Reklama
  • Wiadomości

Amerykanie ćwiczą ewakuację z Korei Południowej

Stacjonujące w Korei Południowej siły amerykańskie zorganizują półroczne ćwiczenia ewakuacyjne przeznaczone dla rodzin żołnierzy oraz innych niewojskowych pracowników. W Korei Południowej służy obecnie ponad 28 tys. Amerykanów. 

Fot. MC2 Jermaine M. Ralliford/United States Forces Korea
Fot. MC2 Jermaine M. Ralliford/United States Forces Korea

Ćwiczenia "Courageous Channel" mają odbyć się między 23 a 27 października br. Jak podkreślają Amerykanie, będzie to próba generalna, której celem jest sprawdzenie na ile wskazane osoby są gotowe na opuszczenie miejsca przebywania w razie wybuchu wojny lub zaistnienia innej sytuacji awaryjnej. Zgodnie z planami, wszyscy "ewakuowani" cywile razem z bagażem mają przejść przez wyznaczone punkty zbiórki w amerykańskich bazach. Na miejscu strażnik poinstruuje ich na temat obowiązujących procedur oraz sprawdzi czy mają aktualne dokumenty. 

Rodziny i pracownicy niewojskowi zostaną również poinformowani np. na temat odpowiednich pełnomocnictw, spraw finansowych czy nawet zwierząt domowych, które - jak podkreślają Amerykanie - są traktowane jak członkowie rodzin personelu wojskowego. 

Część podlegających ewakuacji cywili zostanie przetransportowanych do Japonii. Będą to wyznaczone wcześniej przez Amerykanów grupy. Japonia ma być bowiem pierwszym punktem docelowym dla obywateli USA w razie wystąpienia prawdziwego zagrożenia. 

Tego typu ćwiczenia są organizowane przez Amerykanów dwa razy do roku. Według władz, służą one nie tylko sprawdzeniu gotowości do przeprowadzenia ewakuacji, ale także mają po prostu przypominać mieszkającym w Korei Południowej Amerykanom, że znajdują się w kraju, który "technicznie rzecz biorąc nadal znajduje się w stanie wojny z Koreą Północną po wojnie 1950-53, która zakończyła się zawieszeniem broni, a nie traktatem pokojowym". Rzecznik sił amerykańskich w Korei Południowej, pułkownik Chad Carroll oświadczył jednak, że nie mają one nic wspólnego z obecną sytuacją geopolityczną w regionie i wzrastającym napięciem na półwyspie. 

Dyplomacja do pierwszej bomby

Sytuacja na Półwyspie Koreańskim jest coraz bardziej napięta. Jeszcze w niedzielę, 15 października br., sekretarz stanu USA Rex Tillerson powiedział w wywiadzie dla CNN, że w z związku z napięciem i zagrożeniem związanym z Koreą Północną "wysiłki dyplomatyczne będą kontynuowane aż spadnie pierwsza bomba".

Jak pisze Reuters, Tillerson starał się zatrzeć złe wrażenie po wypowiedziach prezydenta Donalda Trumpa, w których sugerował on, że dyplomacja w odniesieniu do Korei Północnej nie ma sensu, ponieważ reżim ten rozumie tylko argumenty siłowe. Tillerson zaznaczył w CNN, że Trump nakazał mu kontynuować zabiegi dyplomatyczne. 

Czytaj więcej: Rosyjskie media: Korea Płn. przygotowuje test pocisku dalekiego zasięgu

We wrześniu br. pułkownik Robert Manning, rzecznik Pentagonu, podkreślał natomiast, że jeżeli Korea Płn. nie zaprzestanie swych prowokacyjnych działań, to prezydentowi przedstawione zostaną opcje postępowania wobec Korei Płn. Również we wrześniu amerykańskie bombowce B-1B Lancer (przeznaczone wyłącznie do przenoszenia broni konwencjonalnej) eskortowane przez myśliwce przeleciały w międzynarodowej przestrzeni powietrznej nad wodami na wschód od Korei Północnej. Pentagon poinformował o tym, podkreślając, że była to właśnie demonstracja opcji militarnych dostępnych dla prezydenta Trumpa.

Zobacz również

WIDEO: Rakietowe strzelania w Ustce. Patriot, HOMAR, HIMARS
Reklama
Reklama