Reklama

Wojna na Ukrainie

Weterani wojny w Iraku idą po władzę. Kim otacza się Donald Trump?

Przyszły doradca Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego Michael Waltz
Przyszły doradca Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego Michael Waltz
Autor. Michael Waltz/x.com

Co łączy przyszłego wiceprezydenta USA, doradcę ds. bezpieczeństwa oraz szefa Pentagonu? To politycy wywodzący się z generacji żołnierzy, którzy uczestniczyli w prowadzonych na Bliskim Wschodzie wojnach w Iraku oraz w Afganistanie.

Reklama

Na półmetku kampanii wyborczej amerykańskie media rozgrzała do czerwoności sprawa kariery wojskowej Tima Walz’a, startującego jako „skrzydłowy” (popularne futbolowe porównanie w USA) Kamali Harris. Zarzucano Walz’owi, że podkoloryzował swój szlak bojowy. W Internecie zaroiło się od zdjęć weteranów walk, którzy podpisywali je „to nie Tim Walz”. Na jednym z nim widzimy brodatego amerykańskiego żołnierza z karabinem. Postać na zdjęciu stoi w plenerze rodem z Bliskiego Wschodu. Zwolennicy Donalda Trumpa, oraz sam zainteresowany, promowali to zdjęcie z podpisem, że widnieje na nim Michael Waltz – a nie Tim Walz. Faktycznie to ten pierwszy może się pochwalić imponującym szlakiem bojowym. Będzie jedną z najważniejszych osób w USA, ponieważ stanie się doradcą Prezydenta ds. bezpieczeństwa narodowego.

Reklama

Czytaj też

Waltz ukończył Virginia Military Institute z wyróżnieniem, służył w armii USA oraz Gwardii Narodowej przez 27 lat odchodząc na emeryturę i przechodząc do polityki. Jako porucznik ukończył Ranger School i trafił do tzw. Zielonych Beretów, służąc jako oficer sił specjalnych USA. Uczestniczył w wielu turach w Afganistanie, innych państwach Bliskiego Wschodu oraz Afryki. Był liniowym żołnierzem, który otrzymał cztery Brązowe Gwiazdy za bezpośrednią walkę z przeciwnikiem. Jeszcze jako oficer kwestionował politykę Baracka Obamy. Poszło o sprawę Bowego Berghdala, amerykańskiego dezertera, który załamany po śmierci swojego kolegi porzucił pilnowany posterunek i z nieznanej przyczyny wpadł na najgłupszy możliwy pomysł w Afganistanie, czyli uciekł ze swojego oddziału. Wpadł na oddział talibów i stał się ich zakładnikiem. Oddział Waltza szukał Berghdala na rozkaz Obamy, ale nie wiedział, że dowodzący oficer uważa poszukiwanego za zdrajcę, który naraził swoich kolegów. Finalnie Berghdala wymieniono i udowodniono mu dezercję. Michael Waltz zakończył służbę w stopniu pułkownika.

Czytaj też

To pierwszy „Zielony Beret” wybrany do Kongresu USA. Po karierze w wojsku próbował swoich sił w biznesie i pisarstwie. Był etatowym komentatorem prawicowych mediów. Stał się orędownikiem koncepcji Donalda Trumpa na politykę zagraniczną, czyli tzw. „pokoju przez siłę”, czyli mniejszego militarnego zaangażowania USA na świecie z jednoczesnym dofinansowaniem armii. Co ciekawe, Waltz jest wielkim zwolennikiem walki Kurdów, co będzie kłóciło się z trumpistowskim izolacjonizmem. Pisał w tej sprawie liczne interpelacje. Kurdowie mogą więc włączyć się do starcia z „Osią Oporu”, czyli sojuszem Teheran-Hezbollah-Hamas. Zwłaszcza, że pierwsza kadencja Trumpa przebiegała pod znakiem kurdyjskiej walki. Być może nadejdzie powtórka.

Reklama

Podobną drogę przeszedł przyszły Sekretarz Obrony – Pete Hegseth. Ukończył Uniwersytet Princeton, gdzie pisał do prawicowej studenckiej gazetki. Został pracownikiem w zespole maklerów i zaciągnął się do Gwardii Narodowej Stanu Minnesota, z którą wysłano go do pilnowania bazy Guantanamo w amerykańskiej enklawie na Kubie. Po powrocie z Guantanamo na ochotnika zgłosił się, by walczyć w Iraku, gdzie był dowódcą plutonu, a następnie „doradcą” irackich władz – to była częsta praktyka dla żołnierzy, którzy chcieli przedłużyć służbę, ale zarobić więcej i robić inne rzeczy. Następnie został przeniesiony do Afganistanu, gdzie był instruktorem ds. walki z terroryzmem. Po powrocie z wojny zaangażował się w działalność na rzecz weteranów. Stał się aktywny w Partii Republikańskiej, gdzie ostatecznie wylądował w obozie Donalda Trumpa i jako prowadzący w Fox News, gdzie urósł do rangi prawicowego celebryty. I Waltz, i Hegseth, opublikowali głośne na amerykańskiej prawicy książki, które łączyły rozczarowanie wojnami na Bliskim Wschodzie, z konserwatywną agendą i rozliczeniem administracji Obamy i Bidena.

J.D. Vance, czyli przyszły wiceprezydent USA był żołnierzem Korpusu Piechoty Morskiej USA, ale jak sam przyznał, nie widział walki na własne oczy. Służył w Iraku jako oficer prasowy, przez sześć miesięcy.

Krytyka bliskowschodnich wojen była swego czasu w Partii Republikańskiej tematem tabu. Tę agendę przejęła Partia Demokratyczna, której kandydatem, a następnie prezydentem był Barack Obamy – wygrywający wybory właśnie na tej krytyce. Wcześniej jedynym Republikaninem idącym pod prąd pro-Bushowego establishmentu był niszowy polityk i libertarianin Ron Paul (ojciec Randa Paula, krytyka Trumpa). Część haseł Rona Paula przejął Donald Trump, krytykując złamanie obietnic wyborczych przez Obamę. Zauważmy, że politycy po których sięga urodzili się między latami 70« a 80«. To generacja, która uczestniczyła w wielkich wojnach z terrorem i wróciła z nich rozgoryczona, oraz z przekonaniem, że nie miały one większego sensu. Oni weszli do Partii Republikańskiej i odrzucili stary establishment związany z klanem Bushów, który wysłał ich walczyć do Afganistanu oraz Iraku.

Reklama

Komentarze (1)

  1. szczebelek

    Wymiana pokoleniowa to normalna sprawa do tego gdy ta zachodzi to zazwyczaj nowe pokolenia bazuje na swoich doświadczeniach kilkanaście lat temu republikanie mogliby wysłać amerykańskich żołnierzy na Ukrainę gdyby doszło do tego co zaszło w 2022 roku, a teraz krytykują takie pomysły . Na naszej scenie politycznej też bym wysłał kilka dinozaurów z obu stron na emeryturę.

Reklama