Reklama
  • Analiza
  • Wiadomości

Afganistan – szansa czy pułapka dla Chin?

Chiny, podobnie jak Iran czy Rosja, były niechętne obecności militarnej USA w Afganistanie. Obecnie jednak krytykują zbyt szybkie ich zdaniem wycofywanie się Amerykanów. Pekin obawia się, że przejęcie władzy przez talibów umożliwi dżihadystom z Islamskiego Ruchu Wschodniego Turkiestanu przeprowadzanie ataków w prowincji XInjiang. Niedawno rzecznik talibów zapewnił wprawdzie, że Chiny to „przyjazny kraj” i chińskie inwestycje będą chronione, ale nie wyklucza to innych scenariuszy.

Fot. ISAF/Flickr/CC BY 2.0
Fot. ISAF/Flickr/CC BY 2.0

Chiny są jednym z sześciu sąsiadów Afganistanu, i choć granica chińsko-afgańska jest bardzo krótka i przebiega wysoko w górach, a przejście graniczne od dawna nie funkcjonuje, to jest to niewątpliwie ważny czynnik wpływający na relacje chińsko-afgańskie. Kraj ten jest dla Pekinu ważny z dwóch powodów.

Po pierwsze jego położenie geograficzne oraz zasoby naturalne sprawiają, że jest on łakomym kąskiem dla Chin, po drugie umocnienie się islamskiego ekstremizmu w tym kraju stanowi dla nich poważne zagrożenie z uwagi na sytuację w chińskiej prowincji Sinciang, zamieszkanej przez muzułmańskich Ujgurów. Chiny od lat stosują skrajnie represyjną politykę wobec kilkunastomilionowej, muzułmańskiej mniejszości ujgurskiej zamieszkującej Sinciang (zwany też Wschodnim Turkiestanem) i alergicznie reagują na wszelką krytykę w tym zakresie.

Ujgurzy, którzy są pochodzenia turkijskiego, niewiele mają wspólnego z Chinami. Dopiero w XVII w. ich tereny znalazły się pod rządami chińskich cesarzy i to z obcej, mandżurskiej dynastii Qing. Po jej upadku w 1912 r. podejmowane były próby proklamowania niepodległości Wschodniego Turkiestanu, co jednak skończyło się ostatecznie niepowodzeniem po przejęciu władzy w Chinach przez komunistów. Obecnie władze chińskie starają się zniszczyć kulturową odrębność Ujgurów poprzez kolonizację tej prowincji przez Chińczyków Han, zmieniając w ten sposób regionalną demografię. Wywołuje to opór Ujgurów, przybierający czasem charakter działalności terrorystycznej.

Odpowiedzią Chin są masowe represje, tworzenie obozów koncentracyjnych i ostre przepisy ograniczające swobodę religijną. Islam jest bowiem fundamentem odrębności Ujgurów i dlatego postrzegany jest przez Pekin jako zagrożenie. Paradoksem jest jednak to, że Chiny jednocześnie utrzymują bardzo dobre relacje z większością państw muzułmańskich, neutralizując w ten sposób krytykę swej antyislamskiej polityki wewnętrznej. Współpraca gospodarcza odgrywa w tym układzie rolę marchewki, a brak tolerancji na poruszanie kwestii ujgurskiej – kija. Warto przy tym zwrócić uwagę, że o ile liczne państwa muzułmańskie (np. Turcja, Katar, Arabia Saudyjska) dokonują eksportu radykalnego islamu w Europie, finansując różnego rodzaju organizacje, meczety, szkoły etc. o tyle w przypadku Chin jest to całkowicie wykluczone i jest to akceptowane przez świat muzułmański.

Co więcej, kraje muzułmańskie, w tym w szczególności Turcja i Pakistan, uczyniły z oskarżeń o islamofobię oręż w walce na arenie międzynarodowej, ale nigdy nie odnoszą ich do Chin, całkowicie koncentrując się na Zachodzie.

W kontekście Afganistanu i kwestii ujgurskiej szczególnie istotne są relacje Chin z trzema krajami muzułmańskimi (w tym dwoma sąsiadami Afganistanu): Turcją, Iranem i Pakistanem. Turcja przez wiele lat była patronem sprawy ujgurskiej ze względu na popularny w Turcji panturkizm widzący we Wschodnim Turkiestanie wschodnie kresy wielkiego świata tureckiego. Jeszcze kilka lat temu pobrzmiewało to silnie w wypowiedziach samego Recepa Tayyipa Erdogana.

Co więcej, Turcja zaczęła przerzucać dżihadystów ujgurskich do Syrii, wykorzystując ich tam do walki z Assadem. Pogorszenie relacji Turcji z Zachodem oraz fatalna sytuacja ekonomiczna w tym kraju spowodowały jednak wzrost zainteresowania Ankary współpracą z Pekinem, zwłaszcza zaś udziałem w projekcie „Pasa i Szlaku” (BRI). Erdogan doskonale wiedział, że wszelka ingerencja w sprawę ujgurską pogrzebie relacje z Chinami więc nabrał wody w usta, choć w tym samym czasie Pekin zaostrzył swoje prześladowania i wiele „islamofobicznych” krajów Zachodu zaczęło mówić o ludobójstwie. Turcja obecnie stara się zawrzeć z USA układ dotyczący dalszej kontroli nad lotniskiem w Kabulu przez jej siły. Ostatnio pojawiła się też koncepcja, by lotnisko to ochraniali syryjscy najemnicy, wiec teoretycznie mogliby to być też walczący tam Ujgurzy, choć takie rozwiązanie jest mało prawdopodobne, gdyż Pekin odebrałby to jako wrogi akt. Niemniej w kontekście stanowczego sprzeciwu talibów wobec dyslokacji tureckich oddziałów w Afganistanie i relacji turecko-chińskich, a także faktu, że tureccy żołnierze lub najemnicy mieliby bronić lotnisko przed atakami talibów, z którymi Chiny chcą się dogadać, to cała układanka niezbyt się składa w jedną całość.

Warto dodać, że Chiny, Turcja mają jeszcze jednego wspólnego sojusznika w regionie tj. Pakistan, który w dodatku jest sponsorem talibów. Przedłużanie wojny nie jest przy tym w interesie Chin, więc mogą one na pewnym etapie uznać, że lepiej, by lotnisko wpadło w ręce talibów i przekonać do tego swych tureckich sojuszników. Kluczowe znaczenie w kontekście Afganistanu i kwestii ujgurskiej mają jednak relacje pakistańsko-chińskie.

Pakistan jest krajem, w którym wpływy ekstremistów islamskich są bardzo silne, definicja „bluźnierstwa” jest bardzo szeroka i regularnie dochodzi do antyzachodnich zamieszek inicjowanych oskarżeniami o „ataki na islam”. Nie dotyczy to jednak prześladowań islamu w Chinach. W tym wypadku cała pakistańska elita polityczna, z premierem włącznie, unika tematu ujgurskiego jak ognia, podkreślając, że Chiny są bliskim sojusznikiem Pakistanu. Jest to oczywiście prawda, zważywszy na to, że oba kraje mają wspólnego wroga: Indie oraz na to, że Pakistan jest kluczowym państwem z punktu widzenia Pasa i Szlaku. Od 2013 r. realizowany jest program infrastrukturalny o nazwie Chińsko-Pakistański Korytarz Ekonomiczny (CPEC) obejmujący inwestycje o wartości 62 mld USD.

Warto przy tym dodać, że strategiczny szlak komunikacyjny prowadzący z Chin do Pakistanu i dalej przez Iran na Zachód, prowadzi przez wysokogórskie przełęcze, przechodząc przez Sinciang, a następnie pakistańską część Kaszmiru, czyli terytorium spornego między Pakistanem i Indiami. Co więcej, droga ta nie jest najkrótszym połączeniem Chin z Iranem, gdyż takie prowadziłoby przez Afganistan. W tym kontekście Afganistan stanowi w pewnym sensie konkurencję dla Pakistanu. Chiny wprawdzie w ostatnich latach zaczęły zwiększać swoje zaangażowanie ekonomiczne i inwestycyjne w Afganistanie, a od 2007 r. interesują się afgańskimi zasobami naturalnymi niemniej niestabilność tego kraju, toczące się walki z talibami oraz obecność Amerykanów, ograniczały możliwość ekonomicznej ekspansji Pekinu. Stawka jest przy tym bardzo duża, gdyż wartość zasobów naturalnych Afganistanu (przede wszystkim miedzi i żelaza) oceniana jest na min. 1 miliard USD. Przeszkodą dla Chin było również bardzo duże zaangażowanie inwestycyjno-handlowe Indii w Afganistanie, które wraz z USA naciskały na rząd Ghaniego, by nie rozwijał współpracy z Chinami. Np. w 2016 r. Indie i USA zablokowały plany Afganistanu włączenia się w plany BRI i CPEC.

Wycofanie się USA likwiduje te bariery i otwiera możliwość wznowienia rozmów na temat włączenia Afganistanu w BRI i CPEC, niemniej potencjalnie może rodzić też nowe wyzwania i zagrożenia. Nie jest żadną tajemnicą, że Pakistan jest głównym sponsorem talibów i bez jego wsparcia nie byłyby możliwe tak wielkie sukcesy obecnej ofensywy przeciwko siłom rządowym. Np. szpitale w Kwecie są obecnie przepełnione talibami rannymi w starciach z siłami rządowymi. Pakistan jest więc dla Chin kluczowym partnerem jeśli chodzi o porozumienie z talibami, którzy ze swej strony również nie mogą ignorować sojuszu pakistańsko-chińskiego. Dlatego nie dziwi niedawna wypowiedź rzecznika talibów Suhajla Szahina, który nazwał Chiny „przyjaznym krajem” i podkreślił, że talibowie będą ochraniać chińskie inwestycje, a także podkreślił, że talibowie zamierzają przestrzegać zobowiązania zawartego w porozumieniu w Dosze, dotyczącego tego, że nie dopuszczą do tego, by Afganistan był bazą dla ataków na inne państwa i w szczególności dotyczy to ETIM i Chin.

Z drugiej strony wygląda na to, że Chiny (przynajmniej obecnie) nie zamierzają omijać Pakistanu w swej współpracy z Afganistanem. Dlatego nie ma mowy o budowie bezpośredniego połączenia Chiny-Afganistan, ale raczej o włączeniu Afganistanu w projekty CPEC i budowie łącznika Kabul – Peszawar. Problem w tym, że póki co w Kabulu wciąż rządzi Aszraf Ghani, a nie talibowie i to z nim Pekin prowadzi rozmowy na te tematy.

Oczywiście Chiny utrzymują i to od lat również kontakty z talibami, ale zniknięcie wspólnego wroga (USA) i kontynuacja wojny między rządem w Kabulu a talibami może stanowić wyzwanie dla planów Pekinu i być testem dla relacji między Chinami i talibami. Tymczasem nie ulega wątpliwości, że władze w Kabulu otwierając się na współpracę z Chinami, oczekują od nich nie tylko wzajemnych korzyści ekonomicznych, ale – przede wszystkim – wypełnienia próżni bezpieczeństwa po wycofaniu się USA. Ewentualne militarne wsparcie Chin dla Kabulu oznaczałoby jednak uznanie ich przez talibów za wroga. Chiny mogą oczywiście również starać się przy pomocy Pakistanu doprowadzić do negocjacji między talibami a Kabulem, jednakże przy obecnych sukcesach talibów niewiele wskazuje na to, by ci poważnie podchodzili do jakiegokolwiek kompromisu, dążąc do przejęcia pełni władzy siłą. Warto przy tym zaznaczyć, że o ile sukcesy ofensywy talibów od maja są imponujące, to wciąż nie przejęli oni kontroli nad żadnym z głównych miast. Wprawdzie w ostatnich tygodniach doszło do tymczasowej penetracji przez oddziały Talibów takich miast jak Kandahar, Mazari Szarif czy Kunduz jednakże afgańskie siły specjalne, póki co zdolne są do odpierania tych ataków. Warto też pamiętać, że siły Talibów nie są niewyczerpane, a obecna ofensywa toczona jest dużym kosztem w zasobach ludzkich tej organizacji.

Tymczasem przedłużanie się wojny w Afganistanie nie jest w interesie Chin, które w takiej sytuacji nie będą w stanie zrealizować swoich planów. Wzmacnianie władz w Kabulu, przy braku szans na kompromis z Talibami oraz bez bezpośredniego zaangażowania militarnego Chin, którego celem byłoby pokonanie Talibów, nie jest zatem w interesie Pekinu. Opowiedzenie się po stronie Kabulu mogłoby też doprowadzić do „odwrócenia sojuszy”. Indie nie ukrywają, że również rozmawiają z Talibami, dążąc do zagwarantowania, iż nie będą oni wspierać islamskich terrorystów w Kaszmirze. Z wypowiedzi Szachina wynika zresztą, że nie będą i nie jest to wcale dobra wiadomość dla Pakistanu, a pośrednio również dla Chin. Indie przy tym starają się grać na nacjonalistycznych emocjach Afgańczyków, a warto pamiętać w tym kontekście o pretensjach terytorialnych Afganistanu wobec Pakistanu. Obecna granica to tzw. linia Duranda, wytyczona przez Brytyjczyków w 1893 r. i nigdy nieuznana przez Afganistan jako granica międzypaństwowa. Dzieli ona bowiem terytoria etniczne, w tym w szczególności Pasztunów stanowiących trzon Talibów.

Reklama
Reklama

Prochiński zwrot Kabulu połączony z bezpośrednim lub pośrednim wsparciem Chin dla obecnych władz afgańskich mógłby doprowadzić do taktycznego wsparcia dla Talibów, a w szczególności antychińskich frakcji takich jak ETIM ze strony Indii czy nawet USA. Oczywiście nie jest przesądzone czy w imię interesów geopolitycznych USA byłoby gotowe na taki dość ryzykowny krok, nie można jednak tego wykluczyć, zwłaszcza gdyby wojska chińskie znalazły się na terytorium afgańskim, co z perspektywy Talibów jest przekroczeniem „czerwonej linii”. Tymczasem już teraz w mediach chińskich wspomina się o takiej możliwości. Co prawda miałoby to dotyczyć ograniczonego terytorium tj. korytarza wakchańskiego oraz terenów, na których operuje ETIM, ale mogłoby to bardzo szybko okazać się pułapką wciągającą Chiny w coraz większe zaangażowanie i tworząc ryzyko takiej samej ostatecznej porażki, jaką poniósł najpierw ZSRR, a obecnie USA.

Otwarte lub ciche wsparcie Talibów przez Chiny w celu jak najszybszego rozstrzygnięcia wojny byłoby dla Pekinu również ryzykowne. Otwarta jest bowiem kwestia wiarygodności obecnych deklaracji talibów. Wprawdzie Pakistan ma na nich ogromny wpływ jednakże nie są oni obecnie tak monolitycznym ruchem jak w latach 90., gdy na ich czele stał charyzmatyczny Mułła Omar. Z drugiej strony nic nie wskazuje na to by talibowie w jakikolwiek sposób złagodzili reguły, według których zamierzają rządzić. Z raportów wynika również, że nie zerwali bliskiej relacji z Al Kaidą oraz innymi ugrupowaniami terrorystycznymi takimi jak np. ETIM. Obecne deklaracje mogą zatem służyć uśpieniu czujności państw potencjalnie zagrożonych takich jak właśnie Chiny czy również Iran (warto pamiętać, że w poprzednim okresie rządów talibów w Afganistanie było ono postrzegane przez szyicki Iran jako zagrożenie), tak by nie udzieliły one wsparcia obecnemu rządowi w Kabulu i nie zablokowały siłowego przejęcia władzy.

Tymczasem jeśli talibowie wygrają, a następnie umocnią się, to ich stanowisko może ulec zmianie. Wówczas bowiem wywieranie na nich nacisku przez podmioty zewnętrzne, w tym nawet Pakistan, będzie znacznie trudniejsze, nawet zważywszy na chińską ofertę współpracy gospodarczej. Sojusznicy z Al Kaidy czy ETIM, a potencjalnie również konkurenci z Państwa Islamskiego, nie znikną. Siły ETIM w Afganistanie oceniane są obecnie na ok. 500 osób, skoncentrowane głównie w prowincjach Badachszan, Kunduz i Tachar, mając w ten sposób bezpośredni dostęp do korytarza wakchańskiego łączącego Afganistan z Sancingiem. ETIM współpracuje przy tym z dwoma nielegalnymi pakistańskimi ugrupowaniami dżihadystycznymi tj. Laszkare Islam i Tehrike Taliban Pakistan.

Warto też pamiętać, że talibowie nigdy nie zdołali opanować korytarza wakchańskiego w czasie swoich rządów w Kabulu. Można mieć też wątpliwości czy takie grupy jak ETIM podporządkują się decyzjom ewentualnego rządu talibów w sprawie nieatakowania innych państw, w tym w szczególności Chin, i jakie ten rząd będzie miał narzędzia do wyegzekwowania tego, zwłaszcza jeśli pojawią się zewnętrzni sojusznicy. Szczególnie groźna dla realizacji chińskich planów będzie rozbicie Afganistanu na terytoria kontrolowane przez różne ugrupowania, w tym zarówno wrogie wobec Talibów czy AL Kaidy jak i o charakterze dżihadystycznym, choć również niekoniecznie podporządkowujące się decyzjom kierownictwa talibów.

W tym kontekście warto pamiętać o różnych interesach lokalnych watażków, w tym biznesie narkotykowym. W okresie pierwszych rządów talibów zwalczali oni produkcję opium jako haram i jeśli teraz znów będą chcieli wdrożyć taką politykę, to uderzą w interes wielu swoich sojuszników, którzy mogą w związku z tym okazać swoje niezadowolenie. Warto też pamiętać, że już po śmierci Mułły Omara doszło do rozłamu wśród talibów i powstania rozłamowej grupy pod przywództwem Muhammada Rasula, a w styczniu 2015 r. proklamowano również powstanie Wilajatu Chorasan Państwa Islamskiego, i choć obie grupy nie okazały się dotąd zbyt poważną konkurencją dla głównego nurtu talibów to próby pozbycia się niewygodnych sojuszników takich jak ETIM w celu ochrony interesów innych, niemuzułmańskich państw takich jak Chiny, może wiele w tym zakresie zmienić.

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama