Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Kongres przykręci kurek z pieniędzmi dla Ukrainy? [ANALIZA]

8 listopada w Stanach Zjednoczonych dojdzie do częściowych wyborów – tak zwanych midterm elections – które zadecydują o przyszłym składzie 435-osobowej Izby Reprezentantów (izba niższa) i części (35 mandatów ze 100) Senatu (izba wyższa). W ich wyniku Izba Reprezentantów najpewniej zostanie przejęta przez Partię Republikańską, w łonie której narasta sceptycyzm co do dalszego bezkrytycznego wspierania Ukrainy. Również po drugiej stronie sceny politycznej – w Partii Demokratycznej – dostrzec można nową narrację. Niektórzy deputowani wzywają do jak najszybszego zainicjowania rozmów pokojowych pomiędzy Ukrainą a Rosją.

Autor. The White House/Twitter
Reklama

W kampanii wyborczej Demokraci – którzy nieznacznie kontrolują Izbę Reprezentantów – ostrzegają, że Republikanie ograniczą wsparcie dla Ukrainy. Takie słowa wypowiedział chociażby prezydent Joe Biden. Zwraca się uwagę, że podczas majowego głosowania nad wartym ponad 40 miliardów dolarów pakietem pomocy dla Ukrainy wszystkie 57 głosów przeciwnych w Izbie Reprezentantów pochodziło od Republikanów. To właśnie w tej izbie amerykańskiego Kongresu najwięcej jest przeciwników tak dużej pomocy dla naszego wschodniego sąsiada. Jako ciekawostkę można dodać, że według badań sondażowych Reuters/Ipsos z października poparcie dla pomocy Ukrainie wśród zwolenników Partii Demokratycznej wynosi 81%, podczas gdy wśród Republikanów 66%.

Reklama

Kilka dni temu wątpliwości co do dalszej pomocy dla Ukrainy spotęgował Republikanin Kevin McCarthy. To czołowy polityk tej partii i lider jej mniejszości w Izbie Reprezentantów. Prawdopodobnie to on będzie nowym speakerem Izby Reprezentantów. Jak stwierdził, gdy Republikanie przejmą Izbę Reprezentantów to zakończą politykę "czeków in blanco" dla Ukrainy. Odniósł się jednocześnie do kryzysu gospodarczego i konieczności dbania o potrzeby Amerykanów. Z kolei inny kongresman z ramienia Partii Republikańskiej – Michael McCaul (członek Komitetu Spraw Zagranicznych Izby Reprezentantów) – stwierdził, że niektórzy w jego ugrupowaniu mają wątpliwości co do kosztów, jakie Amerykanie ponoszą na Ukrainie, ale nie co do samego celu. "Ukraina jest ważna" – stwierdził McCarthy – "ale nie może być jedynym tematem, którym się zajmujemy".

Gospodarcza presja

Reklama

Amerykańscy eksperci, z którymi miałem okazję porozmawiać na potrzeby przygotowywania niniejszego artykułu, uważają, że nadchodzące wybory zwiększą liczbę Kongresmanów, którzy są "bardziej natywistyczni i sceptyczni co do dalszego wspierania Ukrainy w świetle narastających problemów wewnętrznych". Niemniej jednak panuje też przekonanie, że zwiększenie poparcia dla takich opinii nie wpłynie na kierunek polityki Kongresu. Innymi słowy, to zbyt mała grupa, by mogła coś zmienić.

Wsparcie (lub nie) dla Ukrainy jest zależne od szeregu czynników, w tym tego, który dla milionów Amerykanów – a więc także i polityków – jest najważniejszy, a więc gospodarki. Chociaż według sondażu Reuters/Ipsos 73% ankietowanych Amerykanów popiera wsparcie dla Ukrainy, to problemów gospodarczych nie sposób lekceważyć. W pierwszych dwóch kwartałach 2022 roku zanotowano spadek PKB (kolejno o 1,6% i 0,6%), gospodarka walczy z recesją. Pojawiły się niedobory towarów.

Reklama

W wymiarze finansowym dostrzec można istotny argument – dalsze trwanie wojny oznacza narastanie problemów gospodarczych. Długoletnie koszty rosną, także w aspekcie energetycznym. "Im bardziej Europa i Stany Zjednoczone będą cierpieć z powodu recesji, tym mniejszy będzie entuzjazm do wysyłania Ukrainie pieniędzy" – stwierdził w rozmowie z Defence24 waszyngtoński ekspert, który z powodu braku zgody na rozmowy o polityce wewnętrznej poprosił o anonimowość – "wzrost ceny ropy naftowej i benzyny na stacjach sprawi, że wzrastać będzie też niezadowolenie zwykłych Amerykanów". 5 grudnia wchodzą w życie nowe ograniczenia na rosyjską ropę naftową, co oznacza "ponowny wzrost ceny benzyny i niezadowolenia wśród Amerykanów".

Polityczne wiatry

Reklama

W tej sytuacji rośnie na Kapitolu przekonanie, że polityka musi zostać zmieniona. Narrację o konieczności ograniczenia pomocy (póki co to 66 miliardów dolarów) podsycają amerykańskie, konserwatywne media, podkreślające, że potrzeby Amerykanów muszą być na pierwszym miejscu. Republikanie, którzy chcą odbić Izbę Reprezentantów, muszą mówić głosem przeciętnego Amerykanina – niezadowolonego z polityki prezydenta Bidena oraz rosnących kosztów życia. Stąd też pojawienie się retoryki mówiącej o konieczności mądrzejszego wydawania pieniędzy podatników. W związanych z tą republikańską frakcją mediach wypomina się również "wspieranie Ukrainy i przekazywanie broni państwu, które znane jest z korupcji oraz podkreśla się ryzyko wojny z Rosją".

Zobacz też

Tego rodzaju poglądy występowały już wcześniej, ale obecnie zyskują na popularności. Tłumaczy się to nie tylko niezadowoleniem z sytuacji gospodarczej kraju, ale także stanowiskiem Bidena i większości Partii Demokratycznej, którzy chcą zwiększyć pomoc dla Ukrainy. Chcąc wygrać wybory niektórzy Republikanie zdecydowali się więc przyjąć stanowisko całkowicie odwrotne. "Wśród Republikanów zawsze było skrzydło, które nazwać można wstrzemięźliwym" – dodał anonimowy ekspert z Waszyngtonu – "uważam, że coraz więcej osób dostrzega, że kontynuacja wojny zwiększa ryzyko eskalacji. Chcą więc zawrócić z tej ścieżki".

Reklama

Podczas gdy niektórzy wieszczą realne zmiany w polityce Kongresu w razie zwycięstwa Republikanów, inni zwracają uwagę, że pomoc dla Ukrainy jest popierana przez główne nurty obu partii politycznej. "Ukraina to w dużym stopniu temat mający poparcie w obu partiach" – stwierdził jeden z ekspertów – "nie sądzę tym samym, by zwycięstwo Republikanów w Izbie Reprezentantów zrobiło jakąś różnicę. Wiele zależy jednak od tego, jak wojna będzie przebiegać. Jeśli Ukraińcy nadal będą odbijać swoje terytorium to utrzymają również wsparcie Stanów Zjednoczonych".

Zobacz też

Spekuluje się, że retoryka ograniczenia wsparcia, a właściwie "mądrzejszego wydawania publicznych pieniędzy" (co w praktyce jest hasłem, które nic nie wyjaśnia) może być przez Republikanów używana, by zjednać sobie poparcie, ale po wyborach nie dojdzie do istotnych przetasowań. Nie brak głosów, że groźba zablokowania pomocy dla Ukrainy może być republikańskim orężem w walce z Demokratami, by ci poparli niektóre z ich inicjatyw, w tym w zakresie ograniczenia migracji.

Reklama

Zobacz też

Reklama

Zwraca się uwagę, że w samej Partii Republikańskiej poglądy McCarthy'ego napotykają na sprzeciw. Po jego słowach jednoznacznie wypowiedział się Mitch McConell – szef republikańskiej mniejszości w Senacie. Jak stwierdził, Partia Republikańska będzie kontynuować pomoc dla Ukrainy: "Rosja systematycznie eskaluje swoje ataki na ukraińskich cywilów i infrastrukturę energetyczną. To dla nas wyraźna lekcja. Administracja Bidena oraz przyjaciele Ukrainy na całym świecie muszą być szybsi i aktywniejsi w pomaganiu Ukrainie". Zdaniem McConnella pomoc Ukrainie służy amerykańskim interesom i wysyła jasny komunikat tak Rosji jak i Chinom, że "nie mogą tak po prostu pożreć swych mniejszych sąsiadów".

"Administracja Bidena i nasi sojusznicy muszą uczynić więcej, by wyposażyć Ukrainę w narzędzia niezbędne do zatrzymania rosyjskiej agresji. To oczywiste, że pomoc musi obejmować systemy ziemia-powietrze, systemy ogniowe dalekiego zasięgu, a także pomoc humanitarną i ekonomiczną" – dodał McConnell – "amerykański Kongres przyjął trwającą pomoc na bazie międzypartyjnego kompromisu".

Reklama

Zobacz też

Reklama

Czas na rozmowy?

Niezależnie od nadchodzących wyborów w Stanach Zjednoczonych dostrzec można wzrost liczby zwolenników zainicjowania przez Biały Dom rozmów z Rosją. Zdaniem zwolenników takiego działania Amerykanie nie mogą dalej bezwarunkowo wspierać Ukraińców i odrzucać wymiaru dyplomatycznego. Wynika to nie tylko z aspektu finansowego, ale przede wszystkim z ryzyka eskalacji, także do konfliktu jądrowego w obronie państwa, które nie jest w NATO, a którego "większość Amerykanów jeszcze rok temu nie potrafiłaby wskazać na mapie".

Reklama

Zobacz też

Reklama

Niedawno emerytowany już admirał U.S. Navy Mike Mullen – w latach 2007-2011 przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów – stwierdził, że "należy zrobić wszystko, by usiąść przy jednym stole i w ten sposób rozwiązać kryzys". W jego odczuciu Stany Zjednoczone powinny wykonać krok w tył i zmierzać w stronę dyplomatycznych rozwiązań, bowiem Putin to "zwierzę zepchnięte do narożnika", a ryzyko eskalacji nuklearnej jest realne. Kontynuacja dotychczasowej polityki może zakończyć się tragicznie, a przecież - przekonują zwolennicy rozmów - prezydent Stanów Zjednoczonych w pierwszej kolejności ma obowiązek ochrony swojego kraju i własnych obywateli.

Zobacz też

Pod koniec października grupa 30 Demokratów z Izby Reprezentantów w liście otwartym wezwała prezydenta Bidena do zainicjowania wysiłku dyplomatycznego na rzecz rozmów pokojowych pomiędzy Rosją a Ukrainą. Stwierdzono, że o ile pomoc militarna dla Ukrainy jest usprawiedliwiona, o tyle niezbędne są bezpośrednie rozmowy z Kremlem i trzymanie Stanów Zjednoczonych poza konfliktem. Przestrzega się w nim przed niszczycielskimi konsekwencjami w razie dalszego trwania wojny.

Reklama

Co ciekawe, raptem dzień później... z listu wycofano się. Sygnatariusze zostali skrytykowani za to, że za jego sprawą wzmacniają Republikanów. Pramila Jayapal z Izby Reprezentantów, która przewodniczy 30-osobowej, populistycznej, lewicowej frakcji Partii Demokratycznej, stwierdziła w wyjaśnieniu, że choć treść listu pozostaje aktualna, to problemem był moment jego ujawnienia – zbiegło się to w czasie ze słowami McCarthy'ego. "Każda wojna kończy się pracą dyplomatów, ta również tak się skończy po zwycięstwie Ukrainy" – stwierdziła.

Reklama
WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama