Reklama
  • Analiza

Cichy triumf Chin w Monachium [ANALIZA]

Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa (MSC 2019), która odbyła się w ostatnich dniach w Niemczech z udziałem kilkuset kluczowych decydentów z całego świata, dobitnie pokazała jak wiele nierozwiązanych konfliktów oraz nowych wyzwań dla bezpieczeństwa definiuje współczesną sytuację w skali globalnej. Przy czym, co chyba jeszcze istotniejsze, dotychczasowe filary oceny rozwoju wydarzeń globalnych i regionalnych, w postaci wiary w globalizm, multilateralizm, czy też spójność umownego Zachodu, przestają być kierunkowskazami, z którymi łączy się stabilność oraz zrozumienie kluczowych światowych trendów.

Fot. MSC/Kuhlmann
Fot. MSC/Kuhlmann

Pence i Merkel przyćmili Monachium

Papierkiem lakmusowym tegorocznej Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa był widoczny rozdźwięk pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i ich partnerami z Zachodniej Europy, na czele z Niemcami. Szeroko komentowane było przede wszystkim wystąpienie wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych Mike Pence oraz późniejsze, niejako kontrwystąpienie, kanclerz Niemiec Angeli Merkel. Osią sporu była w tym przypadku kwestia podejścia do Iranu, gdyż Amerykanie, a może raczej obecna administracja, oraz kluczowe państwa Europy Zachodniej mają w tej sprawie sporą różnicę poglądów. Dla Stanów Zjednoczonych, co było zauważalne nie tylko w Monachium, ale również np. podczas szczytu bliskowschodniego w Warszawie, sprawa irańska nabiera znaczenia strategicznego i wymaga radykalizacji w działaniu. Dotyczy to chociażby problematyki systemu sankcji oraz podejścia do wcześniejszej umowy w zakresie programu atomowego Iranu. Jednocześnie dla europejskich potentatów, zaangażowanych w proces normalizacji stosunków z Teheranem, takie działania strony amerykańskiej są niezrozumiałe lub raczej uderzają w ich wizję kreowania polityki bliskowschodniej, nie wspominając o praktycznych interesach.

Iran to jedynie wierzchołek „atlantyckiej góry lodowej”

Jednak najważniejsze staje się nie tyle samo zróżnicowanie poglądów w przestrzeni transatlantyckiej dotyczące kreowania polityki względem Iranu, do czego już wcześniej w różnych okresach historii dochodziło, ale ich globalny wydźwięk. Chciałoby się stwierdzić, że różnice w poglądach obu stron – umownie Niemiec i Stanów Zjednoczonych – obejmują obszar znaczenie szerszy niż tylko i wyłącznie Teheran. W tym roku, w Monachium można było to zauważyć podczas debat, a także w postrzeganiu tak zróżnicowanych wymiarów bezpieczeństwa, jak chociażby bezpieczeństwo energetyczne (zależność Europy od surowców z Rosji) czy bezpieczeństwo ekonomiczne (relacje handlowe UE ze Stanami Zjednoczonymi).

Przy czym, trzeba mieć na uwadze, iż z konferencji można było również wynieść pewną nadzieję, co do możliwości ratowania dotychczasowych relacji amerykańsko-europejskich, w przypadku zmiany administracji w Białym Domu. Tak przynajmniej odczytane zostały tezy wystąpienia prezentowane przez byłego wiceprezydenta w administracji Baracka Obamy, Joe Bidena. Do wspomnianych nadziei należy jednak podejść ostrożnie, ze względu na fakt, że te pola rywalizacji i niezgody dostrzec można było jeszcze przed objęciem rządów przez Donalda Trumpa.

Co więcej, dziś Amerykanie nawołują do spojrzenia na konflikty oraz problemy o których część aktorów globalnych, szczególnie w Europie Zachodniej, raczej nie chciałaby słyszeć. Od kwestii szpiegostwa w sieci (np. kazus sieci 5G), poprzez konflikty w różnych regionach świata trudne do zakończenia, a skończywszy na potrzebie inwestowania środków we własne zdolności obronne. Niezależnie od oceny racjonalności amerykańskich sugestii, a także opinii ekspertów ds. bezpieczeństwa, są one w znacznym stopniu wiązane z mało optymistyczną agendą. Zaś w państwach europejskich panuje wręcz potrzeba powrotu do złotego okresu tzw. dywidendy pokoju i prowadzenia w spokoju klasycznych relacji biznesowych. I to nawet w sytuacji, gdy najważniejsi liderzy – jak Angela Merkel – zauważają, iż stary system relacji globalnych ulega gwałtownej korozji.

Problem transatlantyckich debat idealnie oddaje sprawa NATO, a nawet sam fakt, iż jest ona wynoszona „na zewnątrz”. Sojusz oczywiście podtrzymuje wiarę w siłę działań sojuszniczych, określa się udział w tej strukturze jako gwarancję stabilności, itd., ale równocześnie coraz głośniejsze stają się głosy o potrzebie rozwoju europejskiej tożsamości w zakresie obronności. Trzeba jednak zapewnić, że chociażby Brexit nie wpłynie na spoistość NATO i relacje pomiędzy sojusznikami. Nie wspominając nawet o takim zagadnieniu, jak 2 proc. wydatków wśród państw-członków, wysoko pozycjonowanym przez administrację prezydenta Donalda Trumpa. Stąd, nie tylko z omawianego właśnie Monachium, płyną sygnały o dylematach, które na pewno skrupulatnie są odnotowywane w Rosji oraz w Chinach.

Optymistyczna agenda Chin dla świata

Po tegorocznej Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa ważne jest przyjrzenie się pozycji, jaką w przyjęli na niej Chińczycy. Postawili oni bowiem na dwa kierunki działań – potrzebę przywrócenia stabilności w relacjach Stanów Zjednoczonych z Rosją (traktat INF) oraz utrzymanie zasad funkcjonowania międzynarodowych relacji polityczno-handlowych, zgodnie z dotychczasowym status quo (kwestionowanym przede wszystkim przez administrację prezydenta Trumpa). W wypowiedzi chińskiego delegata, później szeroko cytowanej w mediach na całym świecie, pojawiła się bowiem wizja ścierania się koncepcji unilateralnych z multilateralnymi, izolacjonistycznych i wręcz globalizacyjnych, stawiania na konfrontację lub dążenia do pokojowego rozwiązywania sporów. Tym samym, Yang Jiechi, w imieniu swojego państwa, starał się pokazać jak szeroka jest chińska alternatywa dla każdego, kto obawia się niepewności wynikłej z postępowania Stanów Zjednoczonych. Trzeba bowiem przyznać, że jeśli oferta obecnej amerykańskiej administracji prezydenckiej zawiera w sobie swoistą „nowość” względem politycznego rynku wewnętrznego, to w przestrzeni międzynarodowej budzi coraz większe problemy z odbiorem, nawet wśród najbliższych sojuszników.

Chińskie wystąpienie w Monachium to jakby jasne przekazanie informacji, że Chiny dążą do czegoś zupełnie odwrotnego, tj. zbudowania przyjaznej oferty dla każdego – od inicjatyw w stylu Inicjatywy Pasa i Drogi, aż po krytykę (przynajmniej w sferze narracji) kwestii odwoływania się do nowego wyścigu zbrojeń. Konferencja stała się tym samym kolejną przestrzenią do zaprezentowania, że władze w Pekinie dobrze odrobiły lekcje i realizują koncepcję atrakcyjności amerykańskiej wizji świata z końca zimnej wojny i lat 90. XX w. Niezmiernie istotne staje się również dostrzeganie sygnałów bezpośrednio kierowanych do UE oraz poszczególnych państw europejskich ze strony Chin. Chodzi zarówno o wspieranie ich wizji politycznej, względem relacji ze Stanami Zjednoczonymi, ale też podkreślanie bycia potencjalnie swoistym stabilizatorem w przypadku narastania rywalizacji amerykańsko-rosyjskich.

Wręcz idealnym krokiem wydaje się być, w tym kontekście, wzywanie Pekinu, wyrażone również w Monachium, aby władze w Waszyngtonie oraz w Moskwie wróciły do zasad budowanych wokół traktatu INF. Stąd też, wydaje się, iż w cieniu starcia Pence - Merkel czy debat o relacjach Europy z Rosją, kluczowym i cichym tryumfatorem tegorocznej Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa są właśnie Chiny. Coraz lepiej grają one bowiem na sentymentach pogrążonego w niepewności świata, a jednocześnie umacniają własny potencjał i rozbudowują zdolności, w tym również militarne.

Rosjanie w cieniu chińskich zdolności

Co ciekawe, podobną co Chiny rolę próbowała przyjąć na konferencji w Niemczech także Rosja. Akcentując potrzebę odchodzenia od narracji zakładającej konfrontację, aż po krytykę niedostosowanego jej zdaniem do współczesnych wyzwań bezpieczeństwa „NATO-centrycznego” postrzegania świata na Zachodzie. Przy czym, w przypadku działań Moskwy, takie zabiegi były obarczone jednak trzeźwą diagnozą, przejawiającą się m.in. w wystąpieniach brytyjskich oraz niemieckich ministrów obrony. Co więcej, ich ograniczeniem samym w sobie jest de facto najsłynniejsze bodajże współcześnie wystąpienie z Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, a więc przemowa Władimira Putina z 2007 r., gdzie zawarte zostały założenia późniejszych działań wobec innych państw, w tym Gruzji oraz Ukrainy. Lecz przy całym ograniczeniu systemowym strony rosyjskiej, efektywność jej działań i tak jest dość znacząca. Szczególnie, gdy spogląda się na wydźwięk wystąpienia kanclerz Angeli Merkel w kontekście kwestii relacji surowcowych z Rosją. Równocześnie, istotą składową oceny rosyjskich działań były nazwiska ludzi ze świata biznesu i polityki rosyjskiej, które miały brać udział w zakulisowych rozmowach.

Nie można zapominać, że siłą tego rodzaju spotkań jak w Monachium są debaty prowadzone z dala od głównej sceny oraz audytorium. Mniej lub bardziej formalne spotkania wypełniły bowiem dodatkowy czas spędzony w Niemczech przez kluczowych gości. W tym przypadku, pozostaje nam jednak spekulacja o czym i w jakim kierunku mogły iść rozmowy, gdyż zapewne znaczna część prawdziwych owoców konferencji pozostanie nieznana, aż do jej implementacji w relacjach pomiędzy państwami. Szczególnie, że w przypadku Monachium mowa jest o cyklicznym spotkaniu ponad 400 decydentów z całego świata.

Obyś żył w ciekawych czasach”

Najlepszą konkluzją debat w ramach tegorocznego spotkania liderów politycznych oraz ekspertów z zakresu bezpieczeństwa stanie się na pewno chińskie przekleństwo „obyś żył w ciekawych czasach”. Liczba zagadnień z obszaru wyzwań w sferze bezpieczeństwa rośnie bowiem z roku na rok i tak naprawdę coraz trudniej jest uchwycić kluczowe elementy agendy. Stąd, po tegorocznej edycji, może zbudować – po pierwsze – globalny wymiar konferencji, związany z realizmem politycznym na linii Chiny-Rosja-Stany Zjednoczone oraz z ambicjami znacznej części Europy Zachodniej. Po drugie, mamy wymiar regionalny, z możliwością eskalacji do sfery globalnej, w postaci konfliktów na Bliskim Wchodzie (Syria, Jemen), a przede wszystkim sprawy Iranu, a nawet kwestii rozstania się Wielkiej Brytanii z UE (Brexit). Nie wolno jednak zapomnieć o odpowiedzi na podstawowe pytanie, definiowane wizją przyszłości w rozwoju relacji nie tylko politycznych, ale gospodarczych, społecznych, klimatycznych. Jak można było przypuszczać Monachijska Konferencja Bezpieczeństwa nie przyniosła rozwiązań, ale Polska powinna wynieść z niej jasną lekcję, jak ważne jest inwestowanie inwestować w sprawność aparatu dyplomatycznego, możliwości polityczne, wojskowe, gospodarcze, bo czasy stabilności nawet w przestrzeni transatlantyckiej już dawno minęły.

 

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama