”Należy pomóc siłom NATO, które walczą w Afganistanie” - oświadczył 1 sierpnia br. Władimir Putin. Zaznaczył, że jest to potrzebne, by „nie trzeba było tam wysyłać oddziałów rosyjskich”.
Słowa te padły podczas jego wizyty w Uljanowsku (wedle ustaleń rosyjsko- natowskich to lokalizacja bazy tranzytowej NATO).
Powyższe informacje cytowane przez światowe agencje prasowe wskazują przy okazji na widmo destabilizacji Afganistanu po wycofaniu się z niego sił NATO. Terroryzm, narkotyki, handel bronią to zagrożenia, które mogą przenikać na rosyjskie terytorium, stanowią zatem kontekst wypowiedzi rosyjskiego prezydenta. I jest to niewątpliwie prawda, ale nie najważniejszy z powodów, które pchnęły Putina do tej śmiałej deklaracji.
Równy rok temu Dmitrij Rogozin, dziś rosyjski wicepremier, stwierdził:
„Organizację Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (OUBZ) oczekuje chwila prawdy. Po wycofaniu wojsk przymierza północnoatlantyckiego z Afganistanu sytuacja w regionie wyraźnie się zaogni.”
Była to śmiała wizja, w której tworzony przez Rosję sojusz wojskowy miał odegrać rolę stabilizatora regionu. Po 12 miesiącach słowa Rogozina trącą jednak myszką. Uzbekistan zawiesił swoje członkostwo w Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, Stany Zjednoczone planują na terytorium jego członków zakładać bazy wojskowe (np. Tadżykistan) i rozmieszczać część sprzętu ISAF. Moskwa czuje się zagrożona, budowana mozolnie konstrukcja „rosyjskiego NATO” jest coraz mniej spoista. Waszyngtońska pokusa dla krajów Azji Środkowej wielka, ale to tylko wierzchołek góry lodowej.
Wycofanie się USA z Afganistanu to nie tylko widmo rozprzestrzeniania się terroryzmu, broni i narkotyków, to nie tylko zwiększanie aktywności amerykańskiej w Uzbekistanie (dziś strategicznym sojuszniku Waszyngtonu), Tadżykistanie, Kirgistanie, co powoli osłabiałoby kremlowski sojusz wojskowy. To przede wszystkim ryzyko poluzowania lin krępujących olbrzyma.
Dzięki amerykańskiemu zaangażowaniu w Iraku i Afganistanie Rosja zaczęła „odrabiać pozimnowojenne straty” np. podczas wojny z Gruzją w 2008 roku. Wkrótce po opuszczeniu międzyrzecza Tygrysa i Eufratu aktywność Stanów Zjednoczonych zwiększyła się w wielu krajach świata np. Jemenie, gdzie miała być zlokalizowana rosyjska baza morska. Putin musi zatem niepokoić się o to, jak bardzo amerykański olbrzym poczuje się pewnie po opuszczeniu Afganistanu. I są to obawy uzasadnione…
Piotr A. Maciążek
"Będzie walka, będą ranni" wymagające ćwiczenia w warszawskiej brygadzie