Iran dołącza do Rosji, zakłócając GPS w Zatoce Perskiej

Autor. Iran Press Agency
Iran rozpoczął skoordynowaną wojnę elektroniczną w Zatoce Perskiej i Cieśninie Ormuz, próbując zakłócać systemy łączności i system nawigacji satelitarnej GPS amerykańskich samolotów i okrętów. Irańczycy podobnie jak Rosjanie nie przejmują się przy tym, że zakłócane są również cywilne statki i samoloty pasażerskie.
Rosja nie jest już jedynym krajem, który nie przejmuje się bezpieczeństwem cywilnego ruchu międzynarodowego i swoimi działaniami doprowadza do perturbacji w transporcie lotniczym i morskim. Na mapie światowych zakłóceń systemu GPS pojawiło się bowiem kolejne miejsce zabarwione na czerwono, gdzie samoloty pasażerskie i statki nie mogą polegać na swoich systemach nawigacyjnych – w tym przede wszystkim na systemie GPS.
Decyzją irańskiego rządu rozpoczęto bowiem radioelektroniczne zakłócanie amerykańskich okrętów i statków powietrznych w Zatoce Perskiej i Cieśninie Ormuz. Ponieważ jak na razie nie ma możliwości celowanego „zaatakowania” konkretnego celu, zakłócające sygnały emitowane z Iranu są odczuwalne przez wszystkie obiektu znajdujące się w zasięgu naziemnego jammera. W przypadku statków ograniczone jest to na szczęście tylko do tych jednostek, które płyną blisko brzegu (ze względu na horyzont radiolokacyjny).
Jednak w przypadku samolotów pasażerskich lecących na wysokości kilku lub kilkunastu kilometrów zakłócenia mogą objąć nawet obszar o promieniu kilkuset kilometrów. W przypadku miejsc, w których toczy się wojna (tak jak np. wokół Ukrainy) takie działanie można jeszcze wytłumaczyć. Kraje atakowane systemami uzbrojenia naprowadzanymi na GPS bronią się bowiem zakłócając ten system na dużym obszarze własnego państwa. Jest to szczególnie odczuwalne w Federacji Rosyjskiej, w której jammery są powszechnie stosowane do ochrony przed ukraińskimi dronami strategicznych obiektów, oddalonych nawet o ponad tysiąc kilometrów od Ukrainy.
Rosja jednak działa nie tylko by się bronić, ale również by destabilizować sytuację w krajach, które nie są z nią w konflikcie zbrojnym. Tak jest np. w przypadku wschodniego Bałtyku, który od kilku lat jest wskazywany przez pilotów jako rejon trudny nawigacyjnie. Co gorsza nie znaleziono sposobu, by zmusić Rosjan do przerwania tego procederu, przez co ci, objęli swoimi działaniami również południowe Morze Czarne, północne Morze Kaspijskie oraz okolice Syrii. Bliski Wschód stał się więc rejonem zakłócanym równie intensywnie jak wschodni Bałtyk, tym bardziej, że zakłócenia wobec dronów stosuje również Izrael.

Autor. mil.ru
Bezkarność Rosji zachęca do tego typu działań coraz większą liczbę państw. Na mapie świata, zakłócenia GPS pojawiają się więc systematycznie wokół Mjanmy (Birmy). Teraz podobne kroki podjął również Iran w Zatoce Perskiej i Cieśninie Ormuz, prawdopodobnie korzystając również systemów walki elektronicznej: albo pozyskanych z Federacji Rosyjskiej, albo wyprodukowanych samodzielnie dzięki technologiom przekazanym przez Rosjan. W ten sposób mogło dojść do swoistej konfrontacji technologicznej Rosji ze Stanami Zjednoczonymi, z tym że za pośrednictwem Irańczyków.
Jak na razie problemy z GPS są raportowane głównie przez amerykańskie samoloty rozpoznawcze RC-135 Rivet Joint i E-8C Joint STARS oraz drony MQ-9 Reaper. O ile jednak samoloty załogowe mogą się w jakiś sposób bronić (przechodząc np. na inne systemy nawigacyjne), o tyle w przypadku bezzałogowych statków powietrznych jest to już dosyć trudne. Przekonali się o tym Amerykanie tracąc już kilka Reaperów w okolicach Jemenu – w tym prawdopodobnie również w wyniku zakłóceń.
Problemy z jammerami mogą się jednak pojawić jeszcze w większej liczbie państw. Iran prawdopodobnie opanował już bowiem technologię produkcji systemów zakłócających i zaczął proponować swoje rozwiązania również innym państwom. Władze w Teheranie nie będą miały przy tym żadnych skrupułów i dostarczą swój sprzęt nawet terrorystom, tak jak to się widać z innym uzbrojeniem irańskim w Palestynie i Jemenie.
To co się więc dzieje obecnie w okolicy Morza Czerwonego może nagle zdarzyć w innym miejscu na świecie, gdzie nie będzie takiej czujności, jaką mają cywilni piloci lecąc np. nad wschodnim Bałtykiem. Może więc dojść do błędnego odczytu danych z systemu nawigacyjnego i w najgorszym przypadku do kolizji – szczególnie w najbardziej zatłoczonych miejscach.
Jedynym rozwiązaniem jest uznanie tego rodzaju działań za akt terroru i wprowadzenie systemu kar za zakłócanie cywilnych statków powietrznych i jednostek pływających. Problem polega na tym, że takie kraje jak: Rosja, Chiny i Stany Zjednoczone nigdy się nie zgodzą na tego rodzaju ustalenia, ponieważ same z nich często korzystają.
WIDEO: Burza w Nowej Dębie. Polskie K9 na poligonie