Geopolityka
Czy Tusk i Merkel rozmawiali o Mołdawii?
W wyniku wyborów w Gruzji i na Ukrainie opróżniło się podium promowanego przez Polskę Partnerstwa Wschodniego.
Ostatnim prymusem integracji z zachodnimi strukturami pozostała postsowiecka Mołdawia, która od czasu „rewolucji twitterowej” w 2009 roku i odsunięcia od władzy komunistów systematycznie próbuje wyrwać się z rosyjskiej strefy wpływów. Planowane na jesień 2013 roku podpisanie umowy stowarzyszeniowej Kiszyniowa z UE, czy doniesienia jakie zamieściła niedawno Niezawisimaja Gazieta -o przygotowywaniu wsi Bulboaca na bazę wojskową dla sił NATO- świadczą o tym dobitnie.
Swój wielki udział w stałym prozachodnim kursie Mołdawii ma Polska będąca członkiem powstałej w 2008 roku „Grupy Przyjaciół Mołdawii” i stroną Polsko- Mołdawskiego Forum Integracji Europejskiej. Warto przypomnieć, że to Radosław Sikorski i Carl Bildt po odsunięciu od władzy komunistów przekonali zwycięskie partie opozycyjne do stworzenia proeuropejskiej koalicji. Jej postępy monitorował zresztą „na miejscu” nie tylko szef polskiej dyplomacji, ale i premier Donald Tusk. Według ich założeń przykład udanej transformacji i integracji Mołdawii mógłby stanowić impuls dla pozostałych krajów postsowieckich, a jej niewielka 4 milionowa populacja działała na korzyść umiarkowanych możliwości Warszawy.
Jednak to nie ona jest głównym rozgrywającym w tej części świata, a decydujący głos należy do Rosji i Niemiec. Przykładem ilustrującym powyższą tezę może być inicjatywa z Mesebergu przedstawiona przez Berlin i Moskwę w czerwcu 2010 roku. Zakładała ona ustępstwa Rosji w kwestii Naddniestrza w zamian za instytucjonalizację mechanizmu wspólnego podejmowania decyzji w sprawach bezpieczeństwa przez Unię Europejską i Federację Rosyjską. Choć z perspektywy czasu nie przyniosła ona większych rezultatów to jednak nakreśliła głównych rozgrywających „kwestii mołdawskiej”. Przy czym jeden z nich w znacznym stopniu stracił zainteresowanie procesami zachodzącymi w regionie, a drugi wraz z nadchodzącym niepostrzeżenie czasem wielkich rozstrzygnięć wzmocnił swoją aktywność...
Chodzi oczywiście o Rosję a jej aktualne działania można dość kolokwialnie określić jako kij i marchewkę skierowane do władz w Kiszyniowie. Pisząc o kiju mam na myśli niedawną zapowiedź budowy stacji radiolokacyjnej będącej częścią kremlowskiej tarczy antyrakietowej na terytorium separatystycznego Naddniestrza i zapowiedzi uznania jego niepodległości. Natomiast marchewką są propozycje zniżki cen rosyjskiego gazu. Są i formy pośrednie zawierające się w powyższej taktyce jak dwuznaczna propozycja przyłączenia się Kiszyniowa do Unii Celnej. Moskwa posiada ponadto wewnętrzne możliwości destabilizacji sytuacji w Mołdawii posiadając spory wpływ na komunistów nadal pozostających znaczącą siłą polityczną w kraju, czy autonomiczną Gagauzję.
Przy takim arsenale środków nawet znaczne zaangażowanie ze strony Polski, w tym MSZ, w proces integracji Mołdawii ze strukturami zachodnimi nie jest wystarczające. Przykład inicjatywy z Mesebergu pokazuje, że powinniśmy zatem poszukiwać oparcia w Berlinie, z którym Moskwa jak widać bardzo się liczy. Czas jest chyba ku temu najwyższy ponieważ stosunki rosyjsko- niemieckie wkroczyły niedawno w zniżkujący okres (uchwała Bundestagu piętnująca nasilającą się „suwerenność” putinowskiej demokracji).
Sprawa jest nagląca ponieważ aktualnie jedną z najważniejszych, a być może najważniejszą kwestią dla integracji Mołdawii z UE jest wprowadzenie w życie strefy wolnego handlu ze Wspólnotą (DCFTA). Tymczasem problem naddniestrzański, a więc kwestia ewentualnej granicy celnej pomiędzy tym rejonem separatystycznym i resztą Mołdawii będzie stanowić już wkrótce istotny problem dla całego, wieloletniego wysiłku podjętego przez władze w Kiszyniowie. Jej utworzenie oznaczałoby bowiem dla Mołdawii rezygnację z części swojego terytorium (budowa posterunków celnych w sporej tzw. strefie bezpieczeństwa), bądź zawieszenie podpisania DCFTA.
Ewentualne ustępstwa Naddniestrza są możliwe tylko w przypadku wpłynięcia na postawę Rosji a to mogą uczynić Niemcy. Również wariant odgrodzenia się Kiszyniowa granicą celną od separatystycznej republiki po drugiej stronie Dniestru musiałaby się wiązać ze zobowiązaniami ze strony UE. Obecna umowa stowarzyszeniowa nie gwarantuje bowiem obietnicy akcesji do Wspólnoty. Tutaj również głos niemiecki ma znaczenie decydujące. Lecz czy Berlin znajdzie w sobie wolę polityczną i konsekwencję by naruszyć tradycyjną strefę wpływów Rosji? A przede wszystkim czy skieruje swoje zainteresowanie ponownie w stronę Mołdawii? O ile stosunek Kanclerz Merkel co do dalszego losu Białorusi czy Ukrainy raczej nie pozostawia złudzeń, o tyle ciężko określić jakie są jej zapatrywania na kwestię mołdawską?
Wydaje się, że Polska będzie próbowała pozyskać do swoich pomysłów Niemcy. Cała sztuka polega jednak również na tym, by angażując je do własnych koncepcji nie wzmocnić za bardzo ich roli, w przeciwnym stopniu sami zmarginalizowalibyśmy swoje znaczenie. Czy to właśnie dlatego 6 listopada br. doszło do trójstronnych konsultacji dotyczących polityki bezpieczeństwa między Polską, Rumunią i Turcją?
Odpowiednie rozegranie kwestii mołdawskiej to sprawa kluczowa, w przeciwnym wypadku cały wysiłek jaki rząd Platformy Obywatelskiej w nią włożył okaże się syzyfowy. A sama republika stanie się antysymbolem dla pozostałych państw sukcesyjnych ZSRS uczestniczących w programie Partnerstwa Wschodniego. W tym sensie to papierek lakmusowy polityki wschodniej prowadzonej przez Rzeczpospolitą.
Piotr A. Maciążek