Chińskie inwestycje w Afryce napędzają wzrost gospodarczy i podnoszą jakość życia mieszkańców, ale na obszarach goszczących chińskie projekty częściej wybuchają protesty. W rozmowie z PAP biznesmen z Ugandy porównuje afrykańską ekspansję Chin do polityki europejskich kolonizatorów.
„Metody egzekwowania tej polityki się zmieniły (…) Chińczycy nie używają siły ani broni, jak w czasach kolonialnych. Ta nowa fala skupia się na stworzeniu wrażenia, że są tu, by pomóc, by inwestować. Jednak w długim okresie pomagają sobie samym” – ocenia Andrew Talemwa, przedsiębiorca działający w branży turystycznej.
Jego zdaniem Chińczycy pożyczają afrykańskim rządom duże sumy, które nigdy nie zostaną oddane, co jest „wyraźnym biletem do wyzysku w długim okresie”.
Komunistyczne władze ChRL zaprzeczają, jakoby chciały złapać biedniejsze kraje w „pułapkę zadłużenia”. Pekin zgadzał się też na umorzenie części długów państw afrykańskich po wybuchu katastrofalnej dla gospodarek pandemii Covid-19.
Zaangażowanie finansowe Chin w Afryce gwałtownie rosło od początku XXI wieku. Są one obecnie największym partnerem handlowym tego kontynentu. Szacuje się, że w latach 2000-2014 wydały tam 350 mld dolarów na programy rozwojowe, co jest sumą porównywalną do wydatków USA w tym samym okresie – napisała grupa badaczy na łamach portalu The Conversation.
Jednak społeczne, gospodarcze i polityczne implikacje tych inwestycji wzbudzają szerokie kontrowersje, a kraje zachodnie są krytycznie nastawione do wzrostu chińskich wpływów w Afryce – napisali ci badacze, pracujący na Uniwersytecie Narodów Zjednoczonych w Maastricht, na Uniwersytecie Harvarda i Uniwersytecie Turyńskim.
Czytaj też: Kuba wróciła do Afryki. Pomoc wojskowa dla RPA
Ich zdaniem nietrudno jest znaleźć dowody na protesty Afrykanów przeciwko chińskim projektom i inwestycjom. Na kenijskim archipelagu Lamu mieszkańcy zablokowali budowę chińskiej elektrowni węglowej, która ich zdaniem zagroziłaby branży turystycznej. W Gambii demonstrowano przeciwko chińskim przetwórniom ryb, które oskarżano o zanieczyszczanie rezerwatów przyrody, a w Zambii dochodziło do przemocy z udziałem miejscowych robotników i chińskiego kierownictwa kopalni.
W poszukiwaniu systemowych zależności autorzy porównali dane na temat 125 tys. protestów w całej Afryce z mapą chińskich projektów na tym kontynencie. Analiza wykazała, że na terenach goszczących chińskie projekty częściej wybuchają protesty.
Jako możliwą przyczynę badacze wskazują na fakt, że z powodu niskiej przejrzystości i zasady nieingerencji w lokalną politykę chińskie projekty mogą być w większym stopniu wykorzystywane przez miejscowe elity do realizacji własnych interesów, co z kolei może osłabić zaufanie ludzi do rządu. Wzrost chińskich wpływów gospodarczych może natomiast skutkować poczuciem, że projekty służą w większym stopniu Chińczykom niż tubylcom.
Czytaj też: Rosja: zbrojeniówka rusza na podbój Afryki
Autorzy zwracają jednak uwagę, że kiedy ludzie są nieufni i niezadowoleni, koordynację protestów może im ułatwiać polepszona łączność telekomunikacyjna, która również wiązana jest z chińskimi projektami.
Talemwa przyznaje, że w Ugandzie chińskie inwestycje przyczyniły się do powstania miejsc pracy dla miejscowej ludności, a do skarbu państwa wpływa więcej pieniędzy z podatku VAT nakładanego na produkowane i sprowadzane przez Chińczyków towary. Zaznacza jednak, że chińskie firmy korzystają często z ulg podatkowych, a po ich wygaśnięciu – przenoszą się do innego kraju w Afryce.
„Generalnie lokalna ludność ma negatywny stosunek do chińskich inwestycji, ponieważ nie przynoszą jej one obliczalnych długoterminowych korzyści” – ocenia Talemwa. Miejscowi podejrzewają Chińczyków, że udają inwestorów, by ostatecznie opanować takie branże jak sprzedaż detaliczna.
Czytaj też: Francusko-rosyjska wojna o Afrykę
„Jeśli ja muszę płacić podatki od początku działalności, dlaczego oni mają ulgi na trzy lata, tylko po to, by uciec z kraju, gdy okres ulgowy się skończy? Firma, która nie płaci podatku, z pewnością może sprzedawać swoje produkty taniej” – skarży się przedsiębiorca.
Według niego Chińczycy inwestują w Ugandzie i innych krajach Afryki na masową skalę w branżę importowo-handlową, przetwórstwo żywności, zakłady papiernicze, huty metali i rolnictwo. Afrykańskie rządy podpisują z nimi natomiast kontrakty na budowę dużych projektów, takich jak drogi, mosty, wieżowce, lotniska, linie kolejowe czy szpitale.
Czytaj też: Dania wzmocni obecność wojskową w Afryce
Ta infrastruktura służy lokalnej ludności, ale zdaniem Talemwy wiąże się ze zbyt dużymi kosztami. „Miejscowi widzą w tym niebezpośredni sposób na ułatwienie sobie ruchów, przy jednoczesnym pociąganiu sznurków, by sprawić, że to miejscowa ludność zapłaci za to w długim okresie dużymi podatkami” – twierdzi Ugandyjczyk.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie