Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

F-16V dla Turcji, czyli szansa na kompromis z USA [KOMENTARZ]

F-16 to konstrukcja, która w latach 80. połączyła Stany Zjednoczone i Turcję szczególnymi dwustronnymi relacjami i sprawiła, że Ankara stała się jednym z najważniejszych członków NATO. Teraz decyzja dotycząca eksportu tej samej konstrukcji może poskutkować utrzymaniem tego państwa w sojuszu i utrzymaniem w jedności świata prozachodniego.

Fot. Robert Sullivan (Public Domain)
Fot. Robert Sullivan (Public Domain)

Turcja była jednym z najważniejszych członków programu wielozadaniowego samolotu 5. generacji F-35 i miała być jednym z największych klientów na tę konstrukcję. Planowano zakup przynajmniej 100-120 samolotów wersji A z czego 30 było już nawet formalnie zamówionych. Oprócz tego prawdopodobnie zakupiona zostałaby także pewna liczba F-35B skróconego startu i pionowego lądowania dla kończonego obecnie śmigłowcowca Anadolu.

Ankara wydawała się wymarzonym klientem na Lightningi II, szczególnie że była członkiem jego programu. Na samoloty i prace badawczo-rozwojowe przeznaczyła miliardy dolarów. Ostatecznie jednak dostawy nie zostały zrealizowane. Na przeszkodzie stanęły zakupy rosyjskich systemów obrony powietrznej systemów S-400 Triumf, co poskutkowało zakazem eksportu F-35. Możliwość zbadania możliwości namierzania F-35 przez stacje radarowe stosunkowo nowego typu była zbyt dużym zagrożeniem.

Reklama
Reklama

Zakup S-400 okazał się dla Turcji wielkim ciosem. O ile bowiem do tej pory planowano pozyskanie F-35 i uzupełnienie ich w przyszłości 200 – 250 rodzimej produkcji samolotami TF-X, to obecnie Ankara jest skazana na eksploatację wyłącznie około 250 F-16C/D z czego zaledwie część należy do standardu zbliżonego do polskiego, a reszta do wersji starszych. To wszystko plus mocno przestarzałe F-4 Phantom (48 egzemplarzy). W tym składzie tureckie siły powietrzne pozostać miałyby nawet do połowy lat 30., kiedy być może zacznie się wprowadzanie seryjnych samolotów TF-X. Program tych ostatnich napotyka jednak liczne problemy techniczne, brakuje m.in. dostawcy silników i tak naprawdę nie wiadomo czy zakończy się on stworzeniem samolotu generacji 5. czy „4++”, jak to ma miejsce w przypadku koreańskiego KF-X (który jednak będzie produkowany seryjnie dużo wcześniej).

Sytuację w niewielkim stopniu poprawia przyczyna tureckich problemów czyli systemy S-400. Rosjanie sprzedali je bowiem na razie w niewielkiej liczbie, w konfiguracji eksportowej (uboższej) i to bez służących do ich ochrony systemów krótszego zasięgu jak np. Buk czy Pancyr. Oprócz tego S-400 jest niekompatybilny z innymi tureckimi systemami uzbrojenia zachodniej proweniencji w tym samolotami wczesnego ostrzegania, bojowymi, słynnymi bezzałogowcami czy innymi systemami obrony powietrznej. Rozwiązaniem nie są też słynne tureckie bezzałogowce, które w ciągu najbliższych kilkunastu lat w najlepszym razie mogą częściowo zastąpić śmigłowce bojowe i samoloty pola walki, ale nie naddźwiękowe odrzutowce.

Tymczasem regionalni rywale Ankary, tacy jak Grecja, Izrael, Egipt czy inne państwa arabskie, intensywnie rozwijają swoje zdolności. Grecja, co do której wydawało się jeszcze niedawno, że zostanie zdeklasowana przez liczne tureckie F-35, teraz sama  przymierza się do kupna niedużej liczby tych samolotów, modernizuje część F-16 o pakiet V, a w ostatnim czasie zakupiła Dassault Rafale. Te ostatnie kupuje też Egipt, a Izrael rozwija flotę F-35 i dokupuje najnowsze wersje F-15.

