Reklama

M. Magierowski: Dwa oblicza Donalda Trumpa

Autor. The White House

Przestańcie się oszukiwać. Jeśli wierzycie, że Władimir Putin korzysta z sobowtórów, którzy zastępują go podczas oficjalnych wydarzeń, to tak samo postępuje 47. prezydent Stanów Zjednoczonych - pisze Marek Magierowski, dyrektor programu „Strategia dla Polski” w Instytucie Wolności.

Tekst został opublikowany po raz pierwszy w portalu Defence24.com. Aby zapoznać się z nim w języku angielskim, kliknij tutaj.

The text was originally published in Defence24.com website in English. Click here to read it in English.

Istnieją dwa oblicza Trumpa, choć ograniczone do jednego ciała fizycznego. Jedno z nich to najpotężniejszy polityk na świecie, kształtujący i zmieniający bieg historii, ściśle zorientowany na cel i niezwykle pewny siebie. Drugi jest ambitnym, choć niepewnym siebie biznesmenem, którego główną ambicją jest nawiązywanie znajomości z najbardziej wpływowymi ludźmi na świecie, obcowanie z silnymi tego świata, serdeczne poklepywanie ich po ramieniu i bycie poklepywanym. Niezależnie od ich pochodzenia, moralnej prawości i przestrzegania zasad demokracji (lub ich braku).

Ostatnie spotkanie Trumpa z Putinem doskonale oddaje tę drugą inkarnację. Prezydent USA rozłożył czerwony dywan przed zbrodniarzem wojennym, dosłownie oklaskiwał go po przybyciu i zaprosił „rzeźnika z Kremla” do swojej limuzyny. Same uśmiechy i uściski. Bez względu na politykę Putina, nie mówiąc już o jego etycznych referencjach.

Kilka godzin przed szczytem w Anchorage Trump zadzwonił do innego dyktatora, „bardzo szanowanego” przywódcy Białorusi. „Nie mogę się doczekać spotkania z prezydentem Łukaszenką w przyszłości” – napisał na Truth Social.

Najwyraźniej przywódca Stanów Zjednoczonych darzy znacznie większym szacunkiem takie podejrzane postaci, jak jego odpowiednicy w Moskwie, Mińsku, Pekinie czy Pjongjangu, niż Emmanuela Macrona, Ursulę von der Leyen czy Marka Carney’a. Putin i Łukaszenka mogą bowiem pośrednio odegrać kluczową rolę w „zawieraniu umów” i spełnianiu jego najskrytszych, osobistych marzeń, takich jak otrzymanie Pokojowej Nagrody Nobla. Pod tym względem zachodni przywódcy są raczej zbiorową uciążliwością niż atutem.

Reklama

W opinii Trumpa inne narody można podzielić wyłącznie na dwa obozy: „z Ameryką” lub „przeciwko Ameryce”. To uproszczone rozróżnienie jest jednym z powodów, dla których prezydent USA ma trudności ze zdefiniowaniem Rosji lub Białorusi. Dla niego oba kraje znajdują się w pewnego rodzaju szarej strefie i wydają się podatne na jego urok. Na pierwszy rzut oka Putin i Łukaszenka nie są bynajmniej sojusznikami Ameryki. Jednak im silniejszy, bardziej charyzmatyczny i, mówiąc wprost, brutalniejszy jesteś, tym większe są szanse, że Trump będzie ci schlebiał i zabiegał o twoje względy. Z drugiej strony, jeden fałszywy krok, jedna niekorzystna lub złośliwa uwaga na temat prezydenta USA może sprawić, że zostaniesz wyrzucony do obozu „przeciwko Ameryce”.

Czytaj też

Nie ma znaczenia, czy jesteś demokratycznie wybraną głową państwa, czy krwiożerczym tyranem. Co ciekawe, w swoich przemówieniach politycznych Trump używa terminu „demokracja” oszczędnie, znacznie rzadziej niż „umowa”, „piękny” i „nieruchomość nad wodą”. Prawa, zasady, mechanizmy kontroli i równowagi nie są postrzegane jako niezbędne zabezpieczenia. Stanowią one przeszkody, które nie pozwalają mu skuteczniej rządzić i przywrócić wielkości Ameryce. W tym przypadku „demokracja” jest synonimem „deep state”, przynajmniej w pewnym stopniu.

Trump zręcznie porównuje solidnie ugruntowane demokracje z nieuczciwymi podmiotami. „Zabijają swoich przeciwników politycznych? Och, a my nie?”. „Włamują się do naszych sieci? Cóż, są w tym dobrzy, ale my jesteśmy lepsi”. „W Rosji i Chinach nie ma wolności słowa? W Europie też jej nie ma”. Rosyjskie platformy społecznościowe są zalewane treściami antysemickimi, ale zawsze chodzi o Harvard, Harvard, Harvard…

Reklama

Co zaskakujące, podczas spotkania w Anchorage Trump pobrał również lekcję od Putina na temat szkodliwości głosowania korespondencyjnego. Nawiasem mówiąc, sugestia, że rosyjski system wyborczy jest bardziej przejrzysty niż amerykański, jest szczególnie dziwna.

Czytaj też

Stany Zjednoczone nadal są liderem „wolnego świata” i ostoją demokracji. Jednak pod rządami Trumpa nie trzeba być demokratą, aby zostać jego przyjacielem. Nie jest to kryterium, na które obecny prezydent USA zwraca szczególną uwagę.

Autor: Marek Magierowski – były rzecznik prezydenta Andrzeja Dudy, były wiceminister spraw zagranicznych oraz ambasador Polski w Izraelu (2018–21) i w Stanach Zjednoczonych (2021–24). Obecnie dyrektor programu „Strategia dla Polski” w Instytucie Wolności.

Reklama
WIDEO: Święto Wojska Polskiego 2025. Defilada w Warszawie
Reklama

Komentarze (2)

  1. Igor Aretano

    Trump miał dość Ukrainy i Zelenskego osobiście. Chce je zrzucić europejczykom.

  2. Borkow

    Ludzie musicie zrozumieć że Trump nic nie może zrobic. USA nie są już potężnym mocarstwem silniejszym od reszty swiata. USA są teraz jednym z kilu mocarstw. I to nie tym najsilniejszym....... Chinski przemysl jest kilkanascie razy wydajnieszy i większy niż przemysl w USA. Po nałóżeniu ceł to obywatele USA zaplacą za nie. Bo USA musi kupowac rzeczy przemysłowe bo nie ma u siebie przemysłu. I wtedy Trump straci popularnosc. A to dopiero początek bo jesli dolar przestanie byc walutą swiatową to USA staną sie żebrakiem swiata, najwiekszym dłużnikiem bez możliwosci spłaty długu. Trump robi dobrą minę do złej gry. Ale to nie jego wina, on zastał taki stan rzeczy. USA same zniszczyły swoj przemysl dla krótkotrwałego zysku.

Reklama