Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Incydent z 11 listopada obnaża wszystkie słabości polskiej polityki zagranicznej

Reakcja Warszawy na próbę politycznego wykorzystania przez Moskwę incydentu z 11 listopada obnaża wszystkie polskie słabości - brak jednolitego pionu decyzyjnego koordynującego politykę zagraniczną, problem z szybkością podejmowanych decyzji, ich spójnością i poziomem asertywności.

Fot. Wikimedia
Fot. Wikimedia

Zgodnie z przewidywaniami incydent pod ambasadą Rosji w Warszawie został błyskawicznie wykorzystany przez stronę rosyjską. Ambasador Aleksander Aleksiejew już 12 listopada próbował przerzucić odpowiedzialność za stan relacji polsko - rosyjskich na Warszawę, podkopać pozycję niewygodnego ministra Bartłomieja Sienkiewicza (służby i energetyka!) a w końcu rozpocząć kampanię pijarowską wymierzoną w Polskę. Dyplomata z premedytacją stwierdził, że może zajście do jakiego doszło podczas Marszu Niepodległości porównać jedynie do casusu libijskiego - a więc państwa upadłego. Dopuścił się tym samym nie tylko politycznego faux pas, ale i publicznego kłamstwa ponieważ w 2010 roku do podobnego zdarzenia doszło również na Białorusi.

Dziwny w tym kontekście wydaje się brak reakcji polskiego MSZ na to skądinąd skandaliczne porównanie. Mogło ono przecież posłużyć do częściowego odwrócenia negatywnej narracji jaką strona rosyjska starała się od samego początku narzucić Warszawie. Czy brak odpowiednich działań wynikał z paraliżu decyzyjnego spowodowanego nieobecnością Radosława Sikorskiego w Polsce?

Nawet jeśli tak było, to w następnych godzinach linia jaką obrało MSZ wydawała się co najmniej poprawna - wyrażono ubolewanie w związku z zajściami z 11 listopada (w języku dyplomacji to nie to samo co przeprosiny, których zażądała Moskwa). Polskie władze nie dały się tym samym zepchnąć do narożnika - przynajmniej ta ich część, która oficjalnie odpowiada za prowadzenie polityki zagranicznej ponieważ zachowanie prezydenta Bronisława Komorowskiego wydawało się zupełnie niekompatybilne ze stanowiskiem MSZ. Na łamach Polskiego Radia stwierdził On, że za atak polskich nacjonalistów na ambasadę rosyjską „można tylko i wyłącznie z głębokim przekonaniem przeprosić” (co ochoczo podchwyciły rosyjskie media). Znów dał zatem o sobie znać defekt naszej konstytucji jeszcze kilka lat temu określany mianem różnicy charakterów pomiędzy premierem Donaldem Tuskiem i ówczesną głową państwa Lechem Kaczyńskim.

Gdyby Bronisław Komorowski zachował się bardziej wstrzemięźliwie, Warszawa z pewnością skuteczniej odzyskałaby inicjatywę dyplomatyczną w zaostrzającym się sporze. Aktywiści organizacji „Inna Rosja” obrzucili bowiem racami budynek ambasady polskiej w Moskwie. Wydarzenie to dość szybko zaczęto łączyć z odpowiedzią władz rosyjskich na incydent, do którego doszło 11 listopada w Warszawie. Tyle tylko, że po pierwsze „Inna Rosja” to środowiska opozycyjne wobec Kremla a podobne happeningi są typowe dla jednego z jej liderów Eduarda Limonowa, po drugie natomiast sytuacja do jakiej doszło w Moskwie pozbawiła częściowo rosyjską dyplomację atutów, które zyskała podczas Marszu Niepodległości.

Polskie MSZ znów zareagowało poprawnie na powyższe wydarzenia i wezwało ambasadora Aleksiejewa na rozmowę. Niestety po wykonaniu dwóch kroków w przód przyszedł czas na krok wstecz i zamiast wystosowania żądania przeprosin od strony rosyjskiej zadowolono się „szczegółowymi wyjaśnieniami”. Bezwzględnie wykorzystał to sam Aleksiejew, który po spotkaniu w MSZ podkreślił, że:

„To co zdarzyło się pod polską ambasadą w Moskwie nie ma nic wspólnego z tym, co wydarzyło się pod ambasadą Rosji w Warszawie ani pod względem rozmiarów, ani złożoności tego, co się stało”.

Widać zatem wyraźnie, że nie ma obecnie mowy o wyciszeniu sprawy, piłka pozostaje w grze a przewagę zdobywają Rosjanie. Z czego ona wynika?

Przede wszystkim z szybkości i elastyczności podejmowanych przez stronę rosyjską decyzji, po drugie jednomyślności decyzyjnej i gotowości do konfrontacji. Incydent z 11 listopada obnaża nieprzygotowanie naszego MSZ do zarządzania sytuacją kryzysową. Reakcja strony polskiej była opóźniona (należało zareagować na „libijskie” insynuacje Aleksiejewa), linia jaką przyjęto niespójna (brak żądania przeprosin od strony rosyjskiej za incydent pod polską ambasadą mimo wcześniejszego twardego stanowiska), ponadto uwidocznił się także brak jednolitego pionu decyzyjnego, który odpowiadałby za prowadzenie polityki zagranicznej RP (niekompatybilność stanowiska MSZ i pałacu prezydenckiego). Wszystko to rzutuje dziś na przewagę Rosjan w nasilającym się sporze politycznym.

 

Zobacz również

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama