Reklama

16 października 2017 cały Kirkuk w ciągu jednego dnia przeszedł z rąk kurdyjskich w ręce arabskie. Armia rządowa oraz Oddziały Mobilizacji Ludowej (Haszd asz-Szaabi, Popular Mobilization Units) wkroczyły do miasta z dwóch kierunków, od północy i zachodu, jednocześnie blokując miasto od południa. Posuwanie się sił irackich rozpoczęło się w nocy z 15 na 16 października. Początkowo dochodziło tylko do pomniejszych utarczek, a siły kurdyjskie wycofywały się, nie podejmując walki.

Do nieco większych potyczek doszło w zachodnich przedmieściach, jednak równocześnie siły irackie zaczęły okrążać miasto od północy. Najpierw zajęto strategiczną bazę K1, a następnie lotnisko i dotarto do dzielnic mieszkalnych. Mimo licznych oddziałów kurdyjskich w mieście praktycznie nie podjęły one walki, poza drobniejszymi utarczkami. Szybko doszło do ewakuacji na wschód, która sprawiała wrażenie ucieczki, tym bardziej, że obok kurdyjskich sił zbrojnych z miasta tłumnie wyjeżdżali także cywile, oczywiście głównie pochodzenia kurdyjskiego, ale także arabscy sunnici.

Doprowadziło to do zablokowania głównej trasy wylotowej w kierunku Sulajmaniji. Doniesienia w mediach społecznościowych mówiły o zupełnym chaosie w sporadycznie ostrzeliwanym mieście. Przed wieczorem siły irackie opanowały najważniejsze punkty w mieście, tj. siedzibę gubernatora oraz siedzibę rady prowincji (muhafazy). Łączne straty, choć ciągle nie są znane, wydają się nie przekraczać kilkudziesięciu ofiar. Sytuacja tak szybkiego i z militarnego punktu widzenia łatwego opanowania miasta musi budzić zdziwienie, ponieważ mówimy o zapewne niemal milionowej aglomeracji.

Z pewnością przyczyną nie jest przewaga nie-kurdyjskiej ludności w samym mieście. Wprawdzie nie posiadamy aktualnych spisów ludności, jednak wiadomo, że proces arabizacji Kirkuku prowadzony przez władze Iraku[1], który doprowadził do tego, że w 1997 roku 72% ludności stanowili Arabowie, 21% Kurdowie, a 7% Turkmeni, uległ zahamowaniu i nawet znaczącemu odwróceniu. W wyborach do rady miasta w 2014 Kurdowie zdobyli 53% głosów, zaś Arabowie i Turkmeni 47%. Dało to 8 głosów Kurdom i po dwa Arabom i Turkmenom w 12-osobowej radzie. Nie ulega zatem wątpliwości, że Kirkuk jest podzielony niemal po połowie na Kurdów i nie-Kurdów, jednak nietrudno sobie wyobrazić sytuację, w której kurdyjskie dzielnice stawiają zacięty opór siłom irackim, które mogły ugrzęznąć w długotrwałych walkach ulicznych. Nic takiego jednak nie miało miejsca.

Abrams Irak
W walkach o Kirkuk użyto m.in. amerykańskich czołgów M1A1 Abrams (na zdjęciu w czasie przekazania). Fot. DCG A&T PAO via US Army.

Podstawowym zatem pytaniem jest przyczyna tak łatwego oddania przez Kurdów Kirkuku, mimo oficjalnych zapowiedzi, że będą bronić tego miasta i że nigdy nie wróci ono pod władzę Bagdadu. Należy zauważyć, że Kurdowie iraccy są wewnętrznie podzieleni.

Najsilniejszym ugrupowaniem jest Demokratyczna Partia Kurdystanu (KDP), na czele której stoi prezydent autonomii kurdyjskiej Masud Barzani. Jej główne centra znajdują się w Irbilu i ogólnie północnej części Kurdystanu. W naturalny więc sposób Barzani stawia na współpracę z Turcją i udaje mu się utrzymać z nią niezłe relacje, szczególnie gospodarcze. Nawet po referendum niepodległościowym Turcja ograniczyła się do protestów i wyłącznie werbalnych gróźb wprowadzenia embarga.

Ceną za taką współpracę z Turcją jest m.in. ograniczenie możliwości działania PKK na terenie Kurdystanu irackiego. Jednak Kirkuk leży dużo dalej na południe, a w tej części Kurdystanu dominuje Patriotyczna Unia Kurdystanu (PUK), powstała pod przewodnictwem Dżalala Talabaniego. Oba wielkie rody (Barzanich i Talabanich) są od dawna skłócone, a w latach 1994-1998 PDK i PUK prowadziły ze sobą wojnę domową. PUK ma silniejsze związki z Iranem, z kolei silniej wspiera PKK.

Oba ugrupowania dysponują siłą zbrojną, formalnie zjednoczoną w ramach tzw. Peszmergi, jednak realnie w dalszym ciągu dowódcy są zależni od centrów decyzyjnych w swoich partiach. Trzecią partią jest Gorran, która wyłamała się z PUK, jednak ponieważ nie ma ona swych ugrupowań zbrojnych, to w kontekście opanowania Kirkuku ma ona mniejsze znaczenie.

Zdecydowaną większość kurdyjskich sił zbrojnych w Kirkuku stanowili bojownicy PUK. Dopiero w przeddzień ofensywy irackiej dosłano z Irbilu ok. 6000 bojowników, jednak było to zdecydowanie zbyt późno, by mogli oni odegrać znaczącą rolę. Już przed południem 16 października zaczęły się pojawiać informacje, że bojownicy PUK opuszczali swe pozycje. Wprawdzie władze centralne z Irbilu podkreślały, że nie wydały rozkazu odwrotu, jednak nie zmieniało to sytuacji. Dochodziło nawet do prób blokowania, a niekiedy do obrzucania kamieniami wycofujących się oddziałów PUK przez kurdyjskich cywilów. Wszystko to nie zmieniło obrazu pospiesznego wycofania się PUK z Kirkuku.

Wydaje się, że wyjaśnieniem tej sytuacji jest spotkanie, jakie odbyło się w Sulajmaniji 13 października. Uczestniczył w nim prezydent Iraku Fuad Masum, z pochodzenia Kurd, związany od samego początku z PUK. Przedstawił on przywódcom PUK, w tym Bafelowi i Qubadowi Talabanim żądania ze strony rządu irackiego premiera Haidera al-Abadiego. Objęły one: przekazanie kontroli nad lotniskiem i kluczową bazą K1, przekazanie kontroli nad wszystkimi polami naftowymi w regionie, oddanie jeńców ISIS w ręce sił irackich, powrót sił irackich do wszystkich punktów kontrolowanych przez nie przed ofensywą ISIS oraz usunięcie kurdyjskiego gubernatora Kirkuku Nadżmaldina Karima.

Należy zauważyć, że wszystkie wyżej wymienione punkty zostały 16 października zrealizowane. Oznacza to, że PUK zastosowało się do żądań Bagdadu. Oczywiście po spotkaniu nikt oficjalnie nie ogłosił, że partia Talabaniego osiągnęła porozumienie z Abadim, ponieważ byłoby to naruszenie kompetencji władz w Irbilu. Jednak przebieg wydarzeń wskazuje, że PUK chciał tylko zachować pozory obrony przed wkraczającymi siłami irackimi, co miało odsunąć od nich zarzut zdrady. Można jedynie zastanawiać się, co skłoniło PUK do ustąpienia Abadiemu.

Kirkuk

Z pewnością pierwszym argumentem mogła być chęć osłabienia Barzaniego. Prezydent rządu autonomii jest bez wątpienia wzmocniony na arenie wewnętrznej poprzez przeprowadzenie referendum niepodległościowego. Jest oczywiste, że zdecydowana większość Kurdów (w tym PUK) popiera ideę niepodległości. Jednak utrata Kirkuku powoduje osłabienie Barzaniego, jako polityka, który wprawdzie przeprowadził referendum, jednak nie potrafił utrzymać całości ziem kurdyjskich.

Kolejnym argumentem jest orientowanie się PUK na współpracę z Iranem. Ponieważ rząd w Bagdadzie opiera się na szyitach i jest pod przemożnym wpływem Teheranu, zatem łatwiej było o porozumienie PUK z Abadim, tym bardziej, że pośrednikiem był prezydent Masum.

Istotne znaczenie mają kwestie finansowe. Autonomia kurdyjska w Iraku eksportuje codziennie ok. 550 000 baryłek ropy i dochód stąd uzyskiwany jest podstawą jej budżetu. Zdecydowana większość tej ropy jest wydobywana w okolicach Kirkuku, a następnie eksportowana ropociągiem do Turcji. Kontrolę nad tym sprawuje rząd z Irbilu, czyli Barzani, zresztą wielokrotnie oskarżany o korupcję. Sulajmanija i PUK z pewnością zbyt dużo z tych pieniędzy nie widziały, co było odbierane jako szczególnie niesprawiedliwe, skoro Kirkukiem rządził właśnie PUK.

Można się jedynie domyślać, że po przejęciu pól naftowych przez siły irackie przynajmniej część tej ropy zostanie skierowana na południe do Basry, przez co kontrolę nad uzyskiwanymi w ten sposób dochodami uzyska Bagdad. Być może częścią porozumienia z Abadim była obietnica podziału dochodów płynących ze sprzedaży ropy.

Kolejnym ważnym argumentem za niepodejmowaniem przez PUK walki z siłami irackimi była postawa USA. Zarówno kanałami dyplomatycznymi, jak i poprzez publiczną wypowiedź prezydenta Trumpa, Stany Zjednoczone dawały jasno do zrozumienia, że nie zaangażują się po żadnej ze stron konfliktu, natomiast wzywają do polubownego załatwienia sporu. Było to o tyle istotne, że na przykład w bazie K1 do niedawna przebywali żołnierze amerykańscy szkolący Peszmergę. Jednak jedynym znakiem obecności USA w regionie 16 października były samoloty krążące nad Kirkukiem. Ewentualne zaangażowanie się USA w realną obronę Kurdów groziłoby wybuchem poważnego konfliktu, ponieważ po stronie irackiej (też zresztą szkolonej przez Amerykanów) działały milicje szyickie bezpośrednio wspierane przez Iran.

Nie ulega zatem wątpliwości, że za łatwym przejęciem Kirkuku przez siły irackie stoi wewnątrzkurdyjski spór. Starożytna zasada divide et impera sprawdza się także w dzisiejszych czasach.

Dr hab. Maciej Münnich, prof. KUL

[1] Należy pamiętać, że w 1957 r. Kurdowie stanowili ok. 48% mieszkańców Kirkuku, Arabowie 28%, zaś Turkmeni 21%, reszta to drobniejsze mniejszości. 

Reklama
Reklama

Komentarze (3)

  1. Are

    W powyższej analizie autor skupia się tylko na Kirkuku. Natomiast tu pożądana jest szersza perspektywa. Siły rządowe zaatakowały także inne części terenów kontrolowanych przez Kurdów, także na północy, gdzie, przynajmniej w teorii, kontrole sprawowały jednostki kontrolowane przez Barzaniego. Np. wzdłuż ważnej drogi 1 do przejścia Til Kocer, zdobyły Tamę Mosulską (ważne źródło prądu, fakt że w opłakanym stanie, ale jednak), jazydzki Sindżar, a na południu Kurdyjskie miasto Khanagin. Brak mi też odniesienia do tzw. kalendarza wyborczego. Barzani od wielu lat sprawuje funkcję prezydenta, mimo że jego kadencja formalnie dawno się skończyła. Dawno powinny być już rozpisane nowe wybory, i Barzani planował przeprowadzić je na początku listopada. Jak sądzę dlatego też tak usilnie dążył, pomimo ryzyka i sprzeciwu wszystkich, w tym swych sprzymierzeńców, do tego niepodległościowego referendum, by jego partia te wybory wygrała. A że ogłaszanie niepodległości, a nawet formalne dążenie do niej w tamtej sytuacji to postępowanie po prostu głupie... Zaryzykował i przegrał. Stracił w ten sposób politycznie to, co iraccy Kurdowie wywalczyli. Ja to widzę tak, że nie tylko obecnie niepodległość Kurdystanu jest nierealna, ale i faktyczna niezależność jest obecnie bardzo zagrożona.

    1. tak tylko ... uzupełniam

      @Are Przegrali "Kurdowie" a nie Barzani. Obecnie "Kurdystan" dzielony jest na 3 części, Ambasada USA apeluje o niepodzielność Iraku, Turcy otrzymali doskonały pretekst do pacyfikacji. Kurdowie "pochłonęli" ziemie Asyryjczyków (Niniwa) czy góry Jazydów, ale przede wszystkim ziemie Arabskie, na których są plemiennie, kulturowo, etnicznie obcy. Próba zajęcia pól naftowych wzdłuz Eufratu i wyścig z SAA, mimo udanego zamachu na dowodzącego ze strony SAA generała Issam-a Zahgreddin dowódcy obrony Der Ez Zor nie powiodła się. Oni "zatkali się" zjedli wiecej niz mogli. Pytanie : "kto wystawił ich do wiatru" ? Kto, co im obiecał i nie zrealizował :)

  2. załamany "ekspertami"

    Jestem załamany "poziomem" polskich ekspertów. Łatwo bowiem wyobrazić sobie, że gdyby Kurdowie stawiali opór, to wcześniej czy później Kirkuk i tak byłby zdobyty, ale kurdyjskie dzielnice byłyby w ruinie, Kurdowie zostaliby wypędzeni i z połowicznie kurdyjskiego Kirkuku to miasto stałoby się 100% arabskie. Kurdowie widząc, że USA ich zdradziło, stwierdzili, że walka nie ma sensu a nasz "ekspert" najwyraźniej ma za złe Kurdom, że nie są szaleńcami tylko kierują się wyrachowaniem. Los Warszawy po Powstaniu Warszawskim niczego najwyraźniej "eksperta" nie nauczył. Kurdowie chcą walczyć o swój kraj i nie są dżihadystami chcącymi dostać się do raju z 72 hurysami, więc nie chcą bezsensownie ginąć widząc zdradę USA, zamieniając przy okazji swoje miasto w ruinę.

    1. b

      Panie "zalamany" ,Warszawa prosze sie nie zajmowac skoro nie zna pan tego miasta. Kurdowie zawsze byli podzieleni i przez to nie stworzyli panstwowosci, zawsze ich rozgrywali czy to Turcy (rzez Ormian ) czy Iran czy Irak a wczesniej Anglicy i Francuzi . Kto sie nie uczy na bledach ten przegrywa.

  3. LOL

    A może nie chcieli zniszczenia miasta i cierpienia wśród cywilów...