Reklama

Geopolityka

Afganistan: Biden obiecuje ewakuację każdemu Amerykaninowi

Fot. US Army/Flickr/CC BY 2.0
Fot. US Army/Flickr/CC BY 2.0

Wszyscy Amerykanie, którzy chcą wrócić do domu z Afganistanu, zostaną stamtąd zabrani - powiedział w piątek prezydent USA Joe Biden dodając, że to samo zobowiązanie dotyczy afgańskich pomocników sił USA. Jednocześnie zaznaczył, że „nie może obiecać ostatecznego rezultatu” akcji ewakuacyjnej z Kabulu ani wykluczyć strat.

"Wyrażę się jasno do wszystkich Amerykanów, którzy chcą wrócić do domu: zabierzemy was stamtąd" - powiedział Biden podczas piątkowego wystąpienia w Białym Domu.

Podkreślił złożoność i niebezpieczne warunki misji ewakuacyjnej, dodając, że "nie może zagwarantować ostatecznego rezultatu" i uniknięcia strat. Zapewnił jednak, że zrobi "wszystko, co będzie konieczne", by ewakuować obywateli USA. Przyznał, że obecnie władze nie wiedzą dokładnie, ilu Amerykanów przebywa w Kabulu, oraz zachęcił wszystkich do zgłoszenia chęci powrotu.

Pytany, czy to samo zobowiązanie dotyczy afgańskich współpracowników sił amerykańskich, Biden odpowiedział twierdząco.

Prezydent oświadczył, że jak dotąd nie otrzymał doniesień, by talibowie nie wywiązywali się z umowy o przepuszczaniu obywateli USA w drodze na lotnisko, a trudności wynikają z "szalonego pośpiechu" i ścisku panującego w tłumie przed lotniskiem. Jak poinformował, 169 Amerykanów, którzy w czwartek nie mogli z tych powodów wejść na teren portu lotniczego, zostali tam wprowadzeni przez amerykańskich żołnierzy. Dodał, że jest gotowy do użycia wszelkich środków, gdyby pojawiły się inne problemy.

"Ostatni tydzień był rozdzierający. Widzieliśmy chwytające za serce sceny. Nie sądzę, by był ktoś, kto, widząc je, nie czuł tego bólu" - powiedział Biden. Zaznaczył jednak, że koncentruje się na dokończeniu bardzo trudnej misji przebiegającej w niebezpiecznych warunkach, a na krytykę i analizy będzie czas później.

W związku z ewakuacją urzędnik NATO przekazał Reuterowi, że od czasu, gdy talibowie wkroczyli do Kabulu, z Afganistanu ewakuowano około 12 tys. obcokrajowców i Afgańczyków pracujących dla ambasad i międzynarodowych organizacji humanitarnych.

"Proces ewakuacji jest powolny, ponieważ jest ryzykowny, gdyż nie chcemy żadnych starć z członkami talibów lub cywilami poza lotniskiem" – powiedział urzędnik.

Od czasu przejęcia władzy przez talibów port lotniczy w Kabulu pogrążony jest w chaosie. Przedstawiciel islamistów, który zastrzegł anonimowość, powiedział Reuterowi, że talibowie nie ponoszą odpowiedzialności za zamieszki na obleganym przez tysiące ludzi lotnisku. "Zachód mógł przygotować lepszy plan ewakuacji" - dodał.

Według przedstawicieli NATO i talibów na lotnisku i wokół niego od niedzieli zginęło co najmniej 12 osób.

Wbrew powszechnej krytyce ze strony międzynarodowych mediów i polityków prezydent zapewnił, że nie spotkał się z kwestionowaniem wiarygodności USA ze strony sojuszników. Dodał, że słyszał za to słowa podziwu dla szybkości i sprawności sił USA w ich operacji.

Podkreślił też, że z decyzją o wyjściu z Afganistanu zgodzili się wszyscy sojusznicy w ramach NATO.

"Byliśmy tam razem i wychodzimy razem, a teraz razem pracujemy, by zakończyć tę misję" - powiedział Biden. Dodał, że siły USA pomogły w ewakuacji obywateli Francji, a także w umożliwieniu lotów ewakuacyjnych innych krajów.

"To jedna z największych i najtrudniejszych misji tego typu w historii. Jedynym krajem zdolnym do jej przeprowadzenia z taką szybkością i precyzją są Stany Zjednoczone" - podkreślił.

Reklama
Reklama

Biden przyznał, że w piątek doszło do przerwy w lotach z Kabulu z uwagi na brak miejsca w ośrodku w Katarze, dokąd kierowane są samoloty. Oznajmił jednocześnie, że po kilkugodzinnej przerwie loty wznowiono. Dodał, że minionej doby ewakuowano ponad 5700 osób, a tempo ewakuacji będzie rosnąć.

Prezydent powtórzył swoje argumenty za wyjściem sił USA z Afganistanu, twierdząc, że po zwycięstwie nad Al-Kaidą w Afganistanie dalsza obecność w tym kraju nie leżała w interesie USA. Przekonywał, że niezależnie od tego, czy wyjście wojsk nastąpiłoby 5, czy 15 lat temu, proces ten byłby podobnie trudny i chaotyczny.

Piątkowe wystąpienie Bidena było pierwszym od ponad tygodnia, podczas którego odpowiedział na pytania dziennikarzy. Wbrew pierwotnym planom nie udał się też do swojego domu rodzinnego w Wilmington w Delaware.

Równocześnie w Afganistanie jeden ze współtwórców ruchu talibów i przywódca jego politycznych struktur mułła Abdul Ghani Baradar w sobotę przybył do Kabulu na rozmowy na temat utworzenia nowego rządu afgańskiego - poinformowała agencja AFP.

"Będzie w Kabulu, aby spotkać się z przywódcami dżihadu i politykami w celu utworzenia inkluzywnego rządu" – powiedział agencji wysoki rangą urzędnik talibski.

Baradar we wtorek przyleciał wraz z grupą współpracowników do położonego na południu Afganistanu Kandaharu najprawdopodobniej ze stolicy Kataru Ad-Dauhy, w której od kilku lat mieszkał. W Ad-Dausze przebywa kierownictwo polityczne talibów, w tym mieście toczyły się również negocjacje pokojowe między USA i talibami oraz między talibami a prozachodnim afgańskim rządem.

Baradar był jednym z najbardziej zaufanych współpracowników założyciela i pierwszego przywódcy talibów, mułły Omara. Walczył najpierw przeciwko wojskom radzieckim podczas inwazji tego kraju na Afganistan, później był jednym z najważniejszych dowódców talibów. Po inwazji USA w 2001 roku i upadku rządu talibów Baradar walczył z siłami zachodniej koalicji. W 2010 roku na południu Pakistanu schwytały go pakistańskie i amerykańskie służby specjalne. Z więzienia wypuszczono go w 2018 roku.

Baradar w lutym 2020 roku w imieniu talibów podpisał w Ad-Dausze porozumienie pokojowe z USA. Według umowy Amerykanie mieli wycofać się z Afganistanu, a talibowie zrezygnować z działań terrorystycznych i podjąć negocjacje z rządem w Kabulu.

"Eksperci prawni, religijni i ds. polityki zagranicznej talibów zamierzają zaprezentować w ciągu najbliższych kilku tygodni nowy system rządów" - oświadczył w Kabulu przedstawiciel talibów, który zastrzegł sobie anonimowość.

Podkreślił, że nowy model rządów "może nie być demokracją w ścisłym rozumieniu Zachodu, ale będzie chronić prawa wszystkich".

Źródło:PAP
Reklama
Reklama

Komentarze