Reklama
  • Wiadomości

Gen. Hodges o kryzysie na granicy: To bezpośrednia prowokacja ze strony Białorusi i Rosji

”To bezpośrednia prowokacja ze strony Białorusi i Rosji” - mówi o kryzysie na unijnej granicy były dowódca sił USA w Europie gen. Ben Hodges. W rozmowie z PAP podkreśla, że „Kreml mógłby to natychmiast zatrzymać, gdyby tylko chciał”, bo „poparcie Moskwy dla tych działań jest bezsprzeczne”.

Fot. 16 Dywizja Zmechanizowana/Twitter
Fot. 16 Dywizja Zmechanizowana/Twitter

Hodges stwierdził, że "to, iż na granicy nie doszło do tej pory do poważniejszego kryzysu to zasługa imponującej dyscypliny polskich, litewskich i łotewskich żołnierzy".

Podkreślił też, że Unia Europejska powinna "bardzo jasno i bardzo twardo wyrazić swoje stanowisko w rozmowach z Rosją". "Zamiast krytykować Polskę za sposób radzenia sobie z tym kryzysem, powinna ją wesprzeć" - ocenił w rozmowie z PAP wojskowy.

Jak dodał, rolą Unii, a także Waszyngtonu, powinno być również wywarcie presji na kraje, skąd organizowane są loty migrantów na Białoruś. "Należy temu położyć kres, zanim ten kryzys nie przerodzi się w coś poważniejszego" - powiedział generał.

Z kolei zdaniem Elizabeth Braw, ekspertki z American Enterprise Institute (AEI), kryzys na polskiej granicy nie jest tylko sprawą dotyczącą regionu, ale całego Zachodu.

"Celem Łukaszenki jest destabilizacja Unii Europejskiej i NATO, a także wbicie klina, by dodatkowo wzmocnić podziały w UE. Dlatego Unia nie powinna grać na rękę reżimowi i w zdecydowany sposób poprzeć Polskę i kraje bałtyckie" - mówi Braw.

Jak dodaje, białoruski reżim chce również w ten sposób zmusić Europę by "następnym razem pomyślała dwa razy, zanim poprze demokratyczną opozycję czy wezwie do uczciwych wyborów". Dlatego, jej zdaniem, odpowiedzią powinno być zwiększenie poparcia dla opozycji, a także nałożenie dodatkowych kosztów dla reżimu Łukaszenki. Analityczka uważa, że jednym z rozwiązań, obok sankcji gospodarczych, może być wydalenie z Europy członków rodzin białoruskich oligarchów i urzędników reżimu.

"Dotąd my jako Zachód z reguły wzbranialiśmy się przed dotykaniem rodzin. Ale przecież one są beneficjentami reżimu, więc odebranie im tych przywilejów ma uzasadnienie" - mówi Braw.

Ekspertka wskazuje, że "to, co robi na granicy z UE białoruski reżim jest klasycznym przykładem "wojny w szarej strefie". To sprawia, że odpowiedź na tę agresję jest trudna, bo w grę wchodzą czynniki ludzkie i humanitarne".

"My przywiązujemy do nich wagę, ale dla Łukaszenki one się kompletnie nie liczą, bo dla niego ci ludzie są tylko narzędziem" - mówi Braw, autorka wydanej niedawno książki "The Defender's Dilemma" na temat zagrożeń hybrydowych.

Jej zdaniem działania reżimu Łukaszenki powinny spotkać się też z reakcją ze strony USA.

"Ameryka ma interes w tym, by pokazać, że jeśli jakiś reżim stosuje taką agresję w "szarej strefie", to spotka się to z konsekwencjami. Białoruś jest w końcu kolejnym państwem, które wykorzystuje takie zagrywki, dlatego ważne jest, by państwa te wiedziały, że nie jesteśmy wobec nich bezradni" - powiedziała Braw - "Białoruś prowadzi naprawdę niebezpieczną grę. Mieliśmy doniesienia o tym, że białoruscy żołnierze strzelali "ślepakami". To bardzo łatwo może przerodzić się w coś poważniejszego" - dodała.

image
Reklama

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama