Jemeńscy rebelianci z ruchu Huti oznajmili w niedzielę, że zaatakowali pociskami rakietowymi i dronami rafinerię naftową i cele wojskowe w kilku miastach Arabii Saudyjskiej. Wcześniej władze w Rijadzie informowały o przechwyceniu dwóch rakiet i 12 dronów. Według saudyjskich władz w ataku nikt nie ucierpiał, nie ma też żadnych poważnych zniszczeń.
Szyiccy rebelianci, którzy toczą wojnę ze wspieranymi przez Saudyjczyków władzami, oświadczyli, że uderzyli na rafinerię w Ras Tanura oraz instalacje w miastach Ad-Dammam, Dżizan i prowincji Asir. Wspierane przez Iran siły miały wystrzelić osiem pocisków balistycznych i 14 dronów.
Saudyjskie ministerstwo energii twierdzi, że dron miał uderzyć w terminal naftowy w porcie należącym do państwowego giganta Saudi Aramco. Jest to jeden z największych ośrodków transportu ropy na świecie. Informując o ataku ruch Huti oznajmił, że celem było zakłócenie bezpieczeństwa i stabilności dostaw ropy.
Ministerstwo obrony Arabii Saudyjskiej zapowiedziało, że królestwo podejmie "wszelkie konieczne środki" by się bronić i zapewnić stabilność handlu ropą. Jak dodały władze, odłamki z pocisku balistycznego wystrzelonego przez Huti spadły też nieopodal osiedla mieszkaniowego Saudi Aramco w mieście Az-Zahran.
Wcześniej w niedzielę kierowana przez Arabię Saudyjską koalicja wojskowa zapowiedziała nową ofensywę powietrzną skierowaną na zajmowaną przez ruch Huti stolicę Jemenu Sanę, m.in. w odwecie za ataki przeciwko cywilom wewnątrz saudyjskiego terytorium. Zbombardowanych zostało kilka dzielnic Sany.
Do eskalacji konfliktu dochodzi niedługo po tym, jak nowa administracja USA zapowiedziała zwiększenie wysiłków dyplomatycznych na rzecz zakończenia wojny w Jemenie oraz zawieszenie sprzedaży broni ofensywnej dla Arabii Saudyjskiej.
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie