Geopolityka
Czarnogóra w NATO. Jakie znaczenie i zagrożenia dla Sojuszu?
Szefowie MSZ państw NATO zaprosili do wejścia w struktury sojuszu Czarnogórę, która od wieków związana jest historycznie z prawosławną wspólnotą narodów słowiańskich. Czarnogóra stała się miejscem walki o wpływy Rosji i Stanów Zjednoczonych. Nasuwa się pytanie o następstwa zaproszenia Podgoricy do członkostwa w strukturach NATO oraz o odpowiedź, jakiej należy oczekiwać od Rosji - w analizie dla Defence24.pl pisze Marek Połoński.
Na mocy artykułu 10 Traktatu Północnoatlantyckiego strony mogą, za jednomyślną zgodą, zaprosić do przystąpienia do niniejszego traktatu każde inne państwo europejskie, które jest w stanie realizować zasady niniejszego traktatu i wnosić wkład do bezpieczeństwa obszaru północnoatlantyckiego. Sojusz zobowiązany jest do prowadzenia polityki „otwartych drzwi” i regularnie to potwierdza. Czarnogóra jako członek ONZ, czy OBWE, posiadająca status kandydata do Unii Europejskiej, spełnia formalne kryteria do wstąpienia do NATO. Będąca demokratycznym krajem z postępem gospodarczym (chociaż powolnym), nie deklaruje żadnych roszczeń terytorialnych wobec sąsiadów. Zakończono spór graniczny z Bośnią i Hercegowiną, schwytano i wydano Chorwatom jednego z serbskich generałów z okresu wojny lat 1991-1995. Rząd w Podgoricy przeprosił również władze w Zagrzebiu za bombardowanie i ostrzeliwanie Dubrownika w trakcie wojny w byłej Jugosławii. Dzięki temu Chorwaci stali się adwokatem Czarnogórców w ich staraniach o członkostwo w NATO.
Ten adriatycki kraj niepodległy zaledwie od 2006 r., aby zasłużyć na oficjalne zaproszenie do zachodnich struktur, musiał stawić czoło poważnym reformom nie tylko w sferze gospodarczej, ale w szczególności w obszarze bezpieczeństwa. W 2014 r. rząd Czarnogóry podjął decyzję o zmianie struktury i wielkości armii, która ma liczyć blisko 2000 profesjonalnych zawodowych żołnierzy, a na wypadek mobilizacji przewidziano jeszcze do 100 tysięcy rezerwistów. Pododdziały mają być dostosowane organizacyjnie do współczesnych wyzwań i efektywnie wykonywać swoje zadania. Nowa struktura i wielkość armii czarnogórskiej jest odpowiednia do jej obowiązków wynikających z konstytucji i możliwości finansowych państwa. Czarnogórskim politykom na bliskim sojuszu z zachodnimi państwami zależy niezwykle mocno. Dlatego już w 2010 r. podjęto decyzję o wystawieniu kontyngentu do Afganistanu.
Ponadto Podgorica zdecydowała o przyłączeniu się do finansowania międzynarodowej misji w Afganistanie w kolejnych latach, rezerwując na te wydatki 1,2 mln USD. Podczas szczytu w Newport we wrześniu 2014 r. uznano, że Czarnogóra musi zreformować swój aparat bezpieczeństwa, podkreślając rosyjską aktywność w tamtejszych służbach. Wkrótce doprowadzono do dymisji szefa Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (ANB) Boro Vuczinicia, a na emeryturę wysłano większość funkcjonariuszy powołanych do służby bezpieczeństwa jeszcze w czasach byłego prezydenta Jugosławii Slobodana Miloszevicia. Istotnym problemem będzie modernizacja armii z uwagi na brak środków finansowych na zakup nowego sprzętu i szkolenie oficerów. Militarne znaczenie tego członkostwa zdewaluował ostatnio przedstawiciel rosyjskiego MSZ Andriej Kelin mówiąc: „Armia Czarnogóry liczy jakieś dwa tysiące żołnierzy. Zbyteczny jest komentarz, jakie dodatkowe bezpieczeństwo wniesie to do NATO”. Nie sposób zgodzić się ze słowami Kelina - członkostwo Czarnogóry w strukturach NATO ma nieść wymiar polityczny, w tym przypadku o wiele bardziej istotny.
Zaproszenie Czarnogóry do członkostwa w Sojuszu, którego miałaby stać się dwudziestym dziewiątym członkiem, ma znaczenie sięgające daleko poza granice tego małego, bałkańskiego kraju. Po pierwsze, pomimo kryzysu wewnątrz Europy, w obliczu agresywnej polityki Moskwy członkowie NATO sygnalizują innym potencjalnym kandydatom, takim jak Szwecja, czy Finlandia, że drzwi pozostają dla nich otwarte. Po drugie, agresywna reakcja Moskwy wykazała niezdarną nieproduktywność, która charakteryzuje politykę europejską pod rządami Władimira Putina. Po masakrze w Paryżu przywódcy państw NATO, zwłaszcza prezydent Francji Francois Hollande, nie ulegli pokusie, aby nagrodzić Moskwę za deklarowaną współpracę w walce z terroryzmem poprzez zawetowanie członkostwa Czarnogóry. Hollande, jak i pozostali przywódcy słusznie uznali, że Moskwa działa wyłącznie we własnym interesie, ponieważ jest tak samo zagrożona powrotem do kraju dżihadystów, a działania na terenie Syrii mają tylko i wyłącznie pomóc Rosji w odzyskaniu strefy wpływów na Bliskim Wschodzie. Członkostwo Czarnogóry ma być także testem dla „polityki otwartych drzwi” następującej po zajęciu przez Rosję Krymu i ciągłych działań dywersyjnych prowadzonych na wschodzie Ukrainy.
Poza znaczeniem binarnym zaproszenia dla Czarnogóry, istotne jest również stworzenie długoterminowych podstaw do zapewnienia bezpieczeństwa, stabilności i pokoju w Europie. Sojusz Północnoatlantycki z zasady powinien być dla potencjalnych kandydatów takim „all inclusive” krajów Europy (oraz USA i Kanady), który oferuje przynależność do swoich struktur państwom deklarującym podstawowe zasady demokratyczne zachodniego społeczeństwa, przy zapewnieniu postępu ekonomicznego.
Ponadto aspirantów powinno się także oceniać pod względem możliwości spełnienia obowiązków wynikających z członkostwa, w tym ich podejścia do bezpieczeństwa, roli ich sił zbrojnych i uprzednich rozliczeń historycznych sporów terytorialnych z sąsiadami. Tak było w przypadku przyjęcia Węgier i Rumunii, a następnie Chorwacji. Przyjęcie Czarnogóry, a w dalszej perspektywie Macedonii, mogłoby zapewnić stabilność w regionie bałkańskim. Patrząc realistycznie na regionalne zagrożenia, Czarnogóra obecnie nie jest narażona na bezpośredni atak z zagranicy, w szczególności przez Rosję, jak również - bardziej prawdopodobny scenariusz - przez któregoś z sąsiadów.
Członkowie NATO są zgodni co do poszerzania Sojuszu o państwa bałkańskie. Trzeba w tym miejscu podkreślić dużą aktywność Polski. Tomasz Siemoniak, będąc szefem MON, prowadził aktywną politykę w tym regionie w kontekście przyszłorocznego szczytu NATO w Warszawie. Podczas wrześniowego spotkania z ministrem obrony Macedonii Zoranem Jolevskim powiedział: „Uważamy, że Polska – jako beneficjent polityki otwartych drzwi 16 lat temu – ma moralny obowiązek wspierania dalszego rozszerzenia NATO, szczególnie jeśli chodzi o państwa bałkańskie, bo widzimy w tym element stabilizujący sytuację na południu Europy”. Wraz z szefem MSZ Grzegorzem Schetyną odbył podróż do Czarnogóry. Podczas spotkania z szefową tamtejszego MON Milicą Pejanović-Djurisić T. Siemoniak zapewnił, że Polska jest gotowa być adwokatem Czarnogóry na rzecz jej członkostwa w NATO. Mimo zmiany rządu, w tej kwestii ciągłość polskiej polityki zagranicznej zostanie zachowana. „Polska jest zadowolona z decyzji NATO o zaproszeniu Czarnogóry do rozpoczęcia rozmów o przystąpieniu do Sojuszu. Czarnogóra jest istotnym krajem w regionie Bałkanów Zachodnich” – powiedział polski szef dyplomacji Witold Waszczykowski dziennikarzom po spotkaniu członków NATO w Brukseli 2 grudnia br.
Negatywnie do decyzji NATO o zaproszeniu Czarnogóry do Sojuszu odniosło się chińskie MSZ. Rzeczniczka chińskiego resortu Hua Chunying powiedziała, że „NATO jest produktem zimnej wojny”, a zaproszenie Czarnogóry może być powodem nowych podziałów. Przedstawicielka chińskiego rządu z pewnością miała na myśli pogorszenie relacji NATO z Rosją. Histerycznej reakcji Moskwy na wieść o zaproszeniu dla Czarnogóry należało się również spodziewać. Ale czy ta histeria Rosjan jest słuszna?
Dwutysięczne siły zbrojne trudno zakwalifikować jako zagrożenie militarne dla Rosji. Owszem, w kraju tym Rosjanie są właścicielami sporej liczby nieruchomości (40%), ale po przyjęciu Czarnogóry do NATO rezydencje oligarchów będą równie bezpieczne, jak w Londynie. Można zrozumieć historyczne sentymenty Moskwy. Dwie córki króla Czarnogóry Nikoli I wżeniły się w rodzinę Romanowów. Było to jednak dawno, a Czarnogórcy od odzyskania niepodległości coraz wyraźniej zwracają się na Zachód. Od kiedy Czarnogóra ogłosiła swoją chęć do wstąpienia w szeregi Sojuszu, Moskwa czyni co może, aby storpedować wysiłki Podgoricy. Dwa lata temu Rosja zwróciła się o pozwolenie na budowę bazy wojskowej w porcie Bar, ale premier Czarnogóry Milo Dunanović odmówił.
Zresztą rosyjskie działania dyplomatyczne wobec Czarnogóry można było zauważyć już jesienią 2013 roku, kiedy ambasador tego kraju w Belgradzie Aleksander Czepurin stwierdził w czasie oficjalnej uroczystości, że starania Czarnogóry o członkostwo w NATO przypominają „uganianie się małpy za bananem”. Czarnogóra poza oficjalną notą dyplomatyczną, odpowiedziała równie prowokująco. Kilka tygodni później na ulicach Podgoricy pojawiły się plakaty, które przedstawiały rękę sięgającą po banana oraz wojskowy but z wystającą z niego rosyjską flagą. Mimo ostrej reakcji Moskwy, plakat ten spotkał się z wielkim aplauzem obywateli Czarnogóry.
2 grudnia b.r. Rosja również zareagowała gniewnie. Rosyjskie MSZ nazwało decyzję o zaproszeniu do Sojuszu Czarnogóry krokiem jawnie konfrontacyjnym. Zdaniem Siergieja Ławrowa ten nowy przejaw ekspansji NATO narusza interesy Rosji i zmuszą ją do odpowiedniej reakcji. Według doniesień medialnych dyplomaci kilku krajów członkowskich dostali listy z Moskwy przestrzegające przed podjęciem takiej decyzji. Członkowie NATO jednak nie przestraszyli się, ignorując pogróżki Moskwy. Są bowiem przekonani, że Czarnogóra nie jest dla Rosji aż tak ważna, a jej akcesja nie będzie stanowiła żadnego przybliżenia Sojuszu do granic Rosji.
Szef Komitetu ds. obrony i bezpieczeństwa Rady Federacji Rosyjskiej Wiktor Ozerow zagroził zerwaniem wspólnych projektów wojskowych z Czarnogórą, co zresztą wprowadziło w osłupienie Czarnogórców, bo takich projektów przecież nie było. Moskwa stara się również dzielić społeczeństwo Czarnogóry, wykorzystując wciąż duży odsetek obywateli przeciwnych wstąpieniu do NATO (48%). Rosyjski MSZ między innymi nawołuje do referendum w Czarnogórze w sprawie przystąpienia tego kraju do struktur Sojuszu. Władimir Putin próbuje również wykorzystać głęboko zakorzenione tradycje prawosławne, ale bezskutecznie, bowiem miejscowa Cerkiew od kilku lat prowadzi działania zmierzające do niezależności od kościoła serbskiego i rosyjskiego.
Rosja jest przeciw NATO, a więc protestuje zawsze przeciw jego powiększaniu. Jednak kluczowe jest dla niej powstrzymanie ekspansji na Wschód (Gruzja, Ukraina). Władimir Putin dobrze wie, że NATO będące sojuszem obronnym, nie ma w swoich planach ofensywnych działań wobec Rosji. Jednak rozszerzanie NATO jest dla Kremla głównym straszakiem w polityce Putina chcącego zachować swoją pozycję w rosyjskim społeczeństwie wobec problemów gospodarczych związanych z sankcjami ekonomicznymi oraz dołującymi cenami surowców energetycznych. Im bardziej pogarsza się standard życia Rosjan, tym coraz bardziej Putin jest agresywny poza granicami kraju. W ten sposób chce odwrócić uwagę swoich obywateli od problemów ekonomicznych Rosji, podsycając strach przed obcym agresorem.
Przeciwstawiając się rozszerzeniu NATO, Rosja narusza międzynarodową deklarację podpisaną pięć lat temu. W grudniu 2010 roku w Astanie (Kazachstan) podczas szczytu OBWE wszystkie kraje członkowskie wydały pamiątkową deklarację, która zawierała jednoznaczne oświadczenie: „Potwierdzamy prawo każdego z państw uczestniczących do swobodnego wyboru lub zmiany struktur bezpieczeństwa, w tym traktatów związkowych”.
Z perspektywy Kremla sytuacja nie wygląda najlepiej. Strategiczna Zatoka Kotorska była niegdyś pod kontrolą jugosłowiańskiej marynarki wojennej. Po przyjęciu w 2009 roku Albanii i Chorwacji do NATO, kolejna luka na mapie zostanie wypełniona. Przystępując do NATO, Czarnogóra opuści grono czterech państw usytuowanych pomiędzy członkami Sojuszu Północnoatlantyckiego. I nic nie wskazuje na to, aby w najbliższym czasie kolejne państwa miały możliwość otrzymania podobnego zaproszenia. Ambicje Macedonii do członkostwa zostały zablokowane wobec odwiecznego sporu z Grecją co do nazwy tego kraju. Bośnia jest napiętnowana przez podziały wewnętrzne, a ponadto funkcjonuje tylko dzięki poparciu Unii Europejskiej. Kosowo oficjalnie nie ma armii, ale od 1999 roku jego bezpieczeństwo zostało zagwarantowane przez wojska NATO. W Serbii sojusz długo jeszcze nie będzie popularny, bowiem jej obywatele wciąż pamiętają naloty samolotów NATO w 1999 r. Oficjalnie Serbia pozostaje neutralna. Owszem, wojska serbskie w ciągu ostatnich dwóch lat odbywały wspólne ćwiczenia z rosyjską armią. Ale w styczniu b.r. Serbia podpisała umowę o współpracy z NATO. Jej wojska szkolone były przez Gwardię Narodową z Ohio, a od 2006 roku uczestniczy w znacznie większej liczbie ćwiczeń z krajami NATO, niż z Rosją. W efekcie, w opinii znacznej części komentatorów, NATO dla Serbii jest bliższym partnerem niż Moskwa.
Dla pokoju w Europie byłoby lepiej, gdyby Władimir Putin porzucił swoją mentalność oficera KGB i zakończył wojenną histerię, szczerze współpracując z Zachodem wobec wspólnych zagrożeń. Dalsze wojownicze zachowanie Moskwy będzie bowiem dalej uzasadniało rozszerzenie NATO, czego przykładem jest zaproszenie dla Czarnogóry. Członkostwo w Sojuszu Północnoatlantyckim będzie dla tego kraju nie tylko gwarancją bezpieczeństwa, ale także sygnałem dla inwestorów, że jest to kraj bezpieczny i stabilny.
Marek Połoński
kol
Szkoda Serbów.
Albert Wesker STARS
Jeszcze tylko brakowałoby przyjąć do NATO Bośnię oraz okupowane Kosowo. Przyjmowanie do NATO Czarnogóry jest równie "pokojowym" i bezsensownym posunięciem jest uznanie państwowości i przyłączenie do różniych międzynarodowych organizacji Noworosji, Państwa Islamskiego (ISIS) czy innych sztucznych tworów. PS Też mi szkoda Serbów, nikt już dzisiaj nie pamięta "demokratycznych" nalotów na infrastrukturę cywilną w Serbii, gdy coś podobnego robi np Al-Asad czy Rosja to jest krzyk na cały świat i grożenie trybunałami. Dokonano po prostu rozbioru tego państwa, choćby Krajina czy Republika Serbska (część Bośni), potem Czarnogóra i Kosowo. Nas również spotkały Cztery Rozbiory (tak cztery), więc sami dobrze wiemy jak mogą się czuć.
edi
"wspólnotą narodów słowiańskich" Polska,Czechy,Słowacja,Chorwacja,Słowenia też są prawosławne ? Według badań najbardziej słowiańska genetycznie jest Polska,Ukraina,Białoruś < 50 %. Rosja > 50% to ze względu na pomieszanie się z Azjatami.
maj
Wskażesz źródło tych badań? BTW Słowian łaczy głównie język. Genetycznie Polacy są bardziej podobni do Rosjan niż do Czechów i do Niemców czy Węgrów bardziej niż do Bułgarów. A co do Rosjan to nie wykazują zmieszania z Azjatami a tylko mieszkańcy północnej Rosji mają wspólne geny z Finami - zapewne to zrutenizowana ludność fińska, Więc mówienie o genie słowiańskości to jakaś kompletna bzdura. Ludzie mówiący słowiańskimi językami w VI wieku zapewne gdzieś znad Dniepru podbili pół Europy, a podbite ludy przyjęły słowiańskie języki i kulturę. Potem gdzieniegdzie sami ulegli Węgrom albo Niemcom przyjmując ich kulturę i język ale zachowując geny czy też Protobułgarom przekazując jenak im język i kulturę.