W tej sytuacji wyrażona przez Turcję chęć dokupienia F-16 w najnowszej wersji Block 70/72 wydaje się jedynym rozsądnym rozwiązaniem i to z punktu widzenia obydwu stron. Taki pogląd wyraża m.in. dr Can Kasapoglu z tureckiego ośrodka EDAM w The National Interest. Z jednej strony pozwoliłby bowiem w relatywnie tani sposób podtrzymać zdolności tureckich sił powietrznych do czasu pojawienia się TF-X, bądź innego rozwiązania. Z drugiej można byłoby wprowadzić te samolotu w oparciu o posiadaną już logistykę samolotów F-16C/D. Co więcej, część obecnie posiadanych F-16 mogłaby zostać podniesiona o pakiet V to standardu identycznego z maszynami nowymi. Wydaje się, że liczne F-16 Block 70/72 w połączeniu z posiadanymi przez Turcję maszynami wsparcia (tankowania powietrznego, walki elektronicznej i wczesnego ostrzegania) i bezzałogowcami mają szansę „dowieźć” Turcję do czasów kiedy będzie w stanie wprowadzić masowej produkcji upragniony własny myśliwiec. Byłoby to także korzystne dla USA, które już i tak są winne Turcji 1,4 mld USD za niedostarczone F-35A. Za te pieniądze można byłoby sfinansować część nowych F-16V, nieco mniej niż jedną eskadrę. Amerykańskie firmy zarobiłyby także na dostawach kolejnych. Oczywiście nie chodzi tutaj wyłącznie o zarobek, ale o zadowalające, kompromisowe rozwiązanie polityczne, które pozwoliłoby na utrzymanie status quo w regionie i utrzymanie Ankary blisko świata zachodniego, bez podbudowywania wpływów rosyjskich.

Eksploatacja F-16 obok systemów S-400 nie stwarza też zagrożenia takiego jak w przypadku F-35. F-16 i sposoby ich namierzania są bowiem Rosjanom lepiej znane, myśliwce te nie mają cech stealth. Maszyny też są też na większą skalę oferowane lub eksploatowane przez państwa wykorzystujące sprzęt rosyjski i chiński. To choćby Pakistan, który obok F-16 używa myśliwców chińskich i Indie, którym proponowana jest zaawansowana wersja F-21 i które mają w swoich arsenałach zarówno rosyjskie myśliwce, jak i sprzęt naziemnej obrony powietrznej. 

Alternatywą dla Turcji jest dzisiaj zakup innych amerykańskich myśliwców 4 generacji, co nie ma sensu biorąc pod uwagę posiadaną przez Turcję infrastrukturę i wiedzę związaną z F-16, albo zakup konstrukcji rosyjskiej bądź ewentualnie chińskiej (myśliwce europejskie, a szczególnie najlepsze z nich francuskie nie wchodzą w grę ze względów politycznych). Chiński bądź rosyjski kierunek oddalałby jednak Ankarę od NATO w jeszcze większym stopniu niż S-400 i wrzucałoby ją w objęcia wschodu. Co gorsza, samoloty rosyjskie, w zależności od wybranego typu (mówi się o Su-35 albo Su-57) byłyby albo droższe albo mniej skuteczne niż F-16V, a zapewne jedno i drugie. Wymagałyby też olbrzymich nakładów na infrastrukturę, szkolenia i pakiety logistyczne. Nie byłoby też płynnej modernizacji floty samolotów, tak jak miałoby to miejsce w przypadku F-16V, nie wspominając o braku kompatybilności z samolotami wsparcia.

Biorąc pod uwagę, że Turcja już teraz wyraziła zainteresowanie zakupem nowych F-16, wszystko w rękach amerykańskiego parlamentu. To od jego decyzji będzie zależało, czy Turcja utrzyma się w świecie zachodnim i nadal będzie jego kłopotliwym, ale jednak partnerem, czy też zostanie pchnięta w stronę Rosji jeszcze bardziej zdecydowanie. Będzie to pewien test dla władz USA (zarówno administracji jak i Kongresu), ale i Turcji, bo np. procedowanie w tym samym czasie kolejnych zakupów sprzętu z Rosji czy inne kontrowersyjne z punktu widzenia USA działania (np. operacje wojskowe) mogłyby prowadzić do wstrzymania transakcji.

Warto odnotować, że samo zwrócenie się o zakup F-16 przez Turcję już stanowi pewne ustępstwo wobec USA, bo to de facto przyjęcie decyzji o wykluczeniu z programu F-35, jaka zresztą niedawno została formalnie sfinalizowana (według niedawnego komunikatu Pentagonu trwają rozmowy w sprawie rozliczenia udziału Ankary w programie myśliwca piątej generacji). Z drugiej strony nawet kierunkowa zgoda administracji USA czy nawet Kongresu nie oznacza sfinalizowania transakcji, bo Ankara może nie zgodzić się na warunki (tak było w wypadku Patriotów). Trzeba pamiętać, że skazanie tureckich sił zbrojnych na opieranie się na coraz bardziej przestarzałych F-16C/D może mieć także jeszcze jeden skutek. Może ośmielić tureckich rywali do siłowych rozwiązań w polityce wobec tego państwa, a to z kolei jeszcze bardziej mogłoby zachwiać porządkiem międzynarodowym.

Zobacz również

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama