super, a będzie jeszcze lepiej...Na kasę z UE nie ma co liczyć,takie mam odczucie.
klapaucyusz
A czy możemy mieć pewność, że Le Pen nie myśli o "sprzedaży" Europy Wschodniej Rosji w zamian za ograniczenie jej ekspansji w Sahelu? Czy uchodźcy ze wschodu nie są dla Francji znacznie mniejszym obciążeniem niż migranci z Afryki?
Rea
W naszym interesie jest silna pozycja USA (przeciwwaga dla Niemiec flirtujących z Rosją), którym Francja cały czas stara się podkładać świnie. Co do pomocy Ukrainie, to 400 milionów to jest śmiech, same nasze T-72 i Pioruny to 2 mld złotych, nie wspominając o innych rzeczach, które poszły (moździerze, Grady, amunicja) i 2 mln uchodźców na utrzymaniu. Bądżmy poważni, pomoc Francji to żenada.
Rea
Dziwny artykuł pełen sprzeczności i śmiesznostek. Jeżeli francuska armia jest taka silna, druga w NATO, to czemu nie może dać sobie rady z pastuchami kóz w Mali czy Burkina Faso? Potrzebuje wsparcia Rumunii i Estonii (serio?), żeby pokonać wagnerowców, których "siłę" pokazali już w pierwszych dniach wojny Ukraińcy, robiąc z nich mielonkę. Nie widzę też płaszczyzny porozumienia Polska-Francja. Niby czemu Francja by miała rezygnować ze swoich donrych stosunków z Niemcami dla nas? Francja żyje z tanich obligacjach z EBC (czyli de facto finansowancych przez Niemcy), dzięki którym Francja się jeszcze nie potknęła o gigantyczne zadłużenie, jakie ma jej sektor publiczny i prywatny (publiczny to 115% PKB, prywatny, uwaga, prawie 300% PKB!). CD w następnym komentarzu
Gulden
Sprawa prosta.OBOJĘTNIE kto wygra wybory we Francji,będzie prowadzić politykę ZGODNĄ z Racją Stanu i interesami tego państwa.I to pomijając kolejne szpagaty i fikołki na arenie międzynarodowej,sojusze i alianse.Dla nich liczy się ich, że tak powiem"pełna micha"i nic do tego nie ma sytuacja ościennych krajów,czy sytuacji geopolitycznej,militarnej,czy też konfliktów zbrojnych.Im szybciej to sobie uświadomimy,tym lepiej dla Nas,dla Polski.Jeśli komuś się wydaje że jest inaczej,i posunięciami rządów kierują inne pobudki,sam jest sobie winien.Moim zdaniem,już teraz,obecnie,kapitał,międzynarodowe,ponadnarodowe konsorcja, firmy,mocno naciskają na poszczególne rządy w UE,by przestały się wygłupiać,interes musi się kręcić a FR to ogromny rynek.Już nie wspomnę,CO się stanie,jak rosjanie zaczną szachować zachód brakiem dostarczania im pewnych surowców,potrzebnych choćby do produkcji samochodów.
politolog
Francja jest drugą armią NATO. Niestety, ze względu na sytuację wewnętrzną (kryzys Francji na wielu płaszczyznach, którego emanacją są wyniki obecnych wyborów), antyamerykanizm oraz swoje wlasne interesy (wspomniana Afryka) zawsze chętniej zrobi deal z Rosją, niż będzie z nią rozmawiać z pozycji siły. Z tej perspektywy nie jest ważne Macron czy Le Pen - oboje nie będą gwarantami naszego bezpieczeństwa na wschodzie. Obawiam się, że Francję czekają w najbliższych latach wielkie problemy wewnętrzne (załamanie modelu gospodarczego, konflikty na tle imigracji, silne przetasowanie na scenie politycznej, osłabienie roli w UE i na świecie) i z tej perspektywy nie może być dla nas wiarygodnym partnerem.
Markus
Gwarantem bezpieczeństwa Polski jest TYLKO nasza silna armia. I nic innego.
ryko
Szanowny autorze, jakoś zupełnie pominął pan kwestię roli UE, a to jest podstawa do oceny działań Macrona (Francji). Mianowicie UE już dawno została podporządkowana interesom twardego jądra UE (czyli głównie Niemiec i Holandii/Belgii) i jako taka od wielu lat działa na rzecz stworzenia razem z Rosją sojuszu Euro-Azjatyckiego od Lizbony po Władywostok. Cały ten projekt odsłoniła obecna wojna i dla wszystkich nagle stało się jasne, że przeważająca część elit polityczno-gospodarczo-finansowych głównych krajów jest do tego przekonana (abstrachuję tu od tego czy to jest bezpośrednia agentura Putina w stylu Schroedera czy tylko przekonani "pożyteczni idioci")..
ryko
Dopowiem jeszcze - dlatego też nie dostaniemy ani jednego EURO z KPO czy też na ukraińskich uchodżców, Tak naprawdę to tylko my jesteśmy główną przeszkodą w jego realizacji i tylko my przy pomocy USA możemy oddzielić UE od Rosji. Każdy europejski polityk czy kraj chcący mocarstwowej, samodzielnej UE (bez sojuszu z USA) czy też chcący sojuszu z Rosją tak naprawdę jest naszym bezpośrednim wrogiem i dlatego ani Macron ani Le Pen nie rokują nam dobrze. Podobnie jak, cała UE i niestety Orban. Niemniej wybór czy Macaron czy Le Pen należy zostawić Francuzom i z każdym w obszarach, gdzie nasze interesuy się pokrywają to współpracować bez obrzydzenia, tak jak bez najmniejszej żenady cały bogaty zachód UE współpracuje z największym zbrodniarzem współczesnego czasu - z Putinem. Powinniśmy nawet współpracować z Łukaszenką odciągając go od Rosji...
jawor
nie powtarzaj bzdur z tvpis. Belgia zawsze stanie za Francją a nie Niemcami. Holandia ściga Rosjan za zestrzelenie samolotu pasażerskiego z holenderskimi obywatelami na pokładzie. Berlin to najwieksze państwo UE ale to ledwie około 20% potencjału gospodarczego i ludnościowego unii. Aby realnie decydować potrzebuje nie tylko Francji ale jeszcze przynajmniej jednego dużego państwa UE. Sojusz zaś Euro-Azjatycki nie jest możliwy nie tylko, że to nie pasuje Ameryce ale znacznie bardziej byłoby to zagrożenie dla Chin. Inna sprawa, że w wyniku klapy ruskiej armii na Ukrainie żadnego nowego układu geopolitycznego nie będzie przynajmniej w ciągu kolejnej dekady. Chińczycy już wiedzą, że nadal nie są na poziomie, który pozwoliłby im rzucić wyzwanie Ameryce na Tajwanie. A wracając do Europy to gdyby do NATO weszła Szwecja z Finlandią to byłaby to dla rosyjskiego imperializmu klęska większa niż porażka na Ukrainie.
Markus
Bardzo mądra wypowiedź. Popieram w 100%
oko
W razie ataku Rosji i Białorusi na Polskę na pewno nie możemy liczyć na jakąkolwiek pomoc ani humanitarną a tym bardziej wojskową ze strony Niemiec, Francji, Holandii, Belgii, Austrii, Włoch, Węgier, Grecji, Bułgarii, Hiszpanii, Portugalii, Norwegii, Szwajcarii, Szwecji, Finlandii. Jedynie USA , W. Brytania i Kanada może pomóc militarnie . Pozostałe kraje , których nie wymieniłem będą bronić wyłącznie swoje terytoria i to zrozumiałe. Skąd taka teza , ano z obecnych działań, polityki i pomocy dla Ukrainy . Tylko taki będzie art. 5 . Musimy jak najszybciej się zbroić i przede wszystkim liczyć na siebie . Putin ma bardzo wielu sojuszników w UE nawet teraz .
Facetoface
Obietnice są dla tych, którzy w nie wierzą. Czasem jest warto wymienić wodę w akwarium.