Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Między Le Pen a Macronem – nowy układ geopolityczny i pozycja Polski

Stawianie Francji na równi z Niemcami w krytyce związanej z polityką w stosunku do Rosji i jej agresji na Ukrainę jest zdecydowanie nieuzasadnione. Natomiast wygrana Marine Le Pen negatywnie wpłynęłaby na spójność Europy, w chwili gdy europejska solidarność jest najbardziej potrzebna. Dla Polski rodziłoby to pewne korzyści, które jednak trzeba zestawiać z kosztami.

Autor. www.elysee.fr
Reklama

Według badań opinii publicznej, przeprowadzonych tuż po agresji rosyjskiej na Ukrainę, aż 83 % Francuzów opowiadało się za dostarczaniem Ukrainie broni (41 %), sankcjami na Rosję (33 %) lub wysłaniem wojsk francuskich w celu wsparcia Ukrainy (8 %), podczas gdy tylko 17 % chciało by Francja nie podejmowała żadnych działań w tym zakresie. Francja, od początku wojny, dostarczyła Ukrainie uzbrojeniw warte 100 mln EUR, w tym m.in. bardzo skuteczne w wojnie z Państwem Islamskim pociski przecwpancerne MILAN. Francja nie była też hamulcowym w odniesieniu do sankcji, była za to pierwszym krajem, który skonfiskował jacht rosyjskiemu oligarsze. Nie jest też głównym odbiorcą żadnych surowców energetycznych z Rosji, a jej wymiana handlowa z tym krajem jest niewielka. Wystarczy porównać te fakty z np. postawą Turcji, która jest jednym z głównych odbiorców gazu rosyjskiego (Turk Stream i Blue Stream) i nie wykazuje żadnych intencji by to zmienić, nie wprowadziła żadnych sankcji wobec Rosji, wręcz przeciwnie dała schronienie jachtom Abramowicza i zaprosiła innych oligarchów rosyjskich do ucieczki ze swoim kapitałem przed sankcjami do Turcji, nie zamknęła swojego nieba dla samolotów rosyjskich (wręcz przeciwnie, zwiększyła liczbę połączeń i uruchomiła specjalną linię dla turystów rosyjskich) itp. Znamienne jest przy tym to, że krytycy postawy Francji w tej wojnie unikają jak ognia porównań polityki Paryża i Ankary w tym kontekście i podkreślają ciągle, że Turcja sprzedała (w przeciwieństwie do Francji Turcja niczego nie dostarczyła za darmo) Bayraktary, unikając rozmowy o innych aspektach (w tym wynikającej z sondaży postawie społeczeństwa wobec wojny, która kontrastuje z jednoznacznie proukraińską postawą Francuzów).

Reklama

Wojna na Ukrainie - raport specjalny Defence24.pl

Nie ulega zatem wątpliwości, że różnice między polityką Paryża i Berlina w sprawie Ukrainy są ogromne i stawianie Francji oraz Niemiec na równi jako państw unikających wspomagania Ukrainy jest nieporozumieniem. Co więcej, to zestawianie Paryża i Berlina (i unikanie kontrastu z np. Ankarą) dokonywane jest celowo, by na Francję spadło odium karygodnych posunięć Niemiec. Oczywiście, to nie oznacza, że należy bezkrytycznie podchodzić do polityki Francji względem Rosji, a także samego Emmanuela Macrona, jak również niechęci niektórych francuskich koncernów do wycofywania się z Rosji. Niemniej, o czym wielokrotnie pisałem na Defence24, politykę Francji wobec Rosji trzeba widzieć w określonym kontekście. Chodzi przy tym nie tylko o francuskie ambicje tworzenia europejskiej potęgi, balansującej miedzy światem anglosaskim a Wschodem, ale również o inne aspekty geopolityczne. Chodzi m.in. o koncepcję wykorzystania Rosji jako przeciwwagi dla rosnącej potęgi Chin. Takie odwrócenie sojuszy jest nierealne, a obecnie również całkowicie niepożądane, niemniej warto pamiętać, że była to również koncepcja Trumpa. Inną, bardzo ważną i lekceważoną z perspektywy Warszawy, kwestią jest sytuacja w Afryce. Z oczywistych względów bezpieczeństwo w Sahelu jest częścią francuskiej racji stanu. Związane jest to przy tym nie tylko (choć również) z interesami ekonomicznymi Francji, ale również z zagrożeniem destabilizacji Francji i całego południa Europy przez nowe fale migracji oraz napływ dżihadystów, a także przemyt narkotyków i innych towarów. Sahel jest dziś bowiem największym źródłem terrorystyczno-kryminalnego zagrożenia dla Europy i choć agresja rosyjska na Ukrainę przesunęła priorytety, to nie spowodowała, że te zagrożenia przestały się liczyć. Zwłaszcza dla Francji i zwłaszcza przed kluczowymi wyborami prezydenckimi.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Tymczasem presja rosyjska w Sahelu zintensyfikowała się przed francuskimi wyborami prezydenckimi, co z całą pewnością wpływa na poparcie dla głównych kandydatów w znacznie wyższym stopniu niż sytuacja na Ukrainie czy też rzekoma ingerencja Polski w te wybory. W końcu ub. r. prorosyjska junta w Mali zawarła umowę z rosyjskimi najemnikami (wagnerowcami) o ich dyslokacji w Mali, a w lutym br., tuż przed wybuchem wojny na Ukrainie, zablokowała dyslokację kontyngentu duńskiego w ramach kierowanej przez Francję grupy operacyjnej Takuba, a następnie zażądała natychmiastowego opuszczenia Mali przez Francję i jej sojuszników. Nieco wcześniej doszło też do prorosyjskiego przewrotu w sąsiednim Burkina Faso, a już w czasie wojny na Ukrainie, z Mali zaczęły napływać wiadomości o rzeziach dokonywanych przez malijską juntę i wagnerowców na ludzie Fulani. Natomiast 13 kwietnia malijski helikopter, prawdopodobnie pilotowany przez wagnerowców, wystrzelił kilka rakiet w kierunku żołnierzy misji ONZ MINUSMA (byli to Brytyjczycy). Incydenty te zapewne będą się mnożyć i nie jest przypadkiem, że zbiegają się one z wojną na Ukrainie oraz wyborami prezydenckimi. Warto też dodać, że Macron nigdy nie zaoferował Rosji dealu polegającego na ustępstwach na flance wschodniej w zamian za wstrzymanie rosyjskiej ekspansji w Afryce. Wręcz przeciwnie, Francja uczestniczy we wzmocnieniu flanki wschodniej, przy czym dotyczy to w szczególności tych partnerów, którzy jednocześnie wspierają Francję w Afryce tj. Estonii i Rumunii. Warto podkreślić, ze po wybuchu wojny na Ukrainie, Francja znacznie zwiększyła swoje zaangażowanie w tych dwóch krajach w ramach NATO.

Zobacz też

Zobacz też

Te prowokacje jednoznacznie wskazują na to, że Rosja jest zainteresowana przegraną Macrona w wyborach prezydenckich i aktywnie działa na rzecz pokazania, że jest on nieudolny w zarządzaniu bezpieczeństwem Francji i zarządzaniu jej kluczowymi interesami. Można oczywiście zarzucić Macronowi nie dość jednoznaczną postawę wobec takich działań Rosji i pewnego rodzaju miotanie się, unikanie jednoznacznego potępienia Putina jako zbrodniarza i nieuzasadnioną krytykę Bidena za jego ostre słowa pod adresem rosyjskiego przywódcy. Francja zapewne stara się zresztą równoważyć wyraźnie wiodącą rolę amerykańską (w oparciu o Londyn i Warszawę) w Europie takim odcinaniem się od linii Waszyngtonu i przeciwstawianiem jej układu z osłabionym zmasowaną i uzasadnioną krytyką Berlinem. Nie jest to korzystne z punktu widzenia konieczności konsolidacji więzów transatlantyckich, niemniej warto pamiętać, że na kontynencie Francja nie ma wielkiego wyboru. Polska, jako ewentualna alternatywa wobec Niemiec w układzie z Francją, nie zrobiła bowiem nic, by szukać płaszczyzny porozumienia. Dotyczy to w szczególności podejścia do zaangażowania w Afryce.

Reklama

Macron zajmuje niejednoznaczne stanowisko w kwestii przyszłości relacji z Rosją po wojnie na Ukrainie. Niemniej krytyka jego telefonów do Putina jest niezbyt uzasadniona, zważywszy, że sama Ukraina zadeklarowała, że są one prowadzone w uzgodnieniu z Kijowem. To, że są bezskuteczne to inna rzecz, ale jakoś nikt nie krytykuje Turcji za to, że gości Ławrowa w ramach równie bezskutecznych negocjacji ukraińsko-rosyjskich. Znów zatem widać podwójne standardy w zakresie oceny polityk tych dwóch krajów. Tymczasem Marine Le Pen jasno deklaruje, że chce powrotu do normalnych relacji z putinowską Rosją, zaraz po zakończeniu wojny na Ukrainie (i bez względu na jej wynik). Tuż po pierwszej turze Le Pen stwierdziła, że „jak tylko wojna rosyjsko-ukraińska się skończy i zostanie zawarty traktat pokojowy, wezwę do implementacji strategicznego zbliżenia między NATO i Rosją". Le Pen skrytykowała też dostawy broni z Francji dla Ukrainy, twierdząc, że oznacza to wciąganie Francji w tę wojnę.

Zobacz też

Nie ma zatem wątpliwości, że wygrana Le Pen miałaby ogromny, negatywny wpływ na politykę Francji wobec wojny na Ukrainie, a także na późniejsze działania Paryża wobec Moskwy. Jak już wcześniej wskazałem, sytuacja na flance wschodniej jest z punktu widzenia interesu Francji pojmowanego w wymiarze egoistycznym, trzeciorzędna wobec jej interesów w Afryce. Macron nie kieruje się takim egoistycznym podejściem, gdyż ma ambicje przewodzenia Europie. Tymczasem Le Pen ani nie chce przewodzić Europie, ani też nie będzie miała takiej możliwości bo jej wybór oznaczałby konflikt z Berlinem i znaczną częścią stolic europejskich (przynajmniej obecnie). Dlatego można się spodziewać, że zaproponuje Rosji ten deal, którego Macron nie oferował: przehandlowanie francuskiego zaangażowania na flance wschodniej na podział wpływów w Afryce, korzystniejszy dla Francji niż status quo.

Reklama

Marine Le Pen deklaruje obecnie, że nie chce wyjścia Francji z Unii Europejskiej, natomiast podtrzymuje chęć wyjścia tego kraju ze zintegrowanego dowództwa NATO. Byłoby to bardzo niekorzystne dla NATO, gdyż Francja (wbrew popularnym opiniom opartym na ignorancji) jest de facto drugą armią NATO. Warto jednak dodać, że z perspektywy Francji jej zaangażowanie w NATO daje jej mniej niż jej wkład. NATO nie wsparło bowiem Francji ani w Afryce ani tez wówczas gdy łamiąca embargo nałożone na Libię Turcja zagroziła atakiem na francuski okręt, patrolujący w ramach natowskiej misji na Morzu Śródziemnym w czerwcu 2020 r. To właśnie po tym incydencie Macron krytykował NATO mówiąc o „śmierci mózgowej".

Zobacz też

Bez względu na to czy pod przywództwem Le Pen Francja dążyłaby do wyjścia z UE czy też nie, bez wątpienia jej pozycja w Europie ulegnie osłabieniu, a układ Berlin – Paryż przejdzie do historii. Można się też spodziewać, że konieczność zastosowania drastycznych środków wobec protestów przeciwko jej wyborowi (bez wątpienia można się spodziewać wręcz aktywności terrorystycznej w tym zakresie) spotka się z burzliwą krytyką Brukseli i Berlina, co jeszcze bardziej pogłębi podział. W obecnej sytuacji, gdy jedność transatlantycka i europejska jest szczególną wartością w obliczu rosyjskiego zagrożenia, taki podział będzie dla Europy katastrofalny. Może być jednak doraźnie korzystny dla Polski. Przede wszystkim konflikt między mainstreamem europejskim a Francją doprowadzi do marginalizacji dotychczasowego konfliktu między Brukselą a Warszawą, a i tak osłabiony Berlin będzie szukał nowego wsparcia i w związku z tym będzie dążył do zbliżenia z Warszawą. Z drugiej strony również Marine Le Pen podkreśla, że zainteresowana jest bliską współpracą z Polską. Ponadto w przyszłym roku są również wybory we Włoszech, po których, według obecnych sondaży, premierem może zostać Giorgia Melloni z narodowo-konserwatywnych Fratelli d'Italia (w sojuszu z Ligą Mateo Salviniego). To mogłoby wzmocnić pozycję Polski w nowym układzie geopolitycznym, zwłaszcza, że dochodzi do tego również wzmocniona więź Warszawa – Kijów. Problem z taką perspektywą jest jednak taki, że nastąpiłoby to kosztem osłabienia tego transatlantycko-europejskiego układu w sytuacji gdy konieczne jest jego wzmocnienie.

Reklama
Autor. Marine Le Pen/ Facebook
Reklama

Zobacz też

Reklama

Póki co faworytem pozostaje jednak Macron i można się spodziewać, że w przypadku jego wyboru relacje polsko-francuskie będą dość chłodne. Warto przy tym podkreślić, że o ile krytyka Francji i Macrona nie były uzasadnione, o tyle reakcja prezydenta Francji była wręcz histeryczna. Francja, a także inne kraje Europy, znacznie bardziej ingerowały w wybory w Polsce (popierając niektóre ugrupowania), niż można by to zarzucić władzom Polski w stosunku do wyborów we Francji. Z drugiej jednak strony faktem jest nakręcanie ostatnio jakieś absurdalnej frankofobii przez część polityków i publicystów. Z kolei zarzut „antysemityzmu" skierowany przez Macrona pod adresem Morawieckiego był kuriozalny ale być może miał przyciągnąć głosy Francuzów pochodzenia żydowskiego, odbieranych Macronowi przez Zemmoura (który poparł już Le Pen). Incydenty antysemickie we Francji mają tendencję rosnącą i od dawna problemem w tym zakresie nie jest skrajna prawica narodowa, ale środowiska muzułmańskie.

Ochłodzenie na linii Paryż – Warszawa będzie pozornie indyferentne dla obu stron bo dotychczas te relacje też nie były bliskie. Polska oparła swoje plany zbrojeniowe na USA i to samo dotyczy współpracy w zakresie rozwoju energii atomowej. Paryżowi zapewne może się to nie podobać, ale to nie ma większego znaczenia.  Faktycznie jednak brak chęci wzajemnego zrozumienia przez obie strony nie jest korzystny. Zarówno UE, jak i NATO, powinny podchodzić kompleksowo do kwestii zagrożeń, w tym w szczególności zagrożeń ze strony Rosji, bez względu na to czy występują one z kierunku południowego czy wschodniego. Jest to zgodne z zasadą optyki 360 stopni. Niestety takiego podejścia brak.

Reklama
WIDEO: Zmierzch ery czołgów? Czy zastąpią je drony? [Debata Defence24]
Reklama
Reklama