Geopolityka

Francja zwraca się ku odstraszaniu Rosji: Macron chce rakiet na wschodniej flance NATO? [KOMENTARZ]

Francuska wyrzutnia LRU (zmodernizowana MLRS M270)
Francuska wyrzutnia LRU (zmodernizowana MLRS M270)
Autor. wojska lądowe Francji

Prezydent Francji Emmanuel Macron rozważa poparcie rozmieszczenia w krajach Europy Środkowo-Wschodniej systemów rakietowych oraz zrewidowanie Aktu Stanowiącego NATO-Rosja z 1997 roku, na podstawie którego Sojusz Północnoatlantycki powstrzymuje się od stałego rozmieszczenia dużych sił w krajach Europy Środkowo-Wschodniej – donosi Frankfurter Allgemeine Zeitung.

Kryzys ukraiński - raport specjalny Defence24.pl

Według niemieckiej gazety Pałac Elizejski w wypadku zintensyfikowania rosyjskiej agresji na Ukrainę bierze pod uwagę nie tylko sankcje, ale i skokowe wzmocnienie zdolności obronnych na wschodniej flance Sojuszu Północnoatlantyckiego. Miałoby to odbyć się nie tylko poprzez ustanowienie dowodzonej przez Francuzów grupy batalionowej NATO w Rumunii – co już zadeklarowano – ale i otwarcie na stacjonowanie „systemów rakietowych, żołnierzy NATO i ciężkiego sprzętu" na wschodniej flance Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Nowe stanowisko Paryża ma być między innymi konsekwencją rozmów z prezydentem Andrzejem Dudą w ramach Trójkąta Weimarskiego. Według „FAZ" Macron zbliżył się w ten sposób do stanowiska Polski, która już od dłuższego czasu wskazuje, że Sojusz nie powinien być związany zapisami Aktu Stanowiącego o powstrzymaniu się od „stałego rozmieszczenia znacznych sił wojskowych", w „obecnym i przewidywalnym środowisku bezpieczeństwa" w krajach członkowskich przyjętych po tej dacie.

Czytaj też

Jeśli doniesienia te się potwierdzą, byłby to przełom i to z wielu względów. Po pierwsze, do chwili obecnej państwa zachodnie uznawały za właściwe dotrzymywanie zapisów tej umowy z Rosją, nawet jeśli Moskwa ją złamała. Dziś obecność wojskowa prowadzona w sposób ciągły ma charakter rotacyjny i trudno mówić o „znacznych" siłach, bo w krajach bałtyckich są grupy batalionowe NATO, w Polsce dodatkowo amerykańska brygada pancerna, operująca na całej flance.

Odejście od zapisów Aktu Stanowiącego byłoby jakościową zmianą. Tym bardziej, że w grę ma wchodzić także rozmieszczenie systemów rakietowych (zapewne ziemia-ziemia). NATO do chwili obecnej powstrzymywało się od tego, z uwagi na obawy o reakcję Rosji. Po ewentualnym zajęciu Ukrainy przez Rosję zagrożenie dla krajów członkowskich NATO byłoby jednak dużo większe, bo dziś siły Moskwy niejako są „wiązane", choćby przez utrzymywanie ich w gotowości do wsparcia tzw. „separatystów" i zgrupowania na Krymie. Rosjanie mieliby dużo większą swobodę potencjalnych działań, czy to przeciwko Polsce, czy krajom bałtyckim.

Czytaj też

Francuski prezydent jest mocno zaangażowany w rozmowy z Rosją, Ukrainą i sojusznikami w sprawie obecnego kryzysu i dąży do tego, aby uniknąć inwazji na dużą skalę, być może za „cenę" ustępstw Kijowa np. w zakresie implementacji porozumień mińskich czy członkostwa w NATO.

Z drugiej jednak strony, pełnoskalowa inwazja byłaby zagrożeniem również dla interesów Francji. Między innymi z uwagi na ograniczenie wiarygodności i narażenie wizerunku, ale nie tylko. Paryż utrzymuje swoje wojska w ramach jednej z grup batalionowych krajach bałtyckich (będących notabene w strefie euro), ma też pewne relacje z Ukrainą w sektorze obronnym, choćby poprzez dostawy kilkudziesięciu śmigłowców Airbusa dla tamtejszej Gwardii Narodowej.

Czytaj też

Innymi słowy, pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę oznaczałaby zmianę sytuacji bezpieczeństwa krajów Europy Środkowo-Wschodniej – członków NATO i UE – i Francja, jeśli doniesienia „FAZ" są prawdziwe, zdaje się to dostrzegać. Co więcej, stanowisko Paryża byłoby pomocne przy przekonywaniu innych europejskich sojuszników (np. Niemiec) do takiego konsensusu. Trzeba jednak pamiętać, że we Francji w kwietniu są wybory parlamentarne, a kandydaci skrajnej prawicy – Marine Le Pen oraz Eric Zemmour – deklarują otwartość do wyjścia ze struktur wojskowych NATO. Warto jednak odnotować zmianę stanowiska Macrona, który jeszcze niedawno mówił o „śmierci mózgowej NATO", a dziś (już oficjalnie) chce większej roli dla Francji w Rumunii, a być może także dużo większego wzmocnienia obrony kolektywnej. Nota bene, tego rodzaju rozwiązania prawie na pewno poparłyby Stany Zjednoczone, zwłaszcza gdyby swój wkład do zdolności wnosili także Francuzi i inni Europejczycy, a nie tylko zaangażowani na wielu teatrach Amerykanie.

Jeśli chodzi o systemy rakietowe ziemia-ziemia, Francja ma dziś jedynie kilkanaście wyrzutni LRU (zmodernizowanych M270 MLRS), uzbrojonych w pociski GMLRS o zasięgu do 85 km. Jednakże, kolejnych kilkadziesiąt starszych M270 jest zmagazynowanych i można by je zmodernizować oraz przywrócić do służby, rozszerzając ich uzbrojenie także o rakiety taktyczne ATACMS (o zasięgu 300 km), nowe PrSM (o zasięgu 500 km lub więcej), czy nowe pociski wystrzeliwane z wyrzutni wieloprowadnicowych (GMLRS-ER, GLSDB, oba o zasięgu 150 km).

Francuski pocisk manewrujący NCM fot. MBDA
Francuski pocisk manewrujący NCM fot. MBDA

Mówiąc o „systemach rakietowych", Francuzi mogli mieć na myśli raczej cięższe systemy o zasięgu ponad 500 km, do niedawna zabronione przez traktat INF złamany przez Rosję. Tu jednak w grę wchodzą nie tylko PrSM, ale też np. pociski NCM/MdCN, które dziś są używane na fregatach FREMM i będą też stanowić uzbrojenie okrętów podwodnych Barracuda. Choć są one bronią bazowania morskiego, to technicznie nic nie stoi na przeszkodzie, by dostosować je do odpalania z lądu, tak jak to już czynią z Tomahawkami Amerykanie.

Zasięg tych pocisków szacowany jest na ponad 1000 km, przenoszą one głowice konwencjonalne (podobnie jak obecnie Tomahawki). Trzeba pamiętać, że w Akcie Stanowiącym NATO zobowiązywało się do powstrzymania od stałego stacjonowania znaczących sił wojskowych „w obecnym i przewidywalnym środowisku bezpieczeństwa", natomiast dokument też zawiera deklaracje NATO o nierozmieszczaniu broni jądrowej na terenie „nowych" państw członkowskich, które nie mają charakteru warunkowego, w przeciwieństwie do tych dotyczących sił konwencjonalnych. Z kolei sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg wielokrotnie mówił, że NATO nie ma zamiaru rozmieszczać nowych pocisków średniego zasięgu z głowicami jądrowymi w Europie, ale nie składał takiej deklaracji wobec broni z konwencjonalnymi głowicami).

Czytaj też

Możliwe są więc dwa rozwiązania – albo całkowite wypowiedzenie Aktu Stanowiącego NATO-Rosja (co jest mniej prawdopodobne), albo decyzja o stałym stacjonowaniu wojsk (i wspierających je konwencjonalnych systemów) na wschodniej flance. Nawet to drugie rozwiązanie wymagałoby jednak strukturalnych zmian w siłach zbrojnych krajów Sojuszu Północnoatlantyckiego, w zakresie odtworzenia i wzmocnienia zdolności do działań konwencjonalnych, prawdopodobnie także pod kątem zwiększenia potencjału liczebnego, szczególnie jeśli chodzi o artylerię rakietową, obronę powietrzną, a może także „ciężkie" jednostki pancerne.

To, czy tak będzie zależy od dwóch czynników: tego, czy Moskwa ostatecznie zdecyduje się na zwiększoną w skali agresję wobec Ukrainy oraz tego czy NATO zdoła wypracować konsensus w sprawie wzmocnienia zdolności wschodniej flanki. Gdyby Francja opowiedziała się za takim rozwiązaniem, szanse jego przyjęcia byłyby dużo większe. Nie ma wątpliwości, że byłby to potrzebny krok, biorąc pod uwagę zmianę w zakresie bezpieczeństwa członków NATO, do jakiej mogłoby dojść po zintensyfikowanej agresji wobec Ukrainy.

Komentarze

Dodawanie komentarzy zostało wyłączone.