Reklama


Istotnie, dziś, polska obrona przeciwlotnicza jest rodem z lat 60-tych i nie przystaje do nowoczesnych technik pola walki. Co z tego, że mamy samoloty bojowe, wielozadaniowe, czołgi czy transportery opancerzone, jeśli kilkoma kierowanymi pociskami średniego zasięgu można doprowadzić do paraliżu naszego państwa. Propozycja instalacji elementów tarczy antyrakietowej złożona kilka lat temu przez administrację prezydenta Busha była dobrym impulsem do podjęcia decyzji o tworzeniu własnego nowoczesnego systemu obrony powietrznej Polski, który byłby spójny z amerykańskim.

Warto pamiętać, że to co proponowali Amerykanie (sen o potędze skończył się 17 września 2009 roku, kiedy to prezydent Obama zdecydował, że rezygnuje z pomysłu swojego poprzednika) było tylko elementem systemu obrony przed rakietami średniego i dalekiego zasięgu i miał chronić przed pociskami „lecącymi ze wschodu na zachód”. Z punktu widzenia potrzeb obronnych naszego kraju byłaby to przede wszystkim demonstracja siły sojuszników. Współpraca z USA w zakresie technik wojskowych nie jest łatwa, ponieważ prawo amerykańskie nie pozwala na transfer najnowocześniejszych technologii wojskowych poza własne terytorium. Istnieje zagrożenie, że Polska będzie czuła się zobowiązana wobec amerykańskich sojuszników, aby modernizować system obrony dla własnych potrzeb, w oparciu o tych samych producentów uzbrojenia, nawet już pojawiały się zapowiedzi o konkretnych typach uzbrojenia.

Trzeba powiedzieć szczerze, że amerykański sprzęt dla Polski będzie zawsze co najmniej jedną generację starszy niż to czym dysponują za oceanem (co w ogóle jest dostępne na rynku), po drugie nie ma pewności, że polska armia będzie miała pełną kontrolę na tym uzbrojeniem wraz z możliwościami modernizacyjnymi i remontowymi. (przykład to podstawowe remonty F-16, o które trzeba było upominać się w ramach offsetu około 5 lat). Pomysł prezydenta, aby budować własną tarczę „skrojoną” do polskich potrzeb jest jak najbardziej zasadna. Polska może bez problemu mieć dostęp do europejskich najnowocześniejszych technologii (m.in. MBDA), bez żadnych ograniczeń w dostępie do kodów, remontach czy modernizacji, a możliwe, że polski potencjał przemysłowy czy badawczy może wziąć udział w tworzeniu kolejnych generacji tego typu systemów. Prezydent powiedział to co fachowcy twardo stąpający po ziemi mówili już dawno – trzeba budować własny system obrony z tymi, którzy mają technologię i chcą nam ją udostępnić bez żadnych ograniczeń. Jest również jedno zagrożenie, które nie powinno usypiać naszej czujności.

W tle propozycji polskiej tarczy antyrakietowej pobrzmiewa marzenie o tym, aby to polskie firmy (przede wszystkim Bumar) wspólnie z zagranicznymi firmami zbudowały ten system. Jest tylko takie niebezpieczeństwo, aby nie skończyło się jak kilka lat temu przy okazji przetargu na Nadbrzeżny Dywizjon Rakietowy Marynarki Wojennej, kiedy to konsorcjum Bumaru i Saab zaproponowało cenę prawie dwa razy wyższą niż oferta norweskiego Kongsberga. W przypadku jednego dostawcy polskiemu podatnikowi pozostanie zapłacić każdą cenę, nawet jeśli będzie powiększona o prowizję dla kolejnych doradców i poddostawców.

W wymiarze politycznym oświadczenie prezydenta Komorowskiego odnośnie budowy tarczy zawiera w sobie pewne ryzyko. Warto przypomnieć, że sam pomysł umieszczenia elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej miał poważny atut polityczny. Oznaczał, że Polska na trwałe zostaje włączona w strefę wpływów amerykańskich w przeciwieństwie do krajów wobec których Rosja jako spadkobierca ZSRR, nadal zgłasza swoje roszczenia. W przypadku Polski, Rosja nadal czuje się upoważniona do cenzurowania suwerennych decyzji np. w sprawie rozmieszczenia elementów amerykańskiej tarczy antyrakietowej.

Ulokowane na trwałe wyrzutni amerykańskich rakiet na terenie naszego kraju byłoby potwierdzeniem, że Polska na trwałe uwolniła się od sowieckich wpływów, a drugiej strony zwiększałoby szansę, że w razie zagrożenia Amerykanie „upomną się o nas” jako swojego realnego sojusznika. Sprawa lokowania tarczy ma kolosalne znaczenie polityczne i za to warto było zapłacić więcej, niż nominalnie jest to warte. USA oczekiwało szczególnego porozumienia z Polską odnośnie pobytu ich wojsk w naszym kraju, zwolnień podatkowych i innych przywilejów. Oświadczenie prezydenta Komorowskiego można traktować jako demonstrację siły i tego, że Polska ma własne pomysły na tarczę antyrakietową, która potrafi łączyć własne potrzeby z potrzebami sojuszników NATO. Można czuć dumę, że Prezydent RP decyduje się na takie śmiałe słowa, ale pozostaje wątpliwość czy to na długie lata nie zamyka szans na tę amerykańską tarczę, która byłaby przełomem na miarę przystąpienia Polski do NATO. Nie sądzę aby słowa Bronisława Komorowskiego wywołały „trzęsienie Ziemi” w Białym Domu. Nie sądzę, aby administracja amerykańska poczuła się postawiona pod ścianą i wezwana do natychmiastowego podjęcia decyzji o ulokowaniu elementów tarczy w Polsce.

Obawiam się, że jednak USA może już czuć się zwolniona z dalszych prac, jeśli Polska zgłasza alternatywne rozwiązanie, które nie generuje żadnych kosztów i wysiłków organizacyjnych, nie mówiąc już o napięciach w stosunkach międzynarodowych. Jeśli polski prezydent nie uzgodnił swoich słów z amerykańskimi partnerami, to był to błąd polityczny, który oddalił Polskę od szansy na budowanie systemu bezpieczeństwa państwa w oparciu o transatlantycki filar.

Propozycja Bronisława Komorowskiego powinna być oceniana w wielu aspektach i nie można jej sprowadzać do rozwiązywania problemów polskiej zbrojeniówki, nawet jeśli Bumar miał swój wpływ na tak zdecydowane słowa. Niestety, w Polsce często nie potrafimy rozwiązywać problemów w oparciu o szukanie rozwiązań na przyszłość, przewidywania zagrożeń i podejmowania działań zanim nastąpi krytyczna sytuacja. Polska lubi zrywy w atmosferze kryzysu czy na skutek tragicznych wydarzeń. Z punktu widzenia obrony powietrznej Polska natychmiast musi podejmować decyzje i jeśli słowa Prezydenta RP zachęcą polską armię do działań i zabezpieczenia środków finansowych , to bardzo dobrze. Jednak w przypadku tej sprawy pozostaje delikatna sfera polityczna, w której to Polska nadal jest petentem i od naszych zdolności dyplomatycznych zależy czy potrafimy osiągnąć cele polskiej Racji Stanu, czy tylko stać nas na wypełnianie zobowiązań sojuszniczych, z których nie wynika nic, poza kosztami. Wymiar polityczny tarczy antyrakietowej to fundamentalna sprawa i nie może nikogo zmylić rozpatrywanie tego tylko w wymiarze technicznym, wojskowym czy ekonomicznym.
Reklama
Reklama

Komentarze (1)

  1. kolo

    Panie Pośle nie tylko amerykanie nie dają nam najnowocześniejszych technologii, tak samo postępują wszystkie państwa na świecie łącznie z polską :